„Solidarność” jest wciąż Polsce potrzebna
03 września 2010 | 12:12 | apw/ms Ⓒ Ⓟ
Przede wszystkim trzeba przezwyciężyć podziały i ukazać, że jesteśmy zdolni do jedności – mówi KAI abp Sławoj Leszek Głódź w wywiadzie z okazji 30-lecia „Solidarności”. Przypomina jak wielkie nadzieje z „Solidarnością” wiązał Jan Paweł II. „Sam wielokrotnie słyszałem z ust Ojca Świętego, że teologia wyzwolenia, rewolucja, którą podsycano w Ameryce Łacińskiej, nie jest antidotum na problemy społeczne, ale solidarność w znaczeniu katolickiej nauki społecznej. Przykładem tego była „Solidarność” w Polsce” – wyjaśnia.
Oto pełen tekst wywiadu z abp. Sławojem Leszkiem Głódziem, metropolitą gdańskim:
KAI: Przeżywamy 30. rocznicę powstania „Solidarności”. Czy dbamy dostatecznie o pamięć o niej? Czy nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że upadek komunizmu będzie się kojarzył w Europie bardziej ze zburzeniem Muru Berlińskiego niż z powstaniem niezależnych związków zawodowych w Polsce?
Abp Sławoj Leszek Głodź: Jeżeli wiedza o roli związku nie jest dostatecznie obecna w świadomości współczesnych, to może powinniśmy się wszyscy uderzyć w piersi, że zaczęliśmy dzielić „Solidarność” – na pierwszą, drugą, trzecią… Przecież w pewnym momencie niektóre eksponowane osoby zaproponowały, by zwijać sztandary, gdyż ponoć związek odegrał już swoją rolę. Na ten postulat sam odpowiadałem w jednej z homilii, że jeszcze nie czas na zwijanie sztandarów. Te rozbieżności komplikują obraz przeszłości a skonfliktowanym stronom bardzo trudno opracować jeden spójny przekaz. Ponieważ jednak życie nie znosi pustki, więc pamięć o upadku komunizmu zagospodarowują inni. Ale może z pamięcią o „Solidarności” w Europie nie jest tak źle, skoro podczas ubiegłorocznych uroczystości w rocznicę upadku Muru Berlińskiego to właśnie Lech Wałęsa przewrócił pierwszą kostkę domina, symbolizującego upadek wszystkich murów w bloku komunistycznym.
KAI: Co powinniśmy więc robić?
– Nie jestem prorokiem. Przede wszystkim trzeba przezwyciężyć podziały i ukazać, że jesteśmy zdolni do jedności. Natomiast dziś pada tyle haseł, oskarżeń i bałamuctwa, że normalni ludzie w tym się nie rozeznają. Tylu przywódców odcięło się od korzeni. Dziś boją się, że ktoś ich wygwiżdże, gdy się pokażą publicznie, a przecież powinni być noszeni z wdzięczności na rękach. Zakopanie podziałów to ważne zdanie, stojące przed elitami. „Solidarność” jest wciąż Polsce potrzebna, gdyż jest ona trwałym elementem polskiego życia. Jestem przekonany, że nie skończyła się misja „Solidarności” w chwili odzyskania wolności. Bo nie ma wolności bez sprawiedliwości, tak jak nie ma sprawiedliwości bez wolności. Nie ma też wolności i sprawiedliwości bez solidarności. Należy wrócić jeszcze raz do porozumień gdańskich i dokonać rachunku sumienia. Droga została wytyczona przed 30 laty, gdy zostały ona podpisane w formie 21 punktów. Trzeba te wszystkie treści wziąć poważnie, wrócić do nich. A przede wszystkim trzeba „zagospodarować” wszystkich obywateli i tworzyć bazę do tych pragnień i programów. Sięgnijmy po jeden przykład. W Polsce dziś dostrzega się narastający kryzys rodziny. A rodzina to przecież podstawa bytu Narodu i jego przyszłości. A tymczasem znaczenie polityki rodzinnej jest w Polsce marginalizowane. Jak to się ma do trzech spośród 21 postulatów dotyczących poprawienia życia w rodzinie? Problem ten stanowi także wielka troskę Kościoła.
