Drukuj Powrót do artykułu

Święty Idzi robi kanapki

21 grudnia 2012 | 09:02 | Maria Czerska / pm Ⓒ Ⓟ

Adam zmarł w styczniu, w Warszawie. To było 2 lata temu. Straszne mrozy. Trochę wypił, ale schronił się na ciepłej klatce schodowej. W nocy ktoś go z tej klatki wyrzucił. Bezdomny, pijany – nikt nie chce mieć takiego „sąsiada”. Rano Adam już nie żył. Miał 32 lata.

– Nie znaliśmy go bliżej. Nie zdążyliśmy – mówi Magda ze Wspólnoty św. Idziego w Warszawie. – Tyle, że był u nas na Wigilii, czyli, że 2 czy 3 tygodnie wcześniej siedzieliśmy razem przy jednym stole. Potem inni bezdomni opowiedzieli nam, że zamarzł. Prawdopodobnie człowiek, który go wyrzucił z tej klatki nawet nie wie, że to się tak skończyło.

Jest mglisty listopadowy wieczór. Wskazówka zegara na Pałacu Kultury zbliża się do dziewiątej. Z podziemi kościoła Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim wyłania się kilkanaście postaci. Niosą jakieś worki, torby, plecaki. Szybkim krokiem przemierzają rozkopaną Świętokrzyską i rozciągający się za nią park. Spod Sali Kongresowej widać już Aleje Jerozolimskie i światła Dworca Centralnego. Tu wciąż są jeszcze tłumy. Ludzie wychodzą z zakupów w Złotych Tarasach albo pędzą rozgrzać się do którejś z otwartych jeszcze kafejek. Nie ma jeszcze mrozu ale chłód i przenikliwa wilgoć sprawia, że trudno jest wyobrazić sobie stanie na dworze dłużej niż pół godziny. A jednak na małym placyku między przystankiem autobusowym przy Emilii Plater a wjazdem na parking przy Pałacu Kultury od strony Muzeum Techniki stoi grupa ok. 50 osób. Patrzą na zegar nad głowami. Przestępują z nogi na nogę. Czekają.
Nareszcie. Grupa postaci z workami witana jest entuzjastycznie.

– O, przyszliście! Jest herbata?
– A kawa?
– Macie jakieś ubrania? Jakieś rzeczy? Ja ostatnio się pytałem…
– Wafelki! Po ile można brać? Ja jeszcze dla kolegi.
Po 10 minutach sto kanapek z szynką, żółtym serem, sałatą i ogórkiem znika bez śladu. Podobnie wafelki. Spotkanie jednak najwyraźniej dopiero się rozpoczyna. Ludzie stoją w grupkach, dopijają ze styropianowych kubków przyniesioną w termosach herbatę i kawę. Rozmawiają. To chyba w większości dobrzy znajomi. Wspominają jakieś poprzednie spotkania przy kanapkach, jakieś osoby, które tym razem nie mogły przyjść, opowiadają o swoich kłopotach, żartują.

Pan Grzegorz potrzebuje pościeli – poszew na kołdrę i poduszkę, bo prześcieradło jest. Śpi teraz w domku na jakiejś działce. Może go pilnować. Pani Jola, 40 – latka z brokatowym makijażem, dostała właśnie torbę ze swetrami. Podzieli się nimi z matką. Matka ma schizofrenię i wszystko wyrzuca a potem nie ma co na siebie włożyć. Mężczyzna w czerwonym dresie i żółtych butach też może mieć ok. 40 lat. Opowiada, jak przez 2 lata sypiał na Dworcu. Teraz już całe szczęście nie. Spotkał kobietę i znalazł dorywczo jakąś pracę.

Jola dzieli się problemami sercowymi. Mąż zostawił ją dla kochanki i to w dodatku starszej. Bydlę. A ona go z żadnym nie zdradziła, chociaż bardzo jest kochliwa – zodiakalny raczek. Ale małżeństwo to świętość. – Modle się na różańcu, tak jak mi radziłaś – mówi do Ani z grupy tych, co przynieśli kanapki. – To mi pomaga.

