Szef ukraińskiej Eleos: Niech Polska będzie dla Ukrainy przykładem
13 kwietnia 2019 | 03:00 | Marcin Przeciszewski i Krzysztof Tomasik (KAI) / pw | Kijów Ⓒ Ⓟ
– Jeśli Polacy będą wierni zasadom miłości i demokracji zawsze będą stanowić dobry przykład dla Ukraińców. Niech Polska będzie dla Ukrainy przykładem i to będzie najlepsza pomoc – mówi ks. Sergiej Dmitriew z Kijowa, szef organizacji charytatywnej Eleos Prawosławnego Kościoła Ukrainy. Ukraiński duchowny z nowo powstałego, autokefalicznego Kościoła mówi także o wewnętrznej sytuacji na Ukrainie, pomocy weteranom wojny toczącej się na wschodzie kraju i współpracy z Polakami.
Marcin Przeciszewski, Krzysztof Tomasik (KAI): Przez 18 lat był Ksiądz w Kościele prawosławnym Patriarchatu Moskiewskiego. Dlaczego Ksiądz przeszedł do Patriarchatu Kijowskiego?
Ks. Sergiej Dmitriew: Gdy w 2014 r. zaczęła się rosyjska agresja, razem ze swoją parafią i małą cerkwią w Chersoniu, przeszliśmy do Patriarchatu Kijowskiego. Byłem pewny, że Kościół ten zostanie uznany przez Patriarchę Konstantynopola i stanie się takim, jakim jest teraz. Nie pomyliłem się. Moi parafianie dzwonią do mnie z wyrazami wdzięczności za podjęcie prawidłowej decyzji. Mówią mi, że – po przyznaniu autokefalii i utworzeniu nowego, zjednoczonego Kościoła Prawosławnego Ukrainy – chodzą teraz dumni po mieście i szczycą się tym, że to oni byli pierwsi.
KAI: Czym zajmuje się kierowana przez Księdza Eleos? Jakie są Wasze główne zadania?
– Eleos-Ukraina to główna organizacja, która w Prawosławnym Kościele Ukrainy, służy jako narzędzie prowadzenia działalności o charakterze socjalnym i charytatywnym. Jesteśmy bardzo podobni do katolickiej Caritas. Przypomnijmy „eleos”, to po grecku miłosierdzie, współczucie. W ciągu ostatnich czterech lat utworzyliśmy sieć lokalnych centrów w Równym, Dnieropietrowsku, Mariupolu, Chersoniu, Odessie, Charkowie, Zaporożu, Ługańsku, gdzie nasi kapłani aktywnie zajmują się pracą socjalną. Realizują profesjonalne menadżerskie projekty w różnych kierunkach od opieki paliatywnej, przez pracę z weteranami wojennymi, ludźmi którzy ucierpieli w czasie zbrojnego konfliktu, przesiedleńcami, aż po projekty kulturalne. Robimy wszystko, co jest nastawione na pomoc ludziom.
Ponadto prowadzimy różnego rodzaju konferencje, treningi i programy szkoleniowe. Istotnym naszym celem jest także wprowadzenie do programu nauczania w seminariach duchownych zasad pracy socjalnej, aby kapłani stali się aktywni na tym polu jak również w zakresie współpracy z organizacjami pozarządowymi.
Mamy dziś – w ramach Prawosławnego Kościoła Ukrainy – prawie 6 tys. parafii i chciałbym, aby w każdej z nich, w każdej cerkwi podejmowano działalność socjalną, w takim zakresie, jaki jest potrzebny w danym regionie. Chrześcijaństwo od początku jest zobowiązane do działań charytatywnych. Często żartuję mówiąc: „Nasza organizacja ma 2 tysiące lat, więc pracujemy profesjonalnie”.
KAI: Jakie najważniejsze zadania stoją teraz przed „Eleos”? Jednym z nich jest pomoc weteranom wojny?
– Dziś toczy się faktycznie wojna Rosji z Ukrainą. Wiele pracujemy z wojskowymi, weteranami, z rodzinami poległych. Wszyscy powinniśmy zdawać sobie sprawę, że nasz kraj jest w stanie wojny i wszelka pomoc jej ofiarom jest dla nas najważniejsza. Wiem, że ludziom w kraju, gdzie panuje pokój trudno to zrozumieć. Kiedy przyjeżdżam do Polski uspokajam się, czuję się bezpiecznie, ale kiedy wychodzę ze swojego domu w Kijowie na ulicę, zabieram ze sobą broń gazową, gdyż mojemu życiu w każdym momencie może zagrażać niebezpieczeństwo. Na Ukrainie żyjemy w ciągłym zagrożeniu i strachu. Fakt, że wojna toczy się o 700 km od Kijowa, bynajmniej nie oznacza, że toczy się ona tylko tam. Może ona przyjść tutaj w każdym momencie, do każdego miejsca w kraju. Napięcie odczuwa się wszędzie.
