Watykanista o braku „lojalnej opozycji” wśród kardynałów Franciszka
18 lipca 2022 | 06:00 | st (KAI) | Watykan Ⓒ Ⓟ
Stan obecnego kolegium kardynalskiego w perspektywie publicznego konsystorza zwyczajnego, zwołanego przez Ojca Świętego w dniach 29 i 30 sierpnia skłonił amerykańskiego watykanistę, Johna L. Allena Jr do zastanowienia się dlaczego wśród kardynałów Franciszka nie ma „lojalnej opozycji”. Jego artykuł ukazał się 17 lipca na portalu „Crux”.
W chwili śmierci Jana Pawła II w kwietniu 2005 r. było 117 kardynałów poniżej 80 roku życia uprawnionych do wyboru jego następcy. Dwóch z nich nie mogło uczestniczyć w konklawe ze względów zdrowotnych, co oznaczało, że w momencie rozpoczęcia konklawe do Kaplicy Sykstyńskiej przybyło 115 kardynałów.
Ponieważ Jan Paweł rządził przez niemal 27 lat, wszyscy z wyjątkiem dwóch z tych 115 kardynałów byli mianowani przez niego – tylko Joseph Ratzinger z Niemiec i William Baum ze Stanów Zjednoczonych otrzymali swoje birety kardynalskie z rąk papieża Pawła VI.
W tej grupie uderzające były dwie rzeczy:
Duża różnorodność stanowisk teologicznych i politycznych, które reprezentowali, w tym zarówno zdecydowani liberałowie, jak i zdecydowani konserwatyści. Wysoki profil publiczny, jaki nosiło tak wielu kardynałów, wynikający z dziesięcioleci przywództwa w najbardziej widocznych katolickich instytucjach na świecie.
Dla tych, którzy chcieliby bardziej postępowej alternatywy dla Jana Pawła II, istniało wiele wiarygodnych opcji. Należeli do nich Godfried Danneels z Belgii (zanim jego dziedzictwo zostało zmarnowane przez skandale związane z nadużyciami), Paul Poupard i Jean-Louis Tauran z Francji, Dionigi Tettamanzi z Włoch, Oscar Rodriguez Maradiaga z Hondurasu, Claudio Hummes z Brazylii, Karl Lehmann i Walter Kasper z Niemiec, Cormac Murphy-O’Connor z Wielkiej Brytanii, Josè da Cruz Policarpo z Portugalii… i oczywiście Jorge Mario Bergoglio z Argentyny, nawet jeśli wtedy nie było do końca jasne, jak bardzo się zmieni. Nad nimi wszystkimi górowała postać kardynała Carlo Maria Martiniego z Mediolanu, jezuickiego purpurata, który przez co najmniej dwie dekady reprezentował „wielką nadzieję” liberalnego skrzydła Kościoła. To 12 znanych i utytułowanych prałatów, którzy mogliby reprezentować zmianę kierunku, wszyscy zostali wyniesieni do Kolegium Kardynalskiego przez Jana Pawła II – a nie jest to lista pełna.
Takie osoby stanowiły coś, co można nazwać „lojalną opozycją” wobec Jana Pawła II, czyli kardynałami, którzy podziwiali papieża, ale byli również znani z tego, że nie zgadzali się, zarówno publicznie, jak i prywatnie, z niektórymi aspektami jego pontyfikatu.
Ostatecznie konklawe opowiedziało się za kontynuacją, wybierając Josepha Ratzingera, ale nie było to spowodowane brakiem wiarygodnych alternatyw.
Po 27 sierpnia, kiedy papież Franciszek odbędzie swój kolejny konsystorz, będzie 132 kardynałów w wieku poniżej 80 lat, a więc uprawnionych do głosowania w konklawe, z czego 83 będzie mianowanych przez Franciszka – to bardzo blisko 87 osób, które musiałyby osiągnąć większość dwóch trzecich głosów, aby wybrać następnego papieża.
Dla przypomnienia, nic nie wskazuje na to, że pontyfikat papieża Franciszka zbliża się do końca. Papież odrzucił plotki o rezygnacji i, pomijając chroniczny problem z kolanem, wydaje się być w dobrej kondycji. Warto jednak zastanowić się nad obecnym układem sił w Kolegium Kardynalskim.
