Budujmy Wielką Europejską Wspólnotę Ducha
15 czerwca 2011 | 09:35 | Marcin Przeciszewski / ju., ms Ⓒ Ⓟ
Aby zachwycić Europę, nie wystarczy mdłe chrześcijaństwo. Trzeba chrześcijaństwa autentycznego – powiedział KAI abp Stanisław Gądecki przed rozpoczęciem polskiej prezydencji.
„Dziś jednak istnieje ryzyko zdrady duszy Europy. Dyktatura relatywizmu i kultura śmierci są wielce promowane i stają się jakby wszechobecne” – dodaje. Z wielkim uznaniem arcybiskup wyraża się o dokonaniach prezydenci węgierskiej. Pytany o możliwość pojednania w polskiej sferze publicznej abp Gądecki zwraca uwagę, iż „pierwszym krokiem do pojednania i odbudowy jedności jest śmierć egoizmu”.
Odnosząc się do beatyfikacji Jana Pawła II, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu wskazuje, że dziś winny być podjęte szczególnie dwa wątki z nauczania Ojca Świętego: obrona życia ludzkiego oraz kwestie społeczne.
A oto pełen tekst rozmowy z abp. Stanisławem Gądeckim, metropolitą poznańskim, wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski:
KAI: Zbliża się szybkimi krokami polska prezydencja w UE. Rozpocznie się ona w dwa miesiące po beatyfikacji Karola Wojtyły. Czy to nie zobowiązuje ojczyzny Jana Pawła II, aby pełniąc prezydencję starała się nawiązać do europejskich wątków jego nauczania?
– Abp Stanisław Gądecki: Od 1 lipca 2011 roku Polska staje na czele Rady Unii Europejskiej i przez sześć miesięcy będzie przewodniczyć jej pracom. Wiążą się z tym określone zadania natury politycznej (negocjacje dotyczące członkostwa nowych krajów, sprawy dotyczące bezpieczeństwa Unii Europejskiej, rozwój jednolitego rynku, negocjacje budżetowe na lata 2014 – 2020, polityka energetyczna, itp.). Z pewnością wydarzenie to podnosi prestiż naszego kraju w Europie. Wydaje mi się, że jest to droga powolnego przyzwyczajania członków Unii do stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Nie sądzę jednak, by w tym procesie stara Unia nie czuwała nad tym, by nowe kraje nie popsuły tego, co już zostało osiągnięte. Można się bawić klockami, ale nie można popsuć zabawy.
Gdy idzie o obecność nauczania Jana Pawła II w czasie tej prezydencji, to oczywiście pragnienia są wielkie. Na przekór tym pragnieniom stanie jednak charakter Unii. Dzisiaj panuje inna wizja Europy aniżeli u ojców założycieli, a mianowicie wizja zjednoczonej Europy opartej wyłącznie na jej aspektach ekonomicznych, gospodarczych czy finansowych, oraz na bezkrytycznym przejmowaniu konsumpcyjnego stylu życia.
Realia są jednak takie, że życie nie składa się z samej ekonomii, gospodarki czy polityki. Nową jedność Europy – jeśli chcemy, by ona się rzeczywiście rozwijała – winniśmy budować także na tych wartościach duchowych, które ją kiedyś ukształtowały, z uwzględnieniem bogactwa, różnorodności kultur i tradycji poszczególnych narodów. Papież mówił, że ma to być wielka Europejska Wspólnota Ducha. Nie można zmienić gatunku starego drzewa. Jego pień składa się z kolejnych, odkładających się słojów, z których każdy słój odzwierciedla klimat czasu, w którym się kształtował. Wypranie Europy z chrześcijaństwa pozostaje marzeniem niektórych ludzi, ale jest to marzenie ściętej głowy.
Europie nie wystarczy też nieść polskość, bo Europa posiada już wiele innych, ciekawych kultur narodowych. Niestety, wszystkie te kultury – nawet razem wzięte – nie wystarczą dla odrodzenia kontynentu. Europa nie odrodzi się czerpiąc z polskości, czyli z tego, co przemijające, ale z Ewangelii, tzn. z nieprzemijającego. To Ewangelia, która jest wspólna wszystkim narodom europejskim, stanowi wspólny trwały fundament. Nie można również żyć złudzeniami, że oto Polska – razem z prezydencją – stanie się nagle światłem narodów, jeśli się wcześniej nie nawróci. Aby zachwycić Europę, nie wystarczy mdłe chrześcijaństwo. Takie chrześcijaństwo Europa już wiele razy widziała. Trzeba chrześcijaństwa autentycznego.
