Drukuj Powrót do artykułu

O. Lombardi w 80. urodziny i 50-lecie kapłaństwa

23 sierpnia 2022 | 05:00 | Filippo Rizzi (Avvenire), tłum. st (KAI) | Watykan Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. m. Mazur / Ccn

29 sierpnia 80 lat życia a 2 września 50 lat kapłaństwa ukończy były dyrektor Radia Watykańskiego, Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego oraz Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, o. Federico Lombardi. Posługiwał trzem papieżom: Janowi Pawłowi II, Benedyktowi XVI i Franciszkowi. Obecnie jest przewodniczącym watykańskiej Fundacji Josepha Ratzingera-Benedykta XVI. 24 października 2017 otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Włoski dziennik katolicki „Avvenire” przeprowadził wywiad z jubilatem.

Uważa się za „prostego” jezuitę. Z pierwszego wykształcenia jest matematykiem, studia w tej dziedzinie w 1969 roku na Uniwersytecie w Turynie. Urodził się w Saluzzo, małym i bardzo sabaudzkim miasteczku w rejonie Cuneo na północy Włoch. Należy do ważnej rodziny z Piemontu, która ma swoje korzenie w katolicyzmie społecznym: jego wujkami byli jezuita, zaufany człowiek Piusa XII, słynny ze swoich kazań w latach 50. i nazywany z tego powodu „mikrofonem Boga”, Riccardo, oraz znany prawnik Gabrio, który był jednym z głównych uczestników walki o referendum w 1974 r. w sprawie uchylenia ustawy rozwodowej; jego babka Emma Vallauri była założycielką Związku Kobiet Włoskiej Akcji Katolickiej. Włoski dziennik katolicki „Avvenire” przeprowadził wywiad z jubilatem.

Avvenire: Jak bardzo na Ojca powołanie jako jezuity wpłynął fakt, że jest bratankiem Riccardo Lombardiego?

O. Federico Lombardi: Posiadanie w rodzinie wujka-jezuity pozwoliło mi lepiej zrozumieć ten zakon, ponieważ znałem już jego styl apostolstwa. Wujka widywałem niewiele i pamiętam jego przysłowiowe przemierzanie z konferencjami. Ale podobnie jak w przypadku Carlo Marii Martiniego [wybitny biblista, w latach 1979–2002 arcybiskup Mediolanu – przyp. KAI], tym, co popchnęło mnie do wstąpienia do Towarzystwa, był przede wszystkim bezpośredni kontakt z ojcami mojej szkoły, Instytutu Społecznego w Turynie.

Avvenire: W 1973 r. wszedł Ojciec w skład kolegium autorów „La Civiltà Cattolica”, a w 1977 r. został jej wicedyrektorem. Jakie wspomnienia zachował Ojciec z tamtych lat?

– Był to okres pełen entuzjazmu, który trwał około 11 lat do 1984 roku, i odnowy w następstwie postanowień soborowych dzięki charyzmatycznemu kierownictwu Bartolomeo Sorge: człowieka o wielkiej kulturze i intensywnym życiu duchowym, zdolnego do spędzania wielu godzin przed tabernakulum. Wraz z nim przeżyłem wzruszenie, 14 czerwca 1975 r., wręczając trzytysięczny numer pisma do rąk Pawła VI. Do dziś pamiętam wzruszenie ojca Sorge przed papieżem Montinim. I w pewnym sensie 24 lutego 2017 r., kiedy obecny redaktor pisma o. Antonio Spadaro wręczył papieżowi Franciszkowi numer 4 tys. naszego dwutygodnika, wydawało mi się, że przeżywam na nowo tę samą trwogę i historyczny moment przeżyty w 1975 r.

Avvenire: W 1984 r. przez sześć lat do 1990 r. znalazł się Ojciec na czele włoskich jezuitów jako przełożony prowincjalny… Co oznaczało to doświadczenie?

– Te lata pozwoliły mi dogłębnie poznać rzeczywistość Towarzystwa Jezusowego we Włoszech, składającego się z około 1200 zakonników rozproszonych w 90 domach. Do najpiękniejszych przeżyć należało odwiedzenie placówek misyjnych naszych ojców na trudnych terenach, takich jak Madagaskar czy Brazylia. Jako prowincjał byłem tym, który zasugerował ojcu Sorge, po doświadczeniu La Civiltà Cattolica, aby udać się do Palermo i tchnąć nowe życie w Instytut Formacji Politycznej im. Pedro Arrupe. To było, moim zdaniem, sukces.