KAI: Jakie konkretne działania podejmujecie w zakresie pomocy żołnierzom na froncie i ofiarom działań wojennych?
– Obecnie przygotowujemy podręcznik paliatywnej pomocy dla kapelanów szpitalnych i wojskowych. Chcemy ich nauczyć, w jaki sposób wspierać pacjenta, jak prawidłowo opiekować się nim, jak mówić jego bliskim o diagnozie w przypadku doznanych ran czy o śmierci. W jaki sposób powinniśmy towarzyszyć śmierci żołnierzy. Jak kontaktować się i działać poprzez Ministerstwo Ochrony Zdrowia i Wszechukraińską Radę Kościołów i Religii.
Ponadto opracowujemy podręcznik dotyczący służby socjalnej a także poradnik dla kobiet, które ucierpiały od przemocy domowej. Otwieramy ośrodki dla dzieci i prowadzimy stołówki dla bezdomnych oraz realizujemy wiele innych projektów.
KAI: Ile macie na Ukrainie punktów opieki nad dziećmi?
– Obecnie posiadamy 12 takich punktów w ponad 20 eparchiach (diecezjach). Jeśli mowa o ośrodkach dla dzieci, niestety nie osiągnęliśmy w tym odpowiedniego poziomu profesjonalizmu. Nie są one jeszcze na takim poziomie, jak np. podobne ośrodki Caritas w Polsce. W pracy socjalnej przypominamy raczej Polskę bezpośrednio po upadku komunizmu. Ośrodki nie są duże, ale staramy się, aby stale się doskonaliły i były na jak najwyższym poziomie. Wymieniłbym w sumie około 200 rodzajów dobrze prowadzonej przez nas aktywności, których na prawdę nie musimy się wstydzić, choć niektóre wymagają jeszcze administracyjnego uporządkowania.
KAI: Czyli?
– W kontekście administracyjnym mam na myśli edukowanie księży w takich sprawach jak pisanie projektów czy szukania donatorów w profesjonalnych, międzynarodowych fundacjach. Praktycznie w każdej parafii prowadzona jest jakaś działalność pomocowa, ale niestety nie osiągnęła ona jeszcze poziomu profesjonalnego. Na przykład, mamy hospicjum w Tylmanowie na terytorium okupowanym. Obecnie żyje w nim około 100 osób. Przekazujemy tam pieniądze, na miejscu kupujemy węgiel, dostarczamy żywność, raz w tygodniu przyjeżdża nasz samochód z artykułami spożywczymi. Została tam tylko jedna pielęgniarka i dwóch pracowników socjalnych. Nie można powiedzieć, że jest to profesjonalne hospicjum, takie jakie widziałem w Polsce, utrzymane jak idealny szpital na poziomie europejskim. Tam jest po prostu dom, w którym żyją ludzie jak w szpitalu z czasów sowieckich. Nie możemy tam niczego zrobić, dlatego że znajduje się on na terytorium okupowanym. Ale ludzi nie możemy porzucić.
Z kolei stołówka w przyfrontowym Mariupolu, w której codziennie żywimy 120 bezdomnych osób i pomagamy im, znajduje się przy cerkwi. Są tam popękane okna, ławki z prostych desek i stół wykonany ręcznie. Są tam stare instalacje i toaleta. W żadnym wypadku nie możemy jej porównać z jakąkolwiek stołówką Caritas, ale najważniejsze jest to, że pomagamy ludziom. Tak wygląda większość naszych ośrodków. Zaczynaliśmy od zera i cały czas szukamy donatorów. Jest to bardzo trudne, bo nasz Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego był izolowany i nie było czymś właściwym, aby nam pomagać. Przez lata ci co sprawowali władzę, byli promoskiewscy, nie zainteresowani tym, aby nasz Kościół się rozwijał i na wszelki sposób starali się stawiać nam przeszkody.
KAI: Jak wygląda pomoc z zagranicy?