KAI: Pojęcie solidarności było osią nauczania Jana Pawła II. Mówił o solidarności na różnych poziomach…
– Niedawno, gdy powiedziałem, że Jan Paweł II jest ojcem „Solidarności” usłyszałem od prominentnych osób, że trochę przesadzam. Wyraziłem żal, że zaledwie pięć lat po śmierci Jana Pawła II takie zdanie, choćby w formie metaforycznej, jest kwestionowane. A prawda jest taka, że ojcem „Solidarności” – ojcem nie tylko polskiej wolności – był Ojciec Święty. Przed 30 laty niezależny związek był zwornikiem wszystkich polskich spraw – narodowych, religijnych, dotyczących duszy narodu i tożsamości. „Solidarność” manifestowała związek polskiej pracy z Chrystusem, z Kościołem. Od czasu powstania „Solidarności” Kościół nie sprzeniewierzył się jej idei. Wprost przeciwnie, jest jej depozytariuszem i podtrzymuje ją. I jeszcze jeden aspekt, o którym nie wolno zapominać. Na dokonaniach „Solidarności” budowana była przed 20 laty suwerenność, której owocem były przemiany ustrojowe w 1989 r. Analogicznie jak po rozbiorach, w 1918 r. na wojsku (Legionach) i Kościele budowana była niepodległość wolnej Polski. Taka jest historyczna prawda. Samo używanie takich pojęć jak „demokracja”, „wolność”, „państwowość”, jeszcze wszystkiego nie załatwia. Przede wszystkim należy pamiętać o wszystkich obywatelach – także tych historycznych postaciach Związku. A także o wartościach, które „Solidarność” niosła i niesie pozostając ich depozytariuszem.
KAI: Mówi Ksiądz Arcybiskup o fundamencie, na którym zbudowano zmiany w Polsce po 1989 r. Obecnie obserwujemy próbę usunięcia chrześcijaństwa z tego fundamentu. Ujawniło się to szczególnie mocno w manifestacjach przeciwników krzyża pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
– Jeśli ma pani na myśli tych młodych ludzi, którzy uwłaczali i bezcześcili krzyż, to dał o sobie znać nowy nihilizm. A więc antyreligijna, antykościelna neuroza, która usiłowała zamknąć Kościół katolicki na 60 lat w „getcie” za czasów PRL. Teraz nastąpiło ujawnienie tego nurtu i jego odrodzenie. Tym właśnie chce się karmić tzw. lewica. Tymczasem nurt antyreligijny nie jest konieczną drogą lewicy. Na pogrzebie marszałka Jerzego Szmajdzińskiego powiedziałem, że należał do tej generacji lewicy, której obca była neuroza, ta cała fobia walczącego ateizmu. Owszem, dziś taki nurt niestety się ujawnia, ale na hasłach i wyświechtanych ogólnikach niczego nie można zbudować. Negacja rodzi negację, nie jest twórcza.
KAI: Słyszymy o zagrażającym nam widmie zapateryzmu. Pojawiają się także hasła typu „Polska nie jest najważniejsza”. Przemówią one do młodych ludzi?
– Jeżeli się wytworzy pustkę wartości, to nawet kalosze mogą przemówić. A co do zapateryzmu, który ma zawitać do Polski – każdy kraj ma swoją drogę, a Kościół jest uniwersalny. Wierzę, że Kościół w Polsce jest w stanie utrzymać wszystkie dzieła i inicjatywy i wypracować też prostą drogę naszej misji ewangelizacyjnej. Tego pilnujemy i jesteśmy tego stróżami. Zapateryzm ma wiele twarzy, ducha rewolucji francuskiej, październikowej, czy też wojny domowej w Hiszpanii. Tendencje sekularystyczne, widmo zapateryzmu są dziś obecne w Europie, więc trudno żeby nie było sił politycznych, które nie usiłowałyby przerzucić ich na teren Polski. Polska jawi się bowiem w Europie jako religijna, tradycyjna ostoja Kościoła katolickiego. Nie można jednak ludzi, którzy się modlą, którzy deklarują swoją przynależność do Kościoła, wyśmiać i wyszydzić, a potem zadekretować taką „wolność” szermując hasłami demokracji nawet w wymiarze prawnym. Dlatego Kościół zawsze będzie stać na straży budowania harmonii społecznej. Jej kształtowanie nie jest procesem jednorazowym, lecz może trwać dziesięciolecia. Kształtowanie ładu i harmonii w społeczeństwie polskim zawsze będzie naszym priorytetem, bowiem są one potrzebne dla naszego normalnego współżycia. W Kościele polskim trwamy od 40 lat w nurcie ”aggiornamento”. Czynimy to także w czasie pontyfikatu Jana Pawła II i obecnie Benedykta XVI. Obserwujemy bieżące wydarzenia, także polityczne, ale nie jesteśmy strażakami do gaszenia prawdziwych bądź sztucznie wywołanych pożarów, tym bardziej parawanem do przykrywania braku decyzji u decydentów.
