Ks. Lombardi: Benedykt, życie spędzone na spotkaniu z obliczem Jezusa
01 stycznia 2023 | 00:11 | tom (KAI) | Watykan Ⓒ Ⓟ
Były rzecznik Benedykta XVI ks. Federico Lombardi kreśli profil Josepha Ratzingera i jego niezwykłej misji skupionej na wierze w Chrystusa. „Wiara zawsze w dialogu z rozumem, a więc ze światem, w poszukiwaniu prawdy, która nie jest zbiorem pojęć, ale jest Miłością, która stała się ciałem” – napisał przewodniczący watykańskiej Fundacji Josepha Ratzingera-Benedykta XVI w artykule opublikowanym na portalu Vatican News. Papież senior Benedykt XVI zmarł 31 grudnia 2022 o godz. 9.34 w klasztorze „Mater ecclesiae” w Watykanie.
Publikujemy tekst artykułu.
„Wkrótce stanę przed ostatecznym sędzią mojego życia. Chociaż patrząc wstecz na moje długie życie mogę mieć wiele powodów do obaw i strachu, to jednak jestem z radosnym duchem, ponieważ mocno ufam, że Pan jest nie tylko sprawiedliwym sędzią, ale jednocześnie przyjacielem i bratem, który sam już cierpiał z powodu moich braków i dlatego jako sędzia jest jednocześnie moim obrońcą. W obliczu godziny sądu, łaska bycia chrześcijaninem staje się dla mnie jasna. Bycie chrześcijaninem daje mi wiedzę, co więcej, przyjaźń z sędzią mojego życia i pozwala mi z ufnością przejść przez ciemne drzwi śmierci. W tym względzie nieustannie przypomina mi się to, co Jan relacjonuje na początku Apokalipsy: widzi Syna Człowieczego w całej jego wielkości i upada do pełna jak martwy. Lecz On, kładąc na nim prawą rękę, mówi do niego: ” Przestań się lękać!…” (por. Ap 1,12-17)”. Tak napisał Benedykt XVI w swoim ostatnim liście z 6 lutego, na zakończenie bolesnych dni „rachunku sumienia i refleksji” nad krytyką, jaka spadła na niego w związku ze sprawą nadużyć, gdy ponad 40 lat wcześniej był arcybiskupem Monachium i Fryzyngi.
Wreszcie nadszedł moment spotkania z Panem. Na pewno nie można powiedzieć, że było to niespodziewane i że nasz Wielki Senior przyszedł nieprzygotowany. Jeśli jego poprzednik dał nam cenne i niezapomniane świadectwo, jak żyć w wierze z bolesną postępującą chorobą aż do śmierci, to Benedykt XVI dał nam piękne świadectwo, jak żyć w wierze z narastającą słabością starości przez wiele lat aż do końca. Fakt, że w odpowiednim czasie zrzekł się papiestwa, pozwolił mu – a nam wraz z nim – przejść tę drogę z wielkim spokojem.
Miał dar pokonywania swojej drogi przy zachowaniu jasności umysłu, zbliżając się z pełną świadomością do tych „ostatecznych rzeczywistości”, o których jak mało kto miał odwagę myśleć i mówić dzięki wierze, którą otrzymał i którą żył. Zarówno jako teolog, jak i jako papież mówił do nas o tym w sposób głęboki, wiarygodny i przekonujący. Jego pisma i słowa na temat eschatologii, jego encyklika o nadziei pozostają darem dla Kościoła, na którym jego milcząca modlitwa postawiła pieczęć podczas długich lat emerytury „na górze”.
Spośród wielu rzeczy, które można zapamiętać z jego pontyfikatu, tą, która szczerze mówiąc wydawała się i nadal wydaje mi się najbardziej niezwykła, było to, że w tych właśnie latach udało mu się napisać i ukończyć swoją trylogię o Jezusie. Jak papież, z odpowiedzialnością i troskami Kościoła powszechnego, które faktycznie niósł na swoich barkach, zdołał napisać takie dzieło? Z pewnością był to wynik życiowej refleksji i badań. Ale niewątpliwie wewnętrzna pasja, motywacja musiały być nie do pokonania. Jego stronice wyszły spod pióra uczonego, ale jednocześnie człowieka wierzącego, który poświęcił swoje życie na szukanie spotkania z obliczem Jezusa i który widział w tym jednocześnie spełnienie swojego powołania i służbę innym.
W tym sensie, o ile rozumiem, dlaczego wyraźnie zaznaczył, że tego dzieła nie należy uważać za „papieskie magisterium”, to nadal uważam, że stanowi ono istotną część jego świadectwa służby jako papieża, czyli jako człowieka wierzącego, który uznaje w Jezusie Syna Bożego, i na którego wierze my również możemy nadal polegać. W tym sensie nie mogę uznać za przypadkowe, że czas decyzji o zrzeczeniu się papiestwa, czyli lato 2012 roku, zbiega się z czasem zakończenia trylogii o Jezusie. Czas wypełnienia misji skupionej na wierze w Jezusa Chrystusa.
