Drukuj Powrót do artykułu

Z nadzieją patrzę na przyszłość Ukrainy

27 maja 2017 | 11:43 | Lwów / Marcin Przeciszewski i Krzysztof Tomasik (KAI) / bd Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Oleksander Łaskin

Ks. prof. Bogdan Prach, rektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej, m. in. o obecnej sytuacji w Ukrainie i rosyjskiej agresji na wschodzie kraju, roli Kościołów w reformowaniu państwa, kształceniu nowych elit, relacjach Kościoła greckokatolickiego i rzymskokatolickiego oraz ukraińsko-polskich.

 

KAI: Jak ocenia Ksiądz Rektor obecną sytuację na Ukrainie?

Ks. prof. Bogdan Prach: Na Ukrainie jest mnóstwo problemów i wiele można zarzucić obecnej władzy. Z punktu widzenia racji stanu naszego państwa są to słuszne zarzuty. Najbardziej doskwiera brak komunikacji między rządzącymi a społeczeństwem. Działania, jakie podejmuje prezydent i rząd, nie są do końca przejrzyste dla obywateli. Wywołuje to coraz większe napięcia. Z drugiej strony podjęto wiele pozytywnych działań, co daje nadzieję na przeprowadzenie dogłębnych reform.

Konkretnie jakie kroki?

– Bez wątpienia poprawia się sytuacja ekonomiczna. Może nie jest ona jeszcze odczuwalna dla przeciętnego obywatela, ale wskaźniki makroekonomiczne są coraz lepsze. Normalizuje się sytuacja prawna, która pozwala na budowanie autentycznego społeczeństwa obywatelskiego. Rodzi się nadzieja, że gospodarzem kraju nie jest tylko władza, ale przede wszystkim jego obywatele.

Władze można zmieniać, a naród zawsze trwa. Musi to dotrzeć do świadomości rządzących, którzy mają służyć, a nie tylko kierować i załatwiać własne interesy. Widzimy powolną zmianę mentalności. Chciałoby się, aby następowała ona szybciej, ale żyjemy nadal w społeczeństwie postsowieckim.

Jak pomagają w przemianach Kościoły?

– Praktycznie w tym procesie biorą udział wszystkie Kościoły chrześcijańskie i wspólnoty religijne na Ukrainie (oprócz Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Przede wszystkim wskazują na wagę wartości chrześcijańskich i ogólnoludzkich w codziennym życiu społecznym. Wywierają presję na rządzących domagając się, aby za pięknymi deklaracjami i obietnicami szły konkretne działania i odpowiedzialność za państwo. Stale przypominają, że nie chodzi o utrzymywanie się przy władzy, ale o przeprowadzenie koniecznych, chociaż niepopularnych, reform dla prawidłowego rozwoju kraju.

Na wartościach chrześcijańskich musimy budować i zabezpieczyć praworządność i sprawiedliwość państwa. Bez nich, jakiekolwiek działania nie mają sensu. Dla mnie osobiście Europa stosując politykę „kija i marchewki” odgrywa konkretną rolę na rzecz kształtowania pozytywnych postaw i działań ukraińskich polityków. Niedawno rozmawiałem z ambasadorem Unii Europejskiej na Ukrainie, Francuzem, który na zakończenie zapytał mnie, co powinien przekazać politykom europejskim odnośnie Ukrainy. Powiedziałem krótko: wymagać od ukraińskich władz wszystkiego, do czego się zobowiązały, przyjmując proeuropejski kierunek. Wtedy na pewno zmiany będą widoczne.

Czytaj także: Kościół na Ukrainie przeżywa wiosnę

Czy i na ile tworzą się nowe elity polityczne?

– Już widać, że kształtuje się i dochodzi do władzy nowa elita polityczna. Widzieliśmy ją po raz pierwszy w 2013 i 2014 r. na kijowskim Majdanie, ale wtedy nie była jeszcze gotowa do podjęcia większych zadań. Teraz uczy się i kształtuje ona na wielu uczelniach Ukrainy i za granicą. Również na naszym Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie utworzyliśmy takie kierunki, aby kształtować i wychowywać elity, na przykład na wydziałach administracji państwowej i samorządowej. Mamy na niech bardzo dużo studentów.

