Kard. Wilton Daniel Gregory – „wierny rycerz Franciszka”
03 grudnia 2020 | 17:44 | Waldemar Piasecki (KAI Waszyngton) | Waszyngton Ⓒ Ⓟ
Całe Stany Zjednoczone żyją bezprecedensowym wydarzeniem, jakim jest wyniesienie do godności kardynalskiej pierwszego amerykańskiego Afroamerykanina, metropolity waszyngtońskiego, Wiltona Daniela Gregory’ego. Jest on pierwszym amerykańskim kardynałem, który pochodząc z rodziny baptystów konwertował się na katolicyzm.
Wyobraźmy sobie nienajlepszą część aglomeracji chicagowskiej i dwunastolatka z rozbitej rodziny wychowywanego głównie przez babcię, który idzie po podstawówce do katolickiej St. Carthage Grammar School prowadzonej przez siostry dominikanki. Chłopiec jest formalnie baptystą. Edukacja katolicka robi na nim takie wrażenie, iż postanawia zostać… księdzem. Katecheta wyjaśnia mu jednak, istotny „niuans” kanoniczny, aby zostać katolickim kapłanem, najpierw musi zostać… katolikiem. Czyli przejść proces konwersji w tym chrztu. Następuje to w 1959 roku, krótko potem po raz pierwszy przyjmuje komunię św. i sakrament bierzmowania. Dwa lata później, po ukończeniu szkoły kieruje swe kroki do seminarium. Święcenia kapłańskie przyjmuje 9 maja 1973 roku i zostaje skierowany na studia teologiczne w Rzymie zwieńczone doktoratem.
Po powrocie do macierzystej archidiecezji chicagowskiej, pracuje jako proboszcz w parafiach w Glenview i Park Ridge. W 1983 roku zostaje wyświęcony na biskupa przez kard. Josepha Bernardina i bp. Alfreda Abramowicza, legendarną postać duchowieństwa chicagoskiego, duchowego lidera Polonii i osobistego przyjaciela Jana Pawła II. Ma niespełna trzydzieści sześć lat i jest jednym z najmłodszych duchownych wyniesionych do tej godności w historii Kościoła amerykańskiego.
W 1994 r. bp Wilton Gregory został ordynariuszem diecezji Belleville. W latach 2001-2004 był przewodniczącym Konferencji Biskupów Amerykańskich. Po raz pierwszy do tej godności wybrano Afroamerykanina. Musiał się mierzyć z kolejnymi skandalami pedofilskimi wybuchającymi, jeden po drugim, w amerykańskim Kościele. Był inicjatorem kościelnego dokumentu „Karta Obrony Dzieci i Młodych Ludzi” porządkującego kwestie wykorzenienia tych patologii ze stanu duchownego. W grudniu 2004 roku, w jednej ze swych ostatnich nominacji, Jan Paweł II powierza mu urząd arcybiskupa Atlanty.
Podczas piętnastoletniej posługi dał się poznać jako człowiek dialogu i budowniczy mostów, . Dotyczyło to m.in. unikalnej roli jaką odgrywał w duszpasterstwie osób homoseksualnych otaczanych zrozumieniem, pomocą i wsparciem. Ustanowił w archidiecezji stanowisko odpowiedzialnego za kontakty z tą grupą. Jego postawa napotykała krytykę niektórych biskupów.
W 2018 roku głośna stała się sprawa duchownego ks. Henry’ego Gracza z kościoła Niepokalanego Poczęcia, świątyni uczęszczanej przez wiernych LGBT. Ks. Gracz nie tylko był ich pasterzem, ale także doradcą ofiar wykorzystywania seksualnego przez duchownych. Obie okoliczności uznawane były przez jego oponentów za rzekome występowanie przeciwko nauczaniu Kościoła. Po tym, jak ks. Gracz wziął udział w paradzie równości ze swymi wiernymi zażądano od arcybiskupa usunięcia duchownego. Abp Wilton Gregory zdecydowanie odmówił oświadczając: „Ksiądz Gracz postępuje zgodnie z wezwaniem Papieża Franciszka, aby towarzyszył ludziom na peryferiach społeczeństwa. Jego kapłańskie serce nie jest zamknięte dla tych, którzy czują się niezrozumiani lub odrzuceni”.
Arcypasterz Atlanty otworzył także drzwi tamtejszej katedry dla jezuity o. Jamesa Martina, papieskiego „łącznika” ze środowiskami LGBT, który głosił w murach tej świątyni Słowo Boże. Fakt ten napotkał protesty części środowisk katolickich.
