Drukuj Powrót do artykułu

Prof. Jack Jarmon: wybór Ameryki

31 października 2024 | 16:26 | Waldemar Piasecki (KAI Nowy Jork) | Nowy Jork Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

„Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone rozpoczęły się jako wielki eksperyment. Partie i politycy mogą przychodzić i odchodzić, ale eksperyment trwa” – podkreśla prof. Jack A. Jarmon. Znany amerykański politolog i ekspert bezpieczeństwa narodowego oraz współczesnych wyzwań cyberwojennych w rozmowie z KAI stara się pokazać jak wielkie znaczenia mają obecne wybory dla Stanów Zjednoczonych oraz całego świata, a także jak ich wynikiem zainteresowania jest putinowska Rosja. Wybitny politolog mówi także o ograniczeniach amerykańskiego systemu politycznego i jego przyszłości.

KAI kontynuuje cykl refleksji związanej z bezprecedensową amerykańską kampanią prezydencką. Prof. Jarmonowi zadano pytania jak profesorom: Alexandrowi J. Motylowi i Mieczysławowi M. Biskupskiemu.

Waldemar Piasecki (KAI): Jak powiedział jeden z najwybitniejszych europejskich mężów stanu, amerykańskie wybory prezydenckie mogą przesądzić o losach świata. Czy Pan się z tym zgadza?

Prof. Jack A. Jarmon: Nieżyjący już premier Kanady Pierre Trudeau powiedział podczas wizyty w Waszyngtonie w 1969 roku: „Mieszkanie obok siebie przypomina pod pewnymi względami spanie ze słoniem. Nieważne, jak przyjazna i utemperowana jest ta bestia, każde jej drgnięcie i chrząknięcie ma wpływ na człowieka”.

Podobne komentarze słyszałem przez lata i z pewnością odnoszą się one do dnia dzisiejszego.  W tym roku stawka jest wysoka. Różnica między obydwoma kandydatami nie może być większa, niż jest. Trump podziwia systemy autokratyczne, a Harris wierzy w liberalną demokrację.

Tymczasem nasz zespół wywiadowczy donosi, że obecnie więcej obcych wpływów próbuje wypaczyć nasze wybory niż kiedykolwiek wcześniej. Szczególnie aktywnie wspierają Trumpa Rosjanie. Wystarczy śledzić rosyjskie media propagandowe, aby zobaczyć, którego kandydata preferują.

Wzrost skrajnej prawicy w liberalnych demokracjach jest nowym populizmem. Podsyca ją ksenofobiczna histeria i strach przed zmianami. Nie wskazuje się jednak na fakt, że świat znajduje się w trakcie największej masowej migracji w historii ludzkości. Na całym świecie krzyżują się uchodźcy wojenni, uchodźcy ekonomiczni i uchodźcy klimatyczni. Kierują się głównie do ośrodków miejskich. W tym stuleciu liczba miast na świecie liczących ponad 10 milionów mieszkańców gwałtownie wzrosła, podczas gdy w tym samym czasie liczba ludności na świecie spadła. Nowi mieszkańcy przynoszą ze sobą swój język i kulturę. Konserwatywni politycy, tacy jak Trump, używają słów takich jak „zatruwanie naszej krwi”, aby podsycać strach i poparcie dla rozwiązań siłowych. To starożytny fortel, który sprawdzał się w różnych momentach historii. Pytanie, jakie stoi przed amerykańską opinią publiczną, brzmi: czy tym razem się to uda.

Czy Ameryka stoi dziś przed wyborem opcji bieżącego interesu czy globalnych wartości?

– Na to pytanie częściowo chyba odpowiedziałem. Jednak druga strona medalu jest taka, że ​​żaden naród nie istnieje w izolacji. Globalizacja uczyniła informację głównym towarem wpływającym na geopolitykę. Gospodarka, handel i dobrobyt, bezpieczeństwo narodowe, odkrycia naukowe – wszystko to odbywa się dzięki współpracy międzynarodowej.