Obok stoi starsza pani. Przychodzi od niedawna, bo nie wiedziała, że są te kanapki. Gdzie sypia? – Gdzie popadnie. Ale nie, nie tak na otwartej przestrzeni – bo jest bardzo zimno. Ma na głowie czapkę z daszkiem. Szkoda. Jakby była normalna, to by można było naciągnąć na uszy. – Oby zima w tym roku była lekka – uśmiecha się.

Pani Alicja, staruszka z wielką torbą na kółkach, w której prawdopodobnie mieści się cały jej dobytek, rozmawia z chłopakiem, który dziś przyniósł jej szalik. Zachęca go do kontynuowania studiów na technologii żywności. – To widać, panie Marku, że to pana powołanie!

Już po dwudziestej drugiej. Jest lodowato. Czas się rozejść, choć większość nie pójdzie do domu. Tak dobiega końca cotygodniowe, czwartkowe spotkanie Wspólnoty św. Idziego z grupą warszawskich ubogich.

La Comunità di Sant’Egidio

Wspólnota Sant’ Egidio ma już 45 lat. W 1968 r. grupa licealistów , na czele z osiemnastoletnim wówczas Andreą Riccardim, (a dziś profesorem historii na Università degli Studi Roma Tre i ministrem współpracy międzynarodowej i integracji w rządzie Mario Montiego), zaczęła się spotykać, żeby razem czytać Ewangelię i odwiedzać ubogich mieszkających na przedmieściach Rzymu. To były w większości biedne rodziny z południa Włoch, „Trzeci Świat tuż pod domem” – jak wspomina jeden z członków grupy, Mario Marazziti, obecnie dziennikarz. Młodzi organizowali spotkania dla ich dzieci – coś w rodzaju świetlic. Uczyli je czytać i pisać, wymyślali ciekawe zajęcia.

Takie były początki Sant’ Egidio, które działa obecnie w 76 krajach i liczy ponad 50 tys. osób. Nazwa wzięła się od rzymskiego kościoła św. Idziego na Zatybrzu, który w 1973 r. stał się oficjalną siedzibą grupy, miejscem codziennej modlitwy jej członków. W 1986 r. Wspólnota uznana została oficjalnie przez Stolicę Apostolską za międzynarodowe publiczne stowarzyszenie wiernych.

Modlitwa, dzielenie się Ewangelią i przyjaźń z ubogimi – to podstawowe i nierozerwalnie ze sobą związane „dzieła”, z których wypływają kolejne zaangażowania. „Szkoły Pokoju”, czyli świetlice dla biednych i zaniedbanych dzieci funkcjonują dziś w wielu miejscach na świecie. Sant’ Egidio otacza też opieką ludzi starszych, niepełnosprawnych, bezdomnych, więźniów, uchodźców czy Cyganów.

Przyjaźń z ubogimi przywiodła członków Wspólnoty do konkluzji, że wojna jest matką wszelkiej biedy a w związku z tym – do pracy na rzecz pokoju. Spektakularnym sukcesem było tu doprowadzenie w 1992 r. po 2 latach mediacji do zakończenia trwającej od 16 lat wojny domowej w Mozambiku. W roli mediatora Wspólnota występowała też m.in. na Bałkanach, w Algierii, Gwatemali, Burundi, Liberii, na Wybrzeżu Kości Słoniowej czy w Senegalu.

Zaangażowanie na rzecz pokoju w naturalny sposób związane jest z zaangażowaniem w dialog ekumeniczny i międzyreligijny. Dodatkową inspiracją w tym kierunku był dla Sant’ Egidio papież Jan Paweł II. Jak wspomina Andrea Riccardi, w 1987 r., rok po pamiętnym spotkaniu przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich i różnych religii w Asyżu, Ojciec Święty powiedział do niego „Idźmy naprzód, kontynuujmy, chociaż o mały włos nie obłożyli mnie ekskomuniką”. Od tego czasu Wspólnota rokrocznie organizuje międzynarodowe spotkania „Ludzie i religie” – w duchu Asyżu.

