Górski Karabach ostatnią granicą cywilizacji chrześcijańskiej
23 października 2020 | 05:00 | Witold Repetowicz (KAI) | Stepanakert Ⓒ Ⓟ
„To nie jest tylko walka Ormian, to walka cywilizacji. Nadszedł czas dla ludzi dobrej woli takich jak Polacy by stanąć po stronie sprawiedliwości i uznać prawo do niepodległości i wolności ludzi Arcachu (Górski Karabach)” – apeluje apostolsko-ormiański biskup Tawuszu Bagrat Galstanian. Gdy tylko wojna wybuchła hierarcha przybył do Stepanakertu, aby wesprzeć duchowo swoich rodaków z atakowanego Arcachu. „To moja ojczyzna, nie ma żadnej różnicy między Armenią i Arcachem. Zagrożenie dla Arcachu jest zagrożeniem dla naszej egzystencji jako Ormian i chrześcijan” – zaznacza bp Galstanian.
„Na nasz dom spadły trzy bomby ale nie wybuchły. Myślę, że to nasze modlitwy pomogły” – mówi mi Tatiana, około 40-letnia ekspedientka ze Stepanakertu, miasta atakowanego od miesiąca przez Azerbejdżan. To stolica nieuznawanej Republiki Arcachu, znanej też jako Górski Karabach, od starożytności zamieszkanej przez Ormian, którą jednak Azerbejdżan uważa za część swojego terytorium. Równo sto lat temu Stalin zawarł pakt z Turcją, na mocy którego przyłączył to ormiańskie terytorium do Azerbejdżańskiej SRR. Gdy Związek Radziecki się rozpadał Obwód Autonomiczny Górskiego Karabachu, zgodnie z sowieckim prawem, ogłosił niepodległość, tak jak zrobiła to Armenia i Azerbejdżan. Azerskie władze tego jednak nie uznały i rozpoczęły krwawą wojnę, którą przegrały. W 1994 r. został zawarty rozejm ale 27 września br. Azerbejdżan znów napadł na Arcach.
„Wesprzyjcie nas, nie dajcie tym Azerom nas wymordować, bo to co oni sobą reprezentują to jest zagrożenie dla całego świata, przede wszystkim chrześcijańskiego. Przecież to wiedzą wszyscy, tylko dlaczego nikt nic nie robi, dlaczego nikt się nie śpieszy, przecież trzeba nas poprzeć, nasze dzieci tam giną, pośpieszcie się, zróbcie coś!” – apeluje Tatiana, a w jej głosie pobrzmiewa ogromny żal. Problem bowiem w tym, że malutka Armenia walczy dziś nie tylko z Azerbejdżanem ale również z Turcją. Oba kraje łączy etniczne pokrewieństwo. Dlatego Ankara zbroi agresora oraz przerzuciła na tę wojnę setki dżihadystów z Syrii.
„Dla nich my chrześcijanie jesteśmy ‘niewiernymi’. Oni wierzą, że jak nas wymordują to pójdą do raju. Poza tym zabijają również dla pieniędzy. To jest zagrożenie nie tylko dla nas ale i dla całego świata, bez względu na religię. Mówię nie o muzułmanach w ogóle, ale o wyznawcach tej ekstremistycznej ideologii dżihadystycznej, którzy się teraz tu pojawili” – podkreśla biskup Tawuszu Bagrat Galstanian, który gdy tylko wojna wybuchła przybył z tego znajdującego się w północnej Armenii miasta do Stepanakertu by wesprzeć duchowo swoich rodaków z atakowanego Arcachu. „To moja ojczyzna, nie ma żadnej różnicy między Armenią i Arcachem. Zagrożenie dla Arcachu jest zagrożeniem dla naszej egzystencji jako Ormian i chrześcijan” – mówi hierarcha Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego.
