Ks. prof. Robert Skrzypczak: chrześcijaństwo jest atrakcyjne
13 stycznia 2025 | 12:10 | Rozmawiała Ewa Kotowska-Rasiak, ek | Kalisz Ⓒ Ⓟ
– Czy Kościół ma być solą ziemi tak jak chciał Chrystus czy słodzikiem, czyli sprawiać ludziom przyjemność, najczęściej za cenę kompromisu dostosowania się do upodobań, gustów, oczekiwań różnych grup w Kościele? – na takie pytanie odpowiada w rozmowie z KAI ks. prof. Robert Skrzypczak, wykładowca Akademii Katolickiej w Warszawie.
Ewa Kotowska-Rasiak (KAI): Księże Profesorze jest Ksiądz autorem książki „Chrześcijanin na rozdrożu”. Pisze Ksiądz, że dzisiaj Kościół znajduje się na rozdrożu czy pójść za duchem tego świata, czy za Duchem Świętym?
Ks. Robert Skrzypczak: Książka dotyczy kryzysu, który wyłonił się w Kościele po Soborze Watykańskim II, zwłaszcza jeśli chodzi o polaryzację stanowisk, gdzie wspólnym mianownikiem tej polaryzacji było niezadowolenie wielu katolików w Kościele. Po jednej stronie byli ludzie, którzy byli niezadowoleni z przebiegu Soboru i wniosków potem wyciąganych, zwłaszcza byli niezadowoleni ze zbytnich zmian, które zostały wprowadzone do Kościoła w następstwie Soboru, w następstwie interpretacji tzw. ducha soborowego. Ci niezadowoleni z tego obrotu sprawy postanowili włączyć bieg wsteczny i ratować co się da w Kościele zamykając się w środowisku, które nazywamy tradycjonalistycznym. Po drugiej stronie byli ci niezadowoleni, dla których odnowa soborowa wydawała się niewystarczająca, nie odpowiadająca na potrzeby czy tempo zmian tego świata. Wydawało im się, że Kościół powinien iść bardziej z duchem czasów, zwłaszcza, że te domniemane przemiany, których według nich potrzebował Kościół, były zawierane w pojęciu duch soborowy.
Kryzys nie polega na tym, że ludzie mają różne poglądy, stanowiska, tylko do kryzysu dochodzi wtedy, kiedy ci ludzie o różnych stanowiskach, zaczynają siebie wzajemnie lekceważyć, jakby niczego się po drugiej stronie nie spodziewając. Właśnie w takich okolicznościach mamy do czynienia z kryzysem w małżeństwie, rodzinie, wspólnocie, grupie, gdzie ludzie zaczynają się lekceważyć lub chcą się wyeliminować. Ta polaryzacja stanowisk okazała się bardzo trudna, wyniszczająca w Kościele. Dzisiaj jesteśmy na przedłużeniu tego kryzysu i stajemy nieustannie wobec dylematu czy mamy otworzyć się na ten świat, na oczekiwania ludzi jako Kościół ryzykując utratę tożsamości czy mamy skupić się na wzmacnianiu własnej tożsamości, ale za cenę utraty języka porozumienia z tym światem. To jest dylemat, który potem w praktyce naszego działania, naszych propozycji duszpasterskich, czy wrażliwości katolickie, wyraża się w innym dylemacie: czy Kościół ma być solą ziemi tak jak chciał Chrystus czy słodzikiem, czyli sprawiać ludziom przyjemność, najczęściej za cenę kompromisu dostosowania się do upodobań, gustów, oczekiwań różnych grup w Kościele.
W jednym z wywiadów powiedział Ksiądz o cywilizacji nowego stołu. Zdanie to dotyczyło smartfona, który przejął rolę stołu…
My do końca nie rozumiemy co się z nami dzieje pod wpływem smartfonów. W tym jednym zdaniu jest zawarta myśl, że kiedyś w centrum naszego życia rodzinnego przede wszystkim był stół, który jest miejscem, gdzie się wspólnie je, wymienia poglądy, rozmawia, świętuje. Stół także przypomina ołtarz, przy którym gromadzimy się razem z naszym Panem podczas sprawowania liturgii. Natomiast dzisiaj w sposób bolesny smartfon przypominając pewną płaszczyznę, którą zazwyczaj ogląda się w pozycji horyzontalnej stał się symbolem tego, że każdy konsumuje po swojemu. Poddajemy się indywidualizmowi, samotności, a cierpią na tym nasze relacje, nasze rodziny.