Czy – zdaniem Księdza Arcybiskupa – beatyfikacja Jana Pawła II była zamknięciem epoki tego wielkiego papieża, czy nową szansą, którą należy wykorzystać?
– Była jednym i drugim. Była najpierw podsumowaniem i zamknięciem dotychczasowego etapu życia i działalności Jana Pawła II. Wyniesienie na ołtarze – według procedury prawno-kanonicznej – postawiło „kropkę nad i” życia Jana Pawła II. Tym ostatecznie był proces beatyfikacyjny, który toczył się przez 6 lat i sama beatyfikacja. Mamy oficjalne potwierdzenie tego, o czym przedtem byliśmy przekonani.
Z drugiej strony, beatyfikacja jest rozpoczęciem „nowego etapu życia” Jana Pawła II. Dostrzegliśmy, że pierwszego maja na Placu św. Piotra Jan Paweł II był dalej obecny – na inny sposób – i nadal z nami rozmawiał. Ta uroczystość – o tak silnym duchowym przesłaniu – była dalszą kontynuacją działalności apostolskiej Jana Pawła II. Z tego punktu widzenia wydarzenie to niczego nie zamyka. Ono pozwala nam uczestniczyć w dalszym procesie głoszenia przez Papieża Polaka prawdy o odkupieniu człowieka, dokonanym w Jezusie Chrystusie.
Podczas dziękczynienia – dnia 2 maja – kard. Tarcisio Bertone mówił, że Jan Paweł II nie był bojownikiem jakiejś ideologii, lecz człowiekiem głębokiej wiary, czego konsekwencją była jego obrona godności każdej istoty ludzkiej. Beatyfikacja przypomniała, że człowieczeństwa nie można sprowadzić do pogoni za dobrobytem, pieniądzem i przyjemnością. Ukazała nam ponownie, że człowieka możemy zrozumieć tylko w Chrystusie i w powiązaniu z Jego nauką. I to jest szansa, jaką otwiera przed nami; wprowadzić tę naukę w czyn.
Które wątki z bardzo bogatego nauczania Jana Pawła II – zdaniem Księdza Arcybiskupa – wymagają dziś najbardziej kontynuacji?
– Dwie sprawy mają dla mnie podstawowe znaczenie: obrona życia ludzkiego oraz kwestie społeczne.
Kiedy kilka tygodni temu informowano o śmierci polskiej koszykarki Małgorzaty Dydek, wiele mediów nie przekazało informacji, że była ona w ciąży. Tylko w niektórych powiedziano: ,,Dziecka nie udało się uratować”, inni woleli ten fakt przemilczeć. Widać, że ciągle jeszcze mówienie o „dziecku” nienarodzonym jest niewygodne dla niektórych mediów, kształtujących opinię publiczną.
Dowodzi to, jak bardzo aktualne pozostaje wołanie Jana Pawła II o szacunek dla godności dzieci poczętych. Szacunek dla człowieka poczętego nie jest jeszcze tematem załatwionym. Nadal trzeba pracować nad tym, by życie ludzkie było traktowane jako podstawa wszystkich innych ludzkich dóbr i wartości.
Kontynuacji i pogłębienia – szczególnie w polskich warunkach – wymaga również teologia społeczna Jana Pawła II. Brak poważnego zakorzenienia w nauczaniu społecznym Kościoła jest jedną ze słabości naszej religijności. A świat nie stoi w miejscu. Społeczeństwa podlegają szybkim i gwałtownym przemianom. Refleksja na etycznymi aspektami tych zjawisk, prowadzona z perspektywy chrześcijańskiej jest czymś koniecznym i niezbędnym. Chodzi tu o tak ważne sprawy jak kwestia sprawiedliwości społecznej; wielki temat pracy, godności i praw pracownika, sprawiedliwej płacy itp. W starym konflikcie między pracą a kapitałem, szala przeważyła się zdecydowanie w stronę kapitału. Analizy wymagają też obecne w Polsce patologie, takie jak np. korupcja czy przekazywanie stanowisk publicznych ludziom z nadania partyjnego, którzy nie są w stanie wnieść nic sensownego w życie publiczne.
W zrozumieniu tego, jak wiele jest do zrobienia w dziedzinie społecznej pomaga m.in. ostatnia encyklika Benedykta XVI „Caritas in veritate”, czy prace kardynała Rheinhardta Marxa z Monachium, wraz z jego słynną książką pt. „Kapitał”. Autor poddaje analizie mechanizmy współczesnego kryzysu gospodarczego i finansowego i dochodzi do wniosku, że klucz do rozwiązania problemów społecznych tkwi w poszanowaniu tradycyjnej etyki na polu gospodarczym, ponieważ twarde prawa ekonomii przestają prawidłowo działać w świecie nieludzkim.
