Wiadomości 
 KAI   nr 11
Biuletyn Katolickiej Agencji Informacyjnej
ISSN 1230-8641 http://www.kai.pl/ info@newsroom.kai.pl

Uwaga! Wykupienie wersji elektronicznej biuletynu KAI nie upoważnia do przedruków prasowych ani do jego dalszego rozpowszechniania drogą elektroniczną!

Spis treści

EDITORIAL

Przywódcy duchowi

ROZMOWA KAI

Jedność Episkopatu w PRL była obroną 
przed agresją władzy

RAMKA

Najwyższy czas, abyśmy się ocknęli

WYDARZENIA

Ponad 1,3 mld katolików, prawie 414,6 tys. księży

Dzień Modlitwy i Pokuty

KRAJ

Stanowisko biskupów warszawskich w sprawie „Deklaracji LGBT+”

Rzecznik praw dziecka do rzecznika praw obywatelskich: brońmy prawa rodziców do wychowywania dzieci

Nowa infolinia „Zranieni w Kościele”

Pasterze: 10 najwybitniejszych biskupów stulecia

„Dar Juniora dla Seniora” – ruszyła Jałmużna Wielkopostna

Z DIECEZJI

BIAŁYSTOK

EŁK

GDAŃSK

KIELCE

LUBLIN

ŁÓDŹ

POZNAŃ

RADOM

ŚWIDNICA

TARNÓW

WARSZAWA

WATYKAN

Papież w Środę Popielcową: 
musimy uwolnić się od macek konsumizmu

RAMKA

Franciszek do rzymskich księży: – Nie zniechęcajcie się! Bóg oczyszcza Kościół – swą Oblubienicę

RAMKA

Franciszek: Bóg przyzwala na wielość religii

Maroko: cele papieskiej wizyty

Kard. Ravasi o diakonacie kobiet: to możliwe

Za rok będzie dostępna dokumentacja pontyfikatu Piusa XII

RAMKA

EUROPA

Hiszpania

Francja

Włochy

Niemcy

Ukraina

ŚWIAT

Ziemia Święta

Egipt

EDITORIAL

do spisu treści

Przywódcy duchowi

Stulecie istnienia Konferencji Episkopatu Polski jest okazją do przypomnienia wielkiej roli, jaką nasi biskupi odgrywali w dziejach Polski zawsze, ale szczególnie w drugiej połowie XX w. Dotyczy to zresztą wielu dziedzin, nie tylko religijnej, ale też moralnej, społecznej, politycznej, kulturalnej... Trudno dziś sobie nawet wyobrazić kulturalne czy duchowe życie Polaków bez wybitnych postaci Kościoła.

Właśnie w latach rządów komunistycznych Kościół w naszym kraju doświadczył wielkiej łaski Bożej, iż czołowe role odgrywali w nim biskupi o nieprzeciętnych osobowościach z Prymasem Tysiąclecia na czele. W czasach, gdy partia rządząca usiłowała sprawować „rząd dusz” nad całym społeczeństwem, narzucając „jedynie słuszne” rozumienie zachodzących zjawisk, często tylko głos hierarchii kościelnej przywoływał podstawowe wartości i prawdy istotne dla narodu. To w świątyniach katolickich, za zgodą i przy poparciu biskupów, odbywały się obchody ważnych rocznic i wydarzeń, organizowano tygodnie kultury chrześcijańskiej, nierzadko przywracające narodowi pamięć o przemilczanych twórcach.

A przecież trzeba pamiętać, że ta patriotyczna i narodowa postawa biskupów była tylko częścią, poniekąd nawet uboczną, ich posługi, której głównym celem była, jest i będzie troska o przekaz wiary – nieskażonej, zgodnej z odwiecznym nauczaniem Kościoła. I tutaj należy podkreślić wielki ich wkład w duchowy rozwój naszego narodu. To, że Polska przez całe dziesięciolecia powojenne, mimo niekorzystnych warunków wewnętrznych i zewnętrznych, była ostoją mocnej wiary, z pełnymi kościołami, licznymi powołaniami kapłańskimi i duchownymi, z rozwiniętą infrastrukturą, było i jest ogromną zasługą naszego Episkopatu XX w.

Dziś stoimy w obliczu innych, często zupełnie nowych wyzwań i zagrożeń, i miejmy nadzieję, że z Bożą pomocą nasi biskupi nadal stać będą na wysokości ciążących na nich obowiązków i odpowiedzialności.

Krzysztof Gołębiowski

do spisu treści

ROZMOWA KAI

do spisu treści

Jedność Episkopatu w PRL była obroną 
przed agresją władzy

Rozmowa z historykiem dr. hab. Pawłem Skibińskim, wykładowcą z Uniwersytetu Warszawskiego i ekspertem Centrum Myśli Jana Pawła II

Pierwsze zebranie biskupów ze wszystkich zaborów odbyło się 10-12 grudnia 1918 r. z inicjatywy abp. Aleksandra Kakowskiego. Z kolei na zjeździe w sierpniu 1919 r. uchwalono „Regulamin Zjazdu Biskupów Polskich”, według którego konferencje miał zwoływać raz w roku prymas. Ale dopiero po Soborze Watykańskim II Konferencja Episkopatu Polski uzyskała status stałego organu reprezentującego Kościół katolicki w Polsce. Możemy wyjaśnić te zawiłości?

– Do dziś zachowana została zapoczątkowana w 1919 r. numeracja konferencji biskupów, natomiast nastąpiła zmiana w samym Kościele. Skutkiem postanowień Soboru Watykańskiego II było postawienie na rozwój kolegialnych ciał kościelnych, w tym konferencji krajowych – już nie tylko jako gremiów głównie dyskusyjno-koordynacyjnych, ale decyzyjnych. Do tego czasu Episkopat Polski jako pewna zbiorowość oczywiście funkcjonował, biskupi odbywali spotkania, ale nie wiązały się z tym wiążące decyzje regulujące życie poszczególnych diecezji. Nacisk decyzyjny położony był na indywidualne postanowienia biskupów, a tylko pewnym wyrazem woli współpracy była koordynacja tych decyzji między poszczególnymi diecezjami. W 1969 r. następuje próba zastosowania zasady kolegialności, w pierwszym statucie KEP, wedle którego biskupi podejmują decyzje wspólnie. Pojawia się skorygowane rozłożenie odpowiedzialności wewnątrz struktur kościelnych.

Ten nowy statut wzmocnił Konferencję Episkopatu Polski także wobec ówczesnej władzy, wrogo nastawionej do Kościoła?

– Powiedziałbym raczej, że polscy biskupi zawsze wykazywali się dużą solidarnością. To wynikało z dwóch aspektów. Po pierwsze, z podkreślanej przez prymasów Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego konieczności jedności i solidarności Episkopatu jako narzędzia obrony przed agresją ze strony nieprzychylnego Kościołowi państwa komunistycznego. Usankcjonowaniem tego była zasada kolegialności zapisana w statutach Konferencji Episkopatu Polski, zarówno w tym z końca lat 60., jak i w tym z lat 80. Polacy działali zresztą w ten sposób już na obradach Soboru Watykańskiego II, na którym funkcjonowała jako nieformalna, ale solidarna grupa polskich ojców soborowych. Ta postawa nie znajdowała pełnej analogii w obradach innych grup krajowych. Wynikało to nie tylko z eklezjologii soborowej i z potrzeb politycznych, ale także z pewnej filozofii funkcjonowania. Kościół w Polsce czuł odpowiedzialność za duchowe jednoczenie narodu.

Na ogół dziś patrzymy na to z pewnym dystansem, choć moim zdaniem niesłusznie. Polska wspólnota kulturowa, którą nasz Episkopat wspierał i uczestniczył w jej tworzeniu, spajała jednak także biskupów, którzy czuli się za tę wspólnotę odpowiedzialni, zwłaszcza wtedy gdy pozbawiona ona była jakichkolwiek innych form wyrażania swoich opinii. Stąd na przykład polscy biskupi w okresie PRL zajmowali się takimi zagadnieniami jak kwestie demograficzne, mieszkaniowe, ogólnie rzecz biorąc społeczne. To jest konsekwencja tej współodpowiedzialności za naród, już nie ściśle eklezjalnej, ale za to mającej głębokie zakorzenienie kulturowe. Po 1989 r. nastąpiła swego rodzaju naturalna, choć chyba zbyt głęboka atrofia tej tematyki na posiedzeniach Konferencji Episkopatu Polski.

Cofnijmy się do początków PRL. Kościół, tak jak zresztą cały polski naród, doświadczył w czasie wojny ogromnych cierpień fizycznych i materialnych. Uwolnił się z ucisku jednego totalitaryzmu, by zaraz dostać się w niewolę innego.

– W czasie wojny Kościół traci kilku biskupów, m.in. Michała Kozala czy bł. Antoniego Nowowiejskiego – postaci niewątpliwie niezmiernie istotne pod względem intelektualnym i moralnym. Możemy mówić o znacznych stratach przede wszystkim na poziomie duchowieństwa poszczególnych diecezji, czego przykładem są zdziesiątkowane diecezje włocławska czy poznańska, które ledwie w tym początkowym czasie powojennym funkcjonują. Poza tym zdziesiątkowana jest aktywna przed wojną część laikatu. Episkopat Polski jest więc w związku z tym odpowiedzialny za rekonstrukcję, ale nie tylko Kościoła instytucjonalnego, ale także społeczeństwa w Polsce po gigantycznych stratach wojennych.

Władza komunistyczna nie od początku przypuściła atak na Kościół...

– Nie, przypuściła od samego początku, ale nie zawsze – tak to nazwijmy – był to atak medialny, czyli przez władzę uzewnętrzniany. Pamiętajmy, że wypowiedzenie konkordatu zawartego pomiędzy wolną Polską i Stolicą Apostolską w 1925 r. następuje już w roku 1945. Podobnie jak zakazy działalności politycznej i społecznej dla części ugrupowań katolickich, brak odnowienia działalności Akcji Katolickiej czy zakaz publikacji wielu pism katolickich. Owa reglamentacja życia społecznego wobec środowisk katolickich następuje od razu. Opowieści o tym, że atak zostaje odłożony na rok 1948 czy 1949, wynikają zatem chyba z tego, że komunistyczna narracja na temat tych wypadków nadal niepostrzeżenie króluje w polskiej historiografii. W 1948 r. następuje tylko eskalacja konfliktu.

W 1949 r. biskupi podejmują dramatyczną decyzję o rozwiązaniu stowarzyszeń katolickich. Nowe prawo o stowarzyszeniach nakazuje bowiem publikację list członkowskich, co w przekonaniu biskupów oznaczałoby dostarczanie komunistom list proskrypcyjnych w celu prześladowania najaktywniejszych katolików. Nie jest więc tak, że konflikt dopiero się zaczyna. Sytuacja już wtedy jest absolutnie krytyczna.

Episkopat w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie uczy się tej sytuacji. Uczy się w przyśpieszonym tempie i w bardzo niekorzystnych warunkach. Nie ma do dyspozycji ani środków materialnych, ani ludzkich. Musi odtwarzać niejako na surowym korzeniu całe środowiska katolickie. Nie ma też partnerów politycznych. Nie ma niemal niczego poza strukturami parafialnymi i wielkim potencjałem moralnym, który nagromadził w czasie prześladowań wojennych. Ma jednak lidera obdarzonego wizją.

Pierwszym takim liderem jest kard. August Hlond, który dokonuje radykalnego przejęcia struktur kościelnych na ziemiach zachodnich i północnych na rzecz Kościoła w Polsce. Częściowo tworzy je od zera, częściowo „odniemcza”. Wskutek przesunięcia granic państwowych jest w stanie wchłonąć struktury kościelne z ziem wschodnich, a z drugiej strony zainstalować struktury na zachodzie kraju, jednocześnie usuwając stamtąd duchowieństwo niemieckie. Było to wówczas konieczne, duchowieństwo to było bowiem pozbawione w oczach wielu Polaków moralnego prawa do duszpasterzowania – byli to ludzie w ich opinii moralnie współodpowiedzialni za zbrodnie wojenne Niemiec. Oczywiście był to rodzaj odpowiedzialności zbiorowej, ale trzeba pamiętać, jak bardzo napięta była sytuacja pod względem moralnym w 1945 r. Kard. Hlond zrobił dla Polski i dla Kościoła to, co uważał za najlepsze. Dokonał rzeczy historycznej: spolszczył struktury na ziemiach północno-zachodnich, zaczynając nieraz od zera.

Co następuje potem?

– Drugim poważnym zadaniem dla Episkopatu była odbudowa materialna Kościoła w Polsce po zniszczeniach wojennych oraz wychowanie na nowo ludzi, którzy mogliby uczestniczyć w życiu społecznym Kościoła. A nie jest to zadanie łatwe, gdyż tych ludzi po prostu nie było. Z rąk okupanta niemieckiego zginęły przecież przynajmniej 3 mln polskich katolików, dodajmy do tego straty zadane przez Sowietów oraz to, że wiele tysięcy Polaków znalazło się na emigracji, często także znaczących społecznie katolików. Straty były więc gigantyczne.

Biskupi byli zatem rzadką częścią polskich elit, która zachowała ciągłość organizacyjną i w znacznej mierze personalną. To sprawia, że Episkopat zaczął odgrywać coraz istotniejszą rolę społeczną, przejmując w obliczu komunistycznej agresji pewne postulaty społeczne, które w sytuacji pełnej obywatelskiej wolności byłyby formułowane m.in. przez partie polityczne, stowarzyszenia czy środowiska akademickie. Natomiast nagle okazuje się, że to Episkopat musi stawiać np. postulaty dotyczące konstytucji – nie dlatego, że biskupi tak bardzo chcieli się wypowiadać na temat nowej ustawy zasadniczej, ale dlatego że w imieniu społeczeństwa nie miał kto tego zrobić.

Kolejne dramatyczne daty w powojennej historii Polski – lata 1956, 1968, 1970, 1976, 1981 aż do przełomu 1989 – są znaczące także dla Kościoła?

– I tak, i nie. Z punktu widzenia Episkopatu Polski ważniejsze były inne cezury: śmierć kard. Augusta Hlonda w 1948 r., śmierć kard. Adama Sapiehy (1951) oraz aresztowanie w 1953 r. kard. Stefana Wyszyńskiego i „wielka smuta” lat 1953-1956, gdy bp Michał Klepacz został przez komunistów ubezwłasnowolniony jako przewodniczący Episkopatu Polski, choć nadal był w stanie zachować wraz z wieloma biskupami minimum samodzielności funkcjonowania na poziomie diecezji. W 1956 r. miał miejsce powrót kard. Wyszyńskiego i odtworzenie struktur, które sprawiły, że Konferencja Episkopatu Polski stała się najpoważniejszym polskim gremium społecznym, a najprawdopodobniej także, chcąc nie chcąc, najpoważniejszym gremium politycznym, zaraz po Komitecie Centralnym PZPR.

Stała się więc najpoważniejszym przeciwnikiem dla władz komunistycznych?

– Tak traktowały ją same władze komunistyczne. Ona pełniła także wszystkie te funkcje, które pełniła do tej pory, tj. była gremium dyskusji wewnątrzkościelnej i koordynacji zadań duszpasterskich, zwłaszcza po 1956 r., gdy Śluby Jasnogórskie Narodu Polskiego wyznaczyły program, który KEP stara się zrealizować w skali ogólnokrajowej. To było zadanie czysto duszpasterskie, ale biskupi zajmowali stanowisko także w sprawach życia społecznego: kryzysu moralnego, zagadnień rodziny czy odbudowy państwa. W pewien sposób rytm wydarzeń politycznych też wpływał na funkcjonowanie Episkopatu Polski, ale raczej nie pod względem organizacyjnym czy strukturalnym. Wprowadzał nowe tematy na agendę Episkopatu.

Stąd, zwłaszcza w latach 1968, 1970, 1976, pojawiają się dyskusje na temat bieżących wydarzeń polityczno-społecznych w kraju. Były to dyskusje trudne i głębokie. Zgadzam się z opinią wyrażoną kiedyś przez prof. Jana Żaryna, że zwłaszcza Rada Główna Episkopatu Polski, jego kilkuosobowe gremium kierownicze, była najpoważniejszym miejscem dyskusji na temat sytuacji w Polsce. I znowu, nie wynikało to z ambicji politycznych biskupów, ale z faktu, że naród polski jest podmiotem politycznym i kulturowym i ma prawo do swojej egzystencji, tyle że w tym czasie po prostu nie miał go kto reprezentować wobec władzy. Biskupi stali się ciałem zastępczym, broniącym i reprezentującym interes narodowy.

Warunki funkcjonowania Episkopatu Polski były lepsze na tle sytuacji Kościołów w innych krajach bloku komunistycznego?

– Zdecydowanie tak, bowiem w żadnym innym kraju komunistycznym nie było niezależnych struktur kościelnych ani też takich liderów, jakimi byli kardynałowie Hlond i Wyszyński czy Jan Paweł II, który wprawdzie z chwilą wyboru na papieża nie był już członkiem Episkopatu Polski, ale pośrednio wyznaczał mu zadania. Kościół katolicki w Polsce był przez kilkadziesiąt lat istnienia ustroju komunistycznego jedynym ciałem społecznym niezależnym od władzy pomiędzy Władywostokiem a granicą PRL z NRD. Nie ma drugiego podobnego podmiotu społecznego o porównywalnej randze, znaczeniu i zasięgu społecznym. Inne Kościoły lokalne w krajach komunistycznych były o wiele bardziej poranione, rozbite i wewnętrznie skłócone przez komunistów oraz znacznie bardziej zinfiltrowane przez komunistyczne służby specjalne. W przypadku Episkopatu Polski historycy mówią o współpracy niektórych jego członków z SB, jednak była to według najbardziej pesymistycznych ocen najwyżej piąta część Episkopatu.

Jak Episkopat radził sobie z inwigilacją biskupów?

– Starał się normalnie funkcjonować. Istniała bardzo silna wewnętrzna dyscyplina polskiego duchowieństwa i Episkopatu, o czym dziś często zapominamy. Istniały też np. instrukcje, które nakazywały zgłosić swojemu biskupowi każdy kontakt z esbekiem. To nie było w pełni przestrzegane, ale jednak obowiązywało aż do stanu wojennego.

Episkopat był silnie zjednoczony w tej wizji światopoglądowej, która nakazywała z jednej strony opierać się opresyjnemu państwu, a z drugiej strony reprezentować Kościół, także w trakcie przemian wewnątrzkościelnych. Wszystkie przemiany, które w innych krajach wstrząsały strukturami kościelnymi, polscy biskupi realizowali jakby mimochodem. Trzeba oddać temu pokoleniu biskupów ogromną skuteczność w działaniu. Często patrzymy na ówczesny Episkopat jak na gremium skupione wokół lidera. To prawda, ale jakie to było gremium! Takie postacie jak abp Bronisław Dąbrowski, abp Antoni Baraniak, kard. Bolesław Kominek, kard. Franciszek Macharski, abp Ignacy Tokarczuk funkcjonowały niejako w cieniu wielkich liderów, a jednak odcisnęły gigantyczne piętno na pracach Episkopatu. To było gremium o ogromnej kulturze dyskusji, która toczyła się mimo owej wewnętrznej dyscypliny. Oni najpierw przedyskutowywali problemy, a potem trzymali się decyzji w bardzo zdyscyplinowany sposób.

Jaką rolę w rozmowach Kościoła z władzą komunistyczną pełniła Komisja Mieszana przedstawicieli Episkopatu i Rządu, a potem Komisja Wspólna?

– Komisja Mieszana była raczej gremium zastępczym. Ona nigdy nie miała kompetencji stricte decyzyjnych. Stanowiła bardziej forum dyskusji i próby sił między stroną kościelną a stroną państwową, ale taktycznie było to gremium ważne. Jej funkcjonowanie świadczyło o tym, że państwo liczy się z Kościołem. Dyskusje w jej gronie miały w znacznej mierze charakter pozorny, trwały latami i przynosiły niewielkie skutki, ale wikłały władzę w konieczność prowadzenia choćby pozorowanego dialogu z Kościołem.

Kościół jednak nie mógł ignorować możliwości prowadzenia dialogu z władzą w takich warunkach, jakie były...

– Dialog ma zawsze funkcję konstruktywną, natomiast w tym przypadku owa konstruktywność polegała na paraliżowaniu działań władzy, bo to działania władzy były destrukcyjne. To były dyskusje, w których biskupi Choromański czy Dąbrowski okazywali się lepszymi znawcami prawa PRL niż przedstawiciele strony rządowej. One z jednej strony pozwalały stronie kościelnej na działania opóźniające wobec agresji władzy, a z drugiej strony na działania osłonowe umożliwiające krzepnięcie ciał społecznych o różnych funkcjach, nie tylko stricte kościelnych. Dzięki uporczywej walce Episkopatu Polski udało się np. osłonić duszpasterstwa akademickie, a z nich wyłoniła się ogromna część aktywu późniejszej Solidarności, zwłaszcza jej część intelektualna.

Jakie w owym czasie były relacje Episkopatu z jednej strony z inteligencją katolicką, a z drugiej z ruchami ewangelizacyjnymi, jak oazy czy krucjaty trzeźwościowe?

– Episkopat miał świadomość słabości oficjalnych środowisk katolickich. One były bardzo rachityczne, gdyż życie w PRL nie sprzyjało ani normalnemu rozwojowi ciał społecznych, kształtowaniu charakterów członków tych środowisk, ani ich życiu w prawdzie, a więc nie pozwalało krzepnąć tym środowiskom w pełni. Środowiska katolików świeckich, przez co rozumiemy koncesjonowane przez władzę komunistyczną ruchy takie jak z jednej strony Znak, z drugiej – PAX czy Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne, były od niej uzależnione. Dla biskupów były one raczej problemem, ewentualnie narzędziem komunikacji z władzą, a nie realnym instrumentem kształtowania opinii inteligencji katolickiej. Owszem, wykorzystywali je jako pewnego rodzaju namiastkę – jedyną możliwą – katolickiego życia społecznego, ale Episkopat cały czas miał świadomość, że jest to rozwiązanie bardzo dalekie od ideału. Przemożna tęsknota ówczesnych liderów opinii katolickiej za protagonizmem politycznym w warunkach komunistycznego państwa powodował, że Episkopat patrzył na nich z dużym dystansem. Dotyczy to zarówno Stanisława Stommy, jak i Janusza Zabłockiego. Kard. Wyszyński bardziej stawiał na Zabłockiego, kard. Wojtyła bardziej na Stommę, ale obaj mieli duży dystans do tych działaczy, jednocześnie szanując te ich dokonania, które uważali za pozytywne. Starali się oddać im sprawiedliwość, ale jednocześnie nie uzależnić się od nich.

Natomiast oddolne katolickie ruchy społeczne w rodzaju oazy i krucjat trzeźwościowych, a więc dzieła ks. Franciszka Blachnickiego czy duszpasterstw akademickich, były traktowane z jednej strony jako szansa, ale z drugiej strony jako potencjalne niebezpieczeństwo dla Kościoła. Dlaczego? Biskupi uznawali, nie bez racji, że żywotność Kościoła i sprawność obrony przed komunistami wynika z dużej zwartości tej jednak hierarchicznej struktury. To, co proponował ks. Blachnicki, w znacznej mierze nadwerężało ową hierarchiczność. Trzeba było mieć tak głęboką wizję, jaką miał kard. Wojtyła, żeby próbować obie tendencje ze sobą połączyć i wprowadzić nadzór biskupów. Dla uczestników tych działań było to często niezrozumiałe, ale z perspektywy Episkopatu oczywiste, gdyż wiadomo, że wszelkie katolickie inicjatywy nieobjęte ochroną biskupów były przez władze komunistyczne natychmiast wypaczane i niszczone. Ks. Blachnicki nie zawsze to doceniał. Jednak gdyby nie parasol Episkopatu, jego pełna rozmachu działalność byłaby najprawdopodobniej niemożliwa.

