Drukuj Powrót do artykułu

Wszystkich Świętych na tunezyjskich grobach (cz.5)

29 czerwca 2011 | 15:28 | Zapiski tunezyjskie / ju. Ⓒ Ⓟ

Kiedyś moim poważnym problemem był strach przed zmarłymi. Bardzo mocno przeżyłem widok mojej zmarłej babci. Do dziś czuję zapach perfum i wody kolońskiej unoszący się w czasie czuwania w naszym domu.

A choć miałem tylko 6 lat, pamiętam nawet koszmary, które mi się śniły podczas pierwszej nocy po pogrzebie. Bałem się od tego czasu zmarłych. W ogóle zacząłem w panikę wpadać po tym, jak cała szkoła poszła pożegnać dwóch uczniów z naszej szkoły, którzy się utopili. Wchodzę do prosektorium, widzę jakieś dwa ciała, ale ze strachu nie przyglądam się im bardzo. Jacyś starzy tacy. Więc szukam szybciutko dalszych pomieszczeń. Kumple za mną stoją, nie wolno pokazać strachu. Ale w drugim pomieszczeniu nikogo nie ma. Próbuję patrzeć na towarzyszy, ale oni nie podążają za mną. Stoją nad trumną tego grubego staruszka. Podchodzę do nich, niemal gotowy ciągnąć za rękaw, patrzę jednak poniżej – nekrolog, lat 14. Patrzę na twarz i w tej starej, napuchniętej, zsiniałej powłoce odkrywam cechy młodzieńca lat 14. Przecież on się utopił, dlatego taka zmiana. Ledwo wyszedłem o własnych siłach. Od tej pory zimne poty oblatują mnie na samą myśl o widoku umarłych ludzi.

Nie znosiłem również, gdy ktoś rozmawiał przy mnie o duchach. Śmierć w tej postaci – umarli i duchy – to był poważny problem przy podejmowaniu decyzji być albo nie być salezjaninem. Bo przecież w końcu jako kapłan kiedyś będę oglądał niejedne zwłoki. Czy będę tak wymęczony koszmarami za każdym razem, jak to już miało miejsce, gdym posiadł 6 lat? I uważam to za łaskę Bożą, że jakoś tak po prostu zacząłem się oswajać ze śmiercią, a ów strach nie wiem, kiedy sam przeszedł, gdy wstąpiłem do Zgromadzenia.

Potem z przyjemnością odwiedzałem cmentarze. Choć nie znaczy to, że śmierć mnie nie przeraża. W Olsztynie pogubiłem się bardzo. Pewien pan był reanimowany, ja próbowałem modlić się nad nim. Miałem wszystko ze sobą, książeczkę, olej. Był to pierwszy raz, gdy zostałem poproszony do nagłego przypadku. Wokół uwijający się w pocie czoła pracownicy pogotowia i ja w stule i komży. Zupełnie się pogubiłem. Przypominałem sobie te wszystkie wykłady, gdzie ks. Mieciu uczył nas, jak namaszczać, ale teraz to wszystko gdzieś uleciało. Reanimujący jakoś dziwnie mnie akceptowali – a ja czu-łem się jak jakiś balast niepotrzebny. Nie wiedziałem, co mówić. Nie wiedziałem, czy to wszystko było ważne, czy zrobiłem wszystko jak należy. I jeszcze ktoś leciał za mną, zdruzgotanemu swoją niemocą wręczał jakiś banknot – nie teraz, nie wezmę… on umiera. Przestali go reanimować. A ten ktoś jeszcze raz spróbował złożyć ofiarę na Kościół. Nie wziąłem. Nie teraz … nie za to … nie w ogóle.

Czasami śmieję się sam z sie-bie. Jako dziecko z tego całego strachu wypłakałem wszystkie łzy. Chyba kocham bardzo swoją rodzinę. Płakałem, bo wyobrażałem sobie, jak ich tracę, jak umierają, jak ich grzebię i jak wyglądają na pogrzebie. Pochowałem mamę, pochowałem tatę, rodzeństwo. Mówię sobie – gdy teraz naprawdę umrą, wszyscy będą się dziwić, dlaczego nie płaczę. Nie płaczę, bo już płakałem na ich pogrzebie w mojej głowie, gdy byłem niedorosły. Dzisiaj te myśli zbieram – jest Wszystkich Świętych, a ja obchodzę groby tunezyjskie. Dzień wcześniej Pani Dyrektor Szkoły Polskiej zorganizowała sprzątanie grobów. Jest tutaj cmentarz katolicki. W ogóle ta Pani Dyrektor to ktoś wyjątkowy – dostała Order Uśmiechu. Do sprzątania zagoniła małe dzieciaczki, a choć wiadomo, że niewiele się w tym przydały i to mamy tak naprawdę wykonały całą robotę, Pani Dyrektor wiedziała, co robi. Gdy tak niezgrabnie szkraby zajęte były zbieraniem liści, ona tłumaczyła im, kim jest dana osoba spoczywająca w grobie. Była historia o pani doktor – Polce, która Tunezyjczyków przekonała do transfuzji i oddawania honorowego krwi. Był pan od wesołego miasteczka i… dzieci zapamiętały wszystko, tylko ja, jak zwykle, byłem taki nieuważny. Pani Dyrektor wie, co robi – bo co nam pozostanie tutaj na ziemi, gdy odejdziemy, jeśli nie pamięć naszych bliskich. A co pozostanie po tych, którzy umarli na obcej ziemi – czyja pamięć, gdy bliscy są daleko albo już ich nie ma. Pani Dyrektor to wie i jej się nie nudzi. Opowiada, opowiada i w otwarte usta dzieci wkłada kolejne wspomnienia – niech się uczą, niech pamiętają, niech uwieczniają w sobie innych.
jedna ze skorodowanych rzeźb.

***

Książkę można nabyć w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Można zadzwonić: 22 644 86 78, napisać mailem: misje@salezjanie.pl, albo zamówić przez sklepik internetowy: www.adopcja2.salezjanie.pl/sklep/

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.