Avvenire: W 1990 r. Ojciec stał się rzeczywiście „człowiekiem komunikacji Stolicy Apostolskiej”: został bowiem przydzielony przez swoich przełożonych do Radia Watykańskiego najpierw jako dyrektor programowy (1990-2005), następnie jako dyrektor generalny (2005-2016) i wreszcie na czele Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego, CTV (2001-2013). Jak podsumowałby Ojciec ten okres?

– Był to chyba jeden z najbardziej owocnych momentów mojej pracy w służbie Stolicy Apostolskiej. To, że jezuita z La Civiltà Cattolica został „porwany” do Radia Watykańskiego nie było niczym nowym. Przede mną zdarzyło się to dwóm znakomitym współbraciom, jak Giacomo Martegani i Roberto Tucci, który później został kardynałem. Z tego okresu pozostał mi kontakt ze wszystkimi pracownikami, często poliglotami, znajomość różnych wydań językowych audycji radiowych, a także możliwość uczestniczenia w podróżach apostolskich w połowie pontyfikatu Jana Pawła II: pełniłem tę rolę na zmianę z moim ówczesnym przełożonym o. Pasquale Borgomeo.

Avvenire: Zupełnie innym doświadczeniem był Watykański Ośrodek Telewizyjny, gdzie Ojciec uważnie śledził ostatnie lata pontyfikatu Jana Pawła II.

– Dla mnie był to zaszczyt być dyrektorem Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego w tym historycznym momencie, 2005 roku, ponieważ dzięki tym wyjątkowym ujęciom filmowym mogliśmy na żywo opowiedzieć szerokiej publiczności o cierpieniu, agonii i śmierci świętego papieża, jakim był Karol Wojtyła. Była to niemal publiczna manifestacja Ojca Świętego, aby pokazać światu nie tylko jego cierpienie, ale i zawierzenie Panu.

Avvenire: 11 lipca 2006 roku nastąpiła nominacja na dyrektora Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej. Stanowisko, które Ojciec pełnił do 2016 roku u boku papieża Bergoglio.

– Do dziś nie potrafię wyjaśnić, dlaczego zostałem wybrany, zwłaszcza że musiałem przejąć obowiązki od tak autorytatywnej osoby jak Joaquín Navarro-Valls. Ludzie często wyobrażają sobie dyrektora Biura Prasowego jako „rzecznika” papieża, ale tak nie jest. Nie tylko trzeba przedstawić wszystkim mediom świata, kim jest Biskup Rzymu, ale często w tej roli trzeba opowiedzieć inne szczegóły, na przykład o tym, jak działa skomplikowana machina Kurii Rzymskiej… Dla mnie tamten 2006 rok był, tak naprawdę, niemal nowym początkiem: terminowaniem, by nauczyć się, jak być „rzecznikiem”.

Avvenire: Bardzo szczególną była relacja Ojca u boku Benedykta XVI – dlaczego?

– W pewnym sensie towarzyszyłem mu przez niemal cały pontyfikat, od 2006 roku aż do rezygnacji z posługi Piotrowej w lutym 2013 roku. Papież Ratzinger za pewną fasadą nieśmiałości, wynikającą z bycia człowiekiem nauki, jest człowiekiem, który jest nie tylko sympatyczny, ale który zawsze mnie uspokajał. Określiłbym go jako papieża teologa z bardzo wyraźnymi ideami. Jego zrzeczenie się Katedry Piotrowej nie było dla mnie niespodziewanym zaskoczeniem. Już w 2010 roku w słynnej książce-wywiadzie „Światłość świata” z Peterem Seewaldem Benedykt zasygnalizował możliwość swojej rezygnacji głównie z powodów zdrowotnych i niemożności jak najlepszego wypełnienia misji publicznej jako następcy Piotra. Po podróży do Libanu we wrześniu 2012 r., już 85-letni i przeprowadzonej przez niego w znakomity sposób, zdawał sobie już sprawę, że jego dawne siły i energia osłabły. Wszystkich uderzył spokój i dystans, z jakim podszedł do swojej rezygnacji.

Avvenire: Papieża, z którym zwykł Ojciec rozmawiać po niemiecku lub po włosku.