Chodzi więc o poszanowanie tej etyki, dzięki której poprzez wiele wieków świat budował swój dobrobyt. Kard. Marx zwraca także uwagę na niebezpieczeństwa będące skutkiem procesu globalizacji. Mówi np. o międzynarodowych korporacjach, które – nie podlegając niczyjej kontroli – posiadają faktyczną władzę nad kontynentami. O tym, że globalizacja przybrała przede wszystkim charakter handlowy. Więcej niż połowa światowych zasobów finansowych jest w rękach dwóch procent ludzkości. Globalizacja, która nie przyczynia się do likwidacji głodu może łatwo doprowadzić do wybuchu nacjonalizmu, fanatyzmu religijnego, a nawet terroryzmu. My tymczasem powoli wsiąkamy w ten świat, albo raczej on w nas.
W Polsce jednak mało dyskutuje się na ten temat. Nikt nie ośmiela się poddawać w wątpliwość skrajnego liberalizmu gospodarczego. Brak jest gruntu pod taką dyskusję…
– Odnoszę wrażenie, że u nas istnieje jakiś lęk przed tego rodzaju dyskusją. Na Zachodzie pojawiają się przynajmniej jednostkowe głosy otrzeźwienia. W Polsce – gdy idzie o życie gospodarcze – tego nie widać. Nie znaczy to oczywiście, że sam liberalizm gospodarczy jest niepotrzebny.
Bez zdrowego liberalizmu gospodarczego rozwój gospodarki byłby niemożliwy. Ale istnieje też liberalizm negatywny, niczym nieskrępowany liberalizm gospodarczy, pozostający poza wszelka kontrolą i zobowiązaniami. Kard. Marx domaga się nałożenia na niego zobowiązań, szczególnie w sferze etyki oraz w zakresie polityki społecznej. Inaczej stworzy on nową odmianę niewolnictwa.
Ludzie odpowiedzialni, którzy przewidują niebezpieczeństwo związane z nieokiełznanym liberalizmem, domagają się budowania społecznej gospodarki rynkowej, która połączy mechanizmy liberalne w sferze ekonomii z nowocześnie pojmowaną polityką społeczną, w tym m.in. polityką na rzecz rodziny.
Czy beatyfikacja Jana Pawła II może być też szansą na jakiś rodzaj pojednania w polskiej sferze publicznej? Takie wrażenie mogliśmy mieć w Rzymie, gdzie na Placu Św. Piotra spotkali się w zgodzie przedstawiciele różnych opcji.
– W takiej sytuacji, jaką mamy dziś w Polsce najpierw musi nastąpić „śmierć”, a dopiero potem „zmartwychwstanie”. Pierwszym krokiem do pojednania i odbudowy jedności jest śmierć egoizmu. Trzeba pogrzebać własny egoizm. Nie da się rzucić prostego hasła: „Kochajmy się!” sądząc, że Polacy rzucą się sobie w ramiona. Egoizmy mają to do siebie, że nie potrafią się kochać; że są niezdolne do kochania bliźniego. My mamy to szczęście, że – będąc narodem katolickim – znamy nakaz Jezusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9,23). Trzeba ten nakaz wziąć sobie do serca.
Jan Paweł II – podczas pielgrzymki do Damaszku – uczył, że jedność buduje się na pokorze, nawróceniu i przebaczeniu. Jest to droga również dla nas, Polaków. Trzeba skończyć z podsycanymi sztucznie waśniami, które mają służyć mnożeniu elektoratu, a zacząć nawracać się oraz ćwiczyć w cnocie pokory i przebaczenia. Zadaniem Kościoła jest ciągłe przypominanie o tym, że Jezus wzywa nas do jedności, oraz że ten, kto nie chce budować jedności jest złym uczniem Chrystusa.
Porozmawiajmy teraz o Kościele, jaki budował i jakiego pragnął Jan Paweł II. Wydaje się, że ideałem dlań był Kościół zakorzeniony w tradycji, ale otwarty na świat i różnorodne dialogi. Jak w na tym tle usytuowałby Ksiądz Arcybiskup Kościół w Polsce?
– Duże zamieszanie powoduje bezmyślne używanie w stosunku do Kościoła terminów: konserwatyzm i liberalizm. Czyni się to chętnie w mediach tak światowych, jak i polskich. Gdy mowa o „tradycji”, automatycznie mają one na myśli „konserwę”.