W grupie kardynałów-elektorów, którzy pojawią się po 27 sierpnia, łatwo zauważyć kandydatów „kontynuujących”, czyli takich, którzy stanowiliby konsolidację programu Franciszka. Trudniejsze jest wskazanie kandydatów „zmiany”, czyli pretendentów, którzy stanowiliby alternatywę, zwykle w nieco bardziej konserwatywnym, a przynajmniej ostrożniejszym kluczu.
Nieformalne badania obserwatorów Kościoła często wskazują dość krótką listę takich możliwości: kard. Wim Eijk z Utrechtu w Holandii, kard. Péter Erdő z Budapesztu na Węgrzech, kard. Marc Ouellet z Kanady, szef watykańskiej Dykasterii ds. Biskupów, kard. Mauro Piacenza z Włoch, szef watykańskiej Penitencjarii Apostolskiej, kard. Malcolm Ranjith z Kolombo w Sri Lance, kard. Robert Sarah z Gwinei, były prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
Niezależnie od tego, co można sądzić o perspektywach tych sześciu postaci, oto uderzająca rzecz w tej liście: żaden z tych kardynałów nie został mianowany przez papieża Franciszka. Wszyscy otrzymali swoje birety kardynalskie z rąk Jana Pawła II lub Benedykta XVI. Innymi słowy, nawet wytrawni obserwatorzy kościelni mają trudności ze wskazaniem jednego kardynała mianowanego przez obecnego papieża, którego można by określić jako część „lojalnej opozycji”.
Krytycy bez wątpienia powiedzą, że ten brak wynika z tego, że papież Franciszek domaga się osobistej lojalności, wywyższając tylko te osoby, które się z nim zgadzają. Wskażą na przykład na arcybiskupów Jose Gomeza z Los Angeles, Ignatiusa Kaigamę z Abudży w Nigerii i Anthony’ego Fishera z Sydney jako arcybiskupów mających wiarygodne pretensje do biretu kardynalskiego, którzy znani są z tego, że skłaniają się choć trochę ku prawicy, a których jak dotąd pozostawiono na lodzie.
Istnieją jednak co najmniej trzy inne możliwe wyjaśnienia.
Po pierwsze, ponieważ Franciszek kładzie nacisk na dawanie biretów kardynalskich na peryferiach świata, niezwykle duża część obecnego grona purpuratów jest w zasadzie nieznana. Być może w kolegium jest wielu kandydatów do „zmiany”, ale ich poglądy nie miały jeszcze szansy ujawnić się w pełni na arenie publicznej.
Po drugie, Jan Paweł miał szczęście odziedziczyć episkopat w późnych latach 70. i 80. ubiegłego wieku, w którym wciąż znajdowali się giganci epoki Soboru Watykańskiego II, czyli biskupi, którzy zdobyli pozycję po przełomowym wydarzeniu Kościoła katolickiego XX wieku. Takie talenty nie są równomiernie rozłożone w każdym pokoleniu i może nie jest sprawiedliwe obwinianie Franciszka za to, że nie znalazł tego, co nie istnieje.
Po trzecie, żyjemy w czasach takiego ekstremizmu politycznego, że cała koncepcja „lojalnej opozycji” jest trudniejsza do sprzedania niż w czasach Jana Pawła. Franciszek może mieć uzasadnione obawy, że jeśli wyniesie do Kolegium Kardynalskiego osobę o alternatywnych poglądach, część formuły „opozycja” może być bardziej wyrazista niż „lojalność”, co spowoduje jeszcze większy podział i rozproszenie.
Jakkolwiek by tego nie tłumaczyć, faktem jest, że dla tych, którzy chcą zerwać z podejściem papieża Franciszka, trudno jest teraz przewidzieć, kto mógłby być ich kandydatem.
Oczywiście, można by również argumentować, że po ponad 30 latach programu Jana Pawła II/Benedykta XVI, nieuniknione było, że następny papież pójdzie w ich ślady… i wszyscy wiemy, co się okazało.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.