Nie ulega wątpliwości, że pontyfikat Benedykta XVI charakteryzował się bardziej jego magisterium niż działaniem rządzącym. „Dobrze wiedziałem, że moją mocną stroną – jeśli ją miałem – było przedstawienie wiary w sposób odpowiadający kulturze naszych czasów” (…). Wiara zawsze w dialogu z rozumem, wiara rozumna; rozum otwarty na wiarę. Papież Ratzinger był słusznie szanowany przez tych, którzy żyją uważnie na ruchy myśli i ducha oraz starają się odczytywać wydarzenia w ich najgłębszym i długofalowym znaczeniu, nie zatrzymując się na powierzchni wydarzeń i zmian. Nie na darmo niektóre z jego wielkich wystąpień przed publicznością nie tylko kościelną, ale i przedstawicielami całego społeczeństwa, w Londynie, Berlinie… Nie bał się konfrontacji z różnymi ideami i stanowiskami, patrzył z wiernością i dalekowzrocznością na wielkie pytania, na zaciemnienie obecności Boga na horyzoncie współczesnej ludzkości, na pytania o przyszłość Kościoła, zwłaszcza w swoim kraju i w Europie. I starał się lojalnie stawiać czoła problemom, nie stroniąc od nich, nawet jeśli były dramatyczne; ale wiara i inteligencja wiary pozwalały mu zawsze znaleźć perspektywę nadziei.
Wartość intelektualna i kulturowa Josepha Ratzingera jest zbyt dobrze znana, by trzeba było powtarzać jego pochwały. Tym, który potrafił go zrozumieć i docenić dla Kościoła powszechnego był Jan Paweł II. Przez 24 z 26 lat pontyfikatu swojego poprzednika Ratzinger był prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Dwie różne osobowości, ale – śmiem twierdzić – „formidable pairing”. Bezgraniczny pontyfikat papieża Wojtyły nie może być odpowiednio przemyślany, w sensie doktrynalnym, bez obecności kardynała Ratzingera i zaufania pokładanego w nim, w jego teologii eklezjalnej, w horyzoncie i równowadze jego myśli. służyć jedności wiary Kościoła w dziesięcioleciach po Vaticanum II, stawiając czoła epokowym napięciom i wyzwaniom w dialogu z judaizmem, ekumenizmem, dialogiem z innymi religiami, konfrontacją z marksizmem, w kontekście sekularyzacji i przemian wizji człowieka i seksualności zdołać zaproponować syntezę doktrynalną tak szeroką i harmonijną, jak ta zawarta w Katechizmie Kościoła Katolickiego, przyjętą przez zdecydowaną większość wspólnoty kościelnej z nieoczekiwanym konsensusem, aby doprowadzić tę wspólnotę do przekroczenia progu trzeciego tysiąclecia w poczuciu, że jest nosicielem orędzia zbawienia dla ludzkości.
W rzeczywistości ta bardzo długa i niezwykła współpraca była przygotowaniem do pontyfikatu Benedykta XVI, postrzeganego przez kardynałów jako najwłaściwszy kontynuator i następca dzieła papieża Wojtyły. Całościowe spojrzenie na itinerarium Josepha Ratzingera nie umyka – wręcz imponuje – ciągłość jego wątku, a zarazem stopniowe poszerzanie horyzontu jego posługi.
Od początku powołanie Josepha Ratzingera jest powołaniem kapłańskim, jednocześnie do studiów teologicznych oraz do służby liturgicznej i duszpasterskiej. Postępuje w różnych jego etapach, od seminarium po pierwsze doświadczenia duszpasterskie i nauczanie uniwersyteckie; potem jego horyzont poszerza się najpierw o doświadczenie Kościoła powszechnego wraz z udziałem w Soborze i relacją z wielkimi teologami tamtych czasów. Następnie powrócił do działalności akademickiej polegającej na pogłębionych studiach teologicznych, ale zawsze pośród debaty i doświadczenia eklezjalnego; potem znów poszerzył swoje horyzonty w posłudze duszpasterskiej w wielkiej archidiecezji monachijskiej; przeszedł definitywnie do służby Kościołowi powszechnemu wraz z wezwaniem do Rzymu do kierownictwa Kongregacji Nauki Wiary; wreszcie nowe wezwanie doprowadziło go do kierowania całą wspólnotą kościelną. Horyzont stał się totalny nie tylko dla myśli, ale także dla posługi kapłańskiej i duszpasterskiej.
Służyć całej wspólnocie Kościoła, inteligentnie prowadzić go po drogach naszych czasów, zachować jedność i autentyczność jego wiary. Motto wybrane z okazji jego święceń biskupich, „Współpracownicy prawdy” (3 J 8), bardzo dobrze wyraża cały wątek życia i powołania Josepha Ratzingera, jeśli zrozumie się, że dla niego prawda nie była bynajmniej zbiorem abstrakcyjnych pojęć, ale ostatecznie wcielała się w osobę Jezusa Chrystusa.