Tymczasem „Tradycja” ma w Kościoła swoje niezbywalne miejsce i jest integralną częścią struktury Kościoła. Tradycja to nic innego, jak to, co Kościół otrzymał od Jezusa i Apostołów, zgodnie ze słowami Apostoła Pawła: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem” (1 Kor 11,23). To żywy skarb nauczania i obyczajów przekazany przez Chrystusa Kościołowi; niezmienny co do swej istoty, ale jednocześnie podlegający ciągłemu rozwojowi w tym, co drugorzędne. Łatwo to można zilustrować na przykładzie dziecka, które rosnąc nie zmienia się wcale istotowo; ciągle pozostaje człowiekiem, nie zamienia się np. w zwierzę. Jednocześnie zaś, każdego dnia się zmienia; jest coraz to większe i dojrzalsze. W tym sensie poprawnie rozumiana tradycja Kościoła zawiera w sobie możliwość, a nawet konieczność rozwoju. Nie jest tak, że w Kościele otrzymujemy zamkniętą konserwę, którą mamy – bez najmniejszych zmian – przekazać następnym pokoleniom wierzących. Jej przekazywanie i sposób dojrzewania pod natchnieniem Ducha Świętego (por. J 16,13) urzeczywistnia się w każdym pokoleniu na nowo, w sposób, który najlepiej odpowiada wyzwaniom danego czasu.
Zatem Tradycja – w katolickim rozumieniu tego słowa – nie jest czymś przejętym z przeszłości, w formie niepodatnej na zmianę czy postęp. Nie jest jednocześnie czymś zmiennym, co można kształtować wedle upodobania wiernych, tak jednostek jak i władz kościelnych. Po prostu Kościół nie może zmienić swojej tożsamości. Tak jak człowiek nie może przestać być człowiekiem, tak Kościół nie może przestać być Kościołem. Jednak wzorzec pozostawiony przez Chrystusa i apostołów musi być przeżywany wciąż na nowo. To zakłada możliwość rozwoju i pogłębiania doktryny Kościoła. Proces ten wzbogaca Kościół o to, co jest godne człowieka – czyli o myślenie. W życiu Kościoła nie było i nie będzie epoki, w której myślenie można zawiesić na haku.
Ale czy tego nie robią środowiska tradycjonalistyczne, które nie odwołują się tyle do tradycji apostolskiej, co do sposobu interpretacji tejże tradycji z określonego momentu historycznego?
– Tradycjonaliści – jak sądzę – inspirują się pragnieniem autentyzmu i spokoju. Kiedy dostrzegli na Zachodzie, bo przecież nie w Polsce, poważne rozchwianie liturgii i nauczania, zapragnęli uchwycić się stałego i niezmiennego fundamentu. Takim zdała im się tradycja trydencka. Nie zapominajmy jednak, że tradycja trydencka jest tylko określonym etapem w życiu Kościoła, nie jego końcem. Podobnie – servatis servandis – jak Biblia Wujka, która będąc sama w sobie niezwykle pięknym przekładem na język polski, po kilkuset latach stała się po części niezrozumiała, ponieważ zmienił się język polski.
Najpierw trzeba było dokonać pewnych drobnych poprawek, a następnie – w XX wieku – przełożyć Pismo z języków oryginalnych na nowo. Najwcześniejsza Tradycja Kościoła to nie łacina, ale język hebrajski, bądź grecki. Trzymając się tak rozumianej tradycji należałoby dzisiaj wrócić do języka Pana Jezusa, czyli do hebrajskiego, bo wszystkie inne języki przekładu są przecież już jakąś interpretacją. Nie znaczy to, że dogmaty się zmieniają. One muszą po prostu dojrzewać razem z ludzkością.
Ksiądz Arcybiskup mówi o świętości. Jakim wzorcem świętości na dziś dla nas jest Jan Paweł II?
– W pewnym sensie jest on wzorem niedościgłym, to znaczy, że w praktyce nie da się go naśladować. Nikt nas nie jest w stanie podołać tylu obowiązkom, jakim on podołał.
Jak to? Kościół – wynosząc na ołtarze – stawia go nam przecież jako wzór do naśladowania?
– Są święci, których jest łatwiej naśladować i tacy, którzy znacznie trudniej naśladować, ponieważ zbyt silnie wyrastają ponad przeciętność. Jan Paweł II był wyposażony w tak wiele charyzmatów, że wydaje mi się, iż zwykłemu zjadaczowi chleba trudno go w całości naśladować. Nie znaczy to oczywiście, że nie da się go naśladować w bezgranicznym umiłowaniu człowieka i Kościoła.
