Prof. Andrzej Paszewski: Aborcja – anatomia niekończącego się sporu
17 października 2024 | 12:20 | Prof. Andrzej Paszewski | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Spór o prawo do aborcji rozgorzał z ogromną siłą, ale trwa on od dziesięcioleci i nic nie wskazuje, żeby miał się w najbliższym czasie zakończyć. W każdym przypadku u podstaw tego sporu leży status człowieka w jego życiu prenatalnym. Konkretnie chodzi o odpowiedź na pytanie, kiedy zaczyna się człowiek, a w związku z tym od kiedy należy mu się ochrona prawna.
Najczęściej przy tym pada sugestia, że kontrowersje w tej sprawie wynikają z różnic światopoglądowych. Zwracałem już wcześniej uwagę1, że w ramach światopoglądu możemy wyróżnić dwie sfery – wiedzę i przekonania. Jak się okazuje, na pytanie, kiedy zaczyna się człowiek, próbuje się odpowiadać w ramach obu tych sfer, z tym, że tylko wiedza oparta na intersubiektywnej weryfikowalności umożliwia sensowny dialog osób o różnych światopoglądach. W tej debacie należy sięgać do filozofii bytu (ontologii), która nie jest teraz popularna. Otóż wyraźnie wyróżnia ona trzy typy cech, którymi charakteryzują się byty: cechy konstytutywne (które decydują, że byt jest tym, czym jest), cechy konsekutywne (drugorzędne) i cechy przypadłościowe (nie związane z istotą bytu) (WŁ. Stróżewski str.138)2. Do cech konstytutywnych człowieka należy m.in. rozwój (ontogeneza), o czym mówi nie filozofia czy teologia, ale biologia.
Człowiek się rozwija, bo jest człowiekiem, a nie żeby nim zostać. Rozwój zaczyna się już od pierwszego podziału zygoty. Embriolog, Magdalena Żarnecka-Goetz wraz z zespołem udowodnili, że zarodek już w stadium dwóch komórek jest asymetryczny – zaczyna się różnicowanie, które pogłębia się w czasie następnych podziałów. Dzięki temu zaczynają się wyodrębniać linie komórkowe, z których, w procesie rozwoju, różnicować się będą tkanki i organy, w końcu powstaje osobnik dorosły. Wszystko to zachodzi na zasadzie samoorganizacji, co doskonale pokazują wyniki badań tej badaczki.3
Wszystkie cechy nowej istoty ludzkiej, od rysów twarzy i uśmiechu, aż po stopień inteligencji i cechy charakteru, wyłaniają się, a nie są nabywane. Nie jesteśmy w stanie wskazać wydarzenia, zasady lub kryterium pozwalającego sądzić, że noworodek, czy nieurodzone jeszcze dziecko, jest czymś innym niż jedną i tą samą istotą ludzką, co pojedyncza komórka, 46-chromosomowa zygota, której pojawienie się jest początkiem osobniczej historii człowieka. W każdej postaci rozwojowej człowiek jest kompletny, adekwatnie do stanu rozwoju, wszak rozwój nie odbywa się tak jak montowanie samochodu z części.
Do identycznej konkluzji dochodzi fizyk – prof. Zygmunt Kolenda – opisując układ termodynamiczny jaki tworzą płód i organizm matki jako jego otoczenie. Między nimi „zachodzą nieprzerwanie, w sposób ciągły, procesy wzajemnego oddziaływania poprzez wymianę ciepła i substancji (pożywienie, tlen do oddychania). (…) W momencie urodzin – podsumowuje profesor Kolenda – osobnik pozostaje dalej w takim samym układzie termodynamicznym, oddziałującym z nowym otoczeniem w odmienny fizycznie sposób”4.
Tak więc obraz rozwoju człowieka, jaki wyłania się z tego krótkiego repetytorium wiedzy biologicznej i fizycznej, pokazuje jednoznacznie, że nie istnieje w rozwoju żadna nieciągłość, która byłaby unikalnym momentem wyznaczającym początek indywidualnego osobnika. Takim momentem jest jego zaistnienie, które następuje przez połączenie ludzkich gamet. Jest to fakt oparty na danych empirycznych, równie silnych jak te, które mówią, że Ziemia jest kulista, a nie płaska.
Nie mniej latami trwają wysiłki by wykazać, że człowieczeństwo człowieka zaczyna się dopiero w pewnym stadium jego ontogenezy, co najczęściej ma miejsce przy debacie o dopuszczalności aborcji (patrz niżej). Jedną z często wysuwanych propozycji uczłowieczenia jest moment implantacji zarodka do macicy, ponieważ bez tego nie ma on szansy przeżycia, co jest prawdą. Prezentujący ten pogląd nie zdają sobie jednak sprawy, że implantacja do macicy jest po prostu ssaczym sposobem zapewnienia temu bardzo młodemu osobnikowi środków do życia, bez których człowiek umiera w każdej fazie życia. Implantacja jest początkiem ciąży, która jest mylona z początkiem człowieka. Gady i ptaki umieszczają swoje zarodki w supermarkecie jaki stanowi zawartość jaja, co eliminuje potrzebę podłączania ich do organizmu matki w postaci implantacji.