Jednak nadal żyjemy w porządku świata denominowanym w dolarach. Marynarka wojenna USA zabezpiecza szlaki morskie i chroni Arktykę. Nasza infrastruktura uniwersytecka i badawcza jest magnatem i mecenasem dla utalentowanych umysłów i studentów na całym świecie. Stąd też rozumiem, dlaczego córka chińskiego przywódcy Xi Jinpinga studiuje na Harvardzie pod przybranym nazwiskiem.

Wyrażenie: „zbyt duży, by upaść” jest trafne w przypadku dyskusji o Stanach Zjednoczonych i ich stosunkach z resztą świata. Niekoniecznie oznacza to, że Stany Zjednoczone są niepokonane. Raczej, że ​​zbyt wielu na nich polega do tego stopnia, że ​​nie mogą sobie pozwolić na ich upadek. Kontrast między Władimirem Putinem a Xi Jinpingiem pokazuje napięcia jakie istnieją wobec naszego kraju. Putin chciałby, żeby Ameryka została zniszczona. Xi, który jest zależny od handlu z USA, chce nagiąć nasz kraj, aby służył interesom Chin.

Biorąc to pod uwagę, żaden polityk nie ma przyszłości ani szans na karierę, sugerując, że musimy postawić nasze interesy narodowe w tyle za innymi. Do amerykańskiej opinii publicznej należy zrozumienie, że w erze informacji będziemy mieli do czynienia z falami informacji oferującymi zmianę orientacji, opcji i prób manipulowania nami. Stany Zjednoczone mogą być zbyt duże, aby upaść, ale nie są zbyt duże, aby istnieć w izolacji.  W tych wyborach wyborcy zadecydują, która opcja jest właściwa. Jednak pomimo wyboru między Trumpem a Harris niektóre siły są zbyt duże i trwałe by ulec oczekiwaniom wyborców. Pomimo jakiejkolwiek polityki krajowej, populacja najprawdopodobniej będzie nadal rosła i stawała się coraz bardziej zróżnicowana.

Na czym polega wyborcza oferta Donalda Trumpa? Do jakich grup społecznych może trafiać?

– Jego bazą są biali mężczyźni bez wyższego wykształcenia. Liczby wskazują, że prawie połowa kraju miała pewien kontakt z edukacją pomaturalną. Tylko połowa z nich ma czteroletnie studia. Zakładamy, że około połowa tej liczby to mężczyźni. Trump cieszy się także popularnością w społecznościach wiejskich. Ale tylko trzy procent kraju zajmuje się rolnictwem. Inne grupy stanowiące jego bazę to fundamentalni chrześcijanie i konserwatywni katolicy. Jego poparcie dla „prawa do życia” zapewnia głównie ich poparcie.

Za każdym razem, gdy Trump startował, zdobywał jedynie około 46 procent głosów, niezależnie od tego, czy wygrał, czy przegrał. Czas pokaże, czy tym razem uda mu się zebrać więcej głosów z różnych stron. Jego postawa antyaborcyjna pomogła umocnić jego bazę, ale stracił część głosów na przedmieściach, które zwykle były bastionem Republikanów. Z tego samego powodu traci także wśród kobiet.

Na czym polega wyborcza oferta Kamali Harris? Do jakich grup społecznych może trafiać?

– Fundament stanowią kobiety z wyższym wykształceniem i mniejszości. Partia Demokratyczna reklamowała się jako „partia włączająca” i włożyła wiele wysiłku w gromadzenie i mobilizację poparcia różnych głosujących i odmiennych grup interesu. Taktyka ta odniosła pewien sukces, ale krytyka „różnorodności dla różnorodności” spotkała się z ostrą reakcją. Demokraci stracili poparcie części społeczności latynoskich, choć nadal w nich dominują.

Demokratom zawsze trudno jest zebrać się wokół jednego jasnego przesłania. Ostatnim skutecznym hasłem było: „Gospodarka, głupcze” podczas kampanii Billa Clintona przeciwko George’owi Walkerowi Bushowi w 1992 r. Republikanie próbują teraz zagrać tą samą kartą i podnoszą kwestię gospodarki wymagającej pilnej naprawy, mimo że według wszelkich wskaźników jest ona zdrowa a inflacja spada.