W jaki sposób Episkopat czuwał nad zgromadzeniami zakonnymi?

– Tu podmiotem działań był nie tyle cały Episkopat, co prymas Wyszyński. Przez swoje specjalne pełnomocnictwa – był legatem papieskim – sprawował on w imieniu Stolicy Apostolskiej nadzór nad zgromadzeniami zakonnymi. Wielką dyskusję wzbudzał zakres tego nadzoru. Stąd konflikty z takimi zakonami jak paulini czy dominikanie lub z niektórymi zgromadzeniami żeńskimi. Proszę jednak pamiętać, że bodaj najpoważniejszy konflikt pauliński z lat 70., a raczej formy oporu wobec decyzji prymasa, był w znacznej mierze inspirowany agenturalnie. W strukturach zakonu policja polityczna miała bowiem swoich współpracowników.

Jakiego rodzaju opieką otaczał Episkopat zgromadzenia zakonne?

– Episkopat pełnił funkcję koordynatora pomocy zagranicznej dla Kościoła w Polsce. To się wyrażało pełniej w latach 50., 60. i 70., a w latach 80. w nieco bardziej zdecentralizowany sposób, gdy liczne kanały dystrybucji pomocy były już nie do opanowania przez biskupów. Chodziło przede wszystkim o wsparcie struktur kościelnych, które nie miały np. własnej poligrafii czy jakichkolwiek środków na inwestycje. Pomoc nadchodziła ze strony Kościoła amerykańskiego czy niemieckiego, a Episkopat Polski starał się tę pomoc koordynować. Do dziś chyba jednak nikt nie opisał całościowo materialnej kurateli Episkopatu nad Kościołem w Polsce.

Co znaczył dla Episkopatu i szerzej, Kościoła w Polsce, wybór kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową? Oprócz nadziei były też obawy?

– Obawy chyba nie, gdyż Episkopat – zwłaszcza widać to w Kazaniach Świętokrzyskich prymasa Wyszyńskiego z lat 1974-1976 – przeszedł już wtedy do ofensywy społecznej. W serii swoich wystąpień prymas mówił o programie odnowy już nie tylko religijnej, ale i społecznej Polski. Mówił o tym w warunkach, wydawałoby się, niekorzystnych, gdy następowała laicyzacja młodego pokolenia, rosły wskaźniki przeprowadzanych aborcji... A Prymas rysował wtedy program odnowy, który w pewnej mierze znalazł swój odzew w hasłach pierwszej Solidarności. W międzyczasie nastąpił wybór papieża, a potem w 1979 r. jego pierwsza pielgrzymka do Ojczyzny. Polacy odkryli nową rolę swojego dawnego biskupa krakowskiego. To był wielki światowy lider, duchowy przywódca, właściwie święty wizjoner, a jednocześnie wielki Polak – człowiek, który był w stanie pokazać nową interpretację bycia Polakiem.

Po trudnych latach 50. i 60. Kościół w Polsce zyskał przed ostatnią dekadą PRL nowego lidera?

– Był to dość płynny proces. W ciągu dwóch lat dzielących wybór Jana Pawła II od śmierci prymasa nikt z biskupów nie kwestionował przywództwa kard. Wyszyńskiego. On jednak od czasu pierwszej pielgrzymki papieskiej do Polski ustępuje w tym przywództwie Janowi Pawłowi II. To wkrótce potem znajduje symboliczny wyraz, gdy obaj leżą przykuci do łóżek – Jan Paweł II po zamachu, a prymas Stefan Wyszyński już na łożu śmierci. I kardynał mówił wtedy wiernym: „Nie módlcie się za mnie, tylko w intencji zdrowia papieża”. Te słowa podkreślają, kto był wówczas najważniejszym człowiekiem w Kościele w Polsce, nie tylko pod względem hierarchicznym, ale też osobistej charyzmy. To też świadczy o wielkości prymasa Wyszyńskiego, który już podczas pielgrzymki w 1979 r. – widać to na zdjęciach – usunął się na nieco dalszy plan. Nie wychodził z roli biskupa miejsca, ograniczając się w trakcie pielgrzymki do obecności tylko w swoich diecezjach. A przecież był obdarzony specjalnymi pełnomocnictwami jako legat papieski i mógłby towarzyszyć Janowi Pawłowi II non stop.

Późniejsze przywództwo prymasa Józefa Glempa, mimo że też obdarzonego specjalnymi, choć już nieco ograniczonymi pełnomocnictwami, miało inny charakter. Trudno w jego przypadku mówić o absolutnej dominacji nad Episkopatem Polski. Nie ulega wątpliwości, że prymas Glemp nie był już tak charyzmatyczny jak prymasi Hlond i Wyszyński. On sam uznawał, że prawdziwy przywódca Kościoła w Polsce jest w Rzymie.

Jak w nie mniej dramatycznej od poprzednich dekadzie lat 80. rysuje się pozycja Episkopatu Polski wobec całego Kościoła, społeczeństwa i władz komunistycznych?

– Trzeba pamiętać przede wszystkim o bezwzględnym przywództwie duchowym i intelektualnym Jana Pawła II w tym czasie. Wskutek rozluźniania się owego komunistycznego gorsetu pojawiają się nowe wyzwania. Episkopat nie miał wtedy w pełni jednolitego stanowiska jak działać. Istniała grupa biskupów, bardzo umownie związana z kard. Henrykiem Gulbinowiczem i bp. Ignacym Tokarczukiem, która mówiła o konieczności realizacji tzw. linii papieskiej, odczytywanej przez nich jako jednoznaczne wsparcie dla Solidarności. Z drugiej strony była linia prymasa Glempa, w jakiejś mierze także abp. Bronisława Dąbrowskiego – przy wszystkich dzielących ich różnicach, bo każdy z tych wybitnych hierarchów miał też własną interpretację działań. Oni z kolei widzieli konieczność budowy środowisk bezpośrednio związanych z Kościołem, niejako zamiast Solidarności. Ostatecznie wygrała ta pierwsza, idąca niejako pod rękę z kierownictwem Solidarności.

Istnieją dziś pewne problemy interpretacyjne związane m.in. z uwikłaniem we współpracę z SB ówczesnego zastępcy sekretarza generalnego Episkopatu Polski bp. Jerzego Dąbrowskiego, osoby bardzo bliskiej prymasa Glempa i mającej na niego wpływ. Ale poza problemami Kościół w Polsce miał wówczas także wielkie możliwości działania. Komuniści zostawili mu przestrzeń społeczną po to, by niejako uwikłać go w gry i dyskusje, które ostatecznie w jakiejś mierze utorowały drogę do Okrągłego Stołu.

Wydaje mi się, że Episkopat Polski był przekonany o konieczności zawarcia jakiegoś kontraktu z komunistami. Przy czym należy pamiętać, że biskupi pokolenia lat 80. mieli doskonałą świadomość deficytów kierownictwa Solidarności. Zarówno ci, którzy je wspierali, jak i ci, którzy je krytykowali, wiedzieli, że środowisko to ma swoje ograniczenia, także moralne i intelektualne. To nie te najbardziej wpływowe środowiska w opozycji, czyli związkowe, były bowiem najbardziej twórcze intelektualnie.

Episkopat był jednak wówczas bardzo wyrobiony politycznie i miał świadomość zachodzących zmian, ale po stronie opozycyjnej nie zawsze znajdował odpowiednich partnerów. Kard. Glemp próbował sobie wykreować takie środowiska, z którymi dałoby się nawiązać strategiczną współpracę. Mówię tu nie tyle o jego marzeniach o partii chrześcijańsko-demokratycznej, ale o pomyśle znacznie bardziej pluralistycznym, jakim była Rada Społeczna przy prymasie Polski. W pierwszej kadencji była bardziej zbliżona do Znaku i Solidarności, ale w drugiej już bardzo pluralistyczna, obejmująca także niszowe środowiska katolickie, ale uznawane za twórcze intelektualnie. Z tego ostatecznie bezpośrednio nic nie wyszło, ale to jest już kwestia niewykorzystania tej oferty przez samą Solidarność.

Solidarność odciążyła Episkopat i cały Kościół w Polsce od pełnienia funkcji zastępczej reprezentacji społecznej. W negocjacjach opozycji z komunistami Kościół mógł być pomostem. Oczywiście biskupom było dalej do komunistów niż do strony społecznej, ale też nie chcieli dać się uwikłać przez opozycjonistów w ich działania. Przykładem była głęboka krytyka przez biskupów poczynań Tadeusza Mazowieckiego jeszcze w styczniu 1981 r. w związku z podróżą delegacji Solidarności do Rzymu i udzieloną jej audiencją u Jana Pawła II. Mazowiecki chciał wykorzystać tę okazję do nadania impulsu politycznego działaniom Solidarności, a Episkopat bardzo mocno to krytykował. Jan Paweł II zajął postawę ostrożną.

Reasumując, Episkopat Polski był z jednej strony inspirowany przez Jana Pawła II do współpracy z Solidarnością. Z drugiej strony miał świadomość deficytów tej struktury. Pamiętał też o testamencie politycznym prymasa Wyszyńskiego, którym była teza o konieczności unikania fizycznej konfrontacji z komunistami. Z tych wszystkich przesłanek wynikało zaangażowanie Episkopatu w Okrągły Stół, moim zdaniem niewątpliwie realizowane za przyzwoleniem Jana Pawła II. Czy to zaangażowanie było w pełni trafione? To jest kwestia do dyskusji. Sądzę, że nie jesteśmy jeszcze do niej w pełni gotowi. Wciąż nie znamy wszystkich okoliczności tamtych czasów.

Episkopat nie mógł nie podjąć roli uczestnika Okrągłego Stołu...

– Tego nie wiem, ale trudno powiedzieć, że tamta decyzja była niezrozumiała. W logice, w jakiej Kościół w Polsce żył od 1945 r., była naturalna: nareszcie mogliśmy wyjść z sytuacji państwa totalitarnego, do tego bez rozlewu krwi, ale musieliśmy czymś zapłacić komunistom. Sądzę, że bardziej należałoby się zastanawiać, dlaczego strona opozycyjna zdecydowała się na zawarcie ówczesnego kontraktu, niż dlaczego Kościół starał się patronować tym rozmowom. Być może jest jeszcze za wcześnie na ostateczną odpowiedź.

Jakie były kontakty Episkopatu z kolejnymi papieżami i szerzej, z całą Stolicą Apostolską, w okresie PRL? Panowała zazwyczaj harmonia czy też zdarzały się rozbieżności stanowisk?

– Stolica Apostolska kontaktowała się z Episkopatem Polski przede wszystkim poprzez polskich kardynałów, w tym zwłaszcza prymasa. Jedność Episkopatu wyrażała się nie tylko w stosunku do władzy komunistycznej, ale też w kontaktach ze Stolicą Apostolską. Trzeba powiedzieć, że Stolica Apostolska nie była jednolitym podmiotem w oczach Episkopatu Polski. Zasadniczo różnił się stosunek Episkopatu do kolejnych papieży od stosunku do niektórych instytucji w łonie Kurii Rzymskiej, zwłaszcza do watykańskiego Sekretariatu Stanu. Do 1978 r. było jasne, że Episkopat Polski jest z jednej strony tradycyjnie bardzo papieski, bardzo lojalny wobec kolejnych następców św. Piotra – i bardzo krytyczny wobec Sekretariatu Stanu.

Dlaczego?

– Dlatego że z doświadczenia polscy biskupi uznawali, iż Sekretariat Stanu nie rozumie specyfiki funkcjonowania reżimu komunistycznego. Nie rozumie też specyfiki relacji między społeczeństwem a Kościołem w Polsce. I nie rozumie w pełni prawa Polaków do obrony swojej podmiotowości.

Oznaczało to jakąś obojętność wobec sytuacji w Polsce?

– Myślę, że sprawy są znacznie bardziej delikatne. Wyobrażenia Sekretariatu Stanu o komunizmie były bardzo naiwne, a wyobrażenia o sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej były formułowane po prostu z innej perspektywy niż polska i tu nie dochodziło do porozumienia między dyplomatami watykańskimi a polskimi biskupami.

Po trzecie jednak, Sekretariat Stanu dość pryncypialnie nie zgadzał się ze stanowiskiem, które było naturalne dla Kościoła w Polsce: że istnieje w naszych warunkach szczególna jedność między polską wspólnotą narodowo-kulturową a Kościołem.

Takie nieelastyczne stanowisko, moim zdaniem, wynikało – proszę wybaczyć – z ubóstwa intelektualnego niektórych ludzi z Sekretariatu Stanu. Polacy ze swej strony wypracowali bardzo precyzyjną teologię narodu – uważali, że Kościół jest oczywiście czymś większym niż naród, ale bez prawidłowo ukształtowanej płaszczyzny kulturowo-narodowej życia społecznego nie da się realizować celów ewangelizacyjnych.

Pojawienie się Jana Pawła II zmieniło tę optykę?

– Zasadniczo. Jan Paweł II po prostu zmienił model funkcjonowania swego Sekretariatu Stanu. Zaczął się posługiwać ludźmi, którzy też niekoniecznie rozumieli polską perspektywę, ale byli bardzo uczciwi, tak jak sam sekretarz stanu kard. Agostino Casaroli. Wspomnę, że gdy Jan Paweł II pytał o radę prymasa Wyszyńskiego, kto ma zostać sekretarzem stanu, prymas mu odpowiedział: „Tylko Agostino Casaroli, bo on przynajmniej jest uczciwy”. Trudne relacje z Sekretariatem Stanu nie były zresztą tylko problemem polskim, ale obecnym w różnych miejscach na świecie, np. w dobrze znanej mi Hiszpanii.

W Polsce mieliśmy wyjątkowo przenikliwych liderów naszego Episkopatu. Zarówno kard. Karol Wojtyła, jak i kard. Stefan Wyszyński oraz prawie wszyscy członkowie Rady Głównej KEP to byli ludzie wielkiego formatu intelektualnego i niesłychanej precyzji nazywania pojęć. Po stronie Sekretariatu Stanu nie napotkali oni jednak zazwyczaj umysłowości tej samej rangi.

Rozmawiał: Łukasz Kasper

do spisu treści

RAMKA

Dr hab. Paweł Skibiński (ur. 1973) jest historykiem, wykładowcą Instytutu Historycznego UW. Od 2006 do 2008 r. kierował działem Badawczym Muzeum Historii Polski. W latach 2010-2015 był dyrektorem Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Od 2015 r. ekspert Centrum Myśli Jana Pawła II. Zajmuje się najnowszą historią Polski i Hiszpanii. Był członkiem redakcji „Kwartalnika Konserwatywnego”, obecnie współpracuje stale z miesięcznikiem „W Sieci Historii”. Kieruje też zespołem redakcyjnym serii wydawniczej „Pro memoria”, czyli wielotomowego zbioru zapisków prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego.

do spisu treści

Najwyższy czas, abyśmy się ocknęli

Rozmowa z biskupem opolskim Andrzejem Czają

Jest Ksiądz Biskup przewodniczącym Komisji Nauki Wiary w polskim Episkopacie. Jak z tej perspektywy ocenia stan wiary Polaków, co jest jej największym pozytywem, a jakie wypaczenia dziś jej szczególnie zagrażają, na co powinniśmy uważać?

– Największym zagrożeniem na dziś jest postawa, którą nazwałbym „praktykowaniem niewiary”. Chodzimy do kościoła, jesteśmy religijni i pobożni, ale to nas satysfakcjonuje i nie dbamy już o więź z Bogiem. Jesteśmy wielokroć katolikami bez większego zatroskania o stan łaski uświęcającej. Wielu z nas jest bez większej świadomości, że od momentu chrztu mamy w sobie życie Boże i bardzo często słabo albo w ogóle nie dbamy o nie. Życie nadprzyrodzone w nas jest wskutek tego coraz bardziej zagrożone.

To prawda, Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego nie jest w stanie zbadać stopnia wewnętrznego zagrożenia wiary, natomiast frekwencję niedzielną potrafi. A jeśli ona nie spada, a ostatnio nawet wzrosła, to nas cieszy.

– Tymczasem największą bolączką i największym zagrożeniem dla Kościoła jest skoncentrowanie się na zewnętrznych formach wyrazu wiary, bez pielęgnowania jej żywotności od środka, bez zatroskania o rozwój życia wewnętrznego w sobie. W konsekwencji bagatelizujemy to, co jest największym darem. Za mało troszczymy się o nasz rzeczywisty związek z Bogiem. A potem dziwimy się, że choć tak wielu Polaków jest naprawdę religijnych, w społeczeństwie jest aż tak źle.

A to dlatego, że już nie ma Bożego ducha w sercach, gdzieś go zagubiliśmy. Jestem absolutnie przekonany, że w Polsce potrzebujemy nade wszystko odnowy duchowej i moralnej. Z akcentem na duchową, gdyż w tej dziedzinie istnieją poważne deficyty. Jeszcze tu i ówdzie staramy się być moralni, gdyż wszyscy widzą nasze zachowanie, natomiast w środku jest pustka. Jan Paweł II w adhortacji „Ecclesia in Europa” mówił o „cichej, milczącej apostazji”, jakiej doświadcza świat Zachodu. A to niestety dziś dokonuje się także w naszym narodzie.

Kolejny problem to antyintelektualność wiary. Często mamy dziś do czynienia z wiarą infantylną, bez należytej refleksji oraz przełożenia na realia społeczne. Bywa coraz częściej, że wiarę redukuje się do poziomu emocji, uczucia. A przecież wiara jest aktem wolitywno-racjonalnym. Podkreślał to bardzo mocno nie tylko św. Tomasz z Akwinu. Wiara sprowadzona do przeżycia, emocjonalnego aktu jest jak puch, który ulatuje pod wpływem nawet lekkiego podmuchu.

A skutkiem jest „cicha, milcząca apostazja”, przed którą ostrzegał Jan Paweł II. To zjawisko wkrada się do naszego Kościoła w sposób niepostrzeżony.

Jaka jest tego przyczyna?

– Jest wiele przyczyn, ale głównym czynnikiem, który temu sprzyja, jest z pewnością materializm. Nawet różne totalitaryzmy i prześladowania, jakich doświadczali ludzie wierzący, nie były tak poważnym zagrożeniem dla ich rozwoju duchowego, jak dziś materializm. Działa on na wiarę tak jak tlenek węgla. Nic nie czujemy, wszystko jest niby dobrze, nawet chodzimy do kościoła… Religijność zostaje, pobożność zostaje, ale w środku jest pustka. Tymczasem każdy pustostan moce ciemności są w stanie zagospodarować, bardzo skutecznie.

Skupmy się na chwilę na sytuacji społecznej katolickiej Polski. Jak długo żyję, nie widziałem tak wielkiej eskalacji agresji oraz nienawiści w przestrzeni publicznej. Co powinien zrobić Kościół w Polsce dziś, wobec narastającej wojny polsko-polskiej? Jaka powinna byś jego profetyczna rola?

– Na to, co się w Polsce dzieje, Kościół nie może patrzeć spokojnie. Najwyższy czas, abyśmy ocknęli się – jako chrześcijanie i jako Polacy! Nadszedł czas, że Kościół powinien podjąć rolę mediatora wśród okładających się stron. Nie obawiałbym się takiego działania. Jest to niezbędne dla zachowania ładu i pokoju społecznego. Mamy akurat rocznicę Okrągłego Stołu. W moim przekonaniu coś na ten kształt jest dziś w Polsce potrzebne. Kościół powinien nie tylko apelować o dialog, ale usiąść do wspólnego stołu jako mediator. Oczywiście, o ile strony się na to zgodzą.

Powinniśmy też wezwać cały naród i lud wierzący do wytężonej modlitwy o przebaczenie i pojednanie. Potrzebujemy Bożej łaski, gdyż bez niej z tym sobie nie poradzimy. W ślad za Janem Pawłem II odważmy się zawołać: „Niech zstąpi Duch i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”.

Tym bardziej że zbliża się 40. rocznica jego pierwszej wizyty, kiedy padły te słowa…

– Niezbędny jest wyrazisty list pasterski czy wręcz orędzie do narodu: Orędzie o pojednanie i o pokój. A może winny przyłączyć się do tego także inne Kościoły i wspólnoty chrześcijańskie. Nie sądzę, aby nie skorzystały z takiego zaproszenia.

A wydawało się, że śmierć prezydenta Adamowicza będzie dostatecznym otrzeźwieniem?

– Niestety, w miejsce otrzeźwienia mamy wzajemne oskarżenia. Mało tego, ta zawziętość się pogłębiła. To zła droga. W tym kierunku nie możemy dalej iść, bo dojdzie do jeszcze większych tragedii. Bardzo wiele ryzykujemy! Osłabiamy siebie jako społeczeństwo, jako państwo i jako Kościół. Osłabiamy się na każdym kroku. Nie chciałbym porównywać tego do czasu, kiedy straciliśmy wolność w minionych wiekach, ale siłą rzeczy tych podobieństw jest wiele. Nie dostrzegamy dobra wspólnego. Tak było w XVIII w. i tak jest dziś.

Ponadto nie odrabiamy lekcji, których udzielił nam Jan Paweł II. Chociażby lekcji o wolności. Wolność nie polega na braku hamulców, gdyż to przerabialiśmy już za króla Sasa. Dziś są inne pokusy i inne wyrazy niewłaściwego rozumienia wolności, natomiast konsekwencje i gorzkie owoce mogą być takie same. Wolność musi być rozumiana jako wolność „do”, jako zadanie, a nie jako wolność „od”, jako brak hamulców. Wolność to odpowiedzialność. Tyle klaskaliśmy papieżowi i tak mu śpiewaliśmy, ale to poszło w las. A nawet jego następcę, Franciszka, oskarżamy o jakieś wyimaginowane rzeczy. Jakoby sprzedał Kościół itd.

To fakt, że Franciszek jako pierwszy współczesny papież spotyka się w Polsce z krytyką, nawet wśród pobożnych katolików czy publicystów. Zarzuca się mu, że „rozmywa” i „relatywizuje” nauczanie Kościoła, że jest lewicowy itd. Skąd się to bierze?

– Po pierwsze przyczyną dezaprobaty dla papieża jest niezrozumienie. Do tej pory inne kontynenty musiały się uczyć papieży z Europy, dziś musimy się uczyć papieża latynoamerykańskiego. Pobyt w Panamie na Światowych Dniach Młodzieży pozwolił doświadczyć znowu (bo pierwszy raz w Rio de Janeiro) czegoś ze społecznego klimatu latynoamerykańskiego, z którego papież Franciszek wyrasta i który ma ogromny wpływ na Jego myśl i posługę.

Czy więc, aby zrozumieć Franciszka, musimy jechać aż do Ameryki Południowej?