Pontyfikat Benedykta XVI jest i będzie powszechnie pamiętany także jako pontyfikat naznaczony czasem kryzysu i trudności. To prawda i pomijanie tego aspektu byłoby niesprawiedliwe. Ale trzeba to widzieć i oceniać nie powierzchownie. Jeśli chodzi o wewnętrzną czy zewnętrzną krytykę i opozycję, sam z uśmiechem przypomniał, że kilku innych papieży musiało zmierzyć się z o wiele bardziej dramatycznymi czasami i sytuacjami. Bez konieczności sięgania do prześladowań z pierwszych wieków, wystarczy pomyśleć o Piusie IX czy Benedykcie XV, gdy potępiał „bezużyteczną rzeź”, albo o sytuacjach papieży podczas wojen światowych. Nie uważał się więc za męczennika. Żaden papież nie wyobraża sobie, aby nie spotkać się z krytyką, trudnościami i napięciami. Nie umniejsza to faktu, że w razie potrzeby potrafił reagować na krytykę z werwą i stanowczością, jak to miało miejsce w przypadku niezapomnianego Listu do biskupów z 2009 r., po aferze z umorzeniem ekskomuniki wobec lefebrystów i po „sprawie Williamsona”; listu pełnego pasji, o którym jego sekretarz powiedział mi, że wyraża „Ratzingera w stanie czystym”.
Jednak najcięższym krzyżem jego pontyfikatu, którego ciężar zaczął pojmować już w czasie jego pobytu w Kongregacji Nauki Wiary i który nadal objawia się jako próba i wyzwanie dla Kościoła o historycznych rozmiarach, jest sprawa nadużyć seksualnych. Było to też powodem krytyki i osobistych ataków na niego aż do ostatnich lat życia, a więc i głębokiego cierpienia. Będąc również bardzo zaangażowanym w te sprawy w czasie jego pontyfikatu, jestem głęboko przekonany, że coraz wyraźniej dostrzegał powagę problemów i miał wielkie zasługi w stawianiu im czoła z rozmachem i głęboką wizją w ich różnych wymiarach: słuchanie ofiar, rygor w dochodzeniu sprawiedliwości w obliczu zbrodni, leczenie ran, ustanawianie odpowiednich norm i procedur, kształcenie oraz zapobieganie złu. Był to dopiero początek długiej drogi, ale w dobrym kierunku i z dużą pokorą. Benedykt nigdy nie martwił się o „obraz” siebie czy Kościoła, który nie odpowiadał prawdzie. I nawet w tej dziedzinie zawsze działał z perspektywy człowieka wiary. Poza środkami duszpasterskimi czy prawnymi, niezbędnymi do stawienia czoła złu w jego przejawach, odczuwał straszliwą i tajemniczą moc zła oraz potrzebę odwołania się do łaski, aby nie zostać przez nie zmiażdżonym w rozpaczy i znaleźć drogę uzdrowienia, nawrócenia, pokuty, oczyszczenia, której potrzebują ludzie, Kościół i społeczeństwo.
Kiedy poproszono mnie o podsumowanie historii pontyfikatu Benedykta XVI jakimś epizodem, przypomniałem sobie czuwanie modlitewne podczas Światowych Dni Młodzieży w Madrycie, w 2011 roku, na wielkiej esplanadzie lotniska Cuatro Vientos, w którym uczestniczyło około miliona młodych ludzi. Był wieczór, ciemność gęstniała, gdy papież rozpoczął swoje przemówienie. W pewnym momencie zawiał istny huragan deszczu i wiatru. Przestało działać oświetlenie i nagłośnienie, a wiele namiotów na skraju esplanady zawaliło się. Sytuacja była naprawdę dramatyczna. Papież został poproszony przez swoich pracowników o opuszczenie i schronienie się, ale nie chciał. Cierpliwie i odważnie pozostał na swoim miejscu na otwartej scenie, chroniony przez prosty parasol trzepoczący na wietrze. Całe ogromne zgromadzenie poszło za jego przykładem, z ufnością i cierpliwością. Po jakimś czasie burza ustąpiła, deszcz ustał i zapanował wielki i niespodziewany spokój. Urządzenia znów zaczęły pracować. Papież zakończył swoje przemówienie i na środek sceny wniesiono wspaniałą monstrancję z katedry w Toledo do adoracji eucharystycznej. Papież klęczał w milczeniu przed Najświętszym Sakramentem, a za nim, w ciemności, ogromne zgromadzenie łączyło się w modlitwie w absolutnym spokoju.
W pewnym sensie może to pozostać obrazem nie tylko pontyfikatu, ale także życia Josepha Ratzingera i celem jego drogi. Kiedy on wchodzi w ostateczną ciszę przed Panem, my również trwamy za nim i z nim.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.