Człowieczeństwo człowieka we wczesnych stadiach rozwojowych jest kwestionowane przez licznych filozofów. Profesor Jacek Hołówka odpowiadając na pytanie, czy zarodek jest człowiekiem pisze: „nie można odpowiadać, że tak, już teraz jest człowiekiem, ponieważ przy pewnym zbiegu wypadków dopiero kiedyś będzie człowiekiem (…) „Zarodek ma niewiele cech ludzkich”5 (tu wymienia takie cechy jak świadomość, zdolność mówienia itd.), co oczywiście odnosi się też do płodu. Profesor opisowo definiuje człowieka stojąc na stanowisku, podzielanym przez część filozofów, że embrion czy płód, jest tylko potencjalnym człowiekiem, który może się nim stać „przy pewnym zbiegu wypadków”. Ta „potencjalność” jest często powtarzaną mantrą. Otóż w czasie mojego ponad 50-cio letniego, profesjonalnego obcowania z biologią nie spotkałem się z tego typu retoryką w stosunku do innych organizmów, nawet w stosunku do bliskich nam ewolucyjnie małp człekokształtnych, wykazujących szereg cech „ludzkich”. Nie wyobrażam sobie, żeby jakiś biolog mówił o ciężarnej szympansicy, że nosi w sobie potencjalnego szympansa. Na podstawie dzisiejszej wiedzy o ontogenezie można zapewnić filozofów, że będąc w stadium płodu, byli potencjalnymi filozofami, ale aktualnymi ludźmi.
Jak zauważa B. Wolniewicz, ludzie często kwestionują tożsamość człowieka we wszystkich fazach ontogenezy „kierując się kryteriami czysto potocznymi i bardzo powierzchownymi, mianowicie stopniem podobieństwa, jakie zewnętrzny wygląd ludzkiego płodu wykazuje do wyglądu dorosłego człowieka”6. Tymczasem już w szkole podstawowej uczeń dowiaduje się, że gąsienica i późniejszy motyl są tym samym, a więc tożsamym osobnikiem. Zauważyć przy tym warto, że różnica w wyglądzie tych dwóch postaci owada jest o wiele większa niż w wyglądzie ludzkiego płodu i człowieka dorosłego.
Okazuje się, że z tożsamością człowieka w czasie ontogenezy mają także problemy niektórzy akademicy. Prof. Jerzy Pelc, dla którego oznacza ona identyczność, stwierdza za Leibnizem, że „dwa przedmioty są identyczne zawsze i tylko wtedy, jeśli jeden posiada wszelką własność, którą posiada drugi”7. Rzeczywiście w definicji tożsamości występuje wyraz „identyczny” ale uzupełniony dopowiedzeniem „z samym sobą”. Mamy tu więc do czynienia z jednym przedmiotem (podmiotem), którego tożsamość definiowana jest jako „stosunek jaki zachodzi między danym przedmiotem a nim samym” (WEP PWN str. 610). „Tożsamy” oznacza więc ten sam, a nie koniecznie taki sam. Co więcej, na poziomie komórkowym nikt z nas nie jest identyczny z takim, jakim był wczoraj i jakim będzie jutro.
Osoba i jej godność – ontologiczne dywagacje filozofów
Statusowi człowieka we wczesnych stadiach rozwojowych poświęcony jest wywiad Profesora Zbigniewa Szawarskiego8. Wyrażone w nim stanowisko jest zbieżne ze stanowiskami prezentowanymi przez licznych filozofów kwestionujących bycie człowiekiem w czasie całego jego rozwoju i twierdzących, że jest on dopiero tego rozwoju wynikiem.
Profesor stwierdza w nim m.in.: „To, że nasze życie zaczyna się w momencie zapłodnienia, nie znaczy jeszcze, że już stałem się w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem. Jako konkretne indywiduum jeszcze nie istnieję. Staję się nim w momencie zagnieżdżenia w ściankach macicy (patrz wyżej). Wtedy dopiero mój rozwój nabiera przyspieszenia. Zaczynam się stawać człowiekiem i w pewnym momencie staję się konkretną osobą. Mam poczucie własnego ja, własnej tożsamości moralnej. Wiem po co żyję” (…). „Organizm musi osiągnąć pewien poziom dojrzałości biologicznej i intelektualnej, żeby zacząć żyć życiem osobowym” (…). „Zygota ludzka jest zarazem przyszłym człowiekiem i potencjalną osobą”. Można zauważyć, że w tym rozumowaniu czyni się nieuprawnioną analogię między ontogenezą osobnika i filogenezą człowieka jako gatunku, który w ewolucji wyłania się stopniowo. Status osoby w tym ujęciu jest człowiekowi nadawany w związku z posiadaniem określonego zestawu cech, de facto biologicznych, których wyboru dokonuje się arbitralnie. Co ciekawe, wyboru tego dokonują zazwyczaj nie biologowie, lecz filozofowie, często określający się przy tym bioetykami.