Wielu naszych absolwentów już wyróżnia się w życiu społecznym i politycznym Ukrainy. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie czas, że zaczną oni zakładać polityczne partie z prawdziwego zdarzenia. Niestety nie ma jeszcze w Ukrainie partii politycznej z „krwi i kości”, gdyż dotychczas tworzono ugrupowania tylko pod konkretnego lidera. Nie kierują się one ideami, ale własnymi interesami, przede wszystkim finansowymi.

Pragniemy partii o chrześcijańskim obliczu. Wspieramy wszelkie inicjatywy, które prowadzą do integracji absolwentów naszego uniwersytetu, tak aby mogli się dalej wspierać na różnych płaszczyznach, tworząc stowarzyszenia i organizacje budujące społeczeństwo obywatelskie. Dynamicznie rozwija się wolontariat – zupełnie nowe zjawisko na Ukrainie.

Jak przebiegają reformy społeczne? Czy i na ile wspiera je Ukraiński Katolicki Uniwersytet?

– Reformy są wprowadzane ze zmienną dynamiką. Najważniejsze jest utrzymanie ich tempa i nie „popuszczania lejców”. Jak już powiedziałem, reformy wspieramy przede wszystkim przez kształcenie elit politycznych i społecznych oraz tworzenie dla nich platform spotkania. Chodzi o to, by wymieniano się doświadczeniami, osiągnięciami, inicjatywami, ale także by dzieliły się one swoimi wątpliwościami i lękami. Dla nich zapraszamy na uniwersytet ciekawe osobistości ze świata nauki, polityki, biznesu czy kultury z całego świata.

Byli u nas ostatnio m. in. Francis Fukuyama, amerykański politolog, filozof polityczny i ekonomista, George Weigel, amerykański pisarz katolicki, teolog, działacz społeczny czy Timothy David Snyder, znany amerykański historyk, specjalista z dziejów Europy środkowo-wschodniej. Ponadto współpracujemy z wieloma renomowanymi uczelniami z całego świata. Przyjeżdżają do nas ich wykładowcy, a nasi studenci dzięki stypendiom mogą się w nich dalej kształcić. Jako rektor i człowiek, z nadzieją patrzę w przyszłość Ukrainy, choć czasami odczuwam strach.

Strach związany z wojną na wschodzie Ukrainy?

– Nie tylko. Myślę, że gdyby miało się coś tragicznego stać w związku z agresją rosyjską na Wschodzie, to by już się stało. Obecnie mamy sytuację patową, ale ma ona coraz mniejszy wpływ na to, co dzieje się w całej Ukrainie. Przede wszystkim społeczeństwo w jakiś sposób oswoiło się z sytuacją, co nie znaczy, że się z nią pogodziło. Każdego dnia giną ludzie i to jest wielkie nieszczęście. Z drugiej strony ludzie zrozumieli, że nie można ulec paraliżowi. Należy robić wszystko, aby zakończyć wojnę i równocześnie rozwijać kraj.

Nie obawia się Ksiądz Rektor, że Rosja będzie chciała dalej jątrzyć na Ukrainie?

– Jątrzyć na pewno, ale jak daleko Rosja się posunie, nie zależy wyłącznie od Ukrainy, ale od Unii Europejskiej i USA. Jeśli pozwolą Rosji na bezkarność, to bardzo chętnie dojdzie ona nawet do Kijowa. Przypomnijmy, że buduje ona imperialny „Russkij mir” (Rosyjski świat) i wiemy na czym on polega, przede wszystkim: na zniewalaniu pozostałych narodów słowiańskich.

Jak ocenia Ksiądz Rektor rolę Patriarchatu Moskiewskiego w obecnej sytuacji na Ukrainie?

