Drukuj Powrót do artykułu

Sami stają się świątynią

22 października 2010 | 15:13 | Marcin Stradowski (KAI) Ⓒ Ⓟ

Dlaczego księża wyjeżdżają na misje, z jakimi mierzą się problemami oraz co ich przekonuje do służby i trwania w tej trudnej posłudze duszpasterskiej? Na te i inne pytania odpowiada w rozmowie z KAI ksiądz-misjonarz Dariusz Bala, który od 2007 roku pracuje w Chersonie na Ukrainie.

 

 

KAI: Co Księdza skłoniło do takiej formy posługi kapłańskiej? Czy widział Ksiądz w tym wolę Bożą?

 

Ksiądz Dariusz Bala: Można powiedzieć, że bezpośrednio na mój wyjazd wpłynęły słowa Papieża Benedykta XVI: „Kapłani polscy, nie bójcie się opuścić wasz bezpieczny i znany świat, by służyć tam, gdzie brak kapłanów i gdzie wasza wielkoduszność przyniesie wielokrotne owoce”. A ja właśnie od kilku lat zastanawiałem się jaka jest wola Boża odnośnie mojej dalszej posługi kapłańskiej. W tym czasie wielokrotnie wyjeżdżałem na Ukrainę, aby pomagać moim kolegom kapłanom w pracy duszpasterskiej. Można powiedzieć, że z Ukrainą byłem związany już od wielu lat, ale brakowało takiej ostatecznej decyzji. Zgodę na wyjazd otrzymałem po roku. Początkowo nie rozumiałem skąd to opóźnienie. Ale ten czas okazał się niezwykle ważny, zarówno dla nauki języka, jak i do przygotowania wewnętrznego.

 

KAI: Jaka jest specyfika pracy misyjnej na Ukrainie?

 

Kościół na Ukrainie to Kościół odradzający się po latach zniszczeń duchowych i materialnych. Czasami aż trudno uwierzyć, że tak stosunkowo niedaleko (Cherson, gdzie pracuję leży około 1300 km od Warszawy) Kościół przeżył zupełnie inny czas. Dobrze pokazuje to historia parafii. Pierwsza świątynia powstała tam pod koniec XVIII w. Po rewolucji bolszewickiej kościół został zamknięty a po II wojnie zamieniono go na kino dla dzieci. Często spotykam ludzi, którzy wspominają, jak w budynku kościoła jedli lody i oglądali filmy. Jeszcze gorszy los spotkał inne świątynie. Na terenie naszej parafii (dojeżdżamy na Mszę świętą do wiosek oddalonych od Chersonu o 200 km) jest kościół, który przez wiele lat służył jako magazyn zbożowy. Podobne zniszczenia przeżyły wspólnoty parafialne. Dziś parafia liczy sobie zaledwie ok. 200 osób w samym Chersonie i ok. 100 rozsianych po różnych wioskach. Parafian mógłbym podzielić na dwie grupy. Ci, którzy przeżyli prześladowania i potem walczyli o swój Kościół. Oni bardzo cenią sobie sam fakt, że jest z nimi ksiądz. Bo przez lata go nie mieli. Druga grupa to nowi ludzie. Wymagają oni ewangelizacji a potem katechizacji. Można dodać jeszcze tych, którzy zapomnieli już nieco swoją wiarę, choć byli ochrzczeni. To wszystko pokazuje, że specyfiką pracy duszpasterskiej na Ukrainie jest pomoc Kościołowi, który odradza się ze zniszczeń. Trzeba też uwzględnić inną sytuację Kościoła na Ukrainie wschodniej (tam, gdzie leży Cherson) i zachodniej (gdzie nie dokonały się takie zniszczenia).

 

KAI: W jakich warunkach odprawiane są nabożeństwa?

 

To zależy od miejsca. W samym Chersonie mamy kościół już prawie odbudowany. Nabożeństwa odprawiane są zatem w normalnych warunkach. Ostatnio udało się nawet (dzięki pomocy z Polski) zrobić dwa konfesjonały. Z pewnością nie możemy się poszczycić jakimś pięknym wyposażeniem wnętrza, ale dziękujemy Bogu za to, co mamy. Nieco inaczej jest w miejscach, gdzie dojeżdżamy. Tam zazwyczaj odprawiamy Msze święte w zwykłych domach, albo w zrujnowanym kościele (niedawno rozpoczęliśmy remont dachu, dzięki czemu nie cieknie nam woda na głowę). Bardzo poruszające były dla mnie warunki mojej posługi chorym w szpitalach. Tam nie ma kaplic jak u nas w Polsce. Przyszło mi zatem spowiadać i udzielać Komunii św. na korytarzu, w salce zabiegowej albo po prostu na ławce przed szpitalem. W takich sytuacjach mniej liczą się warunki. Liczy się człowiek, który czeka na Chrystusa i sam staje się świątynią…

 

KAI: Jakie formy przybiera praca duszpasterska przy takiej różnorodności potrzeb?

