Przesłanie kard. Angelo Scoli, metropolity Mediolanu, na IX Zjazd Gnieźnieński – 16-18 marca 2012 r.
Rok: 2012
Autor: przemówienia zagranicznych biskupów
„Kryzys gospodarczy i finansowy” pośród obecnego bólu
„Być chrześcijaninem w Europie w czasach kryzysu” – tak brzmi hasło prestiżowego IX Zjazdu Gnieźnieńskiego.
Bardzo się cieszę, że mogę wnieść swój wkład w to niezwykłe spotkanie i dziękuję za zaproszenie skierowane do mnie przez abp. Muszyńskiego i abp. Kowalczyka. Przykro mi, że nie mogę być osobiście, bo nic nie może zastąpić spotkania twarzą w twarz. Jestem pewien, że wszyscy rozumiecie jak wiele obowiązków musi wypełniać arcybiskup Mediolanu.
Wejście w meandry kryzysu finansowego i gospodarczego stanowi dla ogromnej większości obywateli Europy i nie tylko przedsięwzięcie nieosiągalne. Jakakolwiek analiza nieco mniej ogólnikowa dla laika staje się szybko niezrozumiała. W ten sposób dyskurs ekonomiczny, a bardziej nawet finansowy stał się niezmiernie odległy od możliwości pojęcia go przez tych, do których jest adresowany i którzy są jego ostatecznymi uczestnikami – czyli wszystkich.
Trzeba, aby ekonomia i finanse, nie abstrahując rzecz jasna od swego poziomu specjalistycznego nigdy nie wyrzekały się wyjaśniania tego, co podstawowe i uniwersalne. Wszyscy powinni móc zrozumieć, przynajmniej w ogólnym zarysie, kwestie którymi zajmują się ekonomia i finanse. Jest to konieczne, aby każdy mógł nie tylko bronić swoich praw, ale przede wszystkim potrafił świadomie podjąć swoje zobowiązania względem budowania dobra wspólnego, także i nade wszystko, kiedy żąda się poświęceń i ponowionego zaangażowania. Ponadto nie można zaakceptować refleksji i praktyki ekonomii, pozbawionej kompleksowej lektury kulturowej, pociągającej za sobą nieuchronnie pewną antropologię i etykę.
Pod tym względem decydującą wydaje mi się obrana perspektywa, z której pragnie się spojrzeć na dzisiejszą sytuację. Mówienie o kryzysie finansowym i gospodarczym, aby opisać aktualną krytyczną sytuację na początku trzeciego tysiąclecia jest konieczne, ale nie wystarcza. Moim zdaniem, kryzys chwili obecnej domaga się odczytania i interpretowania w kategoriach bólu i przejścia.
Ten czas, w którym Opatrzność wzywa nas bardziej niż kiedykolwiek, aby działać jako współuczestnicy w kierowaniu historią, jest podobny do rodzenia, wiąże się z cierpieniem także dojmującym, ale ze spojrzeniem zwróconym już ku rodzącemu się życiu. Jak mówi Pismo Święte: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16, 21). Ból rodzenia wymaga jednak od kobiety zaangażowania całej swojej ludzkiej energii. W ten sposób także i my, obywatele pogrążeni w kryzysie gospodarczo-finansowym jesteśmy wezwani, by włączyć się do gry, angażując całą naszą energię osobistą i wspólnotową. Jutro będzie miało nowe oblicze,
jeśli będzie ono odzwierciedlało naszą dzisiejszą nadzieję. Nadzieję niezawodną”, jak mówi Ojciec Święty w encyklice Spe salvi, nadzieja niezawodna musi kierować naszymi decyzjami i działaniami.
Poszerzyć „racjonalność ekonomiczną” i „ racjonalność polityczną”
Kiedy mówimy o bólu, oznacza to, że nie ograniczamy się jedynie do niezbędnych środków technicznych, aby stawić czoło stojącym przed nami poważnym problemom.