Drastycznym przykładem tego jak zmieniają się nam relacje było to, co niedawno zauważyłem we Włoszech, kiedy zbliżało się Boże Narodzenie. Włosi mają ogromną ilość barów i na tych barach zauważyłem takie ogłoszenia „Zapraszamy w Wigilię o północy na mszę alkoholową”. Byłem wstrząśnięty tym i pomyślałem sobie: komu służy taka prowokacja, taka profanacja, a potem zrozumiałem, że za tym kryje się pewien ból związany z przemianą, że Boże Narodzenie to jest święto, które pokazuje nam, że Bóg wybrał rodzinę jako miejsce objawienia się. Dlatego Boże Narodzenie jest świętowane w rodzinach, dzięki takiemu świętu jest pielęgnowana rodzina, relacje, dobroć, życzliwość, prezenty, miłość. Natomiast Boże Narodzenie ma taką siłę jak szkło powiększające, że to co jest dobre jest wtedy potęgowane, ale także wszelkie rysy, rany, deficyty wówczas też jakby się potęgują z bólem. Dla wielu tych młodych ludzi dzisiaj rodzina, relacje stają się zbyt wielkim wyzwaniem. To jest tak: jeśli człowiek ma do wyboru drogę poświęcenia, krzyża, ofiary, wyjścia poza samego siebie oraz drogę łatwiejszą, przyjemniejszą często wybiera tę drugą. I tutaj jest ten konflikt między stołem a smartfonem. Smartfon stał się ekwiwalentem skrajnego indywidualizmu, konsumizmu, prowizorycznych, przypadkowych kontaktów, które mają nam zastąpić relacje, ale oczywiście to jest złudne, dlatego trzeba, żeby ta świecka msza była alkoholowa.
Co zrobić, żeby młodych przyciągnąć do Kościoła?
Jan Paweł II chciał nas nauczyć czegoś bardzo ważnego w odniesieniu do młodych. On miał jakiś klucz do młodzieży. Ja sam jestem przykładem tego pokolenia, które było gotowe nie tylko rzucić wszystko, zmienić plany, ale także zbierać pieniądze na długo przed, żeby za tym człowiekiem w białej sutannie dać się pociągnąć na drugi kontynent albo koniec świata. On chciał nam pokazać, że cechą młodości jest hojność, że młodzi ludzie są bardzo hojni, bardzo szlachetni, są gotowi do poświęceń i teraz wszystko zależy jak tę siłę w człowieku zagospodarujemy. Jan Paweł II wielu z nas pomógł spojrzeć na życie od strony powołania. Ja stałem się księdzem, ale znam wiele osób, które pracowały w telewizji czy innej firmie, odkryli swoje powołanie i dzisiaj są np. siostrami zakonnymi i to w klasztorach kontemplacyjnych, a są też tacy, którzy odkryli małżeństwo jako powołanie i rodzicielstwo, mają piękne rodziny i nauczyli się nie tylko na to otwierać, ale tego bronić jako skarbu.
Ja myślę tak. Czasy zmieniają się, ale człowiek jest człowiekiem. Dzisiaj ta wspaniałomyślność, hojność młodego człowieka jest zagospodarowana w inną stronę albo często przygaszana łatwymi rozwiązaniami. Papież Benedykt kiedyś mówił: „po co ludzie mają iść trudną drogą mistyki, która wymaga poświęcenia, etapów rozwojów, wyrzekania się samego siebie, żeby otworzyć się na wieczność, na pełnię, na Boga, skoro można podobny efekt osiągnąć pigułką ekstazy? Oczywiście to jest oszustwo, bo daje chwilowy efekt pełni, wyjścia poza samego siebie, euforii, tylko potem przychodzi ten dzień następny i on pokazuje: dałeś się oszukać, to była tylko substancja i dałeś się zdegradować”.
Dlatego nie wolno nam zniechęcać się, opuszczać młodych ludzi, nawet jeśli oni są dzisiaj wobec nas, ludzi Kościoła, bardziej nieufni i wymagający. Oni będą nas próbować, tak jak widelcem nakłuwa się mięso czy ono jest już gotowe czy jeszcze surowe, oni nas w ten sposób sprawdzają czy on czy ona naprawdę zna Chrystusa, wie co głosi czy być może jest tylko przebierańcem. Teraz trzeba pomóc młodym ludziom odnaleźć kierunek w życiu, ale do tego nie wystarczą instrukcje, czy gadulstwo, nie wystarczy, że ja powiem: tam jest krzyż, idź w tą stronę. Nie. Młodzi ludzie dzisiaj zrobią to jeśli zobaczą, że ja sam ten krzyż dźwigam i idę. Żyjemy w takich czasach, że dzięki mediom gadulstwo stało się modne, jesteśmy w zupie opinii, tylko nie wiemy gdzie jest prawda. I dzisiaj jak nigdy dotąd prawdziwe jest to powiedzenie, że słowa pouczają, ale przykłady pociągają. Młodych ludzi przekona nie to, co ładnie brzmi, tylko to, co jest pociągające naprawdę, atrakcyjne. Chrześcijaństwo jest bardzo atrakcyjne tylko w zależności od tego czy się uda je dobrze przedstawić. Ks. Tischner nieraz mówił: „Gdybyśmy potrafili Pana Jezusa przedstawić tak jak należy to nie ma siły, żeby to nie zadziałało”. Tylko często nie wiemy jak to zrobić.
Hasłem Roku Jubileuszowego są słowa „Pielgrzymi nadziei”. Czy widzi Ksiądz szansę w przeżywaniu Roku Jubileuszowego?