– Nie. Jeśli ktoś myśli optyką Ewangelii, to nie musi jechać do Ameryki Południowej. Wystarczy znajomość Ewangelii i jej radykalnych wymagań. Bez tego Franciszek pozostanie dla nas niezrozumiały.

Czyli tu tkwi sedno problemu?

– Franciszek chce nam dać do zrozumienia, że owszem, ważna jest doktryna, ważne jest moralne orędzie Kościoła, ale najistotniejsze jest co innego. Tłumaczy, że na samej doktrynie czy moralności nie zbudujemy Kościoła, gdyż chrześcijaństwo to „OSOBA”. Chrześcijaństwo to nie tylko normy doktrynalne, zakazy i nakazy moralne, ale chrześcijaństwo to Jezus i Jego Ewangelia. Jeśli nie poznamy, nie doświadczymy Jezusa i Jego miłości, to doktryna do niczego się nie przyda.

Franciszek wciąż się upomina o wdrażanie w życie czystej Ewangelii w całym jej radykalizmie, a zarazem prostocie. My w odpowiedzi na to wypominamy mu, że jakaś jego wypowiedź nie została dostatecznie doprecyzowana bądź zabrakło jakiegoś przypisu w adhortacji. Tymczasem On się na tym nie skupia, mówi prosto, bezpośrednio, obrazowo, by każdy mógł zrozumieć i zapragnął Jezusa, życia Jego Ewangelią. Nie zajmują go doktrynalne dywagacje, pozostawia to teologom. Przypomina w tym Franciszka z Asyżu i z nim się w znacznej mierze identyfikuje. Nie przyjął na wyrost tego imienia. Jest współczesnym Franciszkiem z Asyżu, w którym widziano „drugiego Chrystusa”.

Franciszek upomina się o to, co Chrystus głosił. Abyśmy się strzegli kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda.

Krytycy mówią, że Franciszek relatywizuje naukę Kościoła, że po jego pontyfikacie nic nie będzie już tak pewne jak dawniej?

– Nic takiego nie znajduję, nawet w adhortacji „Amoris laetitia”. Pod wpływem medialnych uproszczeń, a czasem wręcz manipulacji próbuje się papieżowi wmówić dążenie do tego, aby dopuścić do komunii św. osoby żyjące w związkach niesakramentalnych. Nigdy i nigdzie Franciszek nie powiedział, że naszym celem duszpasterskim ma być doprowadzenie niesakramentalnych do komunii św. Cel jest jeden: zrobić wszystko, aby tym ludziom pomóc w osiągnięciu zabawienia. Dlatego mamy do nich podejść, towarzyszyć im, pomóc w rozeznaniu drogi i w integrowaniu się z Kościołem. Nie możemy ich skazywać na pozostawanie poza Kościołem.

Powtarzam: Franciszek w tej sferze nic nie relatywizuje, w niczym nie zmienił kościelnej doktryny ani zasad moralnych. Natomiast jego pierwszym celem jest pomóc każdemu w dojściu do Boga. Proponuje nam, abyśmy patrzyli na drugiego człowieka w tej właśnie optyce.

Zarzuca się papieżowi, że może doprowadzić do pewnej regionalizacji doktryny w sensie rozumienia wiary i moralności, w zależności od regionu geograficznego i lokalnej inkulturacji. Stąd krytyka zasady „synodalności”, rozumianej jako przeniesienie pewnych decyzji na szczebel lokalny, w zależności od lokalnego kontekstu.

– Synodalność, czyli kolegialność, jest w Kościele potrzebna i wynika ona z samej jego istoty. Nie zapominajmy też, że zasada ta ma swoje ograniczenia. Przecież Kościół ma głowę w postaci papieża, który zapewnia jedność, korzystając z wiary w jego nieomylność w sprawach rozstrzygnięć doktrynalnych. Kolegialność czy synodalność zakłada, że decydować powinniśmy wspólnie – w ramach kolegium apostolskiego składającego się z biskupów – ale głos rozstrzygający należy do papieża. To jest – moim zdaniem – znakomite rozwiązanie, które skutecznie chroni Kościół przed jakąś fragmentaryzacją czy podziałami, a jednocześnie zapewnia mu jedność w sprawach najważniejszych.

A u podstaw powinna być formuła, która wybrzmiała już na Soborze Jerozolimskim: „Duch Święty i my”. Uświadamia nam, że Duch Święty jest Ożywicielem i Dokonawcą Kościoła. Naszym zadaniem jest z Nim współdziałać i być Mu uległym. Dlatego na każdym etapie historii zbawienia trzeba starać się uchwycić, co Duch mówi do Kościoła. I temu właśnie służy synodalność. Chodzi o to, by głowa Kościoła, którą jest papież, otrzymał nieco światła od tych, którzy wraz z nim pozostają w jednym kolegium apostolskim. Wtedy dopiero głos Ducha Bożego wybrzmiewa.

Niedawna podróż Ojca Świętego – do Zjednoczonych Emiratów Arabskich – otworzyła nowe możliwości w dialogu z islamem. Jakie konkretnie? Jak powinny być one realizowane, by realnie wpłynęły na zbliżenie obu religii?

– Podpisany przez papieża i imama w trakcie tej podróży „Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia” jest wyjątkowy. Zachęca do podjęcia dialogu międzyreligijnego, w szczególności między chrześcijaństwem a islamem. Ukazuje znaczenie kultury dialogu, czego podstawą musi być wzajemne poznanie i otwartość na słuchanie siebie nawzajem.

Bardzo istotnym wymiarem deklaracji jest wezwanie do wspólnego działania chrześcijaństwa i islamu w dzisiejszym świecie. Przede wszystkim chodzi tu o wspólny głos sprzeciwu wobec zła, jakie jest w nim obecne. Deklaracja wskazuje na wspólną odpowiedzialność za świat różnych religii, w obronie najbardziej podstawowych wartości, ludzkich i religijnych.

Obaj wielcy przywódcy religijni: papież Franciszek i imam szejk Ahmad al-Tayyeb z kairskiego Uniwersytetu Al-Azhar ostrzegają także przed niebezpieczeństwami, jakie zagrażają religiom dziś. Wymieniają m.in.: ekstremizm ateistyczny, religijny i nacjonalistyczny, integryzm religijny czy ślepy fundamentalizm. Wyrażają nadzieję, że prawdziwe religie i ich współpraca mogą je przezwyciężyć. Apelują o przebudzenie autentycznej świadomości religijnej i potrzeby ożywienia tej świadomości w sercach nowych pokoleń poprzez przylgnięcie do wartości moralnych i właściwego nauczania religijnego. W ten sposób możemy przeciwstawić się, jak stwierdza dokument, „skłonnościom indywidualistycznym, egoistycznym, konfliktogennym, ślepemu radykalizmowi i ekstremizmowi we wszystkich jego postaciach i przejawach”. Podkreśla się, jak ważne jest, by żadna religia nie dała się wciągnąć w jakiegoś rodzaju instrumentalizację czy ideologizację, co się niestety dokonuje, w szczególności w świecie islamu, ale chrześcijaństwu też zagraża.

Wielką zasługą tych dwóch duchowych autorytetów, imama i papieża, jest ukazanie św. Franciszka jako inicjatora i patrona dialogu wyzbywającego się wszelkiej przemocy. Przypominają, że jest on wzorem zarówno dla świata chrześcijańskiego, jak i islamskiego. I to daje nadzieję.

A jak Ksiądz Biskup odczytuje sformułowanie deklaracji mówiące, że Bóg „życzy sobie pluralizmu religijnego”? Franciszek jest za to krytykowany.

– Pluralizm religijny jest faktem, a z faktami się nie dyskutuje. Można powiedzieć, iż pluralizm religii jest zgodny z wolą Bożą, a przynajmniej z dopustu Bożego, gdyż chociażby nasze święte księgi mówią o dwóch religiach: judaizmie i chrześcijaństwie. Jeśli jest akceptacja dla judaizmu, to dlaczego wykluczyć islam, który też sięga do tego wspólnego pnia? A pojęcie pluralizmu religijnego wcale nie wyklucza potrzeby i możliwości realizacji nakazu misyjnego Chrystusa z naszej strony. Dialog międzyreligijny może nam nawet pomóc w realizowaniu misji Kościoła…

W jakim sensie?

– W tym sensie, że jeśli nawzajem do siebie się zbliżymy, otworzy to nas wszystkich na Boga. Jest więc także przygotowywaniem gruntu pod Ewangelię. I to wcale nie znaczy, że wszyscy mają stać się chrześcijanami. Tylko mają się otworzyć na Boga, który – jak my wierzymy – ostatecznie objawił się w Jezusie Chrystusie. Chodzi o otwarcie na tę prawdę, którą Jezus objawił, czemu nie musi towarzyszyć deklaracja przyjęcia wiary chrześcijańskiej.

W omawianej deklaracji jest mowa o niebezpieczeństwie instrumentalizacji religii. Franciszek, jak zresztą i jego wielcy poprzednicy, ostrzega przed „instrumentalizacją wiary” dla celów politycznych. Czy jest to także problem obecny na ziemi polskiej?

– W Polsce takie niebezpieczeństwo było i jest. Instrumentalizacja i ideologizacja religii to dwa niebezpieczeństwa, z którymi mieliśmy do czynienia nie tylko kiedyś w przeszłości, ale i we współczesnym świecie. Mamy wielokroć do czynienia z instrumentalizacją wiary, którą chce się użyć do osiągnięcia takich czy innych profitów: ekonomicznych bądź politycznych. Niekiedy przybiera to formę ideologizacji – kiedy wiarę zaprzęga się na użytek takiej czy innej ideologii. Jako pasterze Kościoła nie możemy na to pozwalać.

Zadam nieco przekorne pytanie. Czy nie jest uprawniony sojusz Kościoła z konkretnym nurtem politycznym? Chodzi mi o sytuację, kiedy ten nurt deklaruje przywiązanie do wartości chrześcijańskich i chce wprowadzać je w życie. A taką sytuację mamy dziś w Polsce. Dlaczego więc nie działać wspólnie: Kościół z partią, która deklaruje dobrą zmianę?

– Z żadnym nurtem politycznym Kościół nie powinien zawiązywać sojuszu. Kościół ma swoją misję, misję zbawienia, ma prawdę objawioną, którą ma strzec, nie idąc na żadne układy. I w oparciu o tę prawdę ma kształtować Boży ład w otaczającym świecie.

Czym innym jest życie polityczne, a w szczególności życie partyjne. To fakt, że jako Kościół cieszymy się tym bardziej, im więcej dana partia realizuje te wartości, o które się upominamy. Ale to wcale nie znaczy, że jakąkolwiek partię możemy poprzeć jako Kościół. Kościół nie może uprzywilejowywać żadnej spośród partii. Jeśli Kościół stanie po jakiejś stronie, a każda partia jest jakąś stroną, to zamazuje swoje uniwersalne posłannictwo bycia znakiem i narzędziem zbawienia wszystkim ludziom, narodom, całemu światu. Kościół więc nie powinien się wiązać z żadną frakcją sceny politycznej.

Kościół ma także pełnić posługę jednania w społeczeństwie. Dlatego musi być apartyjny, metapolityczny, pozostawać ponad wszelkimi sporami. Kiedy opowie się po jakiejś stronie sporu, to sam sobie „strzela w stopę”. W takiej sytuacji nie będzie mógł pełnić posługi jednania ani posługi mediatora, jeśli sytuacja będzie tego wymagać. Będzie mieć związane ręce, zamknięte usta, nie będzie mógł powiedzieć „non possumus”, szczególnie w sytuacji gdy generalnie przychylna mu partia wejdzie na drogę zlekceważenia Bożego prawa.

Kiedy widzimy, że jakakolwiek ze stron godzi w to, co głosi Ewangelia, zwłaszcza pasterze mają obowiązek uświadamiać wierzącym, co jest nie do przyjęcia. Kościół ma być światłem dla wszystkich, ma być sumieniem w demokracji. Mamy prawdę, którą przyjęliśmy od Boga, i o nią mamy prawo i obowiązek się upominać.

A czy Kościół w Polsce dobrze dziś wypełnia rolę „sumienia demokracji”?

– Niestety Kościół w Polsce stracił swój dawny autorytet i w takiej sytuacji ten głos sumienia, który na różne sposoby wybrzmiewa, jest dziś wyraźnie mniej skuteczny. Patologie życia społecznego i narastające wewnętrzne podziały widać już od lat. Kiedy w 2016 r. w Krakowie-Łagiewnikach proklamowaliśmy Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana, w homilii powiedziałem: „Tak dalej być nie może!”. Od tego czasu jako biskupi powtarzamy to często, apelujemy o zgodę i pojednanie. Kościół to mówi, tylko nasz głos jest dziś wielokroć lekceważony, podważany.

Proszę powiedzieć kilka słów o specyfice diecezji opolskiej, gdyż jest to diecezja w pewnym sensie niezwykła, inna od wszystkich pozostałych. Na czym to polega? Czego Kościół w Polsce może uczyć się od niej?

– Abp Nossol mawiał skromnie, że jest to diecezja „leśno-polna”. Najważniejsze trzy zadania, jakie stawiam sobie jako biskup Kościoła opolskiego, to: troska o żywą wiarę, o zdrową rodzinę i o otwartą tożsamość. Ta ostatnia u nas jest szczególnie ważna, gdyż w ponad 200 parafiach, czyli w ponad połowie, prowadzimy duszpasterstwo mniejszości niemieckiej.

Jaki jest procent wiernych narodowości niemieckiej?

– Trudno jest to precyzyjnie określić. Nasi wierni różnie określają swoją tożsamość. Niektórzy mówią, że czują się Niemcami i nimi są, inni uważają się za Ślązaków, tzn. nie są Niemcami ani nie do końca Polakami, są po prostu Ślązakami. Jednym Ślązakom jest bliżej do Niemiec, a innym do Polski. Tych ostatnich jest więcej, gdyż od lat żyją w granicach państwa polskiego. Inni z kolei powiedzą: jestem Polakiem z dziada pradziada. Mamy też mniejszość romską i trochę na południu morawską.

Jest to diecezja bardzo zróżnicowana kulturowo i narodowościowo, ale stanowi jeden lud, który znamionuje duża otwartość na inność. Bogactwo różnorodności jest u źródła dużego potencjału Kościoła opolskiego, ale zachowanie go i utrzymywanie w zgodnym funkcjonowaniu nie jest łatwe; domaga się światłego oglądu sytuacji, roztropnego zaangażowania, otwartego bycia dla wszystkich.

Lud tej ziemi czuje się mocno związany z Kościołem. W historii zmieniały się państwowości, a Kościół trwał. Był z ludem na dobre i na złe. Ten związek z Kościołem śląski lud ma we krwi. Kościół jest postrzegany jako Matka. Nawet dziś, kiedy różne rzeczy o Kościele się słyszy, dla mieszkańców naszej Małej Ojczyzny (po niemiecku: naszego „Heimat”) Kościół jest mocnym oparciem, cieszy się ciągle dużym szacunkiem. Jest sercem i duszą społeczności zamieszkującej ziemię Śląska Opolskiego.

Kiedy zmieniały się granice, bywało, że księża oskarżani byli o propolskie bądź o proniemieckie działania. Bywało nieraz, że w czasach niemieckich kapłan uczył języka polskiego. Wówczas posądzano go o zdradę na rzecz Polski. A kiedy po wojnie ten sam ksiądz lepiej posługiwał się niemieckim, spotykał się z zarzutem germanizacji. Najlepiej był rozumiany przez śląski lud, w tym ludzie miał oparcie i obronę. Stąd trudno się dziwić, że ksiądz na Śląsku jest bardzo związany z prostym ludem.

Ksiądz Biskup jest członkiem Komisji KEP ds. Ekumenizmu, podobnie jak jego wielki poprzednik abp Alfons Nossol. Jakie nadzieje pod tym względem pojawiają się po powstaniu Prawosławnego Kościoła Ukrainy i udzieleniu mu autokefalii przez patriarchę Bartłomieja?

– Jest to szansa i wielka nadzieja. Akt zjednoczenia i powstania nowego Kościoła prawosławnego jest niezwykle ważny dla tożsamości narodu ukraińskiego. Dziękujmy Bożej Opatrzności, że do tego doszło. Ale istnieją też i obawy. Nie będzie dobrze, jeśli społeczność Prawosławnego Kościoła Ukrainy zacznie piętnować tych, co należą do Cerkwi podlegającej Moskwie. Dużo będzie zależeć od tego, na ile pasterze tych Kościołów będą na siebie otwarci. Wiele złego mogą też zrobić nieokiełznane emocje i wzajemne posądzenia o zdradę. Daj Bóg, żeby zwłaszcza negatywne emocje jak najszybciej wygasły. Jedna i druga strona musi siebie nawzajem zaakceptować.

Prawosławny Kościół Ukrainy deklaruje dużą otwartość na katolicyzm ze Stolicą Apostolską włącznie. Przy każdej okazji podkreśla, że chce powrócić do tradycji dawnej metropolii kijowskiej, która aż do momentu wchłonięcia przez Rosję utrzymywała kontakty z Rzymem.

– Mam nadzieję, że powstanie Kościoła Prawosławnego Ukrainy może mieć pozytywny wpływ na dialog Kościoła katolickiego z prawosławiem, w szerokiej perspektywie. Na wschodzie Europy powstał bowiem nowy partner tego dialogu, jakim jest autokefaliczny Prawosławny Kościół Ukrainy. Przypuszczam, że Moskwa będzie mniej dominować w świecie prawosławnym, a umocni się rola Konstantynopola.

Nazwisko Księdza Biskupa figuruje w raporcie Fundacji „Nie lękajcie się”. Czy mógłby Ksiądz Biskup się do tego ustosunkować?

– Na ten temat wypowiadałem się już ostatnio w prasie lokalnej, a także w wywiadzie dla „Więzi”. Dlatego powiem tylko krótko raz jeszcze, że zarzuty są całkowicie bezzasadne. Nie zabraniałem zgłosić na policję czy do prokuratury tego, czego dopuścił się ksiądz w Jemielnicy wobec małoletniego ministranta. Ponieważ matka chłopca prosiła o dyskrecję, nie informowałem ani organów ścigania, do momentu wejścia w życie ustawy z 13 lipca 2017 r., kiedy wprowadzono obowiązek prawny zgłoszenia takiego czynu do prokuratury, ani nawet proboszcza, aby nie poszerzać kręgu osób znających sprawę. W żaden sposób nie kryłem jednak i nie chroniłem sprawcy, który wskutek sprawnego postępowania został wydalony ze stanu duchownego. Podobnie jak matka miałem na względzie nade wszystko dobro jej pokrzywdzonego syna.

Obecnie sposób reagowania w sytuacji zgłoszenia czynu lubieżnego wobec małoletniej osoby wyklucza możliwość zachowania dyskrecji. Jest to z pewnością lepsza sytuacja dla przełożonego kościelnego. Zachodzi jednak obawa, że niektórzy z pokrzywdzonych mogą z kolei nigdy nie zgłosić przestępstwa, którego się wobec nich dopuszczono. Wielu z pokrzywdzonych domaga się bowiem dyskrecji, zwłaszcza w pierwszym etapie mówienia o sprawie. Przyznaje to także pośrednio Fundacja „Nie lękajcie się” w swoim raporcie.

Rozmawiał: Marcin Przeciszewski

do spisu treści

WYDARZENIA

do spisu treści

Ponad 1,3 mld katolików, prawie 414,6 tys. księży

Na koniec 2017 r. kulę ziemską zamieszkiwało ponad 7,4 mld ludzi, wśród których żyło 1,313 mld ochrzczonych katolików. Posługiwało wśród nich prawie 414,6 tys. kapłanów diecezjalnych i zakonnych. Te i wiele innych liczb przynosi najnowszy Rocznik Statystyczny Kościoła (Annuarium Statisticum Ecclesiae), ukazujący się średnio co 3 lata i zawierający dane na koniec 2017 r.

Z materiałów zamieszczonych w roczniku wynika m.in., że katolicy stanowią ok. 17,7 proc. ogółu mieszkańców naszej planety. Prawie połowa z nich – 48,5 proc. – zamieszkuje obie Ameryki, na drugim miejscu jest Europa – 21,8 proc., następnie Afryka – 17,8, Azja – 11,1 i Oceania – 0,8. W porównaniu z rokiem 2016 liczba wiernych wzrosła o 1,1 proc., ale wzrost ten rozkłada się nierównomiernie na różne kontynenty. Największy przyrost odnotowały Afryka – o 2,5 proc. i Azja – o 1,5 proc., w Ameryce, rozpatrywanej jako całość, wyniósł on niespełna 1 proc. (+0,96), podczas gdy Europa jest jedyną częścią świata, w której wzrost liczby wiernych był niemal zerowy (+0,1 proc.).

Największy odsetek wśród ludności miejscowej katolicy stanowią w obu Amerykach – 63,8 proc., na drugim miejscu, ale z dużą różnicą w punktach procentowych, jest Europa – niespełna 40 proc., następnie Afryka – 19,2 proc. i Azja – 3,3 proc. W samej Ameryce istnieje jednak duże zróżnicowanie między Północą a Południem tego kontynentu: o ile w tej pierwszej części katolicy stanowią niespełna jedną czwartą mieszkańców (24,7 proc.), to w Ameryce Łacińskiej (wraz z Antylami) wskaźnik ten wynosi 84,6 proc.

O pół procent w stosunku do 2016 r. zwiększyła się liczba osób zaangażowanych w różne formy apostolatu w Kościele (duchowieństwo, siostry zakonne, diakoni stali, katechiści i inni), osiągając w 2017 r. liczbę prawie 4,67 mln. Jednocześnie po raz pierwszy od 2010 r. stwierdzono spadek ogólnej liczby kapłanów: w 2017 r. było ich 414 582, podczas gdy rok wcześniej – 414 969. Wzrosła natomiast liczba biskupów, diakonów stałych, misjonarzy świeckich i katechistów.

Zmalała również liczba kandydatów do kapłaństwa: z 116 160 w 2016 r. do 115 328 w rok później, a więc o 0,7 proc. Spadek był szczególnie odczuwalny w Europie i Ameryce, wzrosła natomiast liczba seminarzystów w Afryce i Azji. Na naszym kontynencie kształciło się w omawianym okresie niespełna 15 proc. ogółu kleryków, w Azji – prawie 30 proc. (29,8), w Ameryce – 27,3 i niewiele mniej w Afryce – 27,1.

kg

do spisu treści

Dzień Modlitwy i Pokuty

W całej Polsce odbyły się 8 i 9 marca specjalne nabożeństwa z okazji Dnia Modlitwy i Pokuty wynagradzające za grzech wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. Zgodnie z decyzją Episkopatu taki dzień będzie odtąd obchodzony w każdy pierwszy piątek Wielkiego Postu. Na pokutnych nabożeństwach gromadzili się księża diecezjalni, zakonni oraz klerycy.

– Modlimy się, aby zdecydowanie odrzucić jarzmo milczenia i strachu, przełamywać obojętność i mieć odwagę do walki z tym okropnym złem, które krzywdząc niewinnych, deformuje również oblicze Kościoła – mówił w katedrze gnieźnieńskiej Prymas Polski abp Wojciech Polak.