 

Formy pracy duszpasterskiej zależą od ludzi, którzy do nas przychodzą. Wiele czasu poświęcamy katechizacji dzieci, młodzieży i dorosłych. Przygotowujemy ich do przyjęcia sakramentów i prowadzimy dalszą formację. Ci, którzy już weszli do naszej wspólnoty parafialnej zaczynają tworzyć różne grupy i wspólnoty. Jest u nas wspólnota młodzieżowa, młodych małżeństw, kobiet. To ludzie, którzy szukają czegoś więcej dla swojej duszy. W naszej pracy staramy się też wychodzić na zewnątrz. Chodzimy do domów dziecka, hospicjum, domu opieki społecznej, prowadzimy świetlicę dla dzieci. Trzeba pamiętać, że na Ukrainie katolicy stanowią zaledwie 1%. A w Chersonie, który liczy sobie prawie 400 tys. mieszkańców to jeszcze mniej. Próbujemy zatem organizować koncerty czy przedstawienia, uczestniczyć w życiu kulturalnym miasta, czy też oddziaływać poprzez gazety, telewizję lub radio. Wszystko po to, aby ludzie usłyszeli o Kościele katolickim i uświadomili sobie, że to nie heretycy (jak myślą niektórzy). Wielu ludzi w mieście wciąż kojarzy budynek kościoła z kinem dla dzieci. Stąd potrzeba docierania do ludzi przez środki masowego przekazu. Ponadto po takich spustoszeniach duchowych dziś rozwija się na Ukrainie wiele sekt. Ci łowcy dusz chwytają je dla własnej korzyści, potrzeba ewangelizacji i katechizacji jest więc ogromna.

 

KAI: Jak przyjmują Księdza ludzie na placówkach dojazdowych?

 

Placówki dojazdowe to przykład braku logiki w naszej pracy. Bo normalnie to nie opłaca się jechać wielu kilometrów dla kilku osób… Ale oni czekają…. Czekają dzieci, czekają dorośli, czekają chorzy… Czekają nawet długo, gdy nasz przyjazd opóźnia się z powodu złej drogi czy pogody. Jak już wspomniałem sakramenty udzielane są w domach prywatnych. Czasami organizujemy dojazd do kościoła na przykład z racji I Komunii świętej, aby dzieci i rodzice przeżyli tę uroczystość w innych warunkach (budynek kościoła to dla tych ludzi niezwykle poruszające przeżycie). Te wszystkie dojazdy zajmują nam dużo czasu. Mamy 5 takich punktów oddalonych od Chersonu 50-200 km. Jeśli policzyć przyjazdy na Mszę św., katechizację i do chorych to szybko przybywa kilometrów na naszym liczniku… Ale warto. Kiedy widzi się radość dzieci, czy uśmiech dorosłych lub chorych, to inaczej liczy się te kilometry….

 

KAI: Jak wygląda Księdza zwykły dzień?

 

W Chersonie kończymy remont świątyni i otoczenia. Stąd oprócz duszpasterstwa śmieję się czasem, że czuję się jak w reklamie marketu budowlanego: buduję remontuję… A poza tym cała masa formalności związanych z dokumentami. Walka z biurokracją, mentalnością postsowiecką, korupcją… Trudno się czasem odnaleźć w gąszczu stale zmieniających się przepisów. To prawdziwy krzyż… Początkowo miałem wrażenie, że mój zwykły dzień to nieustanne bieganie. Potem spostrzegłem, że mój dzień to nieustanne spotkania z ludźmi… Wierzącymi w kościele, niewierzącymi lub innego wyznania w biurach, robotnikami na budowie, bezdomnymi proszącymi o jedzenie… I w każdym z nich mam dostrzec Chrystusa…. Kiedy tak patrzę na moją pracę to dzień wygląda inaczej…

 

KAI: Jaki jest stosunek władz do działalności Kościoła katolickiego?

 

Władze są różne. Wszystko zależy od człowieka. Władze administracji państwowej nie przeszkadzają nam w pracy. Niektórzy starają się pomóc. Trzeba pamiętać o tym, że jesteśmy mniejszością religijną. Nieco inaczej jest z władzami lokalnymi. Jedni są bardzo życzliwi i naprawdę pomagają, inni traktują nas zupełnie obojętnie, są i tacy dla których jesteśmy intruzami, bo zabraliśmy im kino dla dzieci (tacy ludzie zapominają, że najpierw był to kościół…)

 

KAI: Co stanowi największą trudność w posłudze duszpasterskiej?