– Patriarchat Moskiewski czuje się przede wszystkim istotną częścią „Russkiego miru”. Jest częścią postimperialnej mentalności Rosji, która trwa i stale się rozwija. W tym kontekście dla Rosji niepodległa Ukraina, to tylko tymczasowe zjawisko. Stosuje ona wszelkie możliwe środki, łącznie z działaniami militarnymi, aby uzyskać zamierzony cel i ponownie wziąć Ukrainę pod swoje skrzydła.

Czy wierni Patriarchatu Moskiewskiego, mając obywatelstwo ukraińskie, nie są ukraińskimi patriotami?

– Nie do końca. Podział spowodowany rożnymi historycznymi zaszłościami cały czas istnieje. Duża część z nich czuje się tylko obywatelami Ukrainy, ale się z nią nie identyfikuje. Na zachodniej Ukrainie mieszka mniejszość rosyjska, która pojawiła się tutaj po 1945 r., a na wschodzie w niektórych regionach stanowi ona nawet większość. Przypomnijmy, że w latach 1932-1933 podczas wielkiego głodu zmarło ok. 7 mln Ukraińców. Na ich miejsce Stalin sprowadził ludzi z Rosji.

Kolejna ich fala napływała w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu, gdy tragedia wojny pochłonęła miliony Ukraińców. Dam przykład samego Lwowa. Do wybuchu II wojny światowej liczył on ponad 350 tys. mieszkańców, wśród nich ok. 100 tys. Żydów, 160 tys. Polaków i ok. 80 tys. Ukraińców. Po wojnie Polaków wygnano, Żydów wymordowali Niemcy, a Ukraińców zdziesiątkowano, wywożąc ich m. in. do syberyjskich łagrów. Pod koniec 1944 we Lwowie pozostało niewiele ponad 100 tys. osób.

Zaraz na początku 1945 r. przyjechało do Lwowa ok. 80 tys. ludzi z terenów Związku Sowieckiego, a niedługo potem ok. 70 tys. W 1947 r. dojechało kolejnych 50 tys. Rosjan, tak, że już na ten czas Lwów liczył ok. 350 tys. mieszkańców. To oni zajęli pozostawione budynki i majątki. Dlatego musimy mieć świadomość, że nie są to żyjący od pokoleń ludzie miejscowi tylko migranci z obszarów olbrzymiego Związku Sowieckiego, którzy przez ponad 50 lat rządzili we Lwowie i w zachodniej Ukrainie.

Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 r. część z nich wyjechała, ale dużo osób pozostało i na dziś stanowią ok. 10 proc. lwowian. Zatem trudno mówić o ich patriotyzmie i identyfikacji z ukraińskim państwem.

A kim są wierni Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego, który wypowiedział posłuszeństwo Patriarchatowi Moskiewskiemu?

– Są to w większości Ukraińcy prawosławni, którzy świadomie odłączyli się od Patriarchatu Moskiewskiego. Dzisiaj stanowią ok. 38 proc. wiernych prawosławnych. Przez kilka wieków okupacji rosyjskiej, a później radzieckiej, pamięć o istnieniu unickiej metropolii kijowskiej, zniszczonej przez carat, zanikła zupełnie. Stworzenie struktur Kościoła Prawosławnego na Ukrainie niezależnych od Moskwy, a potem ogłoszenie Patriarchatu Kijowskiego odbyło się na początku lat 90., w momencie odzyskiwania przez Ukrainę niepodległości. Proces ten był naturalną odpowiedzią wiernych na fali niepodległościowego zrywu i odbywał się za aprobatą ówczesnej, jeszcze świeżo – postkomunistycznej władzy, która w bardzo dużym stopniu obawiała się odrodzenia otoczonego męczeńską aureolą Kościoła greckokatolickiego.

Ponadto odrodził się Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny, ale zdołał przyciągnąć jedynie 1.5 procent wiernych prawosławnych. Jako grekokatolicy staramy się mieć jak najlepsze relacje z Patriarchatem Kijowskim i Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym, wspólnie budować mosty, aby w przyszłości doszło do pojednania między nami i współistnienia na zasadzie wspólnej komunii.