Rzeczywiście trzeba ukazać fakt pod tym względem decydujący: pomimo uporczywych prób umieszczania w nawiasie wymiaru antropologicznego i etycznego właściwego wszelkie ludzkiej działalności, a więc także działalności finansowo-gospodarczej, w tym okresie poważnej próby daje o sobie uporczywie znać znaczenie osoby i jej relacji.
Słuszne jest faktycznie przyznanie, że patologiczne korzenie kryzysu polegają na braku zaufania i spójności. Z kryzysu wyjść można jedynie wspólnie, przywracając wzajemne zaufanie. Dzieje się tak dlatego, że podejście indywidualistyczne nie zdaje sprawy z ludzkiego doświadczenia w jego całości. Każdy człowiek jest w istocie zawsze pewnym „ja-w-relacji”. Aby to dostrzec wystarczy nam obserwowanie siebie w działaniu: każdy z nas od chwili urodzenia potrzebuje uznania innych. Kiedy jesteśmy traktowani w sposób humanitarny, czujemy się wypełnieni wdzięcznością, a teraźniejszość wydaje się pełna nadziei na przyszłość. Z tym ufnym spojrzeniem stajemy się zdolni do podjęcia zadań i dokonania, jeśli to konieczne, poświęceń.
Warto wyjść z tego punktu, aby odbudować ideę rodziny, sąsiedztwa, miasta, kraju, Europy, całej ludzkości, która rozpoznaje ten fakt doświadczenia wspólnego – w swojej zasadniczej prostocie – dla wszystkich ludzi. Tutaj jest gwarancja bycia chrześcijaninem w Europie w czasach kryzysu.
Nie wystarcza kompetencja nabyta za pomocą obrachunku i doświadczenia. Aby uporać się z kryzysem ekonomiczno-finansowym potrzebne jest także poważne przemyślenie racjonalności w tym zarówno ekonomicznej jak i politycznej, do dokonania czego wielokrotnie zachęca nas papież. Doprawdy pilnie trzeba wyzwolić racjonalność ekonomiczno-finansową z klatki racjonalności technokratycznej i indywidualistycznej, których ograniczeń mogliśmy wraz z kryzysem namacalnie dotknąć. Równie pilne jest uwolnienie racjonalności politycznej z jałowości pewnej realpolitik, niezdolnej do zrozumienia zachodzącej przemiany i pojęcia jej wyzwań. Polityka, w niepełnym niestety projekcie europejskim, potrzebuje odnowionej odpowiedzialności twórczej, ponieważ społeczeństwo nie może się obyć bez przynależnego mu zadania organizowania i kierowania. Temu podjęciu przez politykę odpowiedzialności musi odpowiadać ze strony wszystkich obywateli akceptacja ofiar, jakie narzuca dzisiejsza sytuacja. Aby podnieść Europę potrzebny jest wkład wszystkich, jak to bywa w rodzinie: szczególnie w czasach poważnego zagrożenia, każdy człowiek wzywany jest stosownie do swoich możliwości, aby dać więcej.
Trzy uwagi kulturowe
Chciałbym obecnie poruszyć kwestie fundamentalne doskonale obecne w całym nauczaniu społecznym bł. Jana Pawła II, którego obecność między nami jest umocniona więzią komunii, która zawsze nas łączy z tymi, których kochaliśmy, a którzy już od nas odeszli. Pozwalam sobie dorzucić teraz do tych obserwacji metodologicznych pewne uwagi o charakterze kulturowym, pozwalające na lepsze zrozumienie, co mamy na myśli, kiedy mówimy o poszerzeniu racjonalności ekonomicznej i politycznej. Są to także wskazania użyteczne dla drogi chrześcijan na początku tego trzeciego tysiąclecia.
Bogactwo i szczęście
Pierwsza dotyczy relacji pomiędzy bogactwem a szczęściem. Jeśli nie chcemy podpaść pod drastyczne upomnienie Pana: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia” (Łk 12,15) jeśli zatem nie chcemy podpaść pod to drastyczne upomnienie wystarczy przypomnieć, że już Arystoteles uważał, iż niedopuszczalne jest życie, które utożsamiałoby szczęście z bogactwem, to znaczy, że zastępowałoby cel środkiem.