Pierwsze takie spotkanie poza granicami Włoch odbyło się na początku września 1989 r. w Warszawie, niemal tuż po przełomowych czerwcowych wyborach.

Z ziemi włoskiej do Polski

– Wspólnoty poza Rzymem, a nawet poza granicami Włoch zaczęły powstawać bardzo szybko. Te w Antwerpii czy w Würzburgu działają już ponad 35 lat. Zawsze jednak ten rozwój miał i ma charakter bardzo nieformalny, można powiedzieć „oddolny”. Ktoś poznaje Wspólnotę, w jakiś sposób się nią zachwyca a potem próbuje tak żyć w swoim mieście – mówi Magda, odpowiedzialna za Sant’ Egidio w Warszawie, z wykształcenia socjolog, z zawodu filmowiec.

Po pierwszej wizycie w 1989 r. członkowie Wspólnoty przyjechali do Polski w 1991 r. na Światowe Dni Młodzieży w Częstochowie. To była kolejna szansa na poznanie Polaków ale jakoś do tego nie doszło. Powstały za to wspólnoty we Lwowie, w Kijowie i w Moskwie. (Te dwie ostatnie złożone z resztą w większości z prawosławnych.) Polacy „zarazili się” Sant’ Egidio dopiero po Światowych Dniach Młodzieży w Rzymie w 2000 r. i przeszczepili tamtejsze ideały do Stargardu Szczecińskiego. Obecnie wspólnoty działają również w Szczecinie i w Chojnie a od 2008 r. – także w Warszawie.

– We wrześniu 2008 r. odbyło się w Krakowie pierwsze spotkanie w ramach międzynarodowego projektu „Młodzi Europejczycy dla świata bez przemocy”, organizowane przez „Świętego Idziego” – opowiada Magda. – Okazało się, że przyjechało 5 osób z Warszawy. Rozmowy z byłymi więźniami obozów koncentracyjnych, dyskusje w międzynarodowym gronie nt. przeciwdziałania przemocy, ceremonia pamięci w Auschwitz – bardzo przeżyliśmy to wszystko. Zafascynowaliśmy się też ludźmi tam poznanymi, tym co robią, jak żyją i – postanowiliśmy spróbować tak żyć także w Warszawie.

Pierwsze spotkania modlitewne odbywały się na ul. Brzeskiej na Pradze, w mieszkaniu Małych Braci Jezusa, którzy zaoferowali Wspólnocie gościnę. – Od samego początku zastanawialiśmy się, jakie są wokół nas potrzeby i jakie też mamy możliwości pomocy ubogim. Zdecydowaliśmy się poznać bezdomnych. Przygotowywaliśmy dla nich kanapki i herbatę a potem, ku uciesze ochroniarzy, szukaliśmy ich w okolicach Dworca Wschodniego, często bezskutecznie. Nic dziwnego – nie znaliśmy ludzi, terenu, oni nas też nie znali – wspomina Magda.

Dość szybko „kanapki” przeniosły się w pobliże Dworca Centralnego, zwłaszcza, że rozrastająca się powoli grupka św. Idziego stanęła przed koniecznością zmiany miejsca spotkań. Praskie mieszkanko Małych Braci przestało wystarczać. Po zaskakująco długich poszukiwaniach salki przy jakiejś parafii i kilku nieprzyjemnych rozmowach z proboszczami, którzy najwyraźniej nie byli zainteresowani, żeby „coś takiego odbywało się u nich”, Wspólnota znalazła miejsce wymarzone – kościół Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim. Proboszcz, ks. Mirosław Nowak, przyjął ich z otwartymi ramionami i z ogromnym kredytem zaufania: spotkania w parafii rozpoczęły się pod koniec listopada 2009 r. a miesiąc później w podziemiach kościoła odbyła się pierwsza Wigilia, na którą zaproszono bezdomnych.