W warszawskiej archikatedrze drodze krzyżowej przewodniczył bp Rafał Markowski. W nabożeństwie udział wziął również kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. W jednym z rozważań wskazywano, że Weronika stanowi wyrzut sumienia „w obliczu braku odpowiedniej reakcji i odważnego działania, deficytu współczucia i skutecznej pomocy wobec zadanej bliźniemu krzywdy. Niechby się stała wzorem dla wszystkich, do których docierają zgłoszenia o wykorzystaniu seksualnym, szczególnie małoletnich, przez dorosłych, w tym przez osoby duchowne. Niechby na jej odwadze, determinacji i gorliwości wzorowali się ci, którzy mogą i powinni pomóc ofiarom nadużyć w otrzymaniu wsparcia duchowego, psychologicznego i prawnego”.

Ponad stu księży oraz abp Stanisław Budzik wraz z biskupami pomocniczymi wzięli udział w nabożeństwie drogi krzyżowej w katedrze lubelskiej. Na początku nabożeństwa metropolita zachęcił księży do żarliwej modlitwy w intencji zarówno ofiar, jak i sprawców grzechu pedofilii. – Mamy świadomość, że kiedy problem wykorzystywania seksualnego pojawia się w Kościele, zwłaszcza wśród duchownych, staje się powodem wielkiego zgorszenia. Rozczarowanie jest tym większe i boleśniejsze, że dzieci szukające Jezusa spotykają się z przemocą i brutalnym obdarciem z godności – powiedział abp Budzik.

Podczas nabożeństwa w katowickiej katedrze abp Wiktor Skworc przywołał ubiegłoroczne stanowisko KEP ws. wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych. Przypomniał, że biskupi proszą, aby „szczera modlitwa ofiarowana w tej intencji, wyrzeczenie i pokuta oraz hojna jałmużna udzielona ubogim otwierała nasze serca na ducha autentycznego nawrócenia (…), byśmy walczyli z wszelkimi nadużyciami (…) we wszystkich środowiskach, szczególnie zaś we wspólnotach kościelnych, w których żyją i wzrastają dzieci”.

Biskupi Piotr Libera i Mirosław Milewski wraz z przedstawicielami duchowieństwa uczestniczyli w nabożeństwie drogi krzyżowej w płockiej katedrze w dniu modlitwy wynagradzającej i postu w intencji ofiar wykorzystywania seksualnego. Podobne nabożeństwo w Płocku odbyło się już po raz trzeci.

Podczas Mszy św. w katedrze w Pelplinie bp Ryszard Kasyna stwierdził, że „grzech każdego z nas osłabia całą wspólnotę”. Zachęcał też do modlitwy, aby „wspólnota Kościoła była bezpiecznym domem dla wszystkich, zwłaszcza dla dzieci i ludzi młodych”.

– Pragniemy jednocześnie – dodał – modlić się i prosić o przebaczenie za grzechy naszych współbraci – duchownych i świeckich – którzy przyczynili się do cierpienia osób poprzez molestowanie seksualne wobec nieletnich. Fakt, że owe niegodziwe czyny zostały popełnione także przez ludzi Kościoła, staje się dla nas wyrzutem sumienia i przynagleniem do pokuty i czynów miłosierdzia – przyznał bp Kasyna.

Mszy św. w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie przewodniczył bp Tadeusz Lityński. – Skala nadużyć zaskakuje, ale nawet pojedynczy przypadek jest wielkim cierpieniem i bólem – stwierdził biskup diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – Naszą modlitwą chcemy otoczyć ofiary i wspierać je, aby miłosierdzie Boże ogarnęło wszystkich, którzy doświadczyli cierpienia, ale również aby sprawcy przeszli proces nawrócenia i uzdrowienia – dodał.

Modlitwę w intencji ofiar wykorzystania seksualnego w Kościele, a także za rodziny, wspólnoty i instytucje dotknięte tym grzechem zanoszono także, w Godzinie Miłosierdzia, w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Wierni prosili także o opamiętanie i nawrócenie dla sprawców.

Ponad 5 tys. osób przeszło w piątek wieczorem ulicami Rzeszowa, rozważając stacje drogi krzyżowej. Modlitwie przewodniczył biskup rzeszowski Jan Wątroba, który następnie przewodniczył Mszy św. w sanktuarium Matki Bożej. – W czasie, gdy cały Kościół katolicki przeżywa ogromne cierpienie z powodu wielu nadużyć duchownych, którzy stali się powodem zgorszenia nie tylko dla nieletnich, gromadzimy się przed Tobą, Panie, który cierpisz po raz kolejny przez grzechy ludzi Kościoła. (…) Przepraszamy za spowodowane przez nich nadużycia seksualne, nadużycia władzy i sumienia – mówił przed Najświętszym Sakramentem.

W Szczecinie Mszy św. i drodze krzyżowej przewodniczył abp Andrzej Dzięga. – Gdy sobie uświadomimy, jak daleko odeszliśmy od drogi Boga, to musimy się przerazić, bo zbłądziliśmy – ubolewał metropolita szczecińsko-kamieński. Przyznał, że nasze pokolenie dodało do dawnych grzechów – nowe. – Nową ich panoramę, często nową ich tęczę. To dzisiaj słowo wcale nie tylko modne, ale precyzyjnie pokazujące nowy obszar grzechów, które się stały publiczne, którymi grzesznicy zaczęli się pysznić i chwalić – podkreślił.

Na warszawskiej Pradze nabożeństwu drogi krzyżowej przewodniczył bp Romuald Kamiński. – Grzech pedofilii godzi w godność młodego człowieka. Trzeba zatem błagać Boga o przebaczenie i modlić się za ofiary wykorzystania, prosząc Pana o ich uzdrowienie – mówił. Jego zdaniem, mierząc się z tym problemem, Kościół daje przykład innym grupom i wspólnotom, „potrzebny jest nam bowiem prawdziwy rachunek sumienia”.

Podczas piątkowej Mszy św. w katedrze polowej ks. Jan Dohnalik, delegat biskupa polowego WP ds. ochrony dzieci i młodzieży, wskazywał, że ofiara wykorzystania seksualnego zostaje zraniona nie tylko na poziomie psychicznym, ale i duchowym. – Jeśli ktoś kiedykolwiek rozmawiał z osobą skrzywdzoną we wspólnocie Kościoła, to wie, że często czuje się ona tak, jakby przysłonięto jej Boga, jakby zgodnie ze słowami dzisiejszej Ewangelii zabrano jej Jezusa. Wiara takiej osoby jest zraniona, szczególnie jeśli została wykorzystana przez księdza, któremu ufała, że jest przewodnikiem na drodze do Jezusa – powiedział.

Podczas drogi krzyżowej w katedrze w Legnicy bp Zbigniew Kienikowski przyznał: – Łzy i ból małych i niewinnych zawstydzają nas dogłębnie i są dla nas wielkim wyrzutem. Oby w Twoich ranach, Panie, znaleźli ukojenie, a w Twoim krzyżu – moc do przebaczenia.

O tym, że uczciwe spojrzenie na siebie jest początkiem drogi prowadzącej do wyzwolenia i do nowego życia, wskazywał bp Krzysztof Nitkiewicz podczas drogi krzyżowej w Sandomierzu. – O Jezu cierpiący w ofiarach pedofilii, zraniony w ich najbliższych i we wspólnocie Kościoła. Podczas tego nabożeństwa drogi krzyżowej zmierzyliśmy się z niewygodną prawdą, która napełnia bólem i uwiera, jest powodem wstydu i zakłopotania, chociaż nie brakuje przecież świętych kapłanów, sióstr zakonnych i wiernych świeckich. Ale przecież stanowimy jedno ciało, żywy organizm. Stąd uczciwe spojrzenie na siebie jest początkiem drogi prowadzącej do wyzwolenia, do nowego życia – wskazywał ordynariusz sandomierski.

Przypomnijmy, że w listopadzie ub.r. polski Episkopat opublikował „Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wykorzystywania seksualnego osób małoletnich przez niektórych duchownych”.

Biskupi zaapelowali wówczas do wiernych świeckich, kapłanów, osób konsekrowanych oraz członków zakonów kontemplacyjnych o wzmożoną modlitwę i pokutę w intencji ofiar wykorzystania seksualnego i ich rodzin; za osoby duchowne żyjące niemoralnie i wyrządzające krzywdę dzieciom i młodzieży, a także za ludzi, których gorszące czyny księży głęboko ranią.

Postanowiono też, że pierwszy piątek Wielkiego Postu będzie odtąd każdego roku dniem modlitwy wynagradzającej oraz postu we wszystkich naszych diecezjach. „Szczególnej pamięci polecamy Ojca Świętego, biskupów i prezbiterów, angażujących się szczerze i gorliwie w służbę Kościołowi, w których bardzo boleśnie uderza zepsucie i niemoralność ich współbraci” – napisali biskupi.

Warto przypomnieć, że pierwsza w Polsce liturgia pokutna za wykorzystywanie małoletnich przez duchownych miała miejsce w czerwcu 2014 r. w jezuickiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie. W nabożeństwie uczestniczyli m.in. Prymas Polski abp Wojciech Polak, ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce abp Celestino Migliore i ówczesny metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz.

Biskup płocki Piotr Libera, cytując w homilii wstrząsającą relację dziewczynki, która padła ofiarą molestującego ją księdza, zapytał: – Czy wysłuchanie ofiar oraz uczciwe nazwanie zbrodni, które miały miejsce w Kościele w tej kwestii, nie jest najbardziej podstawowym, elementarnym obowiązkiem? Po czym dodał z ubolewaniem, że „pewna część naszego Kościoła wciąż nie potrafi – niestety – tego uznać i uczynić”.

Nabożeństwa drogi krzyżowej w intencji wynagradzającej za grzechy wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych odprawiono w całym kraju w diecezjach, parafiach, zakonach i zgromadzeniach.

tk

do spisu treści

KRAJ

do spisu treści

Stanowisko biskupów warszawskich w sprawie „Deklaracji LGBT+”

Kard. Kazimierz Nycz, arcybiskup metropolita warszawski

Bp Romuald Kamiński, biskup warszawsko-praski

Publikacja deklaracji „Warszawska polityka miejska na rzecz społeczności LGBT+” wzbudziła emocje i uzasadnione zaniepokojenie wiernych, którzy w różnorodnej formie coraz liczniej zwracają się do biskupów warszawskich z prośbą o wsparcie. Również pasterze archidiecezji warszawskiej i diecezji warszawsko-praskiej krytycznie i z niepokojem odnoszą się do treści zaprezentowanego dokumentu, szczególnie w części dotyczącej edukacji seksualnej w szkołach.

Chrześcijańska antropologia a LGBT

W oficjalnych dokumentach Kościół katolicki nie podejmował kwestii „LGBT+”, ale wielokrotnie wypowiadał się na temat homoseksualizmu i osób homoseksualnych. Często przypomina o szacunku, jakim powinno się obdarzać osoby homoseksualne. „Bóg kocha każdego człowieka – powtórzyli biskupi zebrani na ostatnim Synodzie o młodzieży – i podobnie czyni Kościół, ponawiając swoje zaangażowanie w zwalczanie wszelkiej dyskryminacji i przemocy na podstawie płciowości”.

Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina naukę opartą na Piśmie Świętym, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”, a osoby homoseksualne wezwane są do życia w czystości.1

Chrześcijańska antropologia nie może zaakceptować wielu obecnych w ideologii LGBT aspektów, działań i postulatów, w tym związanych z promocją zawartej tam wizji ludzkiej płciowości, rodziny i jej roli w społeczeństwie, małżeństwa oraz tzw. praw reprodukcyjnych.

Kościół o edukacji seksualnej

Temat edukacji seksualnej podjął papież Franciszek w adhortacji „Amoris laetitia” (punkty 280-286) i jest to jak dotąd najobszerniejsze stanowisko Kościoła w tej sprawie. Franciszek wyraził swoją pozytywną opinię, aby edukacja seksualna była prowadzona w szkołach2, podkreślił jednak przy tym pierwszoplanową rolę rodziców. To oni są pierwszymi wychowawcami odpowiedzialnymi za wychowanie swoich dzieci.

W chrześcijańskiej wizji „pozytywne i mądre wychowanie seksualne” powinno być obiektywne, wolne od jakiejkolwiek ideologii, a jednocześnie osadzone w kontekście „wychowania do miłości, do wzajemnego daru z siebie”3. Edukacja seksualna musi też być dostosowana do wieku dzieci i młodzieży.

Celem edukacji seksualnej jest ochrona dzieci i młodzieży przed różnorodnymi destrukcyjnymi zjawiskami. Franciszek w „Amoris laetitia” pisze: „Młodzi ludzie powinni mieć możliwość uświadomienia sobie, że są bombardowani przesłaniami, które nie dążą do ich dobra oraz ich dojrzałości”4. „Nieodpowiedzialna jest wszelka zachęta kierowana do nastolatków, by bawić się swoim ciałem i swoimi pragnieniami, jak gdyby osiągnęli już dojrzałość, wartości, wzajemne zaangażowanie i cele właściwe małżeństwu. W ten sposób beztrosko zachęca się ich do używania innej osoby jako przedmiotu eksperymentów”5.

Kontrowersje wynikające z lektury „Deklaracji LGBT+”

Biskupi warszawscy w pełni solidaryzują się i wspierają rodziców zaniepokojonych zapisami „Deklaracji LGBT+”. Duży niepokój wzbudzają standardy i wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), które, jak wynika z zapisu w „Deklaracji”, stoją u podstaw zaprezentowanej tam „edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w każdej szkole”6. Brak jakiejkolwiek wzmianki w omawianym dokumencie na temat roli rodziców – wobec których szkoła wraz ze wszystkimi obecnymi w niej elementami edukacji ma charakter służebny – może oznaczać, że „Deklaracja” jest sprzeczna z konstytucyjnym prawem rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami oraz z obowiązującym prawem oświatowym.

Autorzy przyznają, że konsultowali jej treść w dialogu ze społecznością LGBT+, a więc pominęli pozostałą część społeczeństwa Warszawy. Niepokojem napawa fakt, że zapisy znajdujące się w innych częściach „Deklaracji” zmierzają do zinstytucjonalizowania postaw LGBT.

Popieramy działania zmierzające ku temu, aby to rodzice mieli decydujący wpływ na kształtowanie swoich dzieci. Należy dołożyć wszelkich starań, aby każdy uczeń i uczennica byli otoczeni szczególną opieką ze strony dyrekcji, pedagogów, nauczycieli, zwłaszcza gdy są zagrożeni jakąkolwiek formą przemocy czy dyskryminacji. Należy zadbać o mądre wychowanie seksualne, które powinno mieć swój początek w rodzinie i być kontynuowane w szkole. Nie może stać ono w sprzeczności z wartościami wyznawanymi przez rodziców, którzy chcą je przekazać swoim dzieciom. Dziękujemy rodzicom i wszystkim wiernym za podjęte działania w celu obrony wartości chrześcijańskich.

Biuro Prasowe Archidiecezji Warszawskiej

PRZYPISY

1 Katechizm Kościoła Katolickiego, paragraf 2358, 2359

2 Konferencja w samolocie w drodze z Panamy, http://w2.vatican.va/content/francesco/it/speeches/2019/january/documents/papa-francesco_20190127_panama-volo-ritorno.html [dostęp 2.03.2019]

3 Franciszek, Adhortacja „Amoris Laetitia”, punkt 280

4 Tamże, punkt 281

5 Tamże, punkt 283

6 WHO, „Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem”, s. 40-44

do spisu treści

Rzecznik praw dziecka do rzecznika praw obywatelskich: brońmy prawa rodziców do wychowywania dzieci

Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak wezwał rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara do zajęcia się sprawą naruszenia konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. W ocenie rzecznika praw dziecka konstytucyjne prawo może naruszać przyjęta przez prezydenta Warszawy deklaracja LGBT+.

Zgodnie z art. 48 ust. 1 Konstytucji RP rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.

Zdaniem RPD z powyższym prawem obywatelskim stoi w sprzeczności deklaracja na rzecz społeczności lesbijek, gejów, biseksualistów i osób transseksualnych (LGBT), mająca obowiązywać w Warszawie. Pod pozorem realizacji szczytnych haseł tolerancji i zakazu dyskryminacji, w sferze wychowania dzieci narzuca ona ogółowi rodziców ideologię afirmowaną jedynie przez wąską grupę społeczną – uważa Pawlak.

Przypomina on, że deklaracja zakłada wprowadzenie „holistycznej edukacji seksualnej” opartej na standardach organizacji WHO, które nie są obowiązującym prawem, a które godzą w powszechnie akceptowane w Polsce normy, tradycje, wzorce kulturowe, a także w Konstytucję RP.

Według WHO dzieci od najmłodszych lat mają „czerpać satysfakcję z własnej seksualności”. Służyć temu powinna edukacja seksualna, którą „należy rozpoczynać przed 4. rokiem życia”, a nawet „w momencie narodzin”. Realizacja szczegółowo opisanej przez WHO „matrycy edukacji seksualnej” grozi wprowadzeniem do szkół, a nawet przedszkoli, edukatorów seksualnych związanych ze środowiskiem LGBT.

Zgodnie ze standardami mieliby oni najmłodszym dzieciom, w grupach wiekowych 0-4 i 4-6 lat, przekazywać m.in. informacje na temat „radości i przyjemności z dotykania własnego ciała, masturbacji w okresie wczesnego dzieciństwa”. Przewidziane jest też „odkrywanie własnego ciała i własnych narządów płciowych” oraz „wyrażanie własnych potrzeb, życzeń i granic, na przykład w kontekście zabawy w lekarza”.

Program nauczania dla grupy 6-9 lat obejmuje „seks w mediach (łącznie z internetem)”, a także „zadowolenie i przyjemność z dotykania własnego ciała (masturbacja/autostymulacja)”, a dla grupy 9-12 lat – „pierwsze doświadczenia seksualne” oraz „przyjemność, masturbacja, orgazm”.

Narzucanie tego rodzaju edukacji seksualnej, zwłaszcza w odniesieniu do najmłodszych, pozbawia rodziców prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, a także ingeruje w podstawy programowe nauczania obowiązujące w polskich szkołach i przedszkolach.

Dodatkowo program zawiera elementy promocji „różnych rodzajów związków” i „różnych związków rodzinnych”, co stoi w sprzeczności z art. 18 Konstytucji RP, który określa małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, znajdujący się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.

Rzecznik praw dziecka wyraża „głębokie zaniepokojenie możliwymi konsekwencjami wdrożenia deklaracji LGBT+, mogącymi negatywnie odbić się na wrażliwości i kształtowaniu dzieci”.

RPD, lk

do spisu treści

Nowa infolinia „Zranieni w Kościele”

Powstała inicjatywa „Zranieni w Kościele”, czyli telefon wsparcia dla osób skrzywdzonych przemocą seksualną w Kościele. Została powołana przez Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie, Laboratorium „Więzi” oraz Fundację Pomocy Psychologicznej „Pracownia Dialogu”. – Zachęcamy pokrzywdzonych do opowiedzenia o swoich doświadczeniach ludziom wyznającym wiarę – wyjaśnia Zbigniew Nosowski, dyrektor programowy Laboratorium „Więzi”.

Inicjatywę tworzą świeccy katolicy zatroskani o bliźnich skrzywdzonych przez przedstawicieli Kościoła. – Czujemy się odpowiedzialni za osoby zranione we wspólnocie wiary i za nasz Kościół. Dlatego chcemy zrobić, co w naszej mocy, aby pomóc pokrzywdzonym. Znamy takie osoby, patrzyliśmy im w oczy, słuchaliśmy ich dramatycznych historii – mówi Zbigniew Nosowski.

Podkreśla, że inicjatorzy działają na własną odpowiedzialność, ale o „Zranionych w Kościele” zostali poinformowani biskupi obu warszawskich diecezji oraz niektórzy inni biskupi, którzy przyjęli jej powstanie z życzliwością.

Pokrzywdzeni będą mogli otrzymać informacje o możliwościach otrzymania pomocy prawnej, psychologicznej i duchowej. Inicjatywa powstała we współpracy ze specjalistycznymi instytucjami: Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum, Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę, Fundacją Stop Przedawnieniu.

– Telefon odbierać będą przygotowani do tego specjaliści: psychologowie i psychoterapeuci – mówi Barbara Smolińska, prezes Fundacji Pomocy Psychologicznej „Pracownia Dialogu”. Rozmowy prowadzone będą anonimowo, bezpłatnie, cierpliwie i dyskretnie. – Zależy nam, żeby kontakt telefoniczny był wsparciem do dalszego działania. Wszystkim, którzy będą tego potrzebowali, będziemy umożliwiali osobisty kontakt z zaufanymi specjalistami: psychologami, prawnikami, duszpasterzami – dodaje.

Inicjatorzy projektu podkreślają, że w razie potrzeby są gotowi pomóc osobom pokrzywdzonym także w zgłoszeniu przestępstwa do właściwych instytucji kościelnych i państwowych. – Mamy nadzieję, że dzięki naszej inicjatywie kolejne osoby skrzywdzone przemocą seksualną w Kościele znajdą odpowiednią dla siebie pomoc i wsparcie – podsumowuje Kiersnowski.

Telefon 800 280 900 będzie czynny w każdy wtorek w godz. 19.00-22.00.

Więcej informacji: www.zranieni.info

Zranieni.info, lk

do spisu treści

Pasterze: 10 najwybitniejszych biskupów stulecia

Gdyby nie oni, zapewne byłoby inaczej. Czy bylibyśmy w stanie duchowo przetrwać mrok okupacji i stalinizmu? Czy Polska dałaby światu papieża? Czy odzyskalibyśmy wolność? W ciągu ostatniego stulecia wielu polskich biskupów było nie tylko Dobrymi Pasterzami Kościoła, ale i moralnymi przywódcami narodu. Najwybitniejszym polskim, a zarazem niepolskim biskupem XX stulecia był Karol Wojtyła. Z racji zupełnie innego wymiaru jego misji nie uwzględniamy go jednak w niniejszym rankingu.

Abp Józef Teofil Teodorowicz (1864-1938)

Był ostatnim biskupem ormiańskokatolickim w Polsce, a przy tym wybitnym polskim patriotą. Jeszcze przed odzyskaniem niepodległości dał się poznać jako dyplomata i mąż stanu na arenie wszystkich trzech zaborów.

Sakrę przyjął we Lwowie w 1901 r. w wieku 37 lat. Bronił spraw polskich jako poseł do Sejmu Krajowego Galicji we Lwowie i Izby Panów Cesarstwa w Wiedniu. W 1906 r. jako jedyny biskup z Galicji bronił strajków uczniowskich w Wielkopolsce. Rok wcześniej interweniował u papieża w związku ze źle odebranym w Polsce dokumentem „Poloniae populum”, w którym Ojciec Święty zaniepokojony lewicowym kontekstem wydarzeń 1905 r. potępiał próby buntu wobec władzy cara. To abp Teodorowicz wytłumaczył papieżowi polski punkt widzenia, a antypapieskie nastroje uspokoił wyjaśniającym listem, odczytanym w kościołach na terenie trzech zaborów. Choć ustanowienie oficjalnego przedstawicielstwa przy Stolicy Apostolskiej było niemożliwe, abp Teodorowicz skutecznie zadbał, by zapewnić Ojcu Świętemu stałe źródło informacji nt. polskiego Kościoła.