Nie możemy rezygnować w obliczu koncepcji „zastępowania”, która stała się nie tylko coraz bardziej powszechna, ale która zdaje się rządzić całą maszyną ekonomiczną. Zgodnie z tym poglądem, obywatel jest pesymistycznie zredukowany do homo economicus, zatroskanego wyłącznie o maksymalizację zysku. U podstaw działalności ekonomicznej i finansowej wydaje się być jedynie założenie, że wzrost bogactwa jest w każdym przypadku, a raczej, jak tylko to możliwe, dobrem do którego należy dążyć.
Niedawno Ojciec Święty przypomniał, konsekwencje tej „szerzącej się dziś mentalności, wyrzekającej się jakiegokolwiek odniesienia do tego, co nadprzyrodzone. Okazała się ona niezdolna do zrozumienia i zachowania tego, co ludzkie. Rozprzestrzenianie się tej mentalności zrodziło przeżywany obecnie kryzys, który jest kryzysem sensu i wartości, uprzedni wobec kryzysu gospodarczego i społecznego. Człowiek, który próbuje istnieć tylko pozytywistycznie, w tym co można wyliczyć i zmierzyć, ostatecznie dusi się. W tym kontekście pytanie o Boga które jest w pewnym sensie, «pytaniem pytań» zostaje usunięte. Podczas gdy, właśnie ta kwestia odnosi nas do najgłębszych pytań człowieka, i do tkwiących w jego sercu dążeń do prawdy, szczęścia i wolności”.
Sekularyzacja i świat katolicki
Druga uwaga, jaką pragnę poczynić odnosi się do zaangażowania chrześcijan w świat w oparciu o ich powołanie kościelne, ale także ich charakteru świeckiego. W minionych dekadach uległy osłabieniu „głosy”, które mogłyby doprowadzić do owego pożądanego poszerzenia racjonalności, także w środowisku katolickim i chrześcijańskim.
Odpowiedzialny za to osłabienie jest z pewnością proces sekularyzacji, bardzo złożony i zróżnicowany w poszczególnych krajach europejskich, o którym nie możemy w tym miejscu mówić. Proces ten sprzyjał umocnieniu się owej mentalności pozytywistycznej, o której wspomnieliśmy cytując Benedykta XVI.
Trzeba jednak w związku z tym zauważyć, że wśród katolików swoją rolę odegrała ukryta dwuznaczność w pewnej interpretacji zasady „autonomii spraw ziemskich”.
II Sobór Watykański potwierdził wartość tej zasady „autonomii spraw ziemskich”. Cytuję: „jeśli poprzez nią chce się powiedzieć, rzeczy stworzone i same społeczeństwa cieszą się własnymi prawami i wartościami uznawanymi, stosowanymi i porządkowanymi stopniowo przez człowieka”.
Jesteśmy w obliczu poprawnej definicji tej autonomii, bo ukazuje, cytuję raz jeszcze Gaudium et spes n. 36: że należy uznać właściwy statut wszystkich rzeczy i że tak rozumianej autonomii należy się domagać… bo jest to także zgodne z wolą Stwórcy”. Ale ten sam Sobór, wciąż jest to Gaudium et spes nr 36, wyjaśnia – cytuję: „Jeżeli przez słowa «autonomia rzeczy doczesnych» rozumie się to, że rzeczy stworzone nie zależą od Boga i że człowiek może z nich korzystać bez odniesienia do Stwórcy, każdy, kto uznaje Boga, czuje, jak fałszywe są tego rodzaju stwierdzenia. Stworzenie bowiem bez Stwórcy ginie”. Koniec cytatu.