Czy w tym roku też mnie zaprosicie?

Wspólnota znała wtedy dobrze 20 osób z ulicy. Przygotowano dla nich na karteczkach 20 imiennych zaproszeń. Jak potraktują to zaproszenie? Czy przyjdą? – to była wielka niewiadoma. Przyszli i w dodatku przyprowadzili swoich znajomych, tak, że stawiło się nie 20 a 40 osób. Było to pewne wyzwanie dla Opatrzności Bożej, tym bardziej, że całe przedsięwzięcie organizowane było po raz pierwszy i trochę na ostatnią chwilę. Okazało się, że jedzenia, krzeseł, talerzy i sztućców było dokładnie tyle, ile potrzeba a prezenty w ostatniej chwili cudownie się rozmnożyły. Starczyło dla wszystkich.

Było to wydarzenie przełomowe, jeśli chodzi o kontakty z ubogimi Warszawy. Od tego czasu Wigilie są co roku i co roku gości znacząco przybywa. W zeszłym roku przyszło ponad 100 osób. Wieczerza dla takiego grona to już potężne przedsięwzięcie logistyczne. 12 – osobowa grupka organizatorów rozdawała swoje zaproszenia z duszą na ramieniu. Po raz kolejny doświadczyli działania Opatrzności: do pomocy zgłaszali się kolejni chętni i ostatecznie okazało się, że przy setce gości było dokładnie tyle samo współorganizatorów, którzy w jakimś zakresie włączyli się w przygotowania.

Bar „Ale wypas” dostarczył 2 skrzynki kapusty wigilijnej. Jakimś cudem ze Szczecina przyjechało 60 karpi. Usmażyła je pani Małgosia. Ktoś zrobił 200 pierogów, ktoś sałatki, ktoś ciasta. Zgłosili się chętni do pomocy w udekorowaniu sali, do przenoszenia stołów, ustawiania ław i krzeseł. Zebrał się chór, który przez całą Wigilię wspólnie z biesiadnikami śpiewał kolędy. Był cały tłum chętnych do „kelnerowania”. Mnóstwo ludzi kupiło prezenty : nikt nie wyszedł bez podarunku.

– Wiemy, że dla bezdomnych to jest wielkie przeżycie i że oni na to czekają – podkreśla Magda – Jest dla nich bardzo ważne nawet to, że na stole znajdują karteczkę ze swoim nazwiskiem, że wiedzą, iż ktoś czeka konkretnie na nich, że dla nich właśnie przygotowywany jest konkretny prezent . – Mówią, że uczestniczyli w wielu Wigiliach, ale że lubią wracać do nas – opowiada Ania – Dlaczego? Bo nic od nich nie chcemy, nie chcemy ich zmieniać, ulepszać na siłę. Poza tym my się znamy – spotykamy się przecież przez cały rok. Temat Wigilii i wspomnień z nią związanych przewija się często podczas naszych kanapkowych spotkań. A już w październiku słyszymy pytania w stylu: „Czy w tym roku też będzie Wigilia?”, „Czy mogę przyjść?” „Czy w tym roku też mnie zaprosicie?”– uśmiecha się.

Ania od 5 lat pracuje w Warszawie jako kierownik projektów informatycznych. Od 2 lat jest we Wspólnocie. – Zaczęło się właśnie od Wigilii. 2 lata temu podczas rekolekcji u jezuitów na Rakowieckiej usłyszałam, że coś takiego jest organizowane i że potrzeba ludzi do pomocy. Zgłosiłam się, żeby ustawiać krzesła czy roznosić potrawy ale w trakcie samej wieczerzy zostałam poproszona, żeby usiąść do stołu i towarzyszyć naszym gościom. To był w zasadzie mój pierwszy kontakt z bezdomnymi. Pół wieczoru przegadałam z Wieśkiem. Po kilkunastu minutach rozmowy zaczęliśmy się śmiać a ja w życiu nie myślałam, że bezdomni się śmieją! Potem pomyślałam sobie, że chciałabym się z nimi spotkać jeszcze raz.