W 1919 r., u progu niepodległości, wygłosił w katedrze św. Jana w Warszawie słynne kazanie na rozpoczęcie obrad Sejmu Ustawodawczego. Apelował w nim o zaniechanie walki o partykularne interesy i zaangażowanie wszystkich sił na rzecz dobra wspólnego. Sam zasiadał w Sejmie i Senacie, a swoim olbrzymim politycznym doświadczeniem służył Kościołowi w Polsce, referując na posiedzeniach Episkopatu kwestie związane z polityką (do 1926 r.). Występował w obronie polskości Galicji Wschodniej. Włączył się też w akcję plebiscytową na Śląsku. Po jego śmierci w 1938 r. ogłoszono żałobę narodową.

Kard. Adam Stefan Sapieha (1867-1951)

Nazywany był Księciem Niezłomnym i Wielkim Jałmużnikiem. To on wychował do kapłaństwa Karola Wojtyłę.

Tuż po święceniach w 1893 r. skierowano go do pracy w parafii w Jazłowcu. Wierni zapamiętali młodego księdza: nie opuścił ich podczas epidemii cholery, ale pozostał, organizując pomoc. Taki był. Również, gdy po latach spędzonych w Rzymie, mianowany został w 1911 r. biskupem krakowskim. Już z okazji ingresu zorganizował poczęstunek dla ubogich.

Organizował pomoc dla biednych przy parafiach. Osobiście odwiedzał szpitale i kuchnie dla ubogich, gdzie sam jadał, sprawdzając jakość posiłków. W czasie I wojny światowej niósł wsparcie ofiarom na terenie wszystkich zaborów. To za jego czasów w Krakowie posługiwał św. Brat Albert.

W okresie międzywojennym organizował działalność Caritas, a w czasie okupacji hitlerowskiej – działalność humanitarną. Pomagał Żydom, wysyłał paczki do obozów koncentracyjnych.

Pod nieobecność kard. Augusta Hlonda to abp Sapieha (godność metropolity otrzymał w 1926 r.) stał się faktycznie głową Kościoła w Polsce. Współpracował z rządem RP na uchodźctwie i ze Stolicą Apostolską, informując o sytuacji w okupowanym kraju. Był darzony przez rodaków bezgranicznym zaufaniem i miłością. W 1942 r. przyjął do podziemnego seminarium duchownego w Krakowie młodego Karola Wojtyłę. 1 listopada 1946 r. udzielił mu w trybie przyspieszonym święceń kapłańskich, a dwa tygodnie później wysłał do Rzymu.

W 1945 r. zwołał w Częstochowie pierwsze powojenne posiedzenie Episkopatu i przewodniczył jego obradom. Odwiedził też były obóz koncentracyjny Auschwitz. Odnowił Caritas. Skutecznie zabiegał o pomoc charytatywną z zagranicy. W 1946 r. otrzymał kapelusz kardynalski.

Angażował się w normalizowanie sytuacji państwo – Kościół, pisał liczne memoranda do władz, występował w obronie represjonowanych. Sam spodziewał się aresztowania, ale komuniści się na to nie odważyli. Jego pogrzeb w 1951 r. stał się wielką manifestacją narodowo-patriotyczną. Pochowany został w katedrze wawelskiej.

„Lata płyną naprzód, już wielu nie pamięta księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy. Ci, którzy pamiętają tak jak ja, mają obowiązek przypominać, aby ta wielkość trwała i tworzyła przyszłość narodu i Kościoła na tej polskiej ziemi. Bóg Ci zapłać, Księże Kardynale, za to, czym byłeś dla nas, dla mnie, dla wszystkich Polaków strasznego okresu okupacji” – mówił Jan Paweł II w 1999 r. w Krakowie.

Kard. August Hlond (1881-1948)

Wielki Prymas II RP, który przez czas swej posługi starał się być zwornikiem jedności państwa i Kościoła. Był promotorem laikatu, pod pewnymi względami prekursorem myśli Soboru Watykańskiego II. To on wskazał jako swego następcę bp. Stefana Wyszyńskiego. Jest kandydatem na ołtarze.

W 1896 r. wstąpił do salezjanów, w 1922 r. mianowany został administratorem apostolskim w Katowicach, a następnie tamtejszym biskupem diecezjalnym. W czasie swoich krótkich rządów na Śląsku założył m.in. „Gościa Niedzielnego”.

W 1926 r. mianowany został arcy­biskupem metropolitą gnieźnieńskim, a rok później kreowany kardynałem. Powołał do życia Akcję Katolicką, brał udział w międzynarodowych kongresach eucharystycznych, zorganizował międzynarodowy kongres misyjny w Poznaniu, stworzył nowe zgromadzenie – Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej, mające służyć emigrantom. Na skutek jego sprzeciwu porzucono projekt wprowadzenia świeckich małżeństw i rozwodów w polskim prawie.

Po wybuchu II wojny światowej wyjechał do Rzymu, by spotkać się z papieżem. Nie mógł już potem wrócić do kraju. Był więc rzecznikiem sprawy polskiej poza granicami. Wrócił w 1945 r. Z jego inspiracji Pius XII rozwiązał unię personalną Gniezna i Poznania i utworzył nową gnieźnieńsko-warszawską, która miała przetrwać do 1992 r. W związku ze szczególną sytuacją Prymas Polski otrzymał też od Ojca Świętego nadzwyczajne i bardzo szerokie pełnomocnictwa jurysdykcyjne.

8 września 1946 r. na Jasnej Górze kard. Hlond wraz z całym Episkopatem w obecności miliona wiernych poświęcił Polskę Niepokalanemu Sercu Maryi, w duchu orędzia fatimskiego (jako drugi po Portugalii kraj).

Kard. Stefan Wyszyński (1901‑1981)

Nazywany jest Prymasem Tysiąclecia. „Takiego Ojca, pasterza, prymasa Bóg daje raz na tysiąc lat” – mówił o nim Jan Paweł II. Kard. Wyszyński w okresie komunizmu, dzięki nadzwyczajnym pełnomocnictwom Stolicy Apostolskiej, a także łącząc funkcję prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu, był niemalże „zwierzchnikiem” Kościoła w Polsce, a także duchowym przywódcą narodu. Stolica Apostolska wydała dekret o heroiczności jego cnót. Do jego beatyfikacji niezbędne jest tylko uznanie cudu.

W 1946 r. został biskupem lubelskim, a już dwa lata później – arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim oraz Prymasem Polski. Były to najcięższe lata stalinizmu. W obliczu nasilających się represji Prymas dążył do kompromisu z władzami, by chronić Kościół.

Mimo zawartego porozumienia represje nie ustawały. W 1953 r. władze zdecydowały się na bezpośrednią ingerencję w zasady obsadzania stanowisk kościelnych. Prymas Wyszyński – już wtedy kardynał – sprzeciwił się temu w liście zawierającym pamiętne „Non possumus”. We wrześniu 1953 r. został aresztowany.

Trzy lata internowania były czasem przygotowania programu odnowy życia religijnego w Polsce. Zawarł go m.in. w tekście Jasnogórskich Ślubów Narodu i w programie Wielkiej Nowenny (1957-1966) przed jubileuszem 1000-lecia chrztu Polski. Były to wielkie narodowe rekolekcje, podczas których po całym kraju pielgrzymowała kopia Ikony Jasnogórskiej.

W latach 60. i 70. Prymas Polski należał do ścisłego grona największych autorytetów Kościoła. Czynnie uczestniczył w pracach Soboru Watykańskiego II, odegrał samodzielną rolę przy kształtowaniu tekstu 8. rozdziału mariologicznego „Lumen gentium”. Głosy na niego padały podczas konklawe zarówno w 1958, jak i 1978 r.

„Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem” – powiedział Jan Paweł II po wyborze na Stolicą Piotrową.

Kard. Bolesław Kominek (1903‑1974)

Pierwszy po II wojnie światowej arcybiskup metropolita wrocławski. Inicjator i autor pamiętnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich. Jeden z ojców polsko-niemieckiego pojednania.

Dorastał w wielokulturowej społeczności Górnego Śląska. Wychowany został na polskiego patriotę, choć uczył się w niemieckiej szkole. W czasie wojny był kapelanem Armii Krajowej na Górnym Śląsku i pełnomocnikiem rządu londyńskiego ds. kościelno-społecznych, choć jako autochton wpisany był na Volkslistę, a jego brat wcielony został do Wehrmachtu.

Po wojnie mianowany administratorem apostolskim Śląska Opolskiego. Ze względu na represje komunistyczne został jednak usunięty z terenów Śląska, a sakrę biskupią przyjął potajemnie. Pracę na Śląsku rozpocząć mógł dopiero po odwilży w 1956 r. – tym razem jako administrator apostolski we Wrocławiu.

Miał świadomość, jak wielkie napięcia wiążą się z sytuacją na Ziemiach Odzyskanych. Niemcy nie uznawali granicy na Odrze i Nysie, w związku z tym Stolica Apostolska wstrzymywała się z powoływaniem na tych terenach kanonicznych diecezji. To z kolei budziło niepokój Polaków i wykorzystywane było przez komunistów do ataku na Kościół. Cała ta sytuacja radykalizowała nacjonalizmy po obu stronach.

Słowa „udzielamy wybaczenia i prosimy o wybaczenie” zawarte w liście biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r., choć wywołały kampanię nienawiści ze strony władz, były pierwszym krokiem w kierunku pojednania. W 1970 r. RFN uznała granicę na Odrze i Nysie, a na Ziemiach Odzyskanych powstały wkrótce polskie diecezje.

Abp Antoni Baraniak (1904-1977)

W 1933 r. ks. Baraniak, salezjanin, powołany został na sekretarza i osobistego kapelana Prymasa Hlonda. Funkcje te pełnił również przy boku jego następcy, stając się jednym z najważniejszych przedstawicieli Kościoła w Polsce w najtrudniejszych dla niego czasach. W 1951 r. przyjął sakrę biskupią, pozostał jednak w Warszawie jako kierownik sekretariatu Prymasa.

Kard. Wyszyński w momencie aresztowania liczył na to, że bp Baraniak zastąpi go w pełnieniu obowiązków. Aresztowano go jednak kilka godzin później. Chodziło o to, by wymusić na nim zeznania kompromitujące Prymasa, któremu komuniści zamierzali wytoczyć pokazowy proces, oskarżając o działalność szpiegowską, kontrrewolucyjną i zdradę państwa, jak to miało miejsce w przypadku hierarchów w innych krajach Bloku Wschodniego.

Bp Baraniak trafił na Rakowiecką. Okrutne bicie, przetrzymywanie nago i bez pokarmu w wilgotnym karcerze przy wielostopniowym mrozie, zrywanie paznokci, odmowa pomocy lekarskiej – to tylko niektóre z tortur stosowanych przez śledczych. Przesłuchiwano go 145 razy. „Pracowało” nad nim 31 funkcjonariuszy. Przesłuchiwano go nawet w szpitalu, do którego wreszcie trafił. Nie uzyskano nic.

Wyszedł z więzienia w 1956 r. jako człowiek fizycznie i psychicznie wyniszczony. Nadal kierował jednak sekretariatem Prymasa, do czasu nominacji w 1957 r. na arcybiskupa poznańskiego. W 1966 r. zorganizował w Poznaniu obchody 1000-lecia chrztu Polski.

W 2017 r. rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Abp Ignacy Tokarczuk (1918‑2012)

Radykalny antykomunista, represjonowany i szykanowany, stał się symbolem pokojowej walki o polską duszę. Biskupem przemyskim został w 1965 r. w zasadzie w wyniku niedopatrzenia władz PRL. Przegapiły one trzymiesięczny okres, w którym miały możliwość zawetowania nominacji. Nowego biskupa uznały za wroga – nie bez przyczyny.

Głosił bezkompromisowe kazania. Podejmował działania na rzecz budowy nowych więzi społecznych. Wspierał materialnie represjonowanych. Kuria biskupia była miejscem spotkań opozycjonistów, m.in. z KOR, ROPCiO czy KPN. Przyjął program zagęszczenia sieci parafialnej w diecezji i budownictwa sakralnego. Za jego rządów w diecezji powstało 220 nowych parafii, ponad 430 kościołów i kilkaset domów katechetycznych w większości bez zgody władz, za to przy współudziale wiernych.

Władze robiły wszystko, by usunąć go z diecezji. Był szykanowany i oczerniany. Nieprawdziwe informacje o nim rozpowszechniano wśród wiernych i przesyłano do Watykanu. Inwigilowany był przy pomocy rzeszy agentów.

Zyskał miano „biskupa niezłomnego”. W 1992 r. Jan Paweł II mianował go pierwszym metropolitą nowo utworzonej metropolii przemyskiej.

Abp Bronisław Dąbrowski (1917‑1997)

Wybitny sekretarz KEP (w latach 1969-1993), odpowiedzialny za prowadzenie dialogu z władzami PRL. Emisariusz i osobisty informator Jana Pawła II nt. sytuacji w Polsce. Uczestnik rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole.

Jako 18-latek wstąpił do zgromadzenia orionistów. Zamierzał jechać na misje do Ameryki Południowej, ale żyjący jeszcze wówczas św. Alojzy Orione, którego poznał osobiście podczas studiów we Włoszech, powiedział mu jasno: twoja misja jest w Polsce. Wrócił do kraju tuż po wybuchu wojny.

Upoważnienie do prowadzenia rozmów z władzami państwowymi otrzymał już w 1950 r., gdy został mianowany dyrektorem Biura Sekretariatu KEP. W 1962 r. przyjął sakrę biskupią jako biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej. Siedem lat później został wybrany sekretarzem generalnym Episkopatu. W 1982 r. Jan Paweł II mianował go arcybiskupem tytularnym.

Przez lata posługi angażował się w polskie życie politycznie, stając się emisariuszem KEP ds. dialogu z władzą. 16 grudnia 1981 r. skierował list do gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w którym potępił dekret Rady Państwa o stanie wojennym. W nocy z 21 na 22 grudnia udał się do Rzymu. Wkrótce stał się najbardziej wiarygodnym źródłem informacji dla papieża. Jego działania w dużym stopniu służyły obronie interesu represjonowanych i pokrzywdzonych, również duchownych i biskupów. Negocjował kwestie organizacji masowych wydarzeń religijnych, ale także stanowiska Kościoła wobec ważnych zagadnień społecznych i politycznych, również w trudnych latach transformacji ustrojowej.

Kard. Franciszek Macharski (1927-2016)

Był wielkim czcicielem Bożego Miłosierdzia. Na zawołanie biskupie wybrał słowa: „Jezu, ufam Tobie”. To on w 1979 r. dał Imprimatur dla publikacji „Dzienniczka” s. Faustyny. Jako arcybiskup krakowski realizował charyzmat miłosierdzia poprzez liczne dzieła na rzecz potrzebujących.

W krakowskim seminarium był młodszym kolegą Karola Wojtyły, Andrzeja Deskura czy Mariana Jaworskiego. Wrażliwości na potrzebujących uczył się od kard. Sapiehy. Po święceniach w 1950 r. miał wyjechać na studia do Fryburga Szwajcarskiego. Nie dostał paszportu, gdyż odmówił współpracy z UB. Został wikarym k. Bielska. Na studia wyjechał dopiero w 1956 r.

30 grudnia 1978 r. Jan Paweł II mianował go swoim następcą na urzędzie arcybiskupa metropolity krakowskiego. Pół roku później został kardynałem. Bronił prześladowanych, odwiedzał internowanych. Wspierał Solidarność, wychowywał kapłanów, przybliżał Kościół do wiernych. Był wszędzie, ale przede wszystkim wśród biednych i słabych. Odwiedzał schroniska dla bezdomnych, otwierał domy samotnych matek i rodzinne domy dziecka, wspierał materialnie ośrodki dla niepełnosprawnych. Fundował kosztowne operacje i terapie ludziom, których nie było na to stać.

Już w 1985 r. wpisał w kalendarz archidiecezji krakowskiej obchody drugiej niedzieli wielkanocnej jako Niedzieli Miłosierdzia. Kontynuował proces beatyfikacyjny s. Faustyny i doprowadził do wybudowania bazyliki w Łagiewnikach. Osoby, które go znały, wspominają jego uderzające ubóstwo.

Kard. Józef Glemp (1929-2013)

Uczeń i kontynuator kard. Wyszyńskiego. Ostatni prymas Polski, który był również przewodniczącym Episkopatu. To on przeprowadził Kościół przez ostatnie lata komunizmu i trudne początki niepodległości.

Prawdopodobnie już od lat 60. SB próbowała skłonić go do współpracy. Nękano go, szykanowano, zastraszano, a nawet usiłowano skompromitować na tle obyczajowym. Bezskutecznie.

Od 1967 r. ks. Glemp pełnił funkcję osobistego sekretarza prymasa Wyszyńskiego. W 1979 r. został biskupem diecezji warmińskiej, sakrę przyjął z rąk prymasa. Po jego śmierci w 1981 r. został arcybiskupem warszawskim i gnieźnieńskim oraz prymasem Polski. W 1983 r. otrzymał godność kardynała.

W okresie stanu wojennego starał się pełnić funkcje mediatora i uspokajać nastroje społeczne, po to, by nie doszło do rozlewu krwi. Wspierał osoby represjonowane. Pod koniec lat 80. poparł ideę Okrągłego Stołu. Przyczynił się do ustanowienia relacji dyplomatycznych z Watykanem i podpisania konkordatu w 1993 r.

W 2000 r., w roku Wielkiego Jubileuszu, dokonał bezprecedensowego rachunku sumienia Kościoła w Polsce. Przeprosił wówczas Boga m.in. za akty kolaboracji niektórych księży w okresie PRL, za życie duchownych ponad stan i uleganie nałogom oraz tolerowanie przejawów antysemityzmu. Osobiście przepraszał za „lęk” w okresie stanu wojennego oraz za to, że nie zdołał „ocalić ks. Popiełuszki, mimo wysiłków podejmowanych w tym kierunku”.

Już w 1989 r. prymas Glemp podjął ideę budowy Świątyni Opatrzności Bożej – wotum narodu polskiego za uchwalenie Konstytucji 3 maja, odzyskanie wolności w 1918 r. i jej wywalczenie w 1989 r., a także za pontyfikat Jana Pawła II.

Maria Czerska

do spisu treści

„Dar Juniora dla Seniora” – ruszyła Jałmużna Wielkopostna

Solidarność międzypokoleniowa przyświeca tegorocznej akcji Caritas „Jałmużna Wielkopostna”, która wystartowała w Środę Popielcową pod hasłem „Dar Juniora dla Seniora”. Do akcji włączają się szkoły i parafie na terenie całego kraju. Datki uzbierane przez dzieci i młodzież do papierowych skarbonek trafią do osób starszych i chorych. Szczegóły tegorocznej akcji zaprezentowano 6 marca podczas konferencji prasowej.

„Jałmużna Wielkopostna” to mała ofiara, która przybiera formę dobrowolnej rezygnacji z przyjemności materialnej lub poświęcenia czasu na wysłuchanie, wsparcie i zrozumienie drugiej osoby. – Przygotowaliśmy skarbonki, które za pośrednictwem naszych wolontariuszy, a także parafii i szkół, trafiają do dzieci i młodzieży. Wkładamy do nich pieniądze, które zaoszczędzimy dzięki rezygnacji z jakichś przyjemności – mówi KAI ks. Krzysztof Sroka, zastępca dyrektora Caritas Polska.

Zebrane w skarbonkach środki zostaną wykorzystane przez Parafialne Zespoły Caritas i Szkolne Koła Caritas na zaspokojenie potrzeb seniorów w formie pomocy medycznej, żywności i odzieży. – Te jednostki najlepiej wiedzą, jakie problemy w danym rejonie się pojawiają i co można zaradzić, by seniorom żyło się lepiej – wyjaśnia ks. Sroka.

Wskazuje też dwa równorzędne cele akcji: – Ważny jest cel materialny, czyli środki, które uda się zebrać, ale też budowanie postawy dobroczynności, która pozwoli dzieciom zrozumieć wartość dzielenia się z innymi.

Organizowana po raz 24. „Jałmużna Wielkopostna” jest ekumeniczną akcją charytatywną organizowaną przez Caritas Kościoła katolickiego, Eleos Kościoła prawosławnego oraz Diakonię Kościoła ewangelickiego.

Na prawosławnych skarbonkach są wypisane słowa Ewangelii o Sądzie Ostatecznym: „...Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem przybyszem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a odzialiście mnie...”.

Od roku 1995 kilkaset tysięcy skarbonek trafia do parafii na terenie całej Polski, w tym roku będzie ich 650 tys. Do akcji można również dołączyć, wysyłając charytatywny SMS z hasłem POMAGAM pod numer 72052 (koszt: 2,46 zł z VAT) lub dokonując wpłaty na konto Caritas Polska z dopiskiem „Jałmużna Wielkopostna” 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526.

mip

do spisu treści

Z DIECEZJI

do spisu treści

BIAŁYSTOK

Bóg, modlitwa i Kościół: te trzy wartości są źródłem cnót, które uzewnętrzniły się w życiu św. Kazimierza. Sprawiedliwość, mądrość, roztropność, poszanowanie drugiego człowieka także dziś mają swoją wartość – mówił abp Tadeusz Wojda podczas uroczystości patronalnej ku czci św. Kazimierza Królewicza, patrona metropolii białostockiej. Eucharystię, która zgromadziła licznych wiernych, koncelebrowali biskupi z diecezji sufraganalnych – drohiczyńskiej i łomżyńskiej oraz kapłani białostockiego prezbiterium.

– Kiedy wpatrujemy się w postać św. Kazimierza, pochylając się nad bogactwem jego życia, widzimy, że jest on świętym także na nasze czasy, wzorem życia dla ludzi młodych – stwierdził abp Wojda.

Jego zdaniem dzisiejsze społeczeństwo, tak bardzo podzielone i doświadczane językiem nienawiści, byłoby zupełnie inne, „gdybyśmy choć trochę kierowali się tymi wartościami, jakimi w swoim życiu kierował się św. Kazimierz; gdybyśmy dali się poprowadzić wierze w Boga; gdybyśmy zatopili się w pokornej modlitwie przed Bogiem; gdybyśmy ukochali Kościół i słuchali jego głosu”.

Arcybiskup zachęcał duchownych i wiernych, aby nieustannie zwracali się do św. Kazimierza oraz czerpali z pozostawionego przez niego skarbca darów duchowych i naśladowali go w codziennym życiu.

W homilii abp senior Edward Ozorowski, kreśląc tło filozoficzne i kulturowe schyłku średniowiecza – czasów królewicza Kazimierza, stwierdził, że okoliczności, w których żył, nie wyjaśniają do końca jego świętości, gdyż ona swoje źródło ma w Bogu.

Arcybiskup podkreślił, że wiedza, pobożność i kultura duchowa Kazimierza były znane w świecie. – Kazimierz swoją wiedzę wiązał z wiarą i ta poprowadziła go w innym niż innych ówczesnych władców kierunku.

Abp Ozorowski zaznaczył, że Królewicz „odkrył Boga miłosiernego, przyjaznego człowiekowi”. – To nie tylko Bóg, który stworzył człowieka, dając mu już na początku cel ostateczny, ale to Bóg, który nieustannie towarzyszy człowiekowi, aby do tego celu mógł dojść. Kazimierz wierzył w takiego Boga, który jest obecny w jego życiu, nawet wówczas gdy zdaje się milczeć – mówił.