– Także tutaj zawsze obecna była wielka cnota Ratzingera: pokora. W rozmowach ze mną zawsze wolał mówić po włosku, a nie po niemiecku. W końcu on posługuje się naszym językiem z większym obyciem niż ja jego. Tylko w szczególnych okolicznościach, gdy rozmawialiśmy z jego osobistym sekretarzem, obecnie arcybiskupem, Georgiem Gänsweinem wolał używać swojego ojczystego języka. A na koniec tych trójstronnych rozmów miał finezję, by powtarzać te same rzeczy po włosku. I z rozbawieniem odpowiedziałem: „Ojcze Święty, nie ma potrzeby tłumaczenia, rozumiem twój język, studiując go tyle lat…”.

Avvenire: Kiedy ostatnio spotkałeś Ojciec papieża-seniora?

– 7 maja, aby poinformować go o nowościach związanych z Nagrodą i dedykowaną mu Fundacją. Mówi szeptem, a pomaga mu w tym pośrednictwie jego sekretarz abp Georg Gänswein. Nadal zachowuje godną podziwu jasność umysłu. Ma naprawdę niezwykłą jak na swój wiek pamięć i zdolność łączenia faktów. Wszystko to widać po jakości jego pytań i odpowiedzi. Jakie wrażenie pozostawiło na mnie to ostatnie spotkanie? Idea człowieka, który pomimo swojej słabości, przekazuje pogodę ducha, dzięki, jak sądzę, również intensywnemu życiu modlitewnemu. Zawsze żegna się z pięknym uśmiechem i czuje się gotowy na ostateczne spotkanie z Panem.

Avvenire: W 2013 roku znalazł Ojciec się w roli rzecznika papieża Franciszka, swojego współbrata i pierwszego papieża-jezuity. Jakie wspomnienia pozostały w Ojcu z tych trzech lat?

– Po raz pierwszy zobaczyłem mojego współbrata Jorge Mario Bergoglio w 1983 roku przy okazji XXXIII Kongregacji Generalnej Jezuitów w Rzymie, w wyniku której wybrano na generała Towarzystwa Jezusowego Petera Hansa Kolvenbacha, człowieka o wielkim rygorze ascetycznym, ale było to spotkanie formalne. Prawdziwe osobiste poznanie nastąpiło wraz z wyborem na Stolicę Piotrową w 2013 roku. Łaską dla mnie było przeżycie z nim początku, a potem chyba najbardziej programowej części jego pontyfikatu: towarzyszenie mu w pierwszych podróżach apostolskich, a przede wszystkim odkrycie spontaniczności i empatii, z jaką odnosi się do każdego człowieka, który go spotyka i do którego się zbliża. To, co mnie z nim łączy, to język duchowości ignacjańskiej oraz znajomość i praktyka Ćwiczeń duchowych. Słowa takie jak rozeznanie czy jego idea niesienia głoszenia Ewangelii w dzisiejszym świecie i w znaku czasu należą do języka typowego dla nas, jezuitów. Najpiękniejszymi darami trzech lat spędzonych z obecnym papieżem było odkrycie jego wolności ducha (wystarczy pomyśleć o jego spontanicznych gestach, takich jak rozmowy telefoniczne) i powiewu świeżości, jaki wniósł do Kościoła i świata.

Avvenire: Jak, Ojcze, u progu 80. urodzin spędzasz resztę swoich dni?

– Żyjąc jako prosty ksiądz i jako przełożony jezuickiej wspólnoty La Civiltà Cattolica. Jeśli mogę, to piszę do pisma kilka artykułów, często o życiu Kościoła. Tak jak to robił zmarły i najdłużej urzędujący redaktor pisma ojciec GianPaolo Salvini, dopóki mógł. Teraz udało mi się zrealizować moje dawne marzenie: jestem wśród redaktorów positio dla procesu o beatyfikację bardzo drogiego mi jezuity i człowieka dialogu z Chinami: Matteo Ricciego z Maceraty (1552-1610). Przeżywam moją posługę z nadzieją i wiarą, spoglądają bez nostalgii na chwalebną przeszłość mojego Zakonu, trochę jak zwykł to czynić kardynał Martini w ostatnim okresie swojego życia, ale zawsze ufając w przyszłość Kościoła. I tych, którzy przyjdą po mnie.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.