Tydzień misyjny w Lufubu
29 maja 2013 | 11:58 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Pierwsze trzy dni to czas dla dziewczyn.
Schodzą się te małe, co dopiero uczą się jak napisać własne imię i te, których klatka piersiowa rośnie z tygodnia na tydzień. Przychodzą te, co już uczą się w liceum i te, które nie mogą zapamiętać tabliczki mnożenia. Siedemdziesiąt dwie rozkrzyczane, pewne siebie murzynki. Naturalne w swoich ruchach i swobodne w mowie.
Rekolekcje dla Zambijczyków, które organizują Polacy, prowadzi dwóch Peruwiańczyków. Father George i Father Antonnio, którzy nie potrafią zapamiętać mojego imienia, więc mówią do mnie Fiona. Od wczoraj nawet siostra Fiona, gdyż twierdzą, że powinnam zostać misjonarką na stałe.
Pomaga im trzech Zambijczyków. Chłopacy są kandydatami na przyszłych salezjanów. Zostają w Lufubu do września. Dzięki ich obecności, pierwszy raz na swojej misji usłyszałam od Fathera zdanie „ Ilona nie musisz, się tak angażować w rekolekcje, niech się chłopaki wykażą”. To zdanie dało mi czas.Czas żeby pośpiewać z Precious, żeby wysłuchać historii Moureen, żeby zjeść z jednego talerza z Agnes, żeby porozmawiać z Cristabel. Czas w którym, mogę się cieszyć ich obecnością i co raz bardziej rozumieć, jak one wszystkie są dla mnie ważne.
Kolejne trzy dni to czas dla chłopaków. Dla chłopaków, którzy nie dyskutują tylko idą od razu na pięści. Dla tych, co myślą jakby tu zrobić proce z kija i dla tych, którzy kombinują jak poderwać dziewczyny. Dla chłopaków, którzy jak nie złowią ryby i nie trzasną pięścią w stół to się czują nieswojo. Osiemdziesięciu twardzieli, każdy silniejszy od drugiego, szybszy od trzeciego i sprawniejszy od czwartego. Zambijskie chłopaki z buszu, którym można dać kij i wysłać na wojnę, spokojnym że przeżyją.
Jak dobrze czuję się w ich towarzystwie, wiem tylko ja. Nie porównam tego do ryby w wodzie, bo woda dla ryby jest naturalnym środowiskiem, a dla mnie Afryka nie.
Czuję się z nimi jak z kumplami, których mogę trzasnąć w plecy, i jak z braćmi, którzy mnie denerwują. Jak z przyjaciółmi, z którymi chce rozmawiać i jak z dziećmi, które wymagają opieki. Lubię ich. Najbardziej szczerym i prostym sposobem, w jaki można wyrazić to uczucie.
Na półmetku rekolekcji wyjeżdżamy nad jezioro do Kashi Kisi. 80 kilometrów, 164 młodych, rozwrzeszczanych murzynów, 3 Salezjanów, 1 Polka. Wciśnięta na przyczepie ciężarówki, pomiędzy czekoladowymi ciałami, nie muszę trzymać równowagi, bo nie mam miejsca żeby ruszyć stopą, a co dopiero żeby upaść.
Za to na miejscu, w wodzie, całą swoją siłą, staram się utrzymać na powierzchni, duszona z każdej strony przez dzieciaki. Po piętnastu minutach wychodzę zmęczona, jakbym przebiegła maraton. Jak worek ziemniaków upadam na glebę ze słowami „ale jestem głodna”. Jak w takim momencie zachowują się prawdziwi mężczyźni? Składają grosik do grosika, aż w całości nie uzbierają 2 Kwacha i kupują mi orzeszki ziemne. Smażone, solone! I jak ich nie kochać?
– Księże jakie wrażenia po tygodniu z naszymi dzieciakami? – pytam Fathera Antoniego, który od siedmiu lat pracuje w stolicy.
– Your children are awesome! – odpowiada.
Nasze dzieciaki są trudne. Nie zachowują się na wzór polskiego dobrego wychowania. Gdy zabraknie im słów – biją się. Kłamstwo jest dla nich tak samo naturalne jak prawda. Dla większości świat zamyka się za zakrętem Lufubu. To dzieci które nie podróżują samochodami, nie oglądają wieczorynek, nie chodzą na basen, nie umawiają się z przyjaciółmi, nie jeżdżą z rodzicami do centrów handlowych na zakupy. Nasze dzieciaki są w europejskim mniemaniu – dzikie, ale przede wszystkim są AWESOME.
To dzieci nieskażone grami komputerowymi, niezamknięte w sieci Internetu, nieprzytwierdzone to telewizora. Wszystko co robią wypływa z ich natury, z tego jakie są. Jeśli krzyczą – to krzyczą. Jeśli są złe – to są złe. Jeśli się cieszą – to się cieszą. Jeśli coś im się nie podoba, to nie będą tego ukrywać, ale jeśli im się spodoba to ich radość zarazi też ciebie.
Codziennie dostaje od nich lekcję samej siebie.
Ilona Kaczmarek
Zambia, Lufubu
6 maja 2013
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.