To nie jest wolontariat

Pięcioosobowa grupka, która startowała w 2008 r. rozrastała się powoli. Obecnie warszawska wspólnota liczy ok. 30 młodych osób. Większość to absolwenci i studenci ale pojawia się też coraz liczniejsze grono licealistów. Przynależność do Sant’ Egidio nie ma żadnego wymiaru formalnego. Każdy może przyjść, zobaczyć, wziąć udział jednorazowo w jakimś przedsięwzięciu.

Osią spotkań jest cotygodniowa czwartkowa modlitwa połączona z robieniem kanapek i wyprawą w okolice Dworca. Kanapki przygotowywane są w salce w podziemiach kościoła Wszystkich Świętych. Gdy są już gotowe następuje małe przemeblowanie – stół znika, krzesła wędrują w rzędach na środek sali a przed ikoną Chrystusa rozbłyska świeca. Modlitwa jest bardzo prosta – Psalmy, Ojcze Nasz, modlitwa za ubogich, pieśń ze wspólnotowego śpiewnika. Ktoś z obecnych czyta też Ewangelię i dzieli się przygotowanym przez siebie rozważaniem na jej temat. Dopiero po modlitwie młodzi wyruszają z kanapkami do bezdomnych i ubogich. -Modlitwa jest zawsze. Nigdy nie spotykamy się z potrzebującymi bez modlitwy. Nie jesteśmy grupą wolontariuszy i zawsze to podkreślamy – zaznacza Magda.

To nie dla wszystkich jest oczywiste. Niektórzy przychodzą na spotkania, bo chcą po prostu zrobić coś dla innych ale wcale niekoniecznie zamierzają to wiązać z jakimś religijnym zaangażowaniem, zwłaszcza, że czasem są po prostu niewierzący. Inni przeciwnie – chcieliby pogłębiać i rozwijać swoją duchowość a pomaganie biednym jest dla nich pewnym uciążliwym dodatkiem. Jak pokazują konkretne historie członków Wspólnoty, obie te postawy mogą być punktem wyjścia do rozwoju: odkrycia wiary albo odkrycia Chrystusa w drugim człowieku.

-Wspólnota jest moim miejscem spotkania z Panem Bogiem, próbą, często nieudolną, realizacji tego, o czym mówił Jezus. To, co tu się dzieje przełamuje wszystkie moje stereotypy, odwraca uwagę od siebie i poszerza horyzonty. Ze zdumieniem odkrywam, że po tych 2 latach spotykania się z biednymi nagle zaczynam dostrzegać ludzi potrzebujących. I to gdzie? Tam, gdzie ich zobaczyć najtrudniej – w kręgu moich najbliższych! – stwierdza Ania.

– Tu poznałem swoich najlepszych przyjaciół – podkreśla Damian, 26 –letni lektor języka włoskiego i tłumacz, w Sant’ Egidio od 3,5 roku. – Wspólnota jest dla mnie olbrzymim wsparciem w codzienności, wsparciem dla mojej modlitwy, czymś co uczy mnie słuchać i otwiera oczy na innych. Tak, to jest moje miejsce w Kościele – dodaje.

Na formację składają się m.in. dni skupienia i rekolekcje. Centralnym punktem roku formacji jest Wielki Tydzień i Triduum Paschalne. Wszystkie wspólnoty Sant’ Egidio starają się przeżywać ten czas razem. Większe lub biedniejsze, np. te z Afryki, organizują to wspólne przeżywanie u siebie na miejscu. Te, które mogą sobie na to pozwolić – jadą do Rzymu.

– Początkowo trudno nam było sobie wyobrazić takie spędzanie Wielkanocy – bez rodziców, najbliższych, bez całej naszej polskiej tradycji, na czele ze święconką i suto zastawionym stołem – mówi Magda – a jednak to oderwanie pozwala się bardziej skupić na tym, co duchowe i na tym, co stanowi istotę tych Świąt. Zresztą ostatecznie zwykle w Niedzielę Wielkanocną po południu już jesteśmy w domu, tak, że czas na spotkanie z rodziną też jest – dodaje. W zeszłym roku w Triduum w Rzymie wzięły udział 23 osoby z Warszawy.