W tej materii są pierwsze sygnały. Synod eparchii charkowsko-połtawskiej Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego skierował list na ręce papieża Franciszka, potwierdzający zamiar jedności z Kościołem katolickim obrządku bizantyjsko-ukraińskiego. Jak wyjaśnił ordynariusz tej eparchii, arcybiskup Igor Isiczenko, nie chodzi tutaj o zmianę wyznania czy przyłączenie się, lecz odnowienie jedności eucharystycznej między dwoma Kościołami. Powiedział, że Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego jest najbliższy tradycji kijowskiej. Teraz czekamy na stanowisko Watykanu i papieża. Dążymy tylko i wyłącznie do komunii między naszymi Kościołami. Idąc dalej, nasz uniwersytet na prośbę arcybiskupa Isiczenki rozpoczął proces afiliacji instytutu teologicznego eparchii charkowsko-połtawskiej.

Jak ocenia Ksiądz Rektor relacje Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego z Kościołem rzymskokatolickim na Ukrainie?

– W większości z biskupami rzymskokatolickimi na Ukrainie mamy bardzo dobre relacje. Godna pochwały jest postawa tych biskupów w Polsce, którzy niedawno pozwolili na otwarcie swoich kościołów dla migracji ukraińskiej. Staramy się, aby mogli im służyć kapłani z Ukrainy. Podobną sytuację mieliśmy we Włoszech, gdzie w ciągu dwóch lat udało nam się dla ukraińskich migrantów utworzyć ponad 140 parafii. Z jednej strony można się cieszyć, ale z drugiej migracja jest dramatem dla samej Ukrainy. Przede wszystkim cierpią rodziny, w których często dochodzi do ich rozbicia.

Jak Ksiądz Rektor ocenia relacje polsko-ukraińskie?

– Mamy dobre perspektywy. Dla naszych narodów dobrym źródłem inspiracji będzie na pewno obecna młoda migracja ukraińska w Polsce. W waszym kraju przebywa bardzo dużo ukraińskiej inteligencji, która świetnie się odnajduje w rożnych środowiskach i z czasem będzie chciała odgrywać ważną i pozytywną rolę w życiu polskiego społeczeństwa. Podobnie jak to było w Kanadzie czy USA, młoda migracja pozwoli na formowanie w Polsce nowej opinii o Ukraińcach, innej od tej, jaka powstała po II wojnie światowej.

Na ile nasze relacje rozwijają się w pozytywnym kierunku?

– Wydaliśmy już dużo ważnych dokumentów, w których padają słowa wzajemnych przeprosin za tragiczne wydarzenia do jakich doszło podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu, m.in. jeżeli chodzi o zbrodnię wołyńską. Odnoszę jednak czasami wrażenie jakby tych przeprosin wcale nie było i cofamy się do punktu wyjścia. Katalizatorem tego był bez wątpienia film „Wołyń”, który też chyba powstał na pewne zamówienie i zahamował proces pojednania między Polakami i Ukraińcami. Nad naszymi trudnymi dziejami muszą pracować historycy. Przypomnijmy, że jeszcze do niedawna strona ukraińska nie była gotowa, intelektualnie i mentalnie, do tej dyskusji. Polscy historycy do dialogu na temat wspólnej przeszłości przygotowywali się o wiele wcześniej, już w latach 80 XX w. Sam brałem udział wtedy w różnych dyskusjach. Nie było tego absolutnie na Ukrainie i dlatego film „Wołyń” i inne ostatnie publikacje tak mocno nas zaskoczyły i zabolały. Potrzebujemy czasu i mądrości po obu stronach.