Od początku pontyfikatu papieża Franciszka abp Wilton Gregory definiował się jako jego „wierny żołnierz”, choć raczej lepsze wydaje się tu określenie „wierny rycerz”. Stał się gorącym orędownikiem papieskiej adhortacji o miłości w rodzinie „Amoris laetitia” ogłoszonej 2016 roku określając ją jako „dokument, który rozpoznaje rzeczywiste poważne problemy i wyzwania, przed którymi stoją obecnie rodziny, ale jednocześnie jest głoszeniem nadziei przez miłosierdzie i łaskę Boga”. Chodziło m.in. o kwestie osób żyjących w ponownych związkach małżeńskich i – jak odczytywało wielu – innych pozasakramentalnych.
Hierarcha amerykański głosił historyczną rolę papieża Franciszka, który „rzuca wyzwanie Kościołowi i jego pasterzom, aby wyszli poza myślenie, że wszystko jest czarno-białe, czym niejednokrotnie zamykamy wiernym drogę łaski i wzrostu”.
Abp Gregory jasno definiował się jako zwolennik rozumianej w duchu św. Tomasza z Akwinu „epikei” (sprawiedliwości), cnoty właściwego, łagodnego stosowania prawa ogólnego do konkretnych przypadków, będących częścią rzeczywistości, która jest zawsze bogatsza niż samo prawo, nieraz wbrew literze prawa, ale zgodnie z jego duchem. Powinno to być obecne w nauczaniu Kościoła dzisiejszych czasów bardziej niż kiedykolwiek w jego historii.
Wiosną ubiegłego roku, po dymisji metropolity waszyngtońskiego arcybiskupa Donalda Wuerla w wyniku wyroków sądowych wskazujących na jego rolę w tuszowaniu przestępstw pedofilii w Kościele, wyłoniła się kwestia sukcesji. Abp Wilton Gregory wymieniany był jako poważny kandydat do objęcia tego niezwykle ważnego urzędu. Od części środowisk katolickich popłynęły apele do nuncjusza papieskiego w Waszyngtonie, aby nominację powstrzymać. Okazały się bezskuteczne. Początkiem grudnia papież powierzył mu misję w Waszyngtonie.
21 maja 2019 roku odbył się uroczysty ingres nowego pasterza stołecznej metropolii. Szybko wyłoniły się punkty kolizyjne kursu posługi abp Wiltona Gregory’ego i polityki Donalda Trumpa. Chodziło przede wszystkim o kwestie rasowe związane z pozycją w społeczeństwie Afroamerykanów, kwestię traktowania imigrantów, w tym sztandarowego projektu trumpowskiego budowy muru na granicy z Meksykiem, fatalnych warunków panujących w ośrodkach dla nielegalnych imigrantów, a także stosunku do łatwego dostępu do broni palnej czy dopuszczalności kary śmierci. Hierarcha otwarcie i głośno wyrażał swoje stanowisko zupełnie odmienne od prezydenckiego. Stało się ono jeszcze bardziej wyraziste, kiedy kraj opanowała fala protestów na tle rasowym po zamordowaniu przez policję Minneapolis Afroameranina, powszechnie znana pod hasłem „Black Lives Matter”. Arcybiskup protestował przeciwko brutalnemu stosowaniu siły wobec protestujących oraz wskazywał, na strukturalne funkcjonowanie rasizmu w rzeczywistości Stanów Zjednoczonych z czym administracja Trumpa nic nie robi.
Kulminacją sytuacji konfliktowej stała się wizyta Donalda Trumpa zorganizowana przez Biały Dom wraz ze świeckim Zakonem Rycerzy Kolumba, w przezeń administrowanym Centrum Jana Pawła II, której głównym celem było podpisanie prezydenckiego dokumentu o wspieraniu na świecie wolności religijnej. Wydarzenie miało miejsce 2 czerwca br. w rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Stanów Zjednoczonych. Było ono przygotowywane przez organizację katolicką bez wiedzy ordynariusza archidiecezji waszyngtońskiej, który, ku swemu zdumieniu, nie otrzymał na nie zaproszenia od Rycerzy Kolumba, a z Białego Domu. Nie przybył.