– Na dzień dzisiejszy nie wiele otrzymujemy. Jesteśmy młodą organizacją, dlatego nie możemy na wiele liczyć. Inne organizacje działające na rynku usług socjalnych otrzymują dużo więcej. Nasz budżet w porównaniu np. z budżetem Caritas Ukraina, liczącym kilka milionów euro zamyka się w kilku milionach hrywien, co pokazuje kolosalną różnicę. (Kurs hrywny do euro wynosi mniej więcej 30 do 1). Niestety nie mamy wspólnych projektów z Kościołem rzymskokatolickim i pomocy od niego nie otrzymujemy, choć nie raz zwracaliśmy się o nią. Od akcji pomocy „Papież dla Ukrainy”, zdołaliśmy otrzymać tylko 25 tys. euro. W innych projektach nam odmówiono, argumentując, że nie mogą nam więcej pomóc z przeznaczonych na ten cel środków mimo faktu, że w Donbasie, gdzie toczy się wojna byliśmy szeroko reprezentowani.
KAI: A od takich organizacji jak np. Pomoc Kościołowi w Potrzebie?
– Kiedy zwróciliśmy się do Pomocy Kościołowi w Potrzebie, co uczyniliśmy dość dawno, oznajmiono nam, że jesteśmy Kościołem niekanonicznym, wobec czego oni nie chcą z nami współpracować. Nie była to oczywiście oficjalna odmowa, a jedynie udzielona przez telefon. Dzisiaj otrzymujemy pieniądze od Funduszu Globalnego, od ambasad Stanów Zjednoczonych Holandii i Kanady. Dostajemy niewielkie granty od ambasad Estonii i Litwy, mamy dofinansowanie ze Światowego Funduszu do walki z AIDS, gruźlicą i malarią. Co dziwne, wszelkie niekościelne organizacje międzynarodowe są gotowe współpracować z nami. Znajdujemy donatorów finansujących zazwyczaj organizacje niekonfesyjne, a to świadczy o poziomie dużego zaufania wobec nas. Ufają nam nie jako strukturze kościelnej, ale traktują nas jako profesjonalną organizację społeczną. Uważam, że w tym również kryje się nasz sukces, znaleźliśmy sposób na alternatywne finansowanie społeczne, a nie poprzez zaprzyjaźnione z nami struktury wyznaniowe, religijne i ich organizacje.
KAI: Od lat dobrze współpracuje się wam z Polakami?
– Współpracujemy z Klubem Inteligencji Katolickiej, Centrum Wolontariatu w Lublinie, Fundacją Solidarność Globalna i Akcją Katolicką. Nasza współpraca nie ma jakichś spektakularnych wymiarów, ale w Ewangelii jest powiedziane: „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7,7). Mamy zatem kołatać? Póki nam nie otworzą. Są ludzie gotowi z nami współpracować. Są to zwyczajni Polacy, ludzie wierzący i niewierzący. Ich nie interesuje, do jakiej konfesji należymy, interesuje ich człowiek i pomoc człowiekowi w biedzie. Cieszę się z tego, że nasz Kościół znajdował się w izolacji, bowiem dzięki temu mogliśmy znaleźć prawdziwych przyjaciół, gotowych do przyjścia z pomocą o każdej porze dnia i nocy.
Nasza współpraca z polskimi organizacjami to jeden z najbardziej udanych projektów, z których jesteśmy dumni. Na przykład do Lublina, do katolickiego kapłana, przywoziliśmy z okupowanych terytoriów muzułmańską młodzież w wieku studenckim. Gdzie w Europie, można zobaczyć kapłana prawosławnego zbierającego muzułmanów, aby zawieść ich do kapłana katolickiego? Tym kapłanem jest ks. Mieczysław Puzewicz. W ramach projektu „Wykradeni mriji” – „Skradzione Marzenia”, przywieźliśmy 30-osobową „Żywą Bibliotekę”, w postaci młodych ludzi w wieku 18-20 lat, którzy w momencie rozpoczęcia się wojny mieli po 13-15 lat. Zadawaliśmy im pytania, jak widzieli świat przed wybuchem wojny, co zostało z ich dziecięcych wspomnień, kiedy ona wybuchła, jak czują się dzisiaj i o czym marzą. W ciągu dwóch dni, każde z nich opowiedziało swoją własną historię w obecności wielu osób, w tym dziennikarzy. Wielu z nich płakało. Okazało się, że nikt nigdy z nimi nie rozmawiał o ich przeżyciach, nikt nie próbował im udzielić pomocy psychologicznej. Wspominali okropieństwa, które przyszło im przeżyć. Opowiadali o śmierci ludzi, których byli świadkami, mówili o tym, jak wojna złamała ich losy. Pamiętają też, że wszyscy rozmawiali tylko z dorosłymi, a z małymi dziećmi nie rozmawiał nikt. Oni zaś dorośli i żyją z psychologiczną traumą. Dopiero w Lublinie on mogli się otworzyć i poczuć ciepło i miłość innych ludzi, ludzi z Europy. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że u młodego człowieka – Ukraińca, który przyjechał do Lublina, gdzie ksiądz przyjął go ciepło, z miłością, rodzi się wrażenie, że cała Polska jest taka, a naród polski jest dobry i gościnny. To co zrobił ks. Puzewicz nabiera znaczenia dyplomacji kulturalnej. On przecież reprezentując całą Polskę, tworzy w nas wizję całego kraju.