Mszę św. w kościele św. Kazimierza w Białymstoku koncelebrował białostocki biskup pomocniczy Henryk Ciereszko, ordynariusz drohiczyński bp Tadeusz Pikus, biskupi z Łomży – bp Janusz Stepnowski, bp Tadeusz Bronakowski i bp Senior Stanisław Stefanek oraz kilkunastu kapłanów.

Kult Świętego Królewicza w metropolii białostockiej jest dziedzictwem wielowiekowej przynależności tych terenów do archidiecezji wileńskiej. Od roku 1992, kiedy Jan Paweł II utworzył białostocką prowincję kościelną, św. Kazimierz stał się jej patronem. W skład metropolii białostockiej obok archidiecezji białostockiej wchodzą diecezje łomżyńska i drohiczyńska. Na jej terenie żyje blisko 1 mln 100 tys. wiernych.

tm

do spisu treści

EŁK

W uroczystość św. Kazimierza Królewicza, w kościele pw. św. Aleksandra w Suwałkach, odbyło się ostatnie posiedzenie trybunału badającego, na poziomie diecezjalnym, świętość Sługi Bożego ks. Kazimierza Hamerszmita, kapłana diecezji ełckiej. Uroczystej Mszy św. oraz sesji trybunału przewodniczył biskup ełcki Jerzy Mazur.

Sługa Boży ks. Kazimierz Aleksander Hamerszmit urodził się 12 lutego 1916 r. we wsi Kołaki Kościelne k. Zambrowa. Święcenia kapłańskie otrzymał 30 kwietnia 1939 r. w Łomży. Lata 1940-1945 przeżył jako więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych, m.in. w Dachau. Po wojnie posługę duszpasterską sprawował w Grajewie, Augustowie, Ostrołęce, Łomży i Suwałkach. W latach 1965-1986 był administratorem i proboszczem parafii św. Aleksandra w Suwałkach.

W lokalnym środowisku cieszył się wielkim szacunkiem, postrzegany jako człowiek dobroci i życzliwości. Jego gorliwość apostolska przejawiała się m.in. w ogromnym zaangażowaniu w głoszenie Słowa Bożego, umiłowaniu konfesjonału, trosce o katechizowanie dzieci i młodzieży, a także w trosce o biednych, chorych i ludzi w podeszłym wieku. Zmarł w opinii świętości 5 lutego 1996 r. w Suwałkach.

ks. kz

do spisu treści

GDAŃSK

Radni Gdańska na sesji 7 marca zagłosowali za odebraniem ks. Henrykowi Jankowskiemu honorowego obywatelstwa miasta oraz usunięciem jego pomnika i imienia duchownego ze skweru, na którym stoi monument. Decyzje radnych związane były z oskarżeniami zmarłego w 2010 r. kapłana o wykorzystywanie seksualne dzieci.

W nocy z 20 na 21 lutego trzech mężczyzn przewróciło w Gdańsku pomnik ks. Henryka Jankowskiego. Swój czyn tłumaczyli „obywatelską niezgodą na obecność zła w przestrzeni publicznej”. Monument po kilku dniach został przywrócony na pierwotne miejsce. Obecnie przez całą dobę na skwerze bronią go przedstawiciele Solidarności.

Przed głosowaniem prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz stwierdziła, że sprawa ks. Jankowskiego jest bolesna i niełatwa. – Mimo apeli prezydenta Adamowicza i wielu środowisk, prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się prawdy, bo główny zainteresowany nie żyje. Ja nie mam żadnych narzędzi, by tę sprawę wyjaśnić – powiedziała, dodając, że decyzja należy do radnych.

– Jestem z wykształcenia prawnikiem i bliska jest mi zasada domniemania niewinności. Ale widząc poziom emocji, to, do czego doprowadza nieodpowiedzialne podgrzewanie emocji, decyzja może być tylko jedna – uznała Dulkiewicz, ale dodała, że podda się każdej decyzji, jaką podejmie Rada Miasta.

Ostatecznie radni zagłosowali za odebraniem honorowego obywatelstwa ks. Henrykowi Jankowskiemu. Za było 19 radnych, przeciw – jeden, a dwóch wstrzymało się od głosu. Za zmianą nazwy skweru, na którym mieści się pomnik duchownego, zagłosowało 20 radnych, przy jednym przeciwko i jednym wstrzymującym się. Podobnym stosunkiem głosów opowiedzieli się za usunięciem pomnika.

Na następnej sesji gdańscy radni podejmą uchwałę w sprawie nadania nowej nazwy skweru. Ma ona nawiązywać do historii miasta i brzmieć „Skwer Gdanz”.

lk

do spisu treści

KIELCE

O. Edward Stradomski, opat archi­opactwa cystersów w Jędrzejowie, oraz Wydawnictwo Jedność znaleźli się wśród zdobywców tegorocznych „Świętokrzyskich Victorii”, przyznawanych przez marszałka województwa dla najbardziej aktywnych w regionie. Uroczysta gala odbyła się 5 marca w Filharmonii Świętokrzyskiej.

Wzruszony opat Stradomski przypomniał, że w jędrzejowskim klasztorze spędził 40 lat. – Już 22 lata jestem przełożonym. Jestem dumny z tego, że przez ten czas udało się zrobić coś dla lokalnej społeczności, a także dla pielgrzymów odwiedzających klasztor – powiedział.

Jego marzeniem, popartym wieloma staraniami, jest doprowadzenie do kanonizacji bł. Wincentego Kadłubka, patrona miasta, który spoczywa w opactwie jędrzejowskim.

O. Edward Stradomski pierwszy raz wybrany został opatem w marcu 1998 r.

Z kolei Adam Ogonowski, dyrektor zarządzający w Wydawnictwie Jedność, przyznał, że nagroda sprawia jemu i zespołowi ogromną satysfakcję. Wydawnictwo powstało z założonej w 1918 r. Drukarni Diecezjalnej „Jedność”. Publikuje książki z zakresu teologii, biblistyki, duchowości, filozofii, historii, bioetyki i hagiografii. Wydawnictwo zajmuje się także wydawaniem podręczników szkolnych, przewodników metodycznych i pomocy dydaktycznych (także dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych). W 2003 r. wydawnictwo podpisało umowę i stało się partnerem niemieckiego Wydawnictwa Herder.

dziar

do spisu treści

LUBLIN

Pod koniec marca w Lublinie i okolicach rozpoczną się zdjęcia do nowego filmu Roberta Glińskiego pt. „Zieja”. Bohaterem produkcji będzie ks. Jan Zieja, legendarny społecznik, kapelan AK i współzałożyciel KOR. Jednym z miejsc, w którym powstaną zdjęcia, jest sanktuarium maryjne w Wąwolnicy. Twórcy zapraszają lublinian do udziału w filmie w roli statystów.

Producentem filmu jest Włodzimierz Niderhaus, autorem scenariusza Wojciecha Lepianka, a reżyserem Robert Gliński. W tytułową rolę wcieli się Andrzej Seweryn.

Obraz będzie opowiadać o życiu legendarnego warszawskiego kapłana – ks. Jana Ziei. W jego życiorysie mieszczą się zarówno obie wojny światowe (był m.in. kapelanem Szarych Szeregów), jak i okres powojenny, kiedy to był współzałożycielem Komitetu Obrony Robotników.

Realizację zdjęć zaplanowano w dniach 26 marca – 3 kwietnia w Lublinie, Janowcu, Nałęczowie, Kazimierzu Dolnym i Wąwolnicy.

dab

do spisu treści

ŁÓDŹ

– Jezus nie tylko pokazuje nam, że czekają nas w życiu próby, że czeka nas w życiu pokusa, ale też pokazuje nam w tej Ewangelii, jak się z nią zmagać, jak być uważnym! Miejsce święte jeszcze cię nie zabezpiecza przed pokusą. Co cię zabezpiecza? Zabezpiecza cię Słowo Boga! – mówił 10 marca abp Grzegorz Ryś.

Potrójne kuszenie Jezusa na pustyni stało się myślą przewodnią homilii metropolity łódzkiego abp. Grzegorza Rysia wygłoszonej podczas liturgii stacyjnej celebrowanej w parafii pw. Najświętszej Eucharystii w Łodzi na osiedlu Retkinia.

Odwołując się do Łukaszowej Ewangelii o kuszeniu Pana Jezusa na pustyni, metropolita łódzki podkreślił, iż Ewangelia św. Łukasza pokazuje, że pokusa nie jest czymś jednorazowym. – Nie jest tak, że w Duchu Świętym zwyciężysz szatana i on już nigdy do ciebie nie przystąpi! Przystąpi, przystąpi – tłumaczył abp Ryś.

Zwrócił uwagę, że mamy niesłychany talent do recenzowania tego, co jest poza Kościołem, a największy problem mamy z własnym rachunkiem sumienia – ludzie, którzy są świętym ludem Boga. – Najgorsze jest to, że jesteś w świętym miejscu i używasz Słowa Bożego – potrafisz je recytować, a tak do końca chodzi ci o ciebie. Chodzi o to, żeby błysnąć, zdumieć, zachwycić, żeby za sobą pociągnąć ludzi! – mówił metropolita łódzki.

– Jezus kuszony przez szatana na pustyni używa broni, która jest od Ducha Świętego, a tą bronią jest miecz Ducha. Człowiek nie jest bezradny wobec pokusy. Człowiek ma od Ducha Świętego miecz! Co to jest ten miecz? To jest Słowo Boga! Co diabeł przychodzi do Jezusa z pokusą, Jezus ma w sobie Słowo Boga, którym mu odpowiada i wali diabła, tak jak chce – dodał arcybiskup.

xpk

do spisu treści

POZNAŃ

Nie chcemy i nie możemy usunąć krzyża z przestrzeni publicznej, bo Jezus nie umarł ukryty w zakrystii, ale jego krzyż stał pośrodku biegu spraw codziennych. I nie jest to żadna nietolerancja czy naruszanie świeckości państwa, podobnie jak nie jest nią posługiwanie się hasłem „Bóg Honor Ojczyzna” w przestrzeni publicznej – mówił 7 marca na głównym placu Poznania bp Grzegorz Balcerek.

Poznaniacy tłumnie wzięli udział w drodze krzyżowej ulicami miasta. Przeszli z bazyliki kolegiackiej przez Stary Rynek i plac Wolności na plac Adama Mickiewicza, gdzie znajduje się pomnik Poznańskiego Czerwca. Na zakończenie drogi krzyżowej bp Balcerek przekonywał, że umieszczenie krzyża w miejscach publicznych nie jest naruszaniem świeckości państwa.

– Jesteśmy takimi samymi obywatelami jak ci, którzy nie wierzą. Nie odbieramy im prawa do ich manifestacji, ale sami chcemy spełnić to, co jest istotą naszej wiary – głosić Chrystusa – mówił.

Rozważania drogi krzyżowej przygotował ks. prof. Piotr Ostański, biblista.

ms

do spisu treści

RADOM

– Każdy grzech księdza idzie na konto całego Kościoła – powiedział bp Andrzej Przybylski z Częstochowy, który prowadził Kapłański Dzień Pokutny. Spotkanie odbyło się 5 marca w kaplicy Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu.

Bp Przybylski zachęcał księży do korzystania z pomocy stałego spowiednika. Mówił, że jeśli często będą doświadczali Bożego miłosierdzia, to będą mieli „świadomość pilnowania konfesjonału”.

Wiele uwagi poświęcił również pokorze i budowaniu jedności w różnych wymiarach. Zachęcał do częstego rachunku sumienia. Stwierdził przy tym, że „Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym daje łaskę”. – Pyszny ksiądz to człowiek, w którym jest bardzo mało miejsca dla Boga, a pokorny to taki, który nieustannie robi miejsce dla łaski Bożej. Bóg jest dżentelmenem. Jak Go nie wpuścisz do serca, to powie rób po swojemu, tylko nie miej później pretensji, że ci duszpasterstwo siada – przestrzegał bp Przybylski.

Na koniec apelował: – Nie może być tak, że z ambony mówimy ludziom, że mają się kochać, a sami nie potrafimy przebaczać.

W spotkaniu uczestniczył ks. Tomasz Waśkiewicz, proboszcz parafii w Lipie. Duszpasterz stwierdził, że na progu Wielkiego Postu każdy ksiądz powinien zacząć od siebie przemianę swojego serca. – Wówczas stając przed wiernymi w czasie rekolekcji, będziemy autentyczni – podkreślił ks. Waśkiewicz.

W podobnym duchu wypowiedział się również ks. Zbigniew Stanios, kustosz sanktuarium maryjnego w Kałkowie-Godowie.

rm

do spisu treści

ŚWIDNICA

Misjonarz pochodzący z diecezji świdnickiej ks. Paweł Fiącek SDS jest obecnie proboszczem parafii misyjnej w Mungu w Zambii, w archidiecezji Lusaka. W ostatnim czasie w trzy miesiące została wyremontowana tam szkoła, która przez 10 lat była zamknięta. Ponowne otwarcie placówki odbyło się w minionym roku. W parafii, w której pracuje misjonarz, jest siedem kościołów, ósmy w budowie, katolików jest 4-5 tys.

– Na terenie parafii znajdują się trzy szkoły zapewniające edukację łącznie blisko 500 uczniom. W największej, przy jednej podstacji misyjnej, mamy osiem klas. Na terenie parafii są również dwie inne placówki. W zeszłym roku udało się w trzy miesiące wyremontować budynek szkoły na wyspie. W podobnej sytuacji znajduje się szkoła w jednej podstacji misyjnej w buszu. Tam również placówka była kilka lat zamknięta i udało się ją ponownie otworzyć – powiedział KAI ks. Fiącek.

Misjonarz prowadzi działalność duszpasterską. – Posługuję jako duszpasterz, sprawuję sakramenty i dbam o przygotowanie do sakramentów nowych kandydatów. Katechizuję również w szkole, prowadzę ponadto dni skupienia dla małych wspólnot chrześcijańskich. Dodatkowo przez te trzy lata dużo było inwestycji, remontów związanych z parafią i szkołą – mówił.

ako

do spisu treści

TARNÓW

Katecheci nie biorą udziału w strajku nauczycieli – takie stanowisko ogłosiła Kuria Diecezjalna. Dotyczy ono prawie półtora tysiąca katechetów świeckich, jak i księży oraz sióstr zakonnych uczących religii w szkołach.

Ks. Tomasz Lelito, dyrektor Wydziału Katechetycznego, liczy, że katecheci, którzy już zdeklarowali swój udział w strajku, wycofają się z udziału w tym wydarzeniu.

– Katecheta jest w szkole przedstawicielem Kościoła, pracuje na podstawie imiennej misji – skierowania, które wydane jest przez Księdza Biskupa. Katecheci, pomimo zatrudnienia przez szkołę w charakterze nauczycieli, reprezentują więc Kościół i biskupa. W związku z tą okolicznością nauczyciele religii nie mogą angażować się w tego rodzaju akcje, które pozbawiałyby ich właściwej neutralności, a zarazem mogłyby wystawić na szwank dobre imię Kościoła. Ponadto statut katechety jasno precyzuje, że katecheci nie angażują się w działalność związków zawodowych – dodaje.

Strajk nauczycieli w polskich szkołach ma się rozpocząć od 8 kwietnia. ZNP domaga się 1 tys. zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty.

eb

do spisu treści

WARSZAWA

– W tym „nowym” świecie, w oparciu o współczesne ideologie gotowi jesteśmy, w imię tzw. walki o równość, tolerancję, antydyskryminację i różnorodność, niszczyć małżeństwo, będące trwałym związkiem mężczyzny i niewiasty, czy deprawować człowieka już w wieku dziecięcym, pozbawiając go prawa do wychowania zgodnie z wolą rodziców, w oparciu o wyznawane przez nich wartości – mówił bp Artur Miziński, sekretarz generalny KEP, podczas sprawowanej na Gocławiu Mszy św. w intencji śp. gen. Fieldorfa i żołnierzy wyklętych.

Hierarcha podkreślił wartość prawa Bożego i prawa naturalnego. – Ludzie, którzy myślą, że nie muszą liczyć się z Bożym prawem, chcą jak Bóg decydować o ludzkim życiu, o kształcie świata, nawet jeśli daleki jest on od natury rzeczy i pozbawiony jakiejkolwiek logiki. W tym „nowym” świecie nie ma już miejsca dla ochrony ludzkiego życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Nie ma miejsca na postrzeganie człowieka zgodnie z jego naturą i na ochronę jego godności. (...) W tej nowej mentalności dziecko zostaje wykorzystane przez dorosłych dla zaspokojenia ich haniebnych zachcianek – mówił.

W nawiązaniu do Ewangelii do Pierwszej Niedzieli Wielkiego Postu zaznaczył potrzebę wierności Bogu. – Nie możemy zapomnieć, że wszystkie tego rodzaju pomysły, a potem projekty, rodzą się najpierw w sercu człowieka, które, albo jest zdolne wytrwać w pokusie i pozostać wierne Bożemu prawu, albo ulegając podszeptom szatana, staje się narzędziem w jego ręku – mówił.

BP KEP

do spisu treści

WATYKAN

do spisu treści

Papież w Środę Popielcową: 
musimy uwolnić się od macek konsumizmu

– Musimy uwolnić się od macek konsumizmu i sideł samolubstwa, od pragnienia posiadania coraz więcej, od stałego niezadowolenia, od serca zamkniętego na potrzeby ubogich – powiedział Franciszek w kazaniu podczas nabożeństwa pokutnego w Środę Popielcową 6 marca. Zgodnie z wieloletnim zwyczajem obrzędy tego dnia rozpoczęły się w kościele św. Anzelma na Awentynie, skąd następnie wszyscy z papieżem na czele przeszli w procesji pokutnej do bazyliki św. Sabiny, gdzie Ojciec Święty odprawił Mszę św. połączoną z posypaniem głów popiołem.

Nawiązując do pierwszego czytania mszalnego zaczerpniętego z Księgi Joela, Ojciec Święty zauważył, że Wielki Post rozpoczyna się rozdzierającym uszy dźwiękiem rogu, który zapowiada post. Ten mocny dźwięk chce spowolnić nasze wiecznie zabiegane życie, choć często nie wiemy, dokąd pędzimy, każe się zatrzymać, przejść do tego, co istotne, do postu od tego, co zbędne i rozprasza – mówił kaznodzieja. Zwrócił uwagę, że dźwiękowi tej pobudki dla duszy towarzyszy krótkie i stanowcze orędzie, jakie Pan przekazuje przez usta proroka: „Nawróćcie się do mnie” (w. 12).

Wezwanie do powrotu oznacza, że poszliśmy gdzie indziej – podkreślił papież. Przypomniał, że Wielki Post to czas na ponowne odnalezienie kursu życia, gdyż tak jak w każdej podróży tu także ważne jest, by nie stracić z oczu celu. Gdy natomiast interesuje nas tylko otaczający nas krajobraz lub zatrzymywanie się na posiłek, to daleko nie zajdziemy – zaznaczył. Dodał, że każdy powinien sam siebie zapytać o kierunek drogi, o problemy, z jakimi ma do czynienia i jak je rozwiązać. Nie majątek i pomyślność mają być celem naszej wędrówki przez życie, ale jest nim Pan, i to On ma wyznaczać nasz kurs – podkreślił Franciszek.

Wskazał, że otrzymujemy dziś znak, by odnaleźć ten kurs: popiół na głowę. On każe nam pomyśleć nie o rzeczach przemijających, przelotnych. Wielki Post jest bowiem czasem ponownego odkrycia, że zostaliśmy stworzeni dla ognia, który zawsze płonie, nie dla popiołów, które natychmiast gasną; dla Boga, nie dla świata; dla wieczności Nieba, a nie dla oszustwa ziemi; dla wolności dzieci, a nie dla zniewolenia rzeczami.

Na tej drodze powracania do tego, co ważne, Ewangelia dzisiejsza proponuje trzy etapy, które Pan każe nam przejść bez obłudy i udawania: jałmużny, modlitwy, postu. Prowadzą nas one do trzech rzeczywistości, które nie zanikają. Modlitwa łączy nas ponownie z Bogiem; miłosierdzie z bliźnim; post z samymi sobą – wyjaśnił Ojciec Święty. Dodał, że rzeczywistością, która nie kończy się nicością i w którą trzeba inwestować, są Bóg, bracia i moje życie.

Wielki Post zachęca nas do spojrzenia: najpierw ku temu, co w Górze, przez modlitwę, która wyzwala z horyzontalnego i płaskiego życia, w którym zapominamy o Bogu. Następnie ku drugiemu człowiekowi, przez miłosierdzie, które uwalnia od próżności posiadania, od myślenia, że wszystko układa się dobrze, jeśli mi pasuje. I wreszcie okres ten zachęca nas do zajrzenia we własne wnętrze przez post, który uwalnia nas od przywiązania do rzeczy, od doczesności, która znieczula serce. – Modlitwa, miłosierdzie i post: oto trzy inwestycje na rzecz skarbu, który trwa – podsumował tę myśl papież.

Przypomniał następnie słowa Jezusa: „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 21). Nasze serce zawsze zmierza w pewnym kierunku niczym kompas szukający ukierunkowania, musi się czegoś trzymać. Ale jeśli przywiązujemy się tylko do rzeczy doczesnych, wcześniej czy później stajemy się ich niewolnikami i służymy rzeczom, którymi mamy się posługiwać. Jeśli żyjemy tylko dla pieniędzy, kariery, rozrywki, to staną się one bożkami, które będą nas wykorzystywać, syrenami, które nas oczarowują, a potem odsyłają bez celu. Natomiast jeśli serce przywiązuje się do tego, co nie przemija, odnajdujemy siebie i stajemy się wolni. – Wielki Post jest czasem łaski, aby uwolnić serce od próżności, czasem uzdrowienia od uzależnień, które nas uwodzą, utkwienia spojrzenia w tym, co trwa – podkreślił kaznodzieja.

Zaznaczył, że w tym okresie mamy spoglądać przede wszystkim na krzyż, bo wiszący na nim Jezus jest kompasem życia, kierującym nas do Nieba. Ubóstwo drzewa, milczenie Pana, Jego ogołocenie ze względu na miłość ukazują nam konieczność prostszego życia, wolnego od zbytniego zabiegania o rzeczy. Jezus z krzyża uczy nas mocnej odwagi wyrzeczenia. Musimy uwolnić się od macek konsumizmu i sideł samolubstwa, od pragnienia posiadania coraz więcej, od stałego niezadowolenia, od serca zamkniętego na potrzeby ubogich – wezwał papież.

– Jezus, który na drzewie krzyża płonie miłością, wzywa nas do życia płonącego Nim, które nie zatraca się w popiołach świata; życia płonącego miłością, które nie gaśnie w przeciętności – mówił dalej. I przyznał, że trudno jest tak żyć, jak On pragnie, ale tylko takie życie prowadzi do celu.

st, kg

do spisu treści

RAMKA

Poszukiwanie Boga w świecie przez pryzmat własnego doświadczenia życia monastycznego zaproponował papieżowi i członkom Kurii Rzymskiej włoski benedyktyn o. Bernardo Francesco Maria Gianni, który w tym roku głosi rekolekcje wielkopostne.