„Turcja chce wskrzeszenia dawnego imperium osmańskiego, a następnie jego dalszej ekspansji. W tej koncepcji nie ma miejsca dla Armenii, jest ona przeszkodą w dążeniu do połączeniu tureckich narodów, wystarczy spojrzeć na mapę by się przekonać. I tu nagle pojawia się ta ambitna, podobna do Hitlera postać zwana Erdoganem, która rękami Azerbejdżanu chce nas unicestwić by zrealizować ten plan połączenia. Wszystkie te jego oświadczenia, te groźby w stosunku do Europy, Ameryki, Rosji, zagrożenie jakie stwarza on w Syrii czy Libii, wszystko to pokazuje jego hegemoniczne ambicje stworzenia ogromnego imperium ciągnącego się od Morza Czarnego i Śródziemnego aż do Chin. A mała Armenia jest dla nich kością w gardle i dlatego chcą ją wymazać z mapy świata tak jak to zrobili sto lat temu” – tłumaczy biskup Galstanian. „Chodzi nie tylko o nas jako naród, jako mieszkańców tej ziemi, która jest dla nas święta, ale również o nasze kulturowe, chrześcijańskie dziedzictwo i dlatego walczymy teraz o naszą egzystencję, to bardzo proste” – dodaje ormiański duchowny.
Galstanian zaznacza, że wojna ta nie ma charakteru religijnego konfliktu miedzy chrześcijaństwem i islamem. „My pokojowo współżyliśmy i współżyjemy z naszymi muzułmańskimi sąsiadami, np. z Iranem. Było też wiele muzułmańskich rodzin, które dały nam schronienie w czasie ludobójstwa w Turcji sto lat temu” – tłumaczy. Nie oznacza to jednak, że chrześcijaństwo na południowym Kaukazie nie jest zagrożone. „Podkreślałem to wielokrotnie, że Armenia jest ostatnim bastionem cywilizacji chrześcijańskiej, nie samej religii, ale cywilizacji. W Syrii i w wielu innych krajach na Bliskim Wschodzie ta nasza kwitnąca jeszcze niedawno chrześcijańska cywilizacja już znikła. Tak samo w Turcji nic z niej nie zostało, jesteśmy teraz ostatnią granicą” – mówi biskup.
Ormiański hierarcha nie ukrywa przy tym, że jest bardzo rozczarowany reakcją międzynarodową na turecką agresję na Ormian. „Najwyższy czas by niepodległość Arcachu została uznana i oczekujemy tego nie tylko od chrześcijan ale od wszystkich ludzi dobrej woli. To jedyna droga dla sprawiedliwości i pokoju. Niestety, reakcje międzynarodowe, zwłaszcza dużych mocarstw, cechuje straszna hipokryzja. Czemu ludzie w Kosowie mogą żyć jako niepodległe państwo, a ludziom w Arcachu się tego odmawia? Dlaczego? Ze względu na interesy ekonomiczne i znaczenie azerskiej ropy? A gdzie prawa człowieka?” – pyta duchowny.
„W tej walce chodzi o obronę naszej ludzkiej godności i podstawowych praw, sprawiedliwości. Świat, zwłaszcza wielkie mocarstwa chcą arbitralnie decydować kto ma prawo żyć w warunkach wolności i niepodległości, a kto nie. I to jest nie do zaakceptowania dla nas. Stworzyliśmy tu tak bogatą kulturę, która wniosła ogromny wkład do skarbca światowej cywilizacji. Tu chodzi o nasze prawa, sprawiedliwość i naszą godność, o zapobieżenie kolejnemu ludobójstwu, już tego doświadczyliśmy i nie chcemy pozwolić by się to powtórzyło, dlatego musimy zwyciężyć” – podkreśla biskup Tawuszu.