Rok Jubileuszowy zawsze w tradycji Kościoła był czasem wzmożonego działania Pana Boga i tym, żeby się zainteresować przede wszystkim celem życia. Jednym z przejawów obchodzenia lat świętych była pielgrzymka. Stąd narodziła się tradycja pielgrzymowania do czterech bazylik rzymskich. A pielgrzymowanie znaczy odkrycie sensu życia w wyruszeniu w drogę, czyli musisz mieć przed oczami cel. Św. Jan od Krzyża mówił odsłaniając najbardziej chrześcijański sens pielgrzymowania: „jeśli zechcesz dojść tam gdzie nie wiesz, musisz pójść drogą, której nie znasz”. Temu przede wszystkim służy Rok Święty. To znaczy, żeby odkryć, że życie jest pielgrzymowaniem, że musi mieć cel, bo inaczej będzie tylko wegetacją, dreptaniem w miejscu bez sensu, nie będzie miało smaku i że wiara jest drogą, że my zmierzamy do celu, który jest poza tym światem, że to nie jest wycieczka geograficzna, tylko idziemy w stronę życia wiecznego, nawet jeśli czasami w naszym środowisku rodzinnym, szkoły czy pracy znajdziemy się w tym samym położeniu co pierwsi chrześcijanie, którzy nazywali siebie cudzoziemcami w obcym świecie. Każdy kraj jest dla nas ojczyzną, a jednocześnie jest ziemią pustynną, dlatego, że nasza prawdziwa ojczyzna jest w niebie.
Rok Święty pomaga też nam odkryć, że jesteśmy w Kościele, który nie jest tylko instytucją tutaj na ziemi. To co mamy tu na ziemi (papież, biskupi, parafie, wspólnoty) to jest tylko ten element widoczny, ale większa część Kościoła to jest ten Kościół przebywający w chwale, czyli Maryja, święci, a potem Kościół, który jest w oczyszczeniu, ale zmierza do nieba. My stanowimy cząstkę tej potężnej pięknej drużyny, dlatego też w czasie Roku Jubileuszowego większą wagę przywiązujemy do odpustów, a odpust to jest coś co spoczywa w duchowych skarbcach Kościoła, to pewna duchowa nadwyżka dobra, z której można skorzystać, żeby pomóc komuś innemu. W czasie Roku Świętego podejmujemy modlitwy, nawrócenie, wyrzeczenia, żeby odpust uzyskany móc ofiarować za kogoś kto jest w Kościele po tej drugiej stronie i tam walczy o to, żeby dojrzeć do chwały nieba. Możemy sobie wzajemnie pomagać. Jeśli my wspomagamy dusze czyśćcowe to one też potrafią być bardzo wdzięczne, też pomagać nam. W ten sposób odkrywamy tę wielką wspólnotę, wielką drużynę Chrystusa zmartwychwstałego, do której należymy. Granicą nie jest śmierć, tylko wyjście poza nią, zmartwychwstanie.
Jest Ksiądz też autorem książki o papieżu Benedykcie XVI „Wymagający papież”. Zapytam dlaczego wymagający?
Z jednej strony spostrzegłem Benedykta XVI jako człowieka, dla którego pójście za Chrystusem dla niego samego było bardzo wymagające, dlatego, że on nigdy nie ukrywał, że jego cele były bardziej przyziemne, tzn. on chciał być teologiem, uprawiać swoją ukochaną teologię katolicką, zostać profesorem, a tu nagle nominacja na biskupa i musi zostawić to co kocha ze względu na miłość większą. Potem jak już był biskupem, przyzwyczaił się do tej roli to w pewnym momencie papież wezwał go do Watykanu. Musiał zostawić swoją ukochaną Bawarię, ukochane Niemcy, a potem, kiedy już chciał pójść na emeryturę i wyremontował sobie domek rodzinny i tam chciał wrócić do tej swojej pierwotnej miłości – teologii, nagle znalazł się na konklawe i musiał podjąć zadanie, wobec którego czuł się maleńki i nieadekwatny, prosił nas jeszcze o modlitwę, żeby się nie uląkł wilków stojąc na czele owczarni. Dla niego Chrystus stał się bardzo wymagający, a jednocześnie jego książki, jego przemówienia, homilie są z jednej strony pełne prostoty, a z drugiej strony są dla nas wszystkich bardzo wymagające, bo domagają się wiary.
Benedykt dla mnie jest papieżem, który po wielkiej epoce nowej ewangelizacji, misyjności Jana Pawła II postanowił zawalczyć o fundamenty, czyli wiarę, nadzieję, miłość. Zawsze widziałem między Janem Pawłem II a Benedyktem analogię, podobieństwo do tego kim był św. Paweł, Apostoł narodów i Barnaba. Dzieje Apostolskie mówią, że tam gdzie św. Paweł głosił Ewangelię, potem przychodził Barnaba i umacniał braci w wierze. Tak właśnie robił Benedykt proponując nam chrześcijaństwo niebanalne, nie po obniżonej cenie, tylko właśnie takie wymagające. Chrześcijaństwo wymaga od nas utrzymywania się w nieustannym tak wobec woli Bożej.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.