Jest co robić

Jeden z pobytów w Rzymie i podpatrywanie działalności tamtejszej Wspólnoty zainspirowały warszawiaków do nawiązania kontaktu ze starszymi ludźmi z Domu Pomocy Społecznej. Wybór padł na DPS im św. Franciszka Salezego na Solcu, gdzie mieszka 90 starszych osób, głównie kobiet. – Jest tam dobra opieka, pielęgniarki, rehabilitacja itp. ale przydałaby się obecność kogoś, kto by przyszedł, porozmawiał, posłuchał tych wszystkich historii, tych wspomnień, co tak bardzo chcą być opowiedziane – mówi Magda.
Pierwsze spotkanie odbyło się w okolicach 3 maja, półtora roku temu. Był to koncert pieśni patriotycznych, do którego, ku niemałemu zaskoczeniu pań opiekunek, z wielką ochotą włączali się ich podopieczni. Nie zawsze udaje się ich tak rozruszać! Wkrótce przyszło zaproszenie na następne spotkanie i tak rozpoczęła się historia kolejnych znajomości i przyjaźni. Członkowie Wspólnoty starają się bywać tam w miarę regularnie, co nie zawsze się udaje. Pól do działania jest mnóstwo, ilość osób i czasu – ograniczona…

Co tydzień w niedzielę grupa osób jeździ także do kanałów na Żeraniu. Zaczęło się od znajomości z Gosią. Przychodziła na kanapki i pewnego razu zaprosiła Wspólnotę „do siebie”. W okolicy mieszka też np. pan Janek, gitarzysta. Zawsze ma na podorędziu jakąś piosenkę swojego autorstwa, będącą komentarzem do rzeczywistości społeczno – politycznej. Drewniany domek opuszczony przez jakąś firmę zagospodarowały z kolei 4 osoby, w tym jedna para. Jedna izba bez ogrzewania, prądu i wody ale pięknie wysprzątana, na ścianach wiszą obrazki. Mają nawet chomika. Bardzo dbają o to swoje lokum. Ponieważ nie piją i robią wrażenie ludzi odpowiedzialnych, Wspólnota zdecydowała się kupić im kozę do ogrzewania. Bez niej nie przetrwaliby tam zimy.

Warszawski Święty Idzi podejmuje też szereg inicjatyw edukacyjnych. W ciągu ostatniego roku w ramach przygotowań do kolejnego spotkania w Krakowie „Młodzi Europejczycy dla świata bez przemocy” Wspólnota odwiedzała stołeczne licea przeprowadzając kilkanaście lekcji, które wychodząc od tematu holocaustu miały uwrażliwiać na problem przemocy i wykluczenia wokół nas. Zorganizowała też na kilku warszawskich uczelniach szereg spotkań na temat bezdomnych i stereotypów na ich temat.

Sami są sobie winni…

– Stereotypów jest mnóstwo. Są bardzo powszechne. Odkrywamy je też w nas – mówi Magda. – Że oni sami są sobie winni, że nie chce im się pracować, że to przez alkohol, że państwo im bardzo pomaga ale oni nie chcą z tej pomocy korzystać. To jest krzywdzące uogólnienie, choć oczywiście zdarzają się i takie przypadki – podkreśla.

– Wielu bezdomnych, których znam, do życia na ulicy doprowadził rozpad relacji – zaznacza Ania. – Bywa, że są to osoby tzw. „zupełnie normalne”, z wyższym wykształceniem, doświadczeniem dobrej pracy. Ale nagle rozpada się małżeństwo, związek, jakieś więzi rodzinne. Człowiek zostaje sam, w ciężkiej depresji a od tego już krok do utraty pracy. I nagle okazuje się, że wszystko się zaczyna sypać – dodaje.
– Ciągle proszą nas o pomoc w znalezieniu jakiejś pracy – mówi Damian – Podejmują zresztą jakieś próby pracy, np. na budowach. Niestety często bywają wykorzystywani i oszukiwani – stwierdza.