Zresztą dzieje własnej ojczyzny są słabo znane przez Ukraińców. Jeśli Polacy tego nie zrozumieją, to nie będą mieli partnerów do rozmowy. Musicie nas akceptować takimi jakimi jesteśmy. Nie ma innego wyjścia. Przypomnijmy, że szkolnictwo na Ukrainie przez dziesiątki lat było ostro kontrolowane przez sowieckie służby bezpieczeństwa, które strzegły oficjalnej linii komunistycznej partii. Nauką zajmowały się zamknięte w sobie akademie nauk a nie uniwersytety, będące wówczas narzędziem indoktrynacji. Do tego archiwa nie były dostępne. Dopiero tak naprawdę od trzech lat historycy mają po części do nich dostęp. Ponadto, aby korzystać z archiwów trzeba posiadać już jakąś wiedzę, a aby ją zdobyć potrzebujemy czasu. Później musimy się z nimi oswoić i poddać głębokiej refleksji podczas dyskusji, seminariów i konferencji naukowych itp. Tymczasem obiektywnych, nie tendencyjnych publikacji na temat Wołynia na Ukrainie ukazało się zaledwie kilka.

Często ma się wrażenie jakbyśmy zapomnieli, że Ukraina była przez ponad 70 lat częścią sowieckiego imperium z wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.

– Na konflikt ukraińsko-polski w dużym stopniu miały wpływ także wewnątrzukraińskie napięcia. Wiele konfliktów było w pewnym stopniu sterowanych z zewnątrz, głównie przez Związek Sowiecki, ale trzeba to udowodnić i to jest zadanie dla historyków.

30 lat temu z inicjatywy św. Jana Pawła II rozpoczął się w Rzymie, przed obchodami 1000-lecia chrztu Rusi Kijowskiej w 1988 r., dialog między naszymi Kościołami i narodami. Jakich impulsów nasze relacje najbardziej potrzebują dzisiaj?

– Przede wszystkim regularnych spotkań i dialogu, w trakcie których nie tylko będziemy wyjaśniali sobie trudne sprawy, ale i budowali osobiste więzi. Musimy stworzyć konkretną wizję naszej przyszłości i może nie trzeba już będzie pisać nowych dokumentów, które jak widzimy mało dają. Musimy powiedzieć sobie, co już zrobiliśmy i wytyczyć drogę na przyszłość. Ponadto potrzeba ciągle upominać nasze władze, że u podstaw wszelkich relacji państwowych muszą stać chrześcijańskie wartości – tak w słowie, jak i w czynie.

Na zakończenie spytamy o wpływ Światowych Dni Młodzieży na młodych Ukraińców, których było w Krakowie ok. 15 tys. ?

– Światowe Dni Młodzieży wywarły na młodych Ukraińcach olbrzymi wpływ. Teraz w ich aktywności na wielu polach widać „ogień wiary”, który zapłonął w Krakowie, co też skutkuje większą liczbą powołań kapłańskich i zakonnych. Oczywiście cieszymy się z dużej liczby powołań, ale też pracujemy usilnie nad jakością formacji kapłańskiej. Ważny w kształceniu jest wysoki poziom intelektualny, ale najważniejsza jest jakość wiary. Otwartość Kościoła i Polaków podczas ŚDM wywarła duży wpływ na ukraińską młodzież. Musimy to kontynuować.

Rozmawiali: Marcin Przeciszewski i Krzysztof Tomasik.

***
Ks. prof. Bogdan Prach urodził się 23 sierpnia 1960 w Lesku (woj. podkarpackie). Ukończył teologię na KUL w 1986 r., a formację seminaryjną odbył w seminarium lubelskim. Święcenia kapłańskie przyjął w Przemyślu w lipcu 1985 r. z rąk arcybiskupa Myrosława Marusyna, ówczesnego prefekta Kongregacji Kościołów Wschodnich.

Był proboszczem w Gorlicach i okolicznych parafiach, a także służył ukraińskiej diasporze w USA. W latach 1990-1997 był dziekanem w Jarosławiu. W 1994 roku obronił doktorat na UMCS w Lublinie na temat: „Apostolska Administracja Łemkowszczyzny, 1934-1947”. Od 1997 pracuje we lwowskim seminarium grecko-katolickim, w latach 1998-2007 jako jego rektor. Zbudował nowy gmach seminarium i Fakultetu Filozoficzno-Teologicznego. Od 2009 prorektor, a od sierpnia 2013 jest rektorem Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku

Przeczytaj także

25 maja 2017 14:45

Polski bernardyn z Argentyny został "Kustoszem Pamięci Narodowej"

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.