Godność człowieka wiąże się z życiem osobowym, które, według Z. Szawarskiego, „zakłada spełnianie kilku warunków, takich jak rozumność, odczuwanie, zdolność wyrażania własnych myśli i uczuć, zdolność nawiązywania i utrzymywania relacji ludzkich, czy poczucie własnej tożsamości moralnej”. Są to cechy po prostu charakteryzujące dorosłego człowieka, których jeszcze nie ma płód – „człowiek potencjalny”.
Luke Gormally[1] przypomina, że cechy, przy pomocy których definiuje się osobę pojawiają się w różnym stopniu. „Stąd – pisze – pozostaje sprawą wyboru, kto jest osobą i zależnie od kontekstu wyboru i potrzeb wybierających, niektórym przyzna się status osoby w jednym kontekście, zaś będą zdyskwalifikowani jako tacy w innym”9. Dlatego też słusznie zauważa Profesor Alicja Przyłuska-Fiszer, że „pojęcie osoby jest pojęciem normatywnym i dlatego wszelkie próby sprecyzowania kryteriów definiujących krąg istot, które należą do klasy osób, narażone są na zarzut arbitralności’10. L. Gormally stwierdza przy tym, że „współczesna koncepcja osoby łatwo służy racjonalizacji arbitralności, która należy do istoty niesprawiedliwości’” i dodaje, że „rozumienie sprawiedliwości, które bazowało na założeniu, że wszystkie istoty ludzkie, po porostu ze względu na ich człowieczeństwo, są równe pod względem wartości i godności i dlatego posiadają podstawowe prawa człowieka, zostało utracone”. Do takich praw należy przede wszystkim prawo do życia.
Uzasadnienie jakiegoś pojęcia wymaga sięgnięcia do innego układu odniesienia, ponieważ inaczej wpada się w błędne koło – człowiek jest osobą, bo jest człowiekiem. W ujęciu religijnym tym układem odniesienia dla osoby jest Objawienie (człowiek jest imago Dei), przyjmowane wprawdzie jako wiara, ale będące odniesieniem logicznie poprawnym. Osobą w tym ujęciu jest człowiek przez całe swoje życie i bycie nią nie jest stopniowalne. Oczywiście taka koncepcja osoby nic nie wnosi do intersubiektywnie weryfikowalnej wiedzy i jako taka, pozostaje w sferze wiary. Dla niewierzących jest arbitralną nominacją.
Próby wykazania momentu w ontogenezie, gdy człowiek staje się osobą obdarzoną godnością, posługując się opisowymi definicjami człowieka i osoby, są propozycjami arbitralnymi i, jako takie, jak zauważa profesor J. Hołówka, nie wnoszą nic do wiedzy. Tymczasem, co przypomniał profesor Andrzej Zoll, w orzeczeniu Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z października 2011 roku jego Wielka Izba bardzo wyraźnie wskazała, że już „embrion – bez względu na stadium rozwoju i na to, jak powstał – obdarzony jest godnością człowieka”. Tym bardziej dotyczy to płodu. Co więcej, w Raporcie Wyjaśniającym do Konwencji Rady Europy „O ochronie praw człowieka i godności ludzkiej wobec zastosowań biologii i medycyny” czytamy: Konwencja stosuje wyrażenie „istota ludzka” dla stwierdzenia konieczności ochrony godności i integralności wszystkich istot ludzkich. Uznano, że jest ogólnie przyjętą zasadą, że ludzka godność i identyczność istoty ludzkiej ma być respektowana z zapoczątkowaniem życia (as soon as life began). Są to stanowiska różniące się diametralnie od tego zajmowanego przez Z. Szawarskiego i wielu innych filozofów, ale, co ważne, mówi się w nich o człowieku lub istocie ludzkiej, a nie o osobie.
Dywagacje teologów – problem duszy
Włączanie do debaty o początku człowieka argumentów metafizycznych przenosi dyskusje ze sfery wiedzy do sfery przekonań. Przyczyniają się do tego teologowie wiążąc początek człowieka z animacją, chociaż sami przyznają, że „do końca nie wiemy w którym momencie rozwoju następuje hominizacja, czyli kiedy Pan Bóg daje człowiekowi duszę” (o. Aleksander Hauke-Ligowski OP)11. Z kolei ks. prof. Andrzej Szostek w rozmowie z Ignacym Dudkiewiczem, mimo że znakomicie przedstawia dane empiryczne wskazując, że nie pozwalają one na wyodrębnieniu w rozwoju człowieka faz przedludzkiej i ludzkiej, to stwierdza jednak, że „mogą się w tej sprawie pojawiać wątpliwości, które, w myśl zasady in dubio pro reo, należy rozstrzygać na korzyść tego kogo