 

Trudności wynikają ze zniszczeń, które się dokonały. Tych duchowych, bo ludziom wmówiono, że Boga nie ma i jest On niepotrzebny. Po wielu latach ateizacji ludzie zapomnieli o swojej tradycji katolickiej. Dziś wielu z nich trzeba na nowo uczyć jak przeżywać święta, co to jest wigilia, trzeba przekonywać dzieci, że największym świętem nie jest Nowy Rok albo 8 marca… A ten, kto przynosi prezenty to św. Mikołaj, a nie Dziadek Mróz…

Ale są też trudności materialne. Tak małej wspólnoty parafialnej nie stać nawet na utrzymanie swojego kościoła, nie mówiąc już o odbudowie czy remontach. Chcąc pomagać dzieciom, młodzieży, biednym i chorym musimy nieustannie zwracać się o pomoc do ludzi dobrej woli i różnych organizacji… Dużą trudność stanowi też inny kalendarz, jaki stosuje się na Ukrainie. Krótko mówiąc: święta państwowe nie wypadają wtedy, co nasze… Nieco inaczej świętuje się Boże Narodzenie, gdy dla wszystkich wokół to zwykły dzień pracy… No i oczywiście brak rąk do pracy, czyli kapłanów i sióstr zakonnych. Pracuję tutaj z jeszcze jednym księdzem i dwoma siostrami zakonnymi. I choć parafian jest niewielu to nikt z nas się nie nudzi. Poważną trudnością jest bieda i odległości, jakie muszą pokonywać parafianie. Pamiętam dylemat: mamy dwóch ministrantów, którzy mieli kilka hrywni (tutejsza waluta) i zastanawiali się jakim środkiem lokomocji dostać się do domu na drugim końcu miasta, a po drodze kupić chleb. Bezpośredni dojazd i chleb przekraczały sumę w ich kieszeni. Musieli wybrać trolejbus i długi spacer, żeby wystarczyło i na chleb. Dla wielu parafian podróż do kościoła zajmuje godzinę lub więcej.

 

KAI: Czy trudno było zmierzyć się z problemami, które Ksiądz zastał na Ukrainie?

 

Trudno. Bo ja pracuję w południowo-wschodniej Ukrainie. To już nieco inna mentalność, wykraczająca poza dawne ziemie polskie. Jest to miasto wielonarodowe. Jeden z naszych punktów dojazdowych to wioska, gdzie na Mszę św. przychodzą sami Ormianie. W zderzeniu z władzami i biurokracją czułem się często jak Mojżesz wysłany do faraona… Trudno zmierzyć się z biedą ludzką. Tą duchową i materialną… Zwłaszcza, gdy po ludzku nie można pomóc… Pamiętam człowieka, który leżał na śmietniku przy bramie kościoła. Wyrzucono go z domu. Patrzył na mnie, a ja czułem się jak bogacz wobec Łazarza… To trudne spotkania… Czasami, gdy wyciąga się ludzi z ich dawnego myślenia i grzechu można wręcz namacalnie poczuć złość diabła, który wścieka się z powodu dusz, które traci…

 

KAI: Co podtrzymuje wiarę w sens dalszej posługi? Co daje największą radość w pracy misyjnej?

Największą radość i pomoc dają cuda, które Pan Bóg czyni. Na przykład przysyła człowieka, który sam z siebie chce odnowić kościół w jednej wiosce. Narzeczeni, którzy po katechezie postanawiają żyć w czystości i zamieszkują oddzielnie. Mała dziewczynka, która usłyszawszy o złych ludziach niszczących kiedyś Kościół przyszła na najbliższą Mszę św. niedzielną z mieczem w ręku, aby bronić Kościoła przed złem… Starsi ludzie, którzy całują księdza w rękę tylko za to, że jest tutaj i chce dla nich pracować. Ci ludzie potrafią nieustannie dyżurować w kościele, aby nie był on zamknięty.

 

Radość daje posługa wśród ludzi, którzy przez kilkadziesiąt lat nie mieli u siebie księdza. Są tacy, którzy jeździli po kilkaset kilometrów aby się wyspowiadać i przyjąć Komunię świętą. Dzisiaj są wdzięczni za kapłanów i Kościół. Bo parafia funkcjonuje zaledwie od kilkunastu lat. Ona wciąż się tworzy…

 

KAI: W jaki sposób sympatycy misji Kościoła katolickiego mogą wspierać to dzieło misyjne?

 

Modlitwą i ofiarą. To pierwsze wiadomo jak realizować. Chętnych do realizacji drugiego proszę o kontakt: darbal@go2.pl

 

KAI: Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Katarzyna i Marcin Stradowscy

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.