Wrażliwa jak św. Brat Albert: pani Jadzia Sobol we wspomnieniach Grzegorza Polaka
08 lutego 2013 | 21:12 | im Ⓒ Ⓟ
Była fenomenem, człowiekiem-instytucją, kobietą obdarzoną nadludzką wrażliwością na wszelką biedę – wspomina Jadwigę Sobol dziennikarz KAI Grzegorz Polak. Twórczyni Akcji Bezpośrednia Pomoc Głodującym zmarła 6 lutego w wieku 90 lat, do ostatnich chwil życia niosąc pomoc potrzebującym.
Jeszcze trzy tygodnie temu telefonowała do KAI prosząc o zamieszczenie apelu o nowych wolontariuszy do prowadzonej przez nią akcji. Znałem panią Jadzię od kilku lat, ale koleżanka, która odebrała telefon była zdumiona nie tym, że dzwoni 90-letnia pani, ale że kieruje ona organizacją charytatywną o ogólnopolskim zasięgu, mając pod sobą sieć wolontariuszy.
Swoją wrażliwością przypominała mi św. Brata Alberta. Dlatego w 2010 r. zaproponowałem jej kandydaturę do Nagrody im. św. Brata Alberta. Przeszła jednogłośnie. Pani Jadzia nie mogła się już poruszać i nie przybyła na galę. Nagrodę w jej imieniu odebrała córka, Anna Sobol, malarka. W laudacji powiedziałem, że pani Jadzia jest tak energiczna i młoda duchem, bo zupełnie zapomniała o sobie. Nie ma czasu narzekać na swoje choroby i dolegliwości podeszłego wieku, bo jest całkowicie skoncentrowana na drugim człowieku. Udowadnia, że również ludzie w sędziwym wieku mogą być niezwykle użyteczni społecznie.
Moja koleżanka, Joasia Kreto-Wójtowicz, która reżyserowała film o pani Jadzi dla kanału Religia.tv, była pod wielkim wrażeniem jej zaangażowania oraz rozmiarami udzielanej przez nią pomocy, przy użyciu prostych środków. „Sztab” akcji mieścił się w malutkim pokoiku mieszkanka pani Jadzi na warszawskiej Białołęce. Nie dysponowała ani numerem konta ani stroną internetową ani sekretarką. Jej zeszyt z notatkami kto i co potrzebuje zapisany był gęstym maczkiem. „Raz przyjechał do pani Jadzi chłopak z terenów powodziowych. Usiedli razem, rozłożyli gazetę i zaczęli dzwonić w poszukiwaniu dla niego pracy. Po jakimś czasie znaleźli” – wspomina reżyserka.
Świadomość, że jest bardzo dodawała Jadwidze Sobol sił. Listownie albo telefonicznie odbierała wiadomości, że ktoś od dawna zalega z czynszem, bo nie ma za co zapłacić, albo, że ktoś nagle stracił pracę. Pani Jadzia nie zbierała pieniędzy, ale „kojarzyła” darczyńców z potrzebującymi.
„Po ostatnim apelu o nowych wolontariuszy w programie <Między niebem a ziemią> był zalew telefonów. Serce Mamy nie wytrzymało, już nie mogła sobie dać z tym radę. Pomoc była misją jej życia. To jej dawało szczęście” – powiedziała mi córka pani Jadzi, Anna Sobol.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.