Chociaż łaska nie ma granic…
– Niemniej jednak łaska buduje na naturze. Jan Paweł II jest takim modelem świętości, gdzie łaska znalazła sobie nader bogatą naturę. Jego wyjątkowość polega także na tym, że od początku w Krakowie był on mistykiem, co zauważono najwyraźniej w ostatnim etapie jego życia. Świeccy, osoby życia konsekrowanego, duchowieństwo mogą i powinniśmy go naśladować w jego umiłowaniu Chrystusa. Pod tym względem jest on idealnym wzorcem, inspirującym dla całego Kościoła i świata.
Kto pragnie dążyć do świętości śladami Jana Pawła II, ten winien być otwarty na tego samego Ducha co papież, na Ducha Świętego. Starać się o to, by każda nasza decyzja, w każdej sytuacji, była godna Ducha Świętego.
O czym – zdaniem Księdza Arcybiskupa – świadczy 1,5 mln. ludzi przybyłych na tę beatyfikację do Rzymu? Czy pokazuje to jakąś nową nadzieję dla Europy?
– Świadczy to o niezwykłej wprost zdolności Jana Pawła II do przekraczania kultur i języków. Obecność takich i tak różnorodnych tłumów na beatyfikacji przypomina, że Kościół potrafi odnaleźć się w różnorodności kultur i języków, i że Błogosławiony podczas swoich pielgrzymek nauczył nas tej otwartości.
Jeśli jeszcze po sześciu latach od śmierci Jana Pawła II zbierają się takie tłumy, to nie jest już tylko kwestia emocji. Jest to dowód na istnienie czegoś, co odłożyło się głębiej w naszej świadomości. To pośredni dowód na to, że ludzie współcześnie potrzebują silnego gruntu pod nogami. Doświadczają tego, że grunt na którym stoją – naśladując świat – jest grząski; że można w nim utonąć. Droga ideowo-obyczajowa, która nazywamy umownie rokiem ’68, polegająca na „rozmydleniu” pojęcia człowieka i rozłożeniu go na części pierwsze, zawiodła. Na beatyfikację Jana Pawła II przybyły dzieci „Pokolenia 68”. Patrząc na swoich rodziców, zrozumieli że nie tędy droga i obrali kierunek przeciwny.
W jakim kierunku będzie zmierzać Europa w najbliższych latach?
– Powiedział ktoś: Europa stoi na rozdrożu. Kultura europejska wiele zawdzięcza Ewangelii: solidarność i prawa człowieka, uniwersytety, szpitale i katedry. Dziś jednak istnieje ryzyko zdrady duszy Europy. Dyktatura relatywizmu i kultura śmierci są wielce promowane i stają się jakby wszechobecne. Chrześcijaństwo spychane jest do sfery prywatnej.
Zwróćmy jednak uwagę na to, że jeśli Bóg nie jest już naszym Ojcem, to my sami nie jesteśmy też dla siebie braćmi i siostrami. My pragniemy młodej i dynamicznej Europy, w której szanuje się wolność religii i sumienia, która jest znakiem nadziei dla świata.
Cóż mogą chrześcijanie wnieść dla przyszłości Europy? Może zabrzmi to paradoksalnie, ale najważniejszym naszym wkładem jest – podobnie jak w czasach apostolskich – nasza wierność Chrystusowi i Ewangelii.
Generalnie kierunek duchowy Europy w przyszłości nie będzie inny niż ten, który został opisany w Apokalipsie: „Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci” (Ap 22,11). Jedni będą się staczać w dół a inni będą się wznosić ku górze. Między drogą jednych i drugich niezliczona ilość możliwości pośrednich. Nie będzie to zatem ruch jednostronny, ponieważ człowiekowi Pan Bóg pozostawił – i słusznie – wolność wyboru.
Czym jest dla Księdza Arcybiskupa przykład Węgier?
– Przykład Węgier jest poruszający. Przy współczesnym narzucanym dyktacie, usiłującym zepchnąć chrześcijaństwo do narożnika, i stosunkowo przebiegłym wprowadzaniu praw, które mają ograniczyć chrześcijańską tożsamość krajów europejskich, pojawił się nagle i niespodziewanie ruch całkiem przeciwny. Okazało się, że kontrola Unii nie jest aż tak przemożna, aby uniemożliwić odrodzenie. Jeśli Węgrzy się odważyli zrobić jeden krok, to znaczy, że i przed innymi stoi taka możliwość. To ewolucja, której się nikt nie spodziewał.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.