Odbywają się one od 10 do 15 marca w Domu Boskiego Mistrza w miasteczku Ariccia koło Rzymu pod hasłem: „«Miasto płomiennych pragnień». Spojrzenie i gesty wielkanocne w życiu świata”. Tegoroczny rekolekcjonista jest opatem słynnego florenckiego klasztoru benedyktynów z Góry Oliwnej – San Miniato al Monte. W rozmowie z Radiem Watykańskim powiedział, że właśnie codzienne życie mnichów wraz z wierszami włoskiego poety Mario Luziego (1914-2005) stanowiło dlań główną inspirację w przygotowaniu jego rozważań wielkopostnych.

KAI, VaticanNews.va

do spisu treści

Franciszek do rzymskich księży: – Nie zniechęcajcie się! Bóg oczyszcza Kościół – swą Oblubienicę

– Czuję się w obowiązku podzielić z wami ból i winę nie do zniesienia, wywołane na całym ciele Kościoła przez skandale, których pełne są gazety całego świata – wyznał ze smutkiem Franciszek podczas tradycyjnego spotkania z księżmi diecezji rzymskiej na początku Wielkiego Postu. Zarazem jednak wezwał ich, aby się nie zniechęcali, gdyż „Pan oczyszcza swą Oblubienicę” i „wybawia nas od zakłamania”. Wydarzenie to miało miejsce 7 marca w bazylice św. Jana na Lateranie, będącej katedrą papieża jako biskupa Rzymu.

Wielkopostne spotkania zapoczątkował przed laty św. Jan Paweł II, a później kontynuowali je jego następcy: Benedykt XVI i obecnie Franciszek. Każdorazowo odbywają się one za zamkniętymi drzwiami. Tegoroczne miało charakter szczerej rozmowy, a Ojciec Święty, któremu towarzyszył jego wikariusz dla diecezji rzymskiej kard. Angelo De Donatis, nie odpowiadał tym razem na pytania księży, jak to robił w latach poprzednich, ale wygłosił półgodzinne przemówienie z kartki, przeplatane licznymi wstawkami „z głowy”.

Wcześniej papież wyspowiadał osobiście wielu kapłanów „swojej” diecezji i był to, jak wyznał, gest dodania odwagi ich stanowi ducha po ostatnich skandalach na tle wykorzystywania seksualnego nieletnich. Szczególnie wiele takich wydarzeń było teraz, na przełomie lutego i marca, z przypadkami kardynałów George’a Pella w Australii i Philippe’a Barbarina we Francji na czele.

– Jest oczywiste, że prawdziwego znaczenia tego, co się dzieje, należy szukać w duchu zła, w nieprzyjacielu, który dąży do stania się panem świata – powiedział Franciszek, cytowany przez włoski portal Vatican Insider, który powołuje się na wypowiedzi księży po spotkaniu. Zaraz jednak wezwał swych słuchaczy, aby nie zniechęcali się, gdyż „Pan oczyszcza swą Oblubienicę, nawracając nas wszystkich ku Sobie, sprawia, że doświadczamy tych prób, abyśmy zrozumieli, że bez Niego jesteśmy prochem, ratuje nas od zakłamania, od duchowości powierzchowności”. – Pan zsyła swego Ducha, aby przywrócić piękno swej Oblubienicy, przyłapanej na cudzołóstwie – dodał papież.

Zwrócił uwagę, że „grzech nas oszpeca i przeżywamy z bólem upokarzające doświadczenie, gdy my sami lub jeden z naszych braci kapłanów czy biskupów wpada w bezdenną otchłań zła, zepsucia lub, co jeszcze gorsze, zbrodni niszczącej życie innych”. Ale – zaznaczył – istnieje zaufanie do przyszłości, zwłaszcza teraz, na początku Wielkiego Postu, który „jest czasem łaski, gdyż znów stawiamy Boga w centrum”. Zdaniem mówcy „jesteśmy ludem nędzarzy, którzy stali się bogaczami dzięki ubóstwu Boga”, ale „bez Niego nic nie możemy i to On jest pośrodku”.

Ojciec Święty zachęcił, aby zwracać się do Boga „twarzą w twarz”, albowiem zna On „naszą wstydliwą nagość”. W tym kontekście Franciszek przyznał, że był silnie poruszony na widok oryginalnej kopii ikony Matki Bożej „Hodegetrii” z Bari, gdy odwiedził to miasto w lipcu 2018 r. Na tym obrazie Jezus „nie był ubrany we wschodnie koszulki, jak to się dzieje z ikonami (...), Maryja trzymała tam natomiast nagie Dzieciątko i tak mi się to spodobało, że zapragnąłem mieć kopię. Biskup Bari podarował mi ją i teraz wisi nad moimi drzwiami” – wspominał papież. Dodał, że lubi na nią patrzeć rano – gdy wstaje z łóżka, mówi do Maryi, aby strzegła jego nagości: „Matko, Ty znasz moje nagości”.

Zdaniem Franciszka jest to wielka sprawa: prosić Pana, aby „strzegł mojej nagości”, bo On zna je wszystkie. „Bóg zna naszą wstydliwą nagość, a jednak nie męczy Go posługiwanie się nami, aby ofiarować ludziom pojednanie” – tłumaczył biskup Rzymu. Przypomniał, że „jesteśmy najubożsi, grzesznikami, a mimo to Bóg prosi nas, abyśmy wstawiali się za naszymi braćmi i abyśmy udzielali swymi rękami, bynajmniej nie niewinnymi, zbawienia, które odradza”.

Papież prosił także księży o dalszy „dojrzały dialog z Panem” i o troszczenie się o swój lud, unikając przy tym personalizmów takich jak „tendencja do mówienia: moi ludzie są moim ludem”. Tak, to jest twój lud, ale „pomocniczo”, jeśli można tak powiedzieć – pouczał Ojciec Święty. Przypomniał, że nie jest to „nasz” lud, ale należy on do Boga. Wskazał przy tym, że gdy ludzie oddalają się od Kościoła, trzeba iść do Boga i rozmawiać z Nim jak Mojżesz, który mówił: „Przebacz im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mię natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś”.

Wspomniał też, że jeśli kapłan skarży się na swój lud biskupowi, mówiąc, że ludzie nic nie rozumieją, to pewnie czegoś brakuje jemu samemu. Zapewne brakuje mu modlitwy, i to nie tylko tej brewiarzowej, ale też bezpośredniej rozmowy z Bogiem.

Na zakończenie papież ukazał swym słuchaczom ważną drogę na najbliższych 7 lat – do roku jubileuszowego 2025, któremu towarzyszyć ma refleksja wokół fragmentu Księgi Wyjścia, wybranego jako „paradygmat, aby przejść od sytuacji nie-ludu do ludu”. Zgodnie z wieloletnim zwyczajem, żegnając się z kapłanami rzymskimi, Ojciec Święty podarował im książkę, zachęcając ich do włączenia się do inicjatywy Caritas diecezjalnej zatytułowanej „Jako na niebie, tak i na ulicy”. Ta tygodniowa akcja, która ma trwać od 31 marca do 6 kwietnia, jest poświęcona dziełom miłosierdzia wobec biednych i bez stałego miejsca zamieszkania.

kg

do spisu treści

RAMKA

Niemal 57-letni bp Jean-Paul Vesco, ordynariusz Oranu w Algierii, jest pierwszym biskupem – członkiem watykańskiej drużyny sportowej Athletica Vaticana.

Pinformowała o tym Papieska Rada ds. Kultury. W młodości był on znakomitym maratończykiem, a jego rekord życiowy na trasie 42,195 km wynosi 2 godz. i 52 min.

st

do spisu treści

Franciszek: Bóg przyzwala na wielość religii

Papież wykazał się względem nas wielką wspaniałomyślnością. Na spotkanie z grupą 10 biskupów z Kazachstanu i Azji Centralnej poświęcił 2 godziny. Jestem mu za to bardzo wdzięczny – powiedział bp Atanasius Schneider portalowi Life Site News, dzieląc się wrażeniami po zakończonej wizycie ad limina apostolorum.

Pomocniczy biskup Astany stwierdził, że sam papież zachęcał biskupów do szczerej, a nawet krytycznej rozmowy.

Bp Schneider poprosił Franciszka o doprecyzowanie kontrowersyjnego fragmentu z niedawnej deklaracji o braterstwie, podpisanej w Abu Zabi przez papieża i wielkiego imama Al-Azharu. Stwierdza się w niej m.in., że „Bóg w swej mądrości chce pluralizmu i różnorodności religii, koloru skóry, płci, rasy i języków”. Biskupa z Kazachstanu, kraju o większości muzułmańskiej, interesowało, jak rozumieć stwierdzenie, że Bóg chce różnorodności religii.

Odpowiedź papieża była bardzo jasna: Bóg przyzwala na różnorodność religii. Franciszek przyznał również, że zestawienie w jednym zdaniu różnorodności religii z różnorodnością płci może prowadzić do błędnych interpretacji, bo jest oczywiste, że różnorodności płci Bóg chciał w sposób pozytywny, a nie na zasadzie przyzwolenia. Mając to na względzie, papież upoważnił biskupów z Azji Centralnej, by to jego doprecyzowanie podali do wiadomości publicznej.

Rozmawiano też o takich sprawach jak komunia dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach czy dla protestantów z małżeństw mieszanych, a także o szerzeniu się homoseksualizmu w Kościele.

VaticanNews.va

do spisu treści

Maroko: cele papieskiej wizyty

Dla marokańskich władz wizyta papieża będzie dowartościowaniem umiarkowanej wersji islamu, którą promuje ten kraj. Dla papieża zaś sprawą najważniejszą są migranci, w tym udzielenie poparcia dla oenzetowskiego paktu w sprawie migracji przyjętego na konferencji w Marrakeszu w grudniu ub.r. Tak znaczenie papieskiej wizyty w tym kraju zaprezentowali prasie dwaj marokańscy arcybiskupi z Rabatu i Tangeru. Franciszek będzie w Maroku 30 i 31 marca.

Marokańscy biskupi potwierdzili, że w tym kraju rzeczywiście dominuje umiarkowana wersja islamu. Dlatego Kościół cieszy się pełną wolnością kultu. Problemem pozostaje jednak wolność sumienia, możliwość przyjęcia wiary chrześcijańskiej przez rodowitych Marokańczyków. Dziś bowiem Kościół katolicki w tym kraju w niemal stu procentach składa się z obcokrajowców. Są to albo młodzi katolicy z Afryki Subsaharyjskiej, którzy przybyli do Maroka na studia, albo migranci, którzy chcą się przedostać do Europy. Chrześcijan w tym 35-milionowym kraju jest ok. 30 tys., z tego 20 tys. to katolicy.

Jak powiedział arcybiskup stołecznego Rabatu, Kościół w Maroku wzoruje się na Miłosiernym Samarytaninie. Jego główną troską jest pomoc migrantom, którzy zmierzają do Europy. Według oficjalnych danych Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji tylko w tym roku do Hiszpanii przedostało się tą drogą 47,5 tys. osób. Caritas jest największą organizacją, która w Maroku spieszy im z pomocą.

– Dajemy im jedzenie, ubrania, ale nie możemy zapewnić poszanowania ich praw, sprawić, by byli traktowani jak ludzie, a nie jak zwierzęta – dodaje abp Santiago Agrelo Martinez, metropolita Tangeru. Pod naciskiem Europy Maroko pełni bowiem funkcję policji migracyjnej. Stąd masowe przesiedlenia migrantów znad wybrzeża w głąb kraju. Na ich dramat Franciszek na pewno zwróci uwagę. Zaapeluje do wspólnoty międzynarodowej o odpowiedzialność, solidarność i współczucie względem migrantów – powiedział na spotkaniu z dziennikarzami abp Cristóbal López Romero z Rabatu.

VaticanNews.va

do spisu treści

Kard. Ravasi o diakonacie kobiet: to możliwe

„Uważam, że diakonat kobiet byłby możliwy. Ale oczywiście musi to zostać przedyskutowane, ponieważ historyczne tradycje są bardzo złożone” – powiedział przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury kard. Gianfranco Ravasi niemieckiej agencji KNA.

Rozmowa przeprowadzana została z okazji powołania nowego składu zespołu kobiet doradców watykańskiej Rady. Kard. Ravasi został zapytany, co sądzi o możliwości udzielania kobietom święceń diakonatu. Hierarcha powiedział, że dopuszcza rozważenie takiej ewentualności, przypomniał jednak, że dyskusja o roli kobiet w Kościele powinna wyglądać nieco inaczej.

„Uważam, że koncentrowanie się na kapłaństwie kobiet jest klerykalne. Dlaczego nie zaczniemy rozmawiać o innych, bardzo ważnych funkcjach kobiet w Kościele? Na przykład o przewodzeniu parafii na polu katechezy, wolontariatu, finansów, planowania architektonicznego, designu. Dlaczego nie oddać tego w ręce kobiet? Także w Watykanie, również na wysokich stanowiskach, obecność kobiet mogłaby być większa”.

Przypomnijmy, że grupa doradcza kobiet przy Papieskiej Radzie ds. Kultury istnieje od 2015 r. 24 lutego ogłoszono jej nowy skład na lata 2019-2021.

azr

do spisu treści

Za rok będzie dostępna dokumentacja pontyfikatu Piusa XII

Od 2 marca 2020 r. dostępna będzie dla naukowców zgromadzona w Tajnym Archiwum Watykańskim dokumentacja dotycząca pontyfikatu Piusa XII (1939-58) – ogłosił papież Franciszek, który 4 marca spotkał się z pracownikami Tajnego Archiwum Watykańskiego.

– Kościół nie boi się historii, a wręcz ją miłuje i chciałby ją kochać bardziej i lepiej, tak jak ją kocha Bóg! Tak więc, z takim samym zaufaniem, jak moi poprzednicy, otwieram i powierzam badaczom to dziedzictwo dokumentalne – powiedział im Ojciec Święty.

Pius XII (1876-1958) kierował Kościołem w latach 1939-58, a więc pierwsze lata jego pontyfikatu (został wybrany papieżem w dniu swoich 63. urodzin – 2 marca) przypadły na czas II wojny światowej. I właśnie jego postawa w tym okresie budziła najwięcej zastrzeżeń, gdyż zarzucano mu milczenie, a nawet obojętność wobec cierpień ofiar tej tragedii dziejowej, a zwłaszcza Żydów. Tymczasem podejmował on wiele działań, choć w większości w ukryciu, aby ratować ten naród, polecił m.in. otwarcie wszystkich klasztorów rzymskich, łącznie z klauzurowymi, i udzielanie w nich schronienia Żydom, których następnie przerzucano za granicę, głównie do Ameryki Łacińskiej. Gdy zmarł 9 października 1958 r. w Castel Gandolfo, ówczesna minister spraw zagranicznych, a później premier Izraela Golda Meir napisała w depeszy kondolencyjnej: „Opłakujemy wielkiego sługę pokoju”.

Stolica Apostolska już wcześniej otworzyła swe archiwa, aby zbadać i uporządkować dokumenty na temat Piusa XII i jego postawy w latach 1939-45. Wynikiem tych działań jest 12 tomów o łącznej liczbie 7998 stron „Studiów i dokumentów Stolicy Apostolskiej dotyczących II wojny światowej” (po francusku).

st, kg

do spisu treści

RAMKA

Pius XII urodził się 2 marca 1876 r. w Rzymie jako syn Filippo Pacellego i Virginii z d. Graziosi. Na chrzcie otrzymał imiona Eugenio Maria Giuseppe. Jego rodzina była od dawna blisko związana z Kurią Rzymską, gdyż jego ojciec był przez wiele lat dziekanem adwokatów konsystorialnych, a brat Francesco doradcą prawnym Stolicy Apostolskiej i członkiem Komisji Watykańskiej, która przygotowywała ostateczną wersję Układów Laterańskich (w 1929 r.).

Święcenia kapłańskie przyszły papież przyjął 2 sierpnia 1899 r., po czym od razu rozpoczął pracę w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej. Pracował w ówczesnej Kongregacji Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych (poprzedniczce dzisiejszego Sekretariatu Stanu), której w latach 1914-17 był sekretarzem, następnie był nuncjuszem apostolskim w Bawarii (1917-20) i Niemczech (1920-29).

Mianowany arcybiskupem tytularnym 20 kwietnia 1917 r. przyjął sakrę 13 maja tegoż roku – w dniu pierwszego objawienia Matki Bożej Fatimskiej, której był później wielkim czcicielem. Na konsystorzu w 1929 r. Pius XI włączył go w skład Kolegium Kardynalskiego, a w 1930 r. mianował swoim sekretarzem stanu. W 1935 r. kard. Pacelli został jeszcze dodatkowo kamerlingiem Świętego Kościoła Rzymskigo. 2 marca 1939 r. objął najwyższy urząd w Kościele katolickim.

Jego pontyfikat przypadł na bardzo trudny okres – II wojnę światową, a następnie zimną wojnę między Wschodem a Zachodem. Pius XII wychowany w duchu cywilizacji chrześcijańskiej, przede wszystkim katolickiej, był świadkiem jej upadku w wielu częściach świata wskutek pojawienia się ideologii totalitarnych, które m.in. doprowadziły do najstraszniejszych wojen w dziejach ludzkości i do wielkich prześladowań Kościoła na rozległych obszarach. Na jego rządach cieniem położyło się jego milczenie na temat okrucieństw wojennych, zwłaszcza przypisywane mu przez Żydów, ale dopiero począwszy od lat 60., a więc już po jego śmierci, brak stanowczej reakcji na Holokaust. Chociaż sprawy te wielokrotnie wyjaśniała i prostowała Stolica Apostolska, środowiska żydowskie i lewicowe nadal je wysuwają.

Jednocześnie uważa się, że pod jego wpływem przyjął chrześcijaństwo Wielki Rabin Rzymu, znany biblista prof. Izrael Zolli, który na chrzcie przyjął imię Piusa XII – Eugenio. Natomiast w dniu śmierci Piusa XII – 9 października 1958 r. – minister spraw zagranicznych Izraela Golda Meir napisała: „Opłakujemy wielkiego sługę pokoju”.

Pius XII miał na swym koncie wiele osiągnięć. Za jego pontyfikatu znacznie rozszerzyła się działalność międzynarodowa i dyplomatyczna Stolicy Apostolskiej, wzrosła liczba państw, które nawiązały z nią stosunki dyplomatyczne. Jako czciciel i propagator kultu maryjnego i orędzia fatimskiego 31 października 1942 r., w pełni działań wojennych, powierzył ludzkość Niepokalanemu Sercu Maryi, którego święto wyznaczył na 22 października. 1 listopada 1950 r. ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny; na mocy encykliki „Ad Caeli Reginam” z 11 października 1954 r. ustanowił uroczystość Maryi Królowej, a cały ten rok był Rokiem Maryjnym.

Pius XII na dwóch konsystorzach (18 II 1946 i 12 I 1953) kreował łącznie 56 kardynałów, w tym dwóch Polaków: Adama Stefana Sapiehę i Stefana Wyszyńskiego. Mianował ponadto 42 biskupów polskich – pierwszym z nich był późniejszy męczennik bł. Michał Kozal (1893-9143), mianowany już 10 czerwca 1939 r., ostatnim – bp Michał Blecharczyk (1908-65), 6 lipca 1958 r. Dwa dni wcześniej – 4 lipca 1958 r. papież mianował trzech innych biskupów dla Kościoła w Polsce, w tym Karola Wojtyłę.

Papież Pacelli doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożeń systemu komunistycznego. Dlatego mianował w krajach zdominowanych przez Związek Sowiecki młodych i mężnych przywódców Kościoła: Stefana Wyszyńskiego w Polsce (w chwili nominacji miał 47 lat); Josefa Berana w Pradze (w chwili nominacji miał 58 lat); Józsefa Mindszentyego w Budapeszcie (w chwili nominacji miał 53 lata). Dzięki niemu, pomimo cofnięcia przez wielkie mocarstwa uznania dla rządu Rzeczpospolitej Polskiej w Londynie, Stolica Apostolska utrzymywała z nim stosunki dyplomatyczne.

st, kg

do spisu treści

EUROPA

do spisu treści

Hiszpania

Beatyfikacja 9 męczenników z Oviedo

W katedrze w Oviedo odbyła się 9 marca uroczystość beatyfikacyjna 9 hiszpańskich seminarzystów, którzy zginęli za wiarę w latach 1934-1937. Najstarszy w chwili śmierci miał 25 lat, najmłodszy zaledwie 18. Uroczystościom w imieniu papieża przewodniczył prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Becciu.

Ángel Cuartas Cristóbal i jego ośmiu towarzyszy przygotowywali się do kapłaństwa w seminarium w Oviedo. Pierwszych sześciu zginęło podczas tzw. rewolucji październikowej w Asturii w 1934 r., trzej pozostali zostali rozstrzelani w czasie wojny domowej w latach 1936-37. Był to czas brutalnego prześladowania Kościoła katolickiego przez II Republikę Hiszpańską (1931-1939). Młodzi klerycy byli w pełni świadomi, że giną za wiarę. Przed śmiercią przebaczyli swoim oprawcom.

– Są dwie grupy. Grupa tych, którzy zostali zabici podczas rewolucji z 1934 r., i druga grupa, która zginęła podczas hiszpańskiej wojny domowej w 1936 i 1937 r. Pierwsi przebywali w seminarium, w którym obecnie są dominikanie – mówi postulator w procesie beatyfikacyjnym ks. Andrés Pérez Díaz. – 5 października dotarły wiadomości o rewolucji w Mieres, Langreo. Ludzie byli bardzo zaniepokojeni tym, co się działo. Następnego dnia było już słychać strzały w San Esteban de las Cruces. Jednak tamtejsze siły porządkowe zatrzymały «rewolucjonistów». Wszędzie było słychać strzały. Ostatecznie rewolucjoniści dotarli aż do miasta. Seminarzyści uciekali, którędy tylko mogli. Duża grupa schowała się za budynkiem seminarium. Zostali schwytani i odesłani do więzienia w Mieres. Mniejsza grupa schroniła się w piwnicy. Było to sześciu seminarzystów i ojciec dominikanin. Spędzili tam całą noc. Rozmawiali, odmawiali różaniec, mówili o męczeństwie i o tym, co by wówczas powiedzieli. Ponieważ spędzili noc bez jedzenia i picia, na drugi dzień jeden z nich wyszedł, aby poszukać czegoś do jedzenia. Został schwytany. Oznajmiono pozostałym, aby wyszli. Wyszli wszyscy z wyjątkiem dominikanina i jednego seminarzysty. Poprowadzono ich ulicą aż do miejsca, gdzie dzisiaj jest Carbonero. I tutaj ludzie zaczęli krzyczeć: „Matailos, matailos”, „zabijcie ich, zabijcie ich”, bo to księża. Zaczęto strzelać. Najpierw zginęło trzech, a później kolejni trzej, których dobito na ziemi. Jeden, choć ranny, pozostał przy życiu, ponieważ myślano, że jest studentem”.

Kolejni trzej seminarzyści zostali zabici podczas wojny domowej – jeden w 1936 r., a dwóch w 1937 r. Jeden zginął w San Sebastian de los Cruces, kolejny w Ponga i trzeci na plaży w Gijón, gdzie go rozstrzelano.

VaticanNews.va

do spisu treści

Francja

Kard. Barbarin złoży rezygnację

Kardynał Philippe Barbarin, skazany 7 marca przez sąd w Lyonie na karę sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu za niedoniesienie o molestowaniu seksualnym, jakiego dopuścił się duchowny jego diecezji wobec osób małoletnich, zapowiedział, że w najbliższych dniach uda się do Rzymu, by złożyć na ręce Ojca Świętego swoją rezygnację.