Dzień wcześniej Donald Trump postanowił sfotografować się z Biblią w ręku przed kościołem św. Jana Kościoła episkopalnego, co doprowadziło do masowego protestu zakończonego rozpędzeniem go przez policje przy użyciu siły fizycznej i gazu łzawiącego. Oceniając poczynania prezydenckie jako elementy kampanii wyborczej wykraczające poza relacje państwo-Kościół, abp Gregory wydał oświadczenie stanowiące między innymi: „Uważam za zaskakujące i naganne, że jakakolwiek placówka katolicka pozwoliłaby sobie na tak rażąco niewłaściwe wykorzystanie i manipulację w sposób naruszający nasze zasady religijne, które wzywają nas do obrony praw wszystkich ludzi, nawet tych, z którymi moglibyśmy się nie zgadzać. Święty Papież Jan Paweł II był zagorzałym obrońcą praw i godności człowieka. Jego dziedzictwo jest żywym świadectwem tej prawdy. Z pewnością nie zgodziłby się na użycie gazu łzawiącego i innych środków odstraszających w celu uciszenia, rozproszenia lub zastraszenia ludzi w celu zrobienia zdjęcia przed miejscem kultu i pokoju”.
Była to krytyka Rycerzy Kolumba, którzy nie tylko nie skonsultowali z ordynariuszem wizyty głowy państwa, ale także zataili, że w miejscu religijnym będzie podpisywał dokument administracji państwowej. Było to przejrzyste mieszanie się organizacji kościelnej w politykę za plecami władzy kościelnej. Media przypomniały z tej okazji, że lider tego świeckiego zakonu Najwyższy Rycerz Carl Anderson, przez kilka lat był asystentem republikańskiego senatora Jesse Helmsa, ostatniego wielkiego segregacjonisty w Senacie USA, pracował także w administracji Ronalda Reagana, a jego przywiązanie do Partii Republikańskiej jest powszechnie znane. Reagując na falę krytyki sam Trump zakomunikował, że nie miał pojęcia, że coś ma w sanktuarium podpisywać i dowiedział się dopiero na miejscu. Oczywiście nikt w to nie uwierzył.
W wyborach prezydenckich abp Wilton Gregory głosował na katolika Joe Bidena, ale ujawnił to dopiero po upublicznieniu wyników. Zakomunikował również, że podobnie jak papież Franciszek będzie nowemu prezydentowi udzielał komunii czemu część amerykańskich duchownych była przeciwna uznając polityczne poglądy Bidena w kwestii warunków dopuszczalności aborcji za nazbyt liberalne. Kiedy Franciszek ogłosił kardynalska nominację abp Gregory’ego, Biden pogratulował mu w ciągu godziny. Coraz częściej mówi się, że to metropolita waszyngtoński będzie wygłaszał tradycyjną modlitwę towarzyszącą zaprzysiężeniu prezydenta.
Pierwszy afroamerykański kardynał ożywia wyobraźnię i rodzi nadzieję. Jest on równie pierwszym amerykańskim kardynałem, który konwertował się z baptyzmu na katolicyzm. Także pierwszym kardynałem, którego w wierze w Boga formowała babcia Etta Mae, wywodząca się z Missisipi, Afroamerykanka pamiętająca czasy niewolnictwa i wszelkiego zła płynącego z poczucia wyższości białych na czarnymi i wszystkimi innymi rasami. Może właśnie dlatego dewiza biskupia jej wnuka brzmi: „Wszyscy należymy do Pana”. Biali, czarni, żółci, czerwoni. Hetero- i homoseksualni. Rozwiedzeni i żyjący w ponownych związkach. Wierni i mąjący z wiarą problemy. Ludzie cnót i grzesznicy.
Wierny „rycerz Franciszka”, kard. Wilton Gregory ma teraz „swój czas”. Ma go niewiele, bowiem tylko trzy lata dzieli go od osiągnięcia 75 lat, czyli wieku zwykle oznaczającego emeryturę. Może jednak tym bardziej wykorzystać go intensywnie i kreatywnie. Przede wszystkim poprzez realizację wyzwania papieskiego, aby wychodzić poza stereotyp Kościoła, gdzie wszystko jest „czarne albo białe”.
Społeczność St. Carthage Grammar School katolickiej szkoły kard. Wiltona Gregory’ego, nie kryjąc olbrzymiej radości po kardynalskim awansie uważa, tradycyjnie i po amerykańsku, że „tylko niebo jest granicą osiągnięć”. Ich absolwent znalazł się już w gronie, z którego będzie wybierany przyszły papież.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.