Hierarcha nie jest jedynym ormiańskim duchownym niosącym wsparcie dla walczących żołnierzy. „Nie ma znaczenia czy ktoś jest osobą świecką czy duchowną, wszyscy służą na froncie. Nasi księżą wspierają żołnierzy duchowo modląc się z nimi, błogosławiąc ich, niosąc pociechę i zagrzewając do walki, ale również pomagają np. przygotowując posiłki. Robią wszystko co jest potrzebne na froncie. To nie jest łatwe narażać swoje życie, ale mamy świadomość, że nie robimy tego dla siebie, dla własnej korzyści, ale po to by zapewnić przetrwanie naszej narodowej egzystencji. I dlatego tak ważny jest aspekt duchowy. Jest bardzo dużo księży, kapelanów i diakonów służących tu na froncie, wiemy w tej chwili o trzech rannych od bomb, którzy zadeklarowali jednak, że jak tylko wyzdrowieją to wrócą na front. Z niektórymi straciliśmy kontakt bo to bardzo niebezpieczna strefa” – mówi Galstanian.
Biskup uważa też, że jest możliwe pojednanie Ormian z Azerami. „My tego chcemy tego ale pod jednym warunkiem, muszą zmienić swoje podejście i uznać nasze prawa jako ludzi, którzy zażądali życia w wolności, a także zrozumieć, że nikt nie dał prawa jakiemukolwiek azerskiemu dyktatorowi by nam dyktował jak mamy żyć” – wyjaśnia. „Naród Arcachu ogłosił niepodległość nie od Azerbejdżanu, bo takie państwo wówczas nie istniało, ale od ZSRR i dokonał tego zgodnie z obowiązującym wówczas prawem. I dlatego ma prawo żyć jako niepodległe państwo, kto może im to odbierać, na jakiej podstawie? Takie decydowanie kto ma prawo żyć jako wolny naród, a kto nie to hipokryzja” – dodaje.
Bp Galstanian zwraca się też z przesłaniem do Polaków, w tym mieszkających od 650 lat w naszym kraju Ormian. „Polscy Ormianie znają swoją historię, wiedzą do jakiego narodu należą i wierzę, że robią co tylko w ich mocy w tej sytuacji. Pozostałym Polakom chcę powiedzieć, że czas stanąć po stronie sprawiedliwości i uznać prawo ludzi, którzy powstali i oddają swoje młode życia walcząc o godne i wolne życie na tej ziemi. To nie jest tylko walka Ormian, to walka cywilizacji. Nadszedł czas dla ludzi dobrej woli takich jak Polacy by stanąć po stronie sprawiedliwości i uznać prawo do niepodległości i wolności ludzi Arcachu” – apeluje biskup.
Tymczasem sytuacja na froncie jest coraz bardziej dramatyczna dla Ormian. W Martuni, mieście znajdującym się we wschodniej części Arcachu i doświadczającym codziennych bombardowań, w tym za pomocą zakazanych bomb kasetowych, wiele osób w ogóle nie wychodzi z podziemnych schronów. Z 5 tys. mieszkańców pozostało około 500. Mężczyźni są bowiem na froncie, a większość kobiet i dzieci wyjechała do Armenii. „Jeśli, nie daj Boże, Azerowie wejdą do Martuni to wszystkich wymordują w okrutny sposób. Jak przed tygodniem zajęli Hadrut to złapali dwoje staruszków i nie tylko zabili ich na miejscu, ale odcięli im uszy ‘na pamiątkę’. To ich zwyczaj. Zresztą oni tam więcej osób pozabijali, niektórzy może jeszcze się kryją po schronach ale nie mają szans przeżyć, zwłaszcza starzy, bo oni nie mają siły uciekać przez góry” – opowiada Armen, jeden z miejscowych dziennikarzy.
„Całe życie urządzają nam ludobójstwo. Mamy prawo żyć na naszej ziemi, nikomu nic nie zabieramy. Cały świat wie kim są Ormianie. Jesteśmy potomkami Noego, który tu zszedł z Arki. Turcy nienawidzą i nas i naszego chrześcijaństwa” – mówi smutnym głosem Tatiana i powtarza swój apel: „Wesprzyjcie nas, my tu walczymy z terroryzmem!”.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.