Zmarł ks. Antoni Dilys – więzień sowieckich łagrów
12 stycznia 2019 | 01:00 | pb (KAI/zw.lt/l24.lt/wilnoteka.lt) | Wilno Ⓒ Ⓟ
W Wilnie zmarł ks. Antoni Dilys. Ten pochodzący z litewsko-polskiej rodziny był w latach 1949-56 więźniem łagrów w Karagandzie, gdzie pracował w tartaku, i w Workucie, gdzie pracował w kopalni węgla. W marcu skończyłby 96 lat.
Był „niezmiernie lubiany i szanowany przez wilnian”, poinformowała wileńska kuria biskupia. „Dziękujemy dzisiaj Bogu za życie ks. Antoniego Dilysa. Człowieka z ogromnym dorobkiem życiowym, który tysiące ludzi przez sakrament chrztu świętego wprowadził do Kościoła, dziesiątkom tysięcy ludzi posługiwał, niosąc Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, jednał z Bogiem upadłych na duchu, umacniał osłabionych sakramentem namaszczenia chorych, wielu połączył węzłem małżeńskim, był świadkiem nadziei dla niezliczonych rodzin dotkniętych odejściem do wieczności ich bliskich. W wielu pobudzał i nadal pobudza wiarę gorliwym głoszeniem Słowa Bożego” – napisano na profilu facebookowym wileńskiej parafii pw. Ducha Świętego.
Urodził się 19 marca 1923 r. w Nowych Święcianach. Po zdaniu matury w 1941 r. wstąpił do wileńskiego seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął 16 czerwca 1946 r. Został wikariuszem w Olkienikach, gdzie był prześladowany i namawiany do współpracy przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa.
W 1949 r. Aresztowano go pod zarzutem agitacji przeciwko władzy sowieckiej. – Przewieziono mnie do więzienia na Łukiszkach w Wilnie. Pół roku czekałem tam na wyrok z Moskwy, bo była kolejka do ich wydawania. Sądu nie było, ale wyrok zapadł: 25 lat więzienia – wspominał w rozmowie z KAI sędziwy duchowny we wrześniu ub.r.
– Jako wierzący katolik i jako ksiądz zrozumiałem, że tam, gdzie będą katolicy, Litwini czy Polacy, potrzebna jest pomoc kapłańska. W ciągu siedmiu lat, które przebyłem w więzieniu, początkowo w Karagandzie, potem w Workucie, odprawiałem Mszę św., w której uczestniczyli inni więźniowie. Na Wielkanoc odprawiłem nawet cztery Msze w kilku barakach! W ciągu tych siedmiu lat odprawiłem tysiąc Mszy św. Starałem się pomóc wierzącym, podtrzymać ich na duchu – mówił skromnie ks. Dilys.
Opowiadał, że udawało mu się także spowiadać, a raz nawet odprawił pogrzeb. – To było już po wojnie. Wtedy już tak strasznie w więzieniu nie było – zauważa duchowny. Gdy zmniejszono mu wyrok z 25 na 10 lat, mógł wychodzić bez straży na miasto. W Workucie odwiedziła go nawet siostra. – Tydzień jechała pociągiem, żeby tydzień ze mną pobyć – przyznał ks. Dilys.
Pytany, czy Msze można było w łagrze odprawić oficjalnie, czy też trzeba było się z tym ukrywać, kapłan odpowiadał, że „oficjalnie nie było można, a ukrywać się – też nie, bo kierownictwo wiedziało, co się dzieje w baraku, ale nie przeszkadzało”. – Niektórzy strażnicy szli do kopalni wydobywać węgiel razem z więźniami, więc się ich lękali. Patrzyli obojętnie na to, co robimy. Na przykład otrzymywałem w paczkach komunikanty i hostie. Pytali, co to jest. Mówiłem, że ciasteczka, więc pozwalali je jeść. Innym razem powiedzieli, że sprzedaję te ciasteczka, kiedy udzielam komunii świętej i mi je zabrali – czyli wiedzieli, że odprawiałem Mszę św. Aż w końcu przed Wielkanocą strażnik zapytał więźnia pracującego na poczcie: „Czy może na święta są potrzebne te ciasteczka? To proszę oddać tym, którzy ich potrzebują” – wspominał ks. Dilys.
Zamknięty w małej w walizeczce przenośny ołtarzyk, na którym odprawiał Msze w łagrze znajduje się obecnie w Litewskim Muzeum Narodowym. – Ks. Antoni Szeszkiewicz zrobił dla mnie ten ołtarzyk i mi go przywiózł. Kiedy szedłem z tą walizeczka z baraku do baraku, to niektórzy mówili: „Muzykant idzie, będą tańce” – uśmiechał się na to wspomnienie sędziwy kapłan.
W 1956 r. uwolniono go i powrócił do Wilna. Był duszpasterzem w 15 różnych parafiach. Najdłużej pełnił posługę kapłańską w kościele pw. Świętych Piotra i Pawła na Antokolu, gdzie przez 15 lat był proboszczem, a przez ostatnie 10 lat życia rezydentem, koncelebrującym Msze św., czasem spowiadającym.
Uważał, że w swoim życiu doświadczył to dwóch cudów. – Pierwszym cudem jest to, że Jan Paweł II mnie pobłogosławił, gdy przyjechał do Wilna w 1993 r. Kiedy papież wychodził z katedry po spotkaniu z księżmi i osobami konsekrowanymi, przechodził koło mnie, więc powiedziałem: „Ojcze Święty, ja byłem w więzieniu w Workucie”. Jan Paweł II zrobił palcami krzyżyk na moim czole – mówił ze wzruszeniem kapłan.
Za drugi cud uważał to, osobiście nigdy nie ucierpiał w czasie pobytu w łagrach. – W ciągu śledztwa, w ciągu podróży na Wschód, w ciągu przebywania w więzieniu nikt ani razu mnie nawet nie popchnął. Przeklinali, łajali, krzyczeli, ale nigdy mnie nie powalili na ziemię ani mnie nie uderzyli. Tego w moim życiu nie było. Po co mam ukrywać? Nie było! Pan Bóg mi błogosławił i teraz dał tyle lat życia – podkreślał z przekonaniem duchowny.
Był najstarszym wiekiem i kapłaństwem wśród duchowieństwa archidiecezji wileńskiej.
Trumna z ciałem ks. Dilysa zostanie wystawiona w niedzielę 13 stycznia o godz. 14.00 w sali pogrzebowej przy kościele Świętych Piotra Pawła w Wilnie. O godz. 19.00 nastąpi przeniesienie trumny do kościoła, a o godz. 19.30 zostanie odprawiona Msza św. żałobna. Na poniedziałek 14 stycznia o godz. 12.00 zaplanowano w tej świątyni Mszę św. pogrzebową, po której odbędzie się pogrzeb na Cmentarzu Bernardyńskim.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.