Oto słowa kard. Barbarina: „Przyjmuję do wiadomości decyzję trybunału. Niezależnie od mojej opinii osobistej pragnę przede wszystkim wyrazić współczucie dla ofiar i zapewnić o mojej modlitwie w intencji ich rodzin. Postanowiłem udać się do Ojca Świętego, aby złożyć mu moją dymisję. Przyjmie mnie w najbliższych dniach”.

Zarzuty dotyczą faktów, które miały mieć miejsce między lipcem 2014 r. a czerwcem 2015 r. Oskarżycielami było 10 ofiar ks. Bernarda Preynata, który dopuścił się przestępczych czynów w latach 1986-91. Pracując w parafii w Sainte-Foy-lès-Lyon, miał obmacywać małoletnich skautów i zmuszać ich do seksu oralnego.

Zdając sobie sprawę z bardzo poważnych oskarżeń kierowanych pod adresem tego duchownego, kard. Barbarin od początku przypominał, że w okresie, gdy doszło do tych czynów, nie był arcybiskupem Lyonu (został nim w 2002 r.) i nie krył żadnego przypadku pedofilii.

Dopiero w 2007/2008 został poinformowany o przeszłości kapłana, którego działaniami sprzed 1991 r. zajmowali się jego trzej poprzednicy. Przekonany, że „duchowny zerwał ze swą przeszłością”, kard. Barbarin potwierdził ks. Preynata w funkcji, jaką pełnił z nominacji poprzednich arcybiskupów Lyonu. Dopiero dzięki stowarzyszeniu ofiar La Parole libérée hierarcha uświadomił sobie, że zarzucane duchownemu czyny są „poważniejsze, niż wydawało się w 2007/2008 r.”. Jednak „żaden fakt, o którym wiemy, nie jest późniejszy niż z 1991 r.”.

W 2014 r. kardynał po raz pierwszy otrzymał bezpośrednie świadectwo jednej z ofiar i – po zasięgnięciu opinii Kongregacji Nauki Wiary – w 2015 r. zawiesił duchownego w obowiązkach proboszcza. Stało się to, jeszcze zanim jedna z ofiar molestowania złożyła doniesienie do prokuratury.

Choć pierwsze dochodzenie zakończyło się 1 sierpnia 2016 r. jego umorzeniem bez nadawania sprawie dalszego biegu, to jednocześnie prowadzono drugie śledztwo z powodu doniesienia złożonego w lutym ub.r. przez „urzędnika wysokiego szczebla” z ministerstwa spraw wewnętrznych. Zakończyło się ono w grudniu 2016 r. Kard. Barbarin wyraził wówczas radość z tego, że wymiar sprawiedliwości „wprowadził nieco prawdy i pokoju po zażartych i niekiedy oszczerczych polemikach”.

Ponowne umorzenie dochodzenia przez prokuraturę nie zakończyło jednak sprawy. Po niepomyślnej dla siebie decyzji z sierpnia 2016 r., w maju 2017 r. stowarzyszenie La Parole libérée skierowało ją bowiem do sądu poprawczego w Lyonie [sądzącego wykroczenia, a nie przestępstwa – KAI]. Archidiecezja wyraziła wówczas ubolewanie z powodu „zawziętości, która obrała niewłaściwy cel” i że „przedłożono nowe kroki prawne nad dialog, który kilkakrotnie proponowały władze diecezjalne”.

st, pb

Abp Pontier: Kościół cierpi, ale nie umiera

„Jeśli chcemy wyjść z tego kryzysu, to nie możemy go traktować jako zamach na Kościół, lecz przeciwnie, jako wezwanie pochodzące od samego Boga, byśmy się nawrócili i żyli jak chrześcijanie” – stwierdził przewodniczący episkopatu Francji w obszernym wywiadzie dla tygodnika „Le Point”. „Było coś kłamliwego w naszym stylu życia. Musimy na nowo odkryć radość z życia według Ewangelii” – dodał abp Georges Pontier.

Dziennikarzy lewicowego tygodnika żywo interesowały ostatnie skandale, w tym głośna we Francji książka o homoseksualizmie w Watykanie. Abp Pontier zastrzegł, że jej nie czytał. Tym niemniej dane, które są na jej podstawie podawane, uznał za wyolbrzymione. „Gdyby to, co pisze autor, było prawdą, to oznaczałoby to, że są osoby, są księża, którzy nie żyją zgodnie z tym, czego nauczają, a to by było dramatyczne. Życie w kłamstwie zawsze jest dramatem” – podkreślił hierarcha.

Mówiąc z kolei o problemie wykorzystywania nieletnich, przyznał, że on sam dopiero kilka lat temu zdał sobie sprawę, jak głęboka jest to tragedia. „Przez 20 lat byłem biskupem i nie zetknąłem się z takimi sprawami, nie byłem świadomy tych perwersji. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że kapłani mogliby się zniżyć do tak niegodnych zachowań, które niekiedy, choć nie zawsze, można by określić mianem zbrodni” – wyznał abp Pontier. Zauważył on, że na szkodę Kościoła zadziałało w tym wypadku to, co jest w nim wartościowe, a mianowicie kultura dyskrecji, poszanowania osoby, domniemanie niewinności. Wszystko to sprawiło, że postępowano bardzo ostrożnie. I niestety taki sposób działania został odebrany jako ochrona instytucji.

Przewodniczący Episkopatu zapewnił jednak, że Kościół w jego kraju uczynił już bardzo dużo, by chronić nieletnich przed wykorzystywaniem. Już w 2002 r. wydano wytyczne, jak postępować w takich przypadkach. A ostatnio w imię transparencji powołana nawet została niezależna komisja 22 ekspertów, którzy mają zbadać, co działo się we francuskim Kościele w ciągu minionych 50 lat.

Abp Pontier przyznał, że wszystkie te wydarzenia były dla Kościoła wielkim szokiem. Ostatni szczyt w Watykanie porównał do ciosu w żołądek. Pojawiają się poważne znaki zapytania, jest wielkie cierpienie, cień podejrzenia pada na wszystkich kapłanów, jednakże Kościół we Francji bynajmniej nie umiera, wręcz przeciwnie, liczne są przejawy jego witalności. „W mojej archidiecezji Marsylii na Wielkanoc ochrzcimy stu dorosłych. Na ŚDM w Panamie delegacja młodzieży francuskiej była drugą pod względem liczebności z Europy, zaraz za Polakami” – wyliczał abp Pontier, dodając, że zapotrzebowanie na formację w wierze i życiu duchowym stale rośnie.

Nie przywiązuje on natomiast zbyt wielkiej wagi do powtarzających się coraz częściej aktów profanacji katolickich świątyń. Jego zdaniem jest to jednak wciąż zjawisko marginalne i nieporównywalne z tym, czego doświadczyli i nadal doświadczają w tym kraju Żydzi. We Francji nie ma „katofobii” – zapewnia abp Pontier. Z drugiej strony chrześcijanie muszą zdać sobie sprawę, że wiara wymaga od nich decyzji i wyborów, które są inne niż te, które promuje dominujący nurt kultury i na które pozwala prawo, kształtowane przez legislatorów, którzy nie kierują się już etyką chrześcijańską. Oznacza to między innymi, że chrześcijanie coraz częściej będą musieli korzystać z prawa do sprzeciwu sumienia – dodał abp Pontier.

VaticanNews.va

Coraz więcej profanacji: wandale w Saint-Denis

We Francji nie słabnie fala ataków na chrześcijańskie miejsca kultu. Miniony miesiąc był pod tym względem rekordowy. W lutym odnotowano 47 takich przypadków we wszystkich francuskich departamentach, w tym: 15 aktów wandalizmu, 15 włamań, 10 profanacji i jedno podpalenie.

W ostatnich dniach na celowniku wandali znalazła się świątynia o wielkim znaczeniu symbolicznym: gotycka bazylika św. Dionizego w Saint-Denis. Do XIX w. była ona główną nekropolią francuskich monarchów. W niej też przechowywano insygnia koronacyjne i regalia królów Francji.

Włamywacze skorzystali z trwających obecnie prac restauratorskich przy witrażach. Aby dostać się do świątyni, wybili jeden z nich. Dostali się na chór świątyni, gdzie uszkodzili zabytkowe organy, ich prospekt oraz mechanizm. Uszkodzenia są poważne – oświadczyła Saadia Tamelikecht, konserwator zabytków, odpowiedzialna za bazylikę w Saint-Denis.

VaticanNews.va

Biskup pobiegł w półmaratonie

Biskup sąsiadującej z Paryżem diecezji Nanterre, Matthieu Rougé, wystartował w niedzielę 10 marca w paryskim półmaratonie. Biegł charytatywnie na rzecz Fundacji Jérôme Lejeune, wspierającej osoby z zespołem Downa i ich rodziny.

– To świetna okazja do wzięcia udziału w wielkim wydarzeniu sportowym, w szczególnym celu. By opowiedzieć o pięknie życia ludzkiego, o jego wartości danej temu życiu od jego początku aż do końca, niezależnie od okoliczności. Uważam, że to prosta i radosna okazja, by jak najszerzej dzielić się miłością do życia – mówił bp Rougé portalowi FamilleChretienne.fr. Przypomniał też, że podejmowanie inicjatyw ratujących życie i przypominających o jego godności to nie tylko wyzwanie współczesności, ale też ponadczasowy obowiązek wynikający ze spojrzenia chrześcijańskiego i, jak mówi, „głęboko ludzkiego”.

Odwołując się do swojego ubiegłorocznego udziału w półmaratonie, w którym biegł jako kapłan, jeszcze przed nominacją biskupią, bp Rougé mówił o pozytywnych reakcjach ze strony innych osób, które rozpoznawały go po umieszczonym na plecach napisie „père Matthieu”. Hierarcha, który bardzo lubi biegać, w ubiegłym roku ukończył półmaraton z czasem „nieco ponad 2 godziny” – jak sam mówi. Dodaje, że jego tegorocznym celem było dobiegnięcie do mety w czasie krótszym niż 2 godziny. Paryski półmaraton rozpoczął się w pobliżu mostu Charles de Gaulle w lewobrzeżnej części miasta. Meta była zlokalizowana w sąsiedztwie Biblioteki Narodowej, na wysokości mostu de Bercy.

Każdego roku w półmaratonie paryskim uczestniczy ok. 40 tys. osób, w tym ok. 4 tys. obcokrajowców.

azr

do spisu treści

Włochy

Praca, rodzina i dzieci

We włoskiej diecezji Civitavecchia-Tarquinia przeprowadzono sondaż wśród licealistów, pytając ich m.in. o życiowe priorytety i autorytety.

Wśród najważniejszych celów i wartości w życiu młodzi respondenci najczęściej wskazywali: pracę (81 proc.), rodzinę (65 proc.) i dzieci (54 proc.). Jako swoje największe autorytety wymieniali: rodziców, przyjaciół i nauczycieli. Z kolei jako instytucje godne zaufania: szpitale i ośrodki badawcze. Zarówno Kościół, jak i państwo były przez nich wymieniane na ostatnich miejscach. Spośród 1565 ankietowanych licealistów 44 proc. zadeklarowało się jako katolicy, choć jedynie 10 proc. potwierdziło, że uczestniczy w niedzielnej Mszy św.

azr

do spisu treści

Niemcy

Niemiecki – wymagany

Rząd Niemiec chce, aby zagraniczni duchowni pragnący podjąć działalność w tym kraju znali język niemiecki. Przeciwna takim planom jest katolicka Konferencja Biskupów.

„Naszym zdaniem w chwili przyjazdu powinno się wymagać tylko takiej znajomości języka, jaką realistycznie można posiąść w kraju pochodzenia” – oświadczył rzecznik prasowy episkopatu Niemiec Matthias Kopp w rozmowie z agencją KNA. I dodał, że za dalszą naukę języka powinny wziąć odpowiedzialność zainteresowane wspólnoty religijne. „Z doświadczenia wiadomo, że języka niemieckiego można łatwiej i szybciej nauczyć się w samych Niemczech”. A episkopat Niemiec prowadzi na ten temat rozmowy z rządem.

Rzeczniczka niemieckiego MSW poinformowała tymczasem 4 marca, że w przyszłości duchowni z zagranicy, którzy chcą pracować w Niemczech, będą musieli przedstawić dokument potwierdzający ich znajomość języka. Podkreśliła, że nowy przepis ma dotyczyć nie tylko imamów, ale także duchownych innych wspólnot religijnych – jednak tylko tych, którzy pochodzą z państw spoza UE. Dla duchownych z krajów unijnych obowiązują dotychczasowe regulacje.

ts

do spisu treści

Ukraina

Grekokatolicy nie będą się modlić 7 kwietnia w Sofii Kijowskiej

Zaplanowane na 7 kwietnia pielgrzymka i nabożeństwo grekokatolików w kijowskiej świątyni Mądrości Bożej (Sofii Kijowskiej) nie odbędzie się. Oznajmił o tym zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) arcybiskup większy Światosław Szewczuk po spotkaniu z głową Prawosławnego Kościoła Ukrainy (PKU) metropolitą Epifaniuszem.

Według Wydziału Informacji UKGK w czasie tej rozmowy dowiedziano się, że historyczny zabytek sobór będzie w najbliższym czasie niedostępny dla jakiegokolwiek Kościoła, gdyż rozpoczynają się w nim prace restauratorskie.

Jednocześnie arcybiskup wyjaśnił, że wierni UKGK pragnęli pomodlić się w tej świątyni dlatego, że jest to „wspólny dom wszystkich dzieci Kościoła, powstałego z chrztu św. Włodzimierza i tym samym macierzysty dla wszystkich naszych katedr”. Podkreślił, że „zabiegając o modlitwę w nim, chcieliśmy dać świadectwo naszego pokrewieństwa kościelnego z naszymi braćmi prawosławnymi”. „Jest to ruch do naszych źródeł, do wzrastania w łasce Chrztu Włodzimierzowego, do odnowienia jedności niegdyś jednego, a dziś ciągle jeszcze podzielonego Kościoła kijowskiego” – dodał zwierzchnik UKGK.

Podczas spotkania obaj liderzy kościelni potwierdzili niezmienne pragnienie obu stron osiągnięcia porozumienia, współpracy i wspólnego służenia narodowi ukraińskiemu. Arcybiskup większy kijowsko-halicki oświadczył, że „plan działań na rzecz takiego zbliżenia przewiduje dążenie do naszego wspólnego korzenia, pojednania międzykościelnego i zespolenie pamięci historycznej”. Pielgrzymkę i modlitwę w Sofii Kijowskiej 7 kwietnia, czyli w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie (według kalendarza juliańskiego), zapowiedział arcybiskup większy kijowsko-halicki 17 lutego. Zgodę na to wydał minister kultury Ukrainy Jewhen Nyszczuk, któremu podlega ten historyczny zabytek.

Przeciwko tej decyzji wystąpił ostro honorowy patriarcha PKU 90-letni Filaret (Denysenko), uważając, że byłoby to „niezwykłe zjawisko”, mogące doprowadzić do napięć międzywyznaniowych i zakłócenia dialogu międzyreligijnego, co „mogłaby wykorzystać Rosja we własnych interesach”. Podkreślił też, że „Ukraiński Kościół Greckokatolicki nigdy nie sprawował Świętej Liturgii w centrum ukraińskiego prawosławia, czyli Soborze Świętej Sofii”. Oświadczył ponadto, że „w czasie, gdy trwa wojna o niezależność i całość kraju na wschodzie naszego państwa, jesteśmy wezwani do świadczenia i strzeżenia pokoju i jedności w społeczeństwie”.

kg

Parafia greckokatolicka przeszła do PKU

W niedzielę 3 marca parafianie zlikwidowanej niespełna miesiąc wcześniej greckokatolickiej parafii Ofiarowania Pańskiego przegłosowali przejście do istniejącego od kilku miesięcy Prawosławnego Kościoła Ukrainy (PKU). Poinformował o tym miejscowy portal ZAXID.NET, powołując się na dziekana Ukraińskiej Akademii Drukarstwa Ihora Baranowskiego, który kierował działalnością tej wspólnoty.

Charakterystyczną cechą tej świątyni było to, że od 17 lat korzystali z niej na zmianę grekokatolicy i katolicy łacińscy, zwłaszcza przedstawiciele dominikanów. Pod koniec ubiegłego roku doszło jednak do konfliktu między wiernymi obu obrządków i jesienią 2018 r. greckokatolicki metropolita lwowski Ihor Woźniak odwołał podległego mu kapłana, a grekokatolicy zabrali klucze od cerkwi i przestali wpuszczać do niej łacinników, którzy muszą się modlić w pomieszczeniach pobliskiej kurii arcybiskupiej. W lutym bieżącego roku władze Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego zlikwidowały tę parafię.

Na Lwowszczyźnie do PKU przeszło dotychczas 19 spośród zarejestrowanych tam 60 parafii promoskiewskiego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego.

kg

do spisu treści

ŚWIAT

do spisu treści

Ziemia Święta

USA zamknęły konsulat dla Palestyńczyków

Stany Zjednoczone zamknęły 4 marca swój niezależny konsulat w Jerozolimie, który służył jako punkt dyplomatyczny dla mieszkających w tym mieście Palestyńczyków. Zadania placówki przeniesiono na działającą od grudnia 2017 r. ambasadę USA w Jerozolimie.

Połączenie placówek wywołało sprzeciw Palestyńczyków, którzy obawiają się, że pogorszy to sposób załatwiania ich spraw. Palestyńczycy odbierają decyzję administracji Trumpa jako skierowaną przeciwko nim.

Bojkot USA przez Palestyńczyków trwa od grudnia 2017 r., kiedy to Stany Zjednoczone uznały Jerozolimę za stolicę Izraela i otworzyły tam nową placówkę dyplomatyczną.

Negatywnie decyzję Donalda Trumpa ocenili też patriarchowie Kościołów Bliskiego Wschodu. O przestrzeganie szczególnego statusu Jerozolimy jako miasta świętego trzech religii monoteistycznych apelował także papież Franciszek.

mip

do spisu treści

Egipt

Legalnych 800 świątyń

Dotychczas w Egipcie zalegalizowano 783 chrześcijańskie miejsca kultu, które przeszły odpowiednie kontrole ministerialne. Dane te ujawnił 5 marca Komitet ds. Uregulowania, Odnowy i Budowy Nowych Kościołów, prowadzący tę procedurę. Zrobił to na posiedzeniu Rady Ministrów obradującej pod przewodnictwem premiera Mostafy Kamala Madbulego, która zatwierdziła przedstawione jej sprawozdanie.

Wspomniana kampania rządowa ma na celu formalną legalizację kościołów chrześcijańskich wzniesionych w przeszłości bez wymaganych dokumentów rządowych, a także wydawanie zezwoleń na budowę nowych świątyń.

Egipskie środki przekazu, powołując się na źródła rządowe i kościelne, przewidują, że do końca 2020 r. władze sprawdzą, a następnie zatwierdzą dalszych 700 obiektów oczekujących wciąż na zalegalizowanie.

Kościoły, które już zostały uznane, jak i te, które na to jeszcze czekają, to przede wszystkim obiekty zbudowane przed wejściem w życie nowych przepisów o budowie miejsc kultu chrześcijańskiego, uchwalonych przez parlament egipski pod koniec sierpnia 2016 r.

W minionych dziesięcioleciach wiele chrześcijańskich obiektów kultu zbudowano spontanicznie, bez wszelkiej możliwej dokumentacji. I jeszcze dziś takie właśnie budynki, wzniesione przez wspólnoty chrześcijańskie bez formalnych zezwoleń, bywają od czasu do czasu wykorzystywane przez grupy islamistów jako pretekst do wzniecania nienawiści i przemocy wobec chrześcijan.

Wspomniana ustawa z 2016 r. była dla egipskich wyznawców Chrystusa krokiem naprzód w porównaniu z osławionymi „10 regułami”, przyjętymi jeszcze w 1936 r. przez ustawodawców osmańskich z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zabraniały one m.in. wznoszenia nowych kościołów w sąsiedztwie szkół, kanałów, budynków rządowych, linii kolejowych i rezydencji prywatnych. W wielu przypadkach sztywne stosowanie tych przepisów zakazywało budowania świątyń chrześcijańskich w miastach i wioskach zamieszkanych przez chrześcijan, zwłaszcza w wiejskich rejonach Górnego Egiptu.

kg

„Nie” karze śmierci dla morderców biskupa

Wyroki śmierci, jakie wydał sąd na dwóch mnichów oskarżonych o zamordowanie opata egipskiego klasztoru św. Makarego, biskupa Anby Epifaniusza, wywołały poruszenie w Kościele koptyjskim kraju.

Biskup Agaton z Maghagha powiedział, że jest to „katastrofa”. Dzień, w którym sąd karny w Damanhur ogłosił wyrok, jest według niego „dniem smutku”, w związku z czym wezwał do modlitwy za obu skazanych. Hierarcha wyraził nadzieję, że będzie możliwe odwołanie od tego wyroku.

W jego uzasadnieniu sąd stwierdził, że dwaj skazani „nie mieli skrupułów, aby popełnić zbrodnię w miejscu świętym i ani przez chwilę nie pomyśleli o wieku ofiary ani o jego stanie duchowym”. Członkowie sądu uznali, iż odbiera im to możliwość złagodzenia wyroku.

Według informacji szefa prowadzących śledztwo służb – gen. Khaleda Abdel-Hamida – była to już druga próba zabicia opata biskupa przez tych sprawców. Powodem czynu był ich spór z Epifaniuszem o finanse oraz o naruszanie tradycji monastycznej. Decyzję sądu musi jeszcze zatwierdzić egipski mufti, bez którego zgody kara śmierci nie może być wykonana. Ostateczną decyzję sąd ogłosi 24 kwietnia.

Bp Epifaniusz był jedną z najważniejszych postaci Kościoła koptyjsko-prawosławnego, odgrywał ważną rolę w dialogu ekumenicznym.

ts

Więcej kobiet na Al‑Azhar

W Egipcie słychać coraz więcej głosów za większą obecnością kobiet na Uniwersytecie Al-Azhar w Kairze oraz w należących do niego instytucjach. Członek parlamentu Mohammed Fouad zapowiedział projekt ustawy, która zwiększyłaby do co najmniej 25 proc. udział kobiet w Najwyższej Radzie ds. Nauki tej uczelni.

To liczące 40 członków gremium jest odpowiedzialne m.in. za wybór wielkiego imama oraz za interpretację kwestii religijnych i etycznych na forum krajowym. Swoją propozycję Fouad uzasadnia konstytucją Egiptu, zobowiązującą państwo do stwarzania równych szans mężczyznom i kobietom. Ponadto proponowana zmiana ustawy jest zgodna z wizją obecnego prezydenta kraju Abda al-Fattaha as-Sisiego, aby do 2030 r. zbudować sprawiedliwe społeczeństwo z równymi prawami dla wszystkich obywateli.

Założony w X w. Uniwersytet Al-Azhar jest największym ośrodkiem kultury islamskiej i głównym autorytetem dla wyznawców islamu sunnickiego. Dokonuje się tu m.in. tłumaczenia Koranu, wydawane są książki muzułmańskie oraz wysyłani są imamowie i nauczyciele do różnych krajów.

ts, tom

do spisu treści