KAI: Dlaczego kapitał wspólnego protestu, obrony wartości, wspólnego cierpienia, został w Polsce tak łatwo roztrwoniony?
– Trzeba zapytać kto go roztrwonił, bo to nie jest podział, który powstał przy krzyżu pod Pałacem Prezydenckim. Ten podział powstał zaraz po 1989 r. Polacy zostali podzieleni na „masę upadłościową” i na tych, którzy są beneficjentami przemian ustrojowych i mają władzę, pieniądz i media. Zaczęliśmy budować biblijną wieżę Babel i po prostu – pomieszały się nam języki. Ten proces trwa. Nawet za PRL nie było takiego rozwarstwienia jak teraz. Część społeczeństwa została nazwana mianem „oszołomów”, „fundamentalistów”, „rydzykowców”, „głupoli”, „ciemniaków”, itd. Nie wolno tak ludzi szufladkować i dzielić! Nie wolno tego czynić – trzeba się przed takim językiem bronić. A tymczasem wydarzenia w Warszawie dowodzą jednego: czy pamięć o katastrofie pod Smoleńskiem ma być utrwalona, w jakiej formie i kto podejmie tę decyzję… Daliśmy temu wyraz w Komunikacie Rady Biskupów Diecezjalnych z Jasnej Góry.
KAI: Czy sądzi Ksiądz Arcybiskup, że w Polsce po 20 latach wolności możliwy jest powrót do podstawowych idei „Solidarności”?
– Wyczuwam w tym pytaniu pesymizm, a Ojciec Święty wiązał przecież z nią wielkie nadzieje. Wiązał je nie tylko z Polską, bo mówił wprost o potrzebie przeniesienia tej nadziei na całą Amerykę Łacińską. Sam wielokrotnie słyszałem z ust Ojca Świętego, że teologia wyzwolenia, rewolucja, którą podsycano w Ameryce Łacińskiej, nie jest antidotum na problemy społeczne, ale solidarność w znaczeniu katolickiej nauki społecznej. Przykładem tego była „Solidarność” w Polsce. Czy ten polski płomień doszedł do Ameryki Łacińskiej? Nie. Ale idea jest wciąż żywa. A w Polsce? Wino, żeby było dobre, musi długo fermentować. Sądziliśmy, że 10, 20 lat wystarczy żeby wrócić do normalności. Dziś widzimy, że to za mało. Uczyni to może nowe pokolenie. Przyjdą więc nowe wyzwania i nowe zadania.
KAI: Kiedy to nastąpi?
– To zależy od nas. Mamy usta pełne frazesów, haseł, zamieniających się w paplaninę, a konkretów brak. Kiedy padają dziesiątki zakładów pracy, my dyskutujemy o sprawach drugorzędnych, często nawet przy pomocy mediów żyjemy w świecie fikcji. Media przejęły dziś właściwie wszystko – zastępują władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Wydają wyroki, ścinają głowy i straszą polityków, którzy biegają od studia do studia. Niektórzy są nawet cztery razy dziennie w różnych stacjach. Tak zwana czwarta władza stała się pierwszą. Wartością nie jest prawda lecz PR, nastroje i słupki. Wciąż jesteśmy tym karmieni i już się do tego przyzwyczailiśmy.
KAI: Jak więc powrócić do solidarności?
– My nie musimy wracać do „Solidarności”. Ona jest w nas i nadal trwa. Stoją przed nią zadania obrony godności pracy i wynagrodzeń. Bogu dziękujmy, że jeszcze jest jakiś wentyl w postaci „Solidarności”. Owszem, jest już inna, mniejsza, ale pozostaje nośnikiem i depozytariuszem porozumień ze Szczecina, Gdańska i Jastrzębia Zdroju z 1980 roku. Jest też Kościół, który pozostaje w społeczeństwie obrońcą ubogich, budując ład moralny i harmonię społeczną.
Rozmawiała Alina Petrowa-Wasilewicz
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.