KAI: Doświadczając bezpośrednio „ran” społeczeństwa, jak ocenia Ksiądz obecną sytuację na Ukrainie?
– Ukraina ma bardzo duży potencjał. Jest tam bardzo wielu ludzi wystarczająco zmotywowanych, aby czynić dobro. Bardzo dobrze, że mamy teraz ruch bezwizowy i możemy wyjeżdżać do Europy i przyjrzeć się, co robić, aby budować społeczeństwo obywatelskie. Osobiście, prawie wszystkiego, co dziś robię na Ukrainie nauczyłem się wcześniej w Polsce. Półtora roku mieszkałem w Polsce, gdzie obserwowałem szereg dobrych rozwiązań dotyczących działalności socjalnej, realizowanych zarówno przez Kościół, jak i ludzi świeckich. Na przykład realizacji projektów pracy kulturalnej przyglądałem się we Wrocławiu. Wracając na Ukrainę postanowiłem, że będę działał w taki sam sposób, choć uwzględniając specyfikę mojego kraju.
Widzę, jak młodzi ludzie mając za sobą doświadczenie wojny, spędzili jakiś czas za granicą, wracali i chcą zmieniać Ukrainę. Nasz kraj jest cały czas gotowy do zmian i powinniśmy wszystko robić, aby to wykorzystać. Można to porównać do naprawienia kranu, z którego cieknie woda. Mam klucz i wszystkie niezbędne narzędzia, aby to zrobić. Dokręcając jednak zbyt mocno nakrętkę, mogę zerwać gwint, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Dlatego pragnę tylko, abyśmy nie „zerwali gwintu”. Abyśmy tylko nie „doremontowali” się jakieś katastrofy.
Aktywność ludzi w naszym społeczeństwie znacznie wzrosła. Oczywiście należy zdawać sobie sprawę, że są ludzie, którzy nie chcą robić niczego. Są również tacy, którzy nie chcą wolnej Ukrainy, europejskiej i samodzielnej. Najstraszniejsze jest to, że tacy ludzie stanowią większość. Liczba ludzi, którzy chcą coś zmienić, jest stosunkowo niewielka ok. 20 proc., ale oni są bardzo aktywni. Swoją aktywnością stopniowo zarażają innych i w ten sposób zmieniają społeczeństwo. Jestem pewien, że takich ludzi będzie więcej i zmienimy nasz kraj.
Na Ukrainie obserwujemy przejście do demokratycznego sposobu myślenia i rozwoju. Nastała moda na demokrację. Oby nie była tylko modą, ale czymś trwałym. Życie w luksusie przestało być modne, bycie naczelnikiem w stylu sowieckim, który przywykł do tego, że wszyscy przed nim biją pokłony, też nie jest modne. Ukraina stopniowo stawia w centrum godność każdego człowieka. Dlaczego? Myślę, że między innymi dlatego, że każdego dnia tracimy na wojnie ludzi i poznaliśmy autentyczną wartość życia i ona u nas wzrasta.
KAI: Na murze Monastyru św. Michała Archanioła w Kijowie ma miejsce galeria zdjęć wszystkich dotychczas poległych na wojnie. Kiedy i dlaczego ona powstała?
