Drukuj Powrót do artykułu

Wende: Piotrowski nie przestał być zabójcą

16 sierpnia 2001 | 19:27 | jw //mr Ⓒ Ⓟ

– Nie mam żadnej nadziei na to, że Grzegorz Piotrowski poprawił się w więzieniu – mówi KAI senator Edward Wende, jeden z oskarżycieli posiłkowych w procesie zabójców ks. Jerzego Popiełuszki.

Joanna Woleńska (KAI): *– Czy myśli Pan, że Grzegorz Piotrowski po 15 latach więzienia się zmienił?*
Edward Wende: – Nie mam żadnej nadziei na to, że Piotrowski się poprawił. Zapowiada, że będzie nawiązywał kontakty ze swoją Służbą Bezpieczeństwa. Najwyraźniej kara nie odegrała żadnej roli edukacyjnej. Kiedy Piotrowski siedział w więzieniu na Rakowieckiej i miał nadzieję na warunkowe zwolnienie, mówił „Jak ja spojrzę w oczy matce księdza?”, ale kiedy stracił tę nadzieję, udzielił wywiadu, w którym twierdził, że nie zabił ks. Popiełuszki. Atakował Kościół i księży – w tym nawet swoja ofiarę, wypierał się roli, jaką odegrał w zabójstwie. Przypomnijmy jednak, że to przecież ten człowiek wydał niby żartobliwe polecenie: „Kamulki do nóg” – kazał przywiązać księdzu ciężar z kamieniami do nóg i wrzucić go do wody.
Jeśli nawet Piotrowski odbył już karę, to wcale nie znaczy, że my straciliśmy pamięć. Wszyscy pamiętają, jaką rolę odegrał w zabójstwie ks. Popiełuszki.

*– Podobno napisał w więzieniu książkę?*
– Nie wezmę takiej książki do ręki. To będzie tylko stek kłamstw.

*– Może jednak – wbrew Pańskiej nadziei – coś niedobrego dzieje się z naszą pamięcią, skoro jakaś gazeta która chce go zatrudnić, a ludzie czytają wywiady z nim?*
– Już w 1984 r. podczas procesu Piotrowski zachowywał się bardzo butnie. Kilkanaście lat później mówił, że ksiądz sam się udusił. Po prostu kpi sobie z nas wszystkich! Może jeszcze ksiądz sam się związał i wrzucił do bagażnika? Piotrowski cyniczne próbuje wprowadzać w błąd ludzi, którzy nie pamiętają 1984 r. i procesu zabójców ks. Popiełuszki.
Teraz raptem wyrasta jeszcze na bohatera. Staje się centralną postacią, udziela wywiadów, wokół niego wszystko sie kręci. Zapominamy, że był zimnym, bezwzględnym, okrutnym zabójcą. To zły człowiek, bez skrupułów i bez sumienia.
Martwię się tylko tym, że są w Polsce wydawcy i dziennikarze, którzy zaakceptują współpracę z tym człowiekiem. Mam jednak nadzieję na bardzo ostrą reakcję środowiska dziennikarskiego.

*– Ciągle nie doczekaliśmy się wyjaśnienia, jaką rolę odegrali w tej zbrodni jego szefowie.*
– To rzeczywiście niewiarygodne. Zabójcy nie mogli działać bez zgody swoich przełożonych. W resorcie była żelazna dyscyplina, która zaprowadził gen. Kiszczak. Z całą pewnością nie można było jeździć do Polsce służbowym samochodem, posługiwać się służbowym sprzętem i przygotowywać się do akcji bez wiedzy przełożonych. SB działało trochę na tej samej zasadzie, na której działa dzisiaj mafia – ci ludzie są groźni na zewnątrz, ale równocześnie muszą utrzymać ścisłą wewnętrzną dyscyplinę, żeby suma zbrodniczych umiejętności wszystkich członków organizacji nie obróciła się przeciwko niej samej. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że cała sprawa była inspirowana, sterowana i nadzorowana z góry. Zapewniono im przecież pełne poczucie bezpieczeństwa. Najwyraźniej widać to, kiedy się słucha ich relacji. W pewnym momencie jakby wszystko się przeciwko nim sprzysięgło – zepsuł się samochód, uciekł Waldemar Chrostowski, a jednej chwili nawet z bagażnika uciekł ksiądz. A oni brnęli dalej. Kiedy pod kościołem św. Braci Męczenników Polskich inny oddział SB rutynowo spisał numery ich samochodu, powiedzieli: „Niech nas spisują, są w Warszawie mądrzy ludzie, którzy to wykreślą”. Przed udaną próbą zabójstwa, 13 października zamierzali spowodować wypadek samochodu, w którym jechał ks. Popiełuszko razem z Sewerynem Jaworskim i Waldemarem Chrostowskim. Plan był taki, żeby rzucić kamieniem w szybę jadącego samochodu, a gdyby pasażerowie nie zginęli, oblać ich benzyną i podpalić. Proszę sobie wyobrazić – chcieli podpalić żyjących jeszcze ludzi! To są potwory.

*– Jak Pan przypuszcza, jaką linię przyjmie teraz Piotrowski – czy będzie obciążał swoich szefów, czy może woli być z nimi i ich politycznymi spadkobiercami w dobrych stosunkach?*
– Nie chce mi się nawet nad tym zastanawiać. Piotrowski kłamie bez przerwy, raz obciąża Ciastonia i Kiszczaka, raz niby o wszystkim zapomina, więc trudno poważnie traktować jego zeznania. Natomiast nie można mieć żadnych wątpliwości co do tego, że Piotrowski jest zabójcą.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.