W ostatnich tygodniach kampania Harris przedstawiła Trumpa jako faszystę. Kilku byłych członków jego administracji i wpływowych umiarkowanych Republikanów też o tym mówiło. Chodziło o zrobienie wrażenia na pozapartyjnych, niezależnych i zmieniających preferencje  wyborcach, aby przechylić szalę ich sympatii na swoja stronę.

Czy da się określić jakim narodowym i etnicznym grupom mogą być bliższe poglądy obu kandydatów. Na przykład, amerykańskim Polakom, Ukraińcom i Żydom? Na kogo będą, Pana zdaniem, w większości głosować?

– To trudne pytanie. Jakakolwiek odpowiedź musi uwzględniać, że będzie sprowadzać się do kilku stanów wahających się. Pensylwania jest kluczowa. Większość analityków uważa, że ​​żaden kandydat nie może odnieść zwycięstwa bez 19 elektorów z Pensylwanii. W tym stanie zarejestrowanych jest 800 000 wyborców, którzy twierdzą, że mają polskie pochodzenie. Harris wystosowała do nich specjalny apel, powołując się na zagrożenie Putina dla Europy Środkowej i historię stosunków polsko-rosyjskich. Michigan i Wisconsin mają mniej głosów elektorskich, ale oba są stanami wahającymi się o podobnym profilu demograficznym.

Polacy w Ameryce w przeszłości tradycyjnie głosowali na Republikanów, zwłaszcza w czasach stabilizacji. Jednak bezpieczeństwo narodowe oraz zastraszanie i wojny wyrównywały szanse Demokratów. Dziś bardzo na takie postawy pracuje Putin prowadząc wojnę na Ukrainie i nie kryjąc swego ekspansjonizmu wobec innych państw środkowoeuropejskich, w tym Polski.

Czy ma w kampanii jakieś znaczenie czynnik religijny? Na przykład katolicki?  Tego wyznania jest obecny prezydent Joe Biden i przywiązanie do wartości katolickich deklaruje… Czy Kamala Harris może być jego kontynuatorką w tym względzie? Do jakich wartości religijnych i jakich kościołów może się zwracać Donald Trump?

– Deklaracje Joe Bidena dotyczące wiary katolickiej, jakkolwiek szczere, nie miały zauważalnego wpływu na kampanię. Dlatego nie sądzę, że Harris powinna przyjmować rolę kontynuatorki. Pochodzi z domu hindusko-chrześcijańskiego, a obecnie jest Żydówką przez małżeństwo. W tym tygodniu poparło ją ponad 1000 przywódców religijnych. Był to bojowy gest wobec chrześcijańskiego fundamentalistycznego poparcia dla Trumpa.

Jeśli chodzi o Trumpa, twierdził on, że jest prezbiterianinem. Jednak Kościół prezbiteriański w USA w oficjalnym piśmie ostro skrytykował go za stanowisko w sprawie imigracji. Jego atrakcyjność religijna dla fundamentalistów opiera się na stanowisku wobec praw reprodukcyjnych i wojny kulturowej przeciwko niechrześcijanom.

Są dwa państwa na świecie, dla których niewzruszone poparcie okazuje Joe Biden – Ukraina i Izrael. Podobnie definiuje cele Kamala Harris. Co z Trumpem?

– Administracja Bidena zapewniła swoje wsparcie dla Ukrainy, choć ograniczenia w użyciu broni dalekiego zasięgu i powolne dostawy zaawansowanego technologicznie sprzętu wojskowego frustrują wielu europejskich sojuszników. Na szczęście znaczna część pomocy wojskowej została już zabezpieczona na większą część 2025 r. Pytanie brzmi: czy Trump będzie nadal wspierać wysiłki wojenne Ukrainy i czy Putin będzie w stanie kontynuować wojnę po 2025 roku? Wojna kosztuje obecnie Rosję 190 miliardów dolarów rocznie, co dźwiga ona z coraz większym i widocznym wysiłkiem.