– Inicjatywa powstała już w październiku 2014 r. Zaczęliśmy od wywieszenia w cerkwi św. Andrzeja w Kijowie fotografii przedstawiających rzeczy osobiste chłopców, którzy polegli w Iłowajsku i na Sawur-Mohyle. Ludzie zaczęli składać tam kwiaty. Na uroczyste otwarcie wystawy przybył m. in. ówczesny ambasador Polski w Ukrainie, Henryk Litwin. Wtedy u mnie, wraz z dwoma wolontariuszami, pojawiła się idea, aby zrobić taką wystawę na jakimś otwartym, ważnym miejscu. Uznaliśmy, że dobrze się stanie, jeśli będzie to Monastyr św. Michała. Umieściliśmy fotografie na specjalnie wzniesionej ścianie, będącej symbolem „ściany z ludzi” i zarazem symbolicznej granicy, przez którą, kto tylko zechce, wejdzie do świątyni, a kto nie zechce, zostanie na zewnątrz. Poprosiliśmy patriarchę Filareta, ówczesnego zwierzchnika UKP PK o błogosławieństwo dla naszej inicjatywy i on zgodził się go udzielić. Zaczęliśmy budować „ścianę pamięci”. Miejsce to stało się w pierwszej kolejności miejscem spotkań rodziców i krewnych, słowem wszystkich, którzy dziś są włączeni w obronę niepodległości Ukrainy. Często można tam spotkać matki, ojców i krewnych poległych. Niekiedy przychodzi pod „ścianę pamięci” nawet 30 osób. W sumie upamiętniliśmy ponad 4 tys. poległych. Niestety każdego dnia giną nasi chłopcy, dlatego przy „ścianie pamięci” stoi elektroniczny terminal, który podaje dokładne liczby poległych i daty ich śmierci. Jak na razie uwzględnia tylko tych, którzy zginęli na froncie i nie podaje informacji o ofiarach cywilnych. W przyszłości chcemy to uzupełnić.
KAI: Kapitalną inicjatywą są „kawiarenki dla weteranów”…
– Takich „kawiarenek dla weteranów” mamy osiem. Oprócz tego mamy wiele innych inicjatyw biznesowych podejmowanych przez weteranów. Nasi chłopcy stworzyli „grupę weteranów” i prowadzą m. in. myjnie samochodowe, warsztaty remontowe, a także strony w internecie. „Pizza Veterana” w Kijowie jest jednym z pierwszych ich projektów, gdzie oni nie tylko wracają do normalnego życia sprzedając pizzę, prowadząc bar, ale też jest to miejsce spotkań. Zaczęło się od tego, że prowadziłem tam projekt, który nosił nazwę „Biuro Socjalne Weterana” i zaproponowałem gospodarzowi pizzerii, aby rozszerzył swoją działalność. Był to żołnierz z brygady kijowskiej, który będąc ochotnikiem obsługiwał na froncie w Donbasie karabin maszynowy. Powiedziałem mu: „Słuchaj, jest bardzo ważne, aby barman, który styka się z weteranami, był też psychologiem”. Tak się zaczęło i za barem stanął psycholog-weteran wojny. Mógł „przekierowywać” ludzi do dyżurującego w pizzerii psychologa i rozmawiać jak równy z równym. Przychodzą tam też kapłani, z którymi przy wyjściu na papierosa można porozmawiać o sensie życia. Nie jest to zwykłe miejsce, dokąd przychodzi się, aby coś zjeść, ale miejsce spotkań ze sobą weteranów chcących normalnie żyć. Nie każdy weteran pójdzie do gabinetu psychologa, nie każdy przyjdzie do ośrodka dla weteranów, ale wszyscy przyjdą do pizzerni dla weteranów, gdzie za kuflem piwa nierzadko odbywają się konsultacje, wymiana doświadczeń i zawieranie kontaktów.
KAI: W czym Polacy powinni teraz pomagać Ukrainie? Szczególnie w kontekście powstania nowego Prawosławnego Kościoła Ukrainy.
– Nie wiem w czym możecie nam pomóc. Nie uważam, że ktoś może być zobowiązany do tego, aby nam pomagać. Przede wszystkim powinniśmy więcej rozmawiać ze sobą. Osobiście w Polsce widzę dobrego i nieagresywnego sąsiada. Niezwykłą radość sprawia mi to, że w małych miastach lubię popatrzeć na pełne kościoły, choć wy mówicie, że u was poziom religijności spada. Oj, chciałbym to przeżyć na Ukrainie! Często jeżdżę do Polski samochodem. Zajeżdżam na stację benzynową, wszyscy tam wiedzą, choćby po rejestracji i moim akcencie, że jestem Ukraińcem. Uśmiechają się i są dla mnie zawsze życzliwi. Widać, że w swoich reakcjach nie kierują się antyukraińskimi książkami, czy filmem „Wołyń”. Mój syn mój studiuje w Polsce i cały czas spotyka się z otwartością i życzliwością Polaków. Jeśli Polacy będą wierni zasadom miłości, pomocy ludziom, demokracji zawsze będą stanowić dobry przykład dla Ukraińców. Jeśli tego nie będzie to nie będzie z kogo brać przykładu. Niech Polska będzie dla Ukrainy przykładem i to będzie najlepsza pomoc.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.