To prawda, że bezdomności bardzo często towarzyszy alkohol, ale tylko czasem jest on jej przyczyną. Często ludzie pija po prostu, żeby móc to wszystko wytrzymać. – Nie raz słyszy się słowa „co ty myślisz, że ja bym na trzeźwo dał radę spać na ulicy, że to jest przyjemność wałęsać się po klatkach jak jest mróz? Ja na trzeźwo nie byłbym w stanie zasnąć pod czyimiś drzwiami” – relacjonują członkowie Wspólnoty.
Podkreślają też, że zimą, kiedy są mrozy, naprawdę nie można znaleźć miejsca w noclegowniach. Miejsc w stolicy jest ok. 1600, natomiast potrzebujących może być nawet 5 tys., choć nie ma oficjalnych statystyk. Jest też dużo osób – czy to starszych, czy to trochę chorych psychicznie, czy nieprzystosowanych społecznie – które po prostu boją się pójść do ośrodka, np. ze względu na lęk przed tłumem.

Czy są sami sobie winni? – Dopiero po 2 latach znajomości poznaliśmy historię Angeliki, trochę opóźnionej psychicznie 32-letniej kobiety. Jako pięciolatka została potrącona przez samochód, miała poważny uraz głowy, zapalenie opon mózgowych, komplikacje. Ledwo skończyła podstawówkę, nie była w stanie podjąć żadnej pracy. Pochodziła z bardzo ubogiej rodziny, w której nie miała potrzebnego wsparcia. Ostatecznie trafiła na ulicę, nie potrafi na stałe zagrzać gdzieś miejsca. Czy Angelika jest winna, że jest bezdomna? – pyta Magda.

Chcemy zorganizować kolejną Wigilię

– Nie rozwiążemy problemu bezdomności i nie pomożemy wszystkim. Bardziej zależy nam na otaczaniu szacunkiem człowieka bez względu na jego kondycję, bez względu na to co zrobił w życiu i jakie błędy popełnił – mówi Ania. Chcemy się z nimi spotykać, zaprzyjaźniać, poświęcać im czas, wysłuchać tego co mają do powiedzenia. Tego im bardzo brakuje, bo przecież są to często ludzie, którzy nie utrzymują żadnego kontaktu z rodziną i którzy nie maja nawet komu opowiedzieć, jak im minął dzień. Teraz chcemy dla nich zorganizować kolejną Wigilie – dodaje.

Przygotowania idą już pełną parą. Wieczerza ma się odbyć 22 grudnia w sobotę o godz. 17, tradycyjnie już w podziemiach kościoła Wszystkich Świętych. Zaproszenia rozdano już ponad 100 osobom, przygotowane są dla kolejnych chętnych. Ile ostatecznie gości się zjawi? Może 130? Może więcej?

Tym razem nie trzeba się obawiać ani o menu wigilijne, ani o prezenty. Co najwyżej o salę, która ma dużą szanse pęknąć w szwach. Nawet nie tyle z powodu ubogich gości. Już teraz zgłosiły się 184 osoby do pomocy i chętnych wciąż przybywa! Młodzi ludzie przychodzą na kolejne spotkania organizacyjne, na których biorą udział w modlitwie, dowiadują się, o co w tym wszystkim chodzi. Ostatnie takie spotkanie – we czwartek 20 grudnia.

Przewodniczący Wspólnoty Sant’ Egidio, Marco Impagliazzo, uczestniczył jako audytor w pracach XIII Synodu Biskupów nt. nowej ewangelizacji, w październiku br. Powiedział wtedy: „ Obecność ubogiego ma tajemniczą moc: przemienia człowieka bardziej niż jakiekolwiek słowa, uczy wierności, pozwala zrozumieć kruchość życia, domaga się modlitwy. I w sumie prowadzi do Chrystusa!”

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.