Trump nie ukrywał, że opowiada się za rządami autokratycznymi. Faworyzuje także autokratów. Jego dziwne uczucie do Putina pozostaje zagadką. Teorie obejmują zarówno psychologiczne dziwactwo wyrażające się w  skłonności Trumpa do „silnych facetów”, politycznych despotów i zamordystów, jak i bardziej prozaiczny psychologicznie – szantaż.  Bez względu na przyczyny leżące u podstaw tej sytuacji, Trump zawsze opowiadał się po stronie Putina. J.D. Vance, jego kandydat na wiceprezydenta, powiedział już publicznie, że „Ukraina go nie obchodzi”, co najwyraźniej wsparło milczenie i brak reakcji Trumpa w kwestii tych słów.

Jego poparcie dla Netanjahu jest bardziej stonowane. Prawdopodobnie dlatego, że czeka na rozwój sytuacji. Nie widzę jednak, żeby Trump porzucał Izrael. Populacja Żydów w USA wynosi tylko dwa procent, ale siła wpływu społeczności jest tak znacząca, że Trump musi utrzymywać z nią bliskie kontakty. Nie sądzę, że jego decyzje opierają się na zobowiązaniach moralnych, a kalkulacji.

Czy w przypadku jego wygranej pomoc nadal płynąć będzie na Ukrainę? Czy nie „sprzeda” jej Putinowi? 

– Trudno czytać w myślach Trumpa. Jest znany z transakcyjności i impulsywności. Jego sympatia do autokratów jest bardzo widoczna. Nadal żywi urazę do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego za odmowę udziału w oszczerczej kampanii przeciwko Joe Bidenowi, która dotyczyła stanowiska syna Bidena w ukraińskiej firmie Burisma. Powtórzę się, Trump czuje dziwną więź z Putinem. Trudno uwierzyć, że zdradziłby Ukrainę w zamian za bliższe stosunki z Putinem, ale należy pamiętać, że kiedyś już kwestionował ustalenia amerykańskiego wywiadu w obliczu bajań Putina.

Czy w przypadku wygranej Kamali Harris poparcie dla Izraela prowadzącego wojny w Gazie i Libanie będzie nadal tak silne i bezwarunkowe? Czy Stany Zjednoczone zdołają odzyskać wpływ na Benjamina Netanjahu i jego kontrowersyjną politykę, która budzi sprzeciw ogromnych rzesz ludzi w samym Izraelu? 

– Pojawiły się doniesienia o frustracji, a nawet obrzydzeniu Bidena wobec Netanjahu. W administracji istnieje pokusa i pewne ruchy, aby postawić Netanjahu, mającego bardzo silną opozycję wewnętrzną, samemu sobie. Jego bezkompromisowość podczas negocjacji i determinacja w utrzymaniu władzy za wszelką cenę przekreślają szanse na porozumienie. Wierzę, że jeśli zostanie wybrana, Harris będzie kontynuowała ten nurt. Netanjahu wydaje się być na bezludnej wyspie i nie widzę, kto przyjdzie mu na ratunek.

Jaka będzie przyszłość historycznej więzi transatlantyckiej USA-Europa w przypadku sukcesu Harris i Trumpa?

– Harris nie ma zamiaru rozdzierać sojuszu, który od zakończenia II wojny światowej ustanowił porządek światowy. Ważniejsze niż kiedykolwiek jest, aby demokracje liberalne utrzymały swój blok przed zagrożeniami ze strony autorytaryzmu.

Może to oznaczać, że USA będą zmuszone do ograniczenia swojej światowej obecności i wpływów. Zmiana sposobu podejmowania decyzji wobec Europy mogłaby być mile widzianą w Ameryce zmianą. W miarę jak Europa Środkowa stanie się linią frontu przeciwko reżimowi Putina, może nastąpić ruch z Paryża i Berlina w kierunku Warszawy i Sztokholmu jako nowych europejskich ośrodków decyzyjnych. Byłby to także sprawdzian dla zmiennego i destabilizującego krajobrazu politycznego w Ameryce. Gdyby Trump został wybrany, jego polityka izolacyjna i system taryfowy zagroziłyby konfederacji transatlantyckiej.

Jak oboje kandydaci zdołają sobie radzić z ekspansjonizmem chińskim? Na razie tylko ekonomicznym, ale z oczywistą intencją Pekinu ekspansji militarnej…

– Chiny mają obecnie największą marynarkę wojenną na świecie, a ich siły powietrzne są niemal porównywalne z możliwościami Zachodu. Jednak w przeciwieństwie do Ameryki, Chiny  nie koncentrują się na projekcji siły. Ich priorytetem jest obrona.

Militaryzowanie gospodarki narodowej może być niebezpieczne. Wydatki konsumentów spadają, a waluty mogą się osłabić. Chiny stoją dziś w obliczu stagnacji gospodarczej, podczas gdy gospodarka amerykańska napędza gospodarkę światową. Stany Zjednoczone już wydają na obronę więcej niż dziesięć kolejnych największych światowych sił zbrojnych. Jak wspomniałem, informacja jest głównym towarem wpływającym na geopolitykę. Pomimo wymachiwania szablą Chiny czerpią korzyści z obecnej globalnej gospodarki światowej. Będą działać na rzecz zmieniania jej na swoją korzyść, a nie niszczenia.  Aby tego dokonać, będą potrzebowały współpracy i zgody Waszyngtonu, Brukseli i Tokio.

Widzę, że Harris stawia interesy USA na pierwszym miejscu, ale zdaje sobie sprawę ze stanowiska Pekinu i współzależności obu gospodarek. W kampanijnym wydaniu Trumpa,  jedyne co ma do powiedzenia w kwestii chińskiej, to  to obietnica podniesienia ceł. Pytaniem jest, jak mocno trzymałby się tej polityki, gdyby wygrał.  Wielokrotnie wyrażał wcześnie podziw dla Xi i trudno jest określić, który impuls woli.

Analogicznie, co z prawami człowieka i wolnościami demokratycznymi?

– Analiza zajęłaby dużo czasu, dlatego zmierzając ku syntezie, myślę, że można to najlepiej wyrazić poprzez promowaną przez każdego z dwojga aspirujących do Białego Domu formę rządu. Harris popiera wolności obywatelskie, podczas gdy Trump wyraził swój podziw dla Putina, Wiktora Orbana i Kim Dzong Una. Wnioski same się narzucają.

Co z prawami reprodukcyjnymi kobiet?

– Myślę, że  w pewnym sensie poruszyliśmy tę kwestię. Konkludując, ruch antyaborcyjny jest częścią bazy wyborczej Trumpa, a prawa reprodukcyjne to kwestia, którą Harris ma nadzieję go pokonać. Ta polaryzacja zapewne sprawi, że głosy wyborcze amerykańskich kobiet mogą zadecydować o wyniku wyborów.

Jakie znaczenie dla przyszłej kadencji prezydenckiej może mieć fakt niemal 20-letniej różnicy wieku kandydatów i ich kondycja mentalna?

– Tylko Harris udostępniła jej dokumentację medyczną. Z tego, co wiemy, cierpi na katar sienny. Trump nigdy nie opublikował swoich wyników. Wiemy, że ma niemal 79 lat i nadwagę. Jego ojciec zmarł na demencję, gdy miał 87 lat. Powody nieujawniania raportu o stanie zdrowia pozostają tajemnicą Trumpa i oczywiście robią złe wrażenie. Znaczenie różnicy wieku między nimi jest trudne do oceny bez pełnego porównania medycznego. Na podstawie udziału w wydarzeniach publicznych, zwłaszcza w Waszyngtonie, Kamala Harris sprawia wrażenie bardziej mentalnie pozbieranej, koncyliacyjnej i otwartej.

Czy dopuszcza Pan możliwość wybuchu wojny światowej w przyszłej kadencji prezydenckiej? W przypadku którego z kandydatów byłaby ona większa?

– Jesteśmy już w środku wojny światowej. Tak naprawdę wielu komentatorów i analityków określa obecną erę mianem zimnej wojny 2.0.  Wojna na Ukrainie nie jest konfliktem regionalnym. Ma to konsekwencje globalne. Zadecyduje, jaką formę rządów przyjmie świat.

W miarę postępu technologicznego globalizacja wciągnie populacje w ciaśniejszą sieć powiązań. Taka wymuszona familiarność albo zrodzi wzajemną pogardę albo tolerancję. Zdolność i wola prowadzenia wojny konwencjonalnej są słabe w porównaniu ze środkami, dostępnością i możliwościami cyberwojny. Świat jest zaangażowany w ten konflikt od dwudziestu lat. Walka o informację trwa. Przekaz zależy od tego, który kandydat i jaki „izm” dominuje.

Dlaczego Ameryka w tych wyborach jest tak tak dramatycznie podzielona jak nigdy od czasu Wojny Secesyjnej? Co Pan myśli o retoryce kampanii, kiedy John Kelly, emerytowany generał piechoty morskiej, który był szefem sztabu Białego Domu Donalda Trumpa, mówi, że były prezydent „wpasowuje się w ogólną definicję faszysty” i chciał „tego rodzaju generałów, jakich miał Hitler”? Co Pan myśli, kiedy Trump definiuje Harris jako komunistkę, która zniszczy Amerykę?

– Stany Zjednoczone od samego początku były krajem podzielonym. Tylko w czasach stanu nadzwyczajnego odkładaliśmy na bok nasze rywalizacje, z wyjątkiem czterech lat secesyjnej wojny domowej. Jednym z powodów jest mechanizm zwany kolegium elektorów. Innym powodem jest system dwupartyjny. Ze względu na przekonanie, że republika potrzebuje zabezpieczenia przed plemiennymi namiętnościami obywateli, bo w procesie wyborczym brały udział tylko dwie główne partie. Wyborcy mają zatem jedynie wybór binarny i w efekcie nie mają doświadczenia w rządzeniu koalicją.

Te dwa elementy powstały prawie 200 lat temu, kiedy populacja liczyła zaledwie siedem milionów, a okres historyczny przypadał na epokę rolniczą. Teraz jesteśmy narodem liczącym ponad 330 milionów. Technologia skompresowała czas i odległość. Wydarzenia dzieją się w nagłych cyklach czasowych. Można śmiało powiedzieć, że system już dawno przerósł możliwości aparatu państwowego.

Jednakże te historycznie utrwalone stereotypy pojęciowe, mentalne anachronizmy i przesądy polityczne pozostają w mocy. Często poza wszelką kontrolą i refleksją rozumową. U nas ma to określnie „gwizdek na psa”. Wystarczy jak usłyszy i już automatycznie atakuje, bo taki odruch ma utrwalony. Zjawisko ma wpływ na realne bieżące wydarzenia. Dobrym przykładem są robiące w obecnej kampanii pojęcia „komunizm” i „faszyzm”. Każdy z nich pozwala na oznaczenie przeciwnika bez konieczności wyjaśniania, dlaczego nikt nie powinien go wspierać. Wyzwiska są instynktem pierwotnym w polityce.

Jak Ameryka będzie wyglądać po wyborach?

– A kto to może wiedzieć? Sądzę, że napięcie i niezgoda będą trwać. W szczególności, jeśli Trump przegra. Bo przecież nigdy się z tym nie pogodzi. Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone rozpoczęły się jako wielki eksperyment. Partie i politycy mogą przychodzić i odchodzić, ale eksperyment trwa.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Waldemar Piasecki (KAI Nowy Jork)

——-

Profesor Jack A. Jarmon jest absolwentem znanego jezuickiego Fordham University w Nowym Jorku, gdzie specjalizował się w problematyce stosunków międzynarodowych w szczególności zagadnień rosyjskich i sowieckich i ich zagrożenia. Następnie kontynuował naukę w prestiżowym Columbia University. Doktoryzował się Uniwersytecie Rutgers. Wykładał stosunki międzynarodowe i dyplomację na Uniwersytecie Pensylwanii, na Uniwersytecie Seton Hall oraz na Uniwersytecie Rutgers, gdzie był także zastępcą dyrektora Centrum Dowodzenia, Kontroli i Interoperacyjności na Wydziale Bezpieczeństwa Wewnętrznego w tej uczelni. Jest wybitnym specjalistą w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, wywiadu i kontrwywiadu oraz zagrożeń cyberwojennych. Autor wielu książek i publikacji.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.