Zasada autonomii spraw ziemskich – jeśli jest rozumiana właściwie – prowadzi w konsekwencji do stosownego uznania autonomii wiernych świeckich na polu „im właściwym”, co dotyczy także bycia chrześcijaninem dzisiaj w Europie. Czasami jednak odniesienie do tej zasady autonomii w tej dziedzinie przekształciło się w szkodliwą rezygnację z ukazania wartości antropologicznych i etycznych niezbędnych do stawienia czoła specyficznym treściom działań społecznych, politycznych i gospodarczych. Jednakże w ten sposób „autonomia” stała się synonimem „obojętności” w odniesieniu do takich zasadniczych wartości. Samej nauce społecznej Kościoła groziło w takim ujęciu potraktowanie bardziej jako rodzaju przesłanki pobożnych intencji niż jako organiczne i obowiązujące warunki ramowe. Tak więc, można się zastanawiać, czy świat katolicki powołany ze swej natury, by zwracać uwagę na aktualne wielkie wyzwania antropologiczne i etyczne nie był ze swej strony współodpowiedzialny, przynajmniej za naiwność, spóźnione reakcje lub brak zwrócenia uwagi na aktualny stan rzeczy, który ujawnia się w przeżywanym przez nas poważnym kryzysie i bólu.
„Gorzej niż konik polny”
Jest jeszcze ostatni czynnik który chciałbym zasygnalizować. Nawet połączenie tak bardzo niekorzystnych koniunktur nie doprowadziłoby do dzisiejszego kryzysu gospodarczego i finansowego, jeśli nie byłby w stanie zakorzenić się na gruncie powszechnej nieodpowiedzialności: tej która pobudza do systematycznego wydawania na własną konsumpcję sum, które jeszcze nie zostały zarobione. Zachowanie, które do niedawna wydawałoby się na tyle szalone, że przekraczające nawet poziom kwalifikacji moralnej. Wobec mądrej mrówki, niemoralny konik polny konsumował w zasadzie tylko to, co miał. Obecnie natomiast ta skłonność do konsumizmu jest coraz częściej postrzegana jako normalność i jest wręcz systematycznie prowokowana przed panującą mentalność.
Jako potwierdzenie tego biegu rzeczy wystarczy pomyśleć o pewnym sposobie pojmowania praw w naszym społeczeństwie. W minionych dekadach, częściowo także z powodu znacznego dobrobytu i nie licząc się z zasobami rzeczywiście pozostającymi w dyspozycji wysuwano nazbyt daleko idące roszczenia w kategoriach praw wobec państwa. Wynikiem stało się kształtowanie się społeczeństwa niespójnego i niejednolitego. Proces taki przysłonił szereg wartości antropologicznych, etycznych, a więc pedagogicznych o podstawowym znaczeniu: zdolność oczekiwania, cierpliwości na realizację pragnienia czy potrzeby; ograniczenie swoich potrzeb oraz kontrola zachłanności; kultura rzeczy zamiast ich obsesyjnej wymiany; kompleksowe spojrzenie na czas trwania swego życia i sensu życia wiecznego: solidarne dzielenie się w imię sprawiedliwości, potrzeb innych osób, poczynając od tych najuboższych. Można by niemal powiedzieć, że dzisiejszy kryzys ujawnił rozpowszechnioną „obsceniczność” w jej sensie etymologicznym jako „zła wróżba”. Często wskazywaliśmy na rozpowszechnioną obsceniczność w korzystaniu z dóbr.
Wszystko to wymaga radykalnej zmiany w stylu życia, począwszy od istniejących ścieżek i uczciwych inicjatyw, w które należy się zaangażować zarówno na poziomie osobistym jak i wspólnotowym. Tak więc, aby być chrześcijaninem w dzisiejszej Europie trzeba sobie jasno uświadomić, że wczoraj jak i dziś, nie wolno nam chrześcijanom uciec od naszej rozstrzygającej odpowiedzialności, by być zanurzonymi w rzeczywistości proponując z prostą stanowczością, wychodzącą z doświadczenia wiary przeżywanej we wspólnocie swej wizji człowieka i życia wspólnego. Doprowadzi to do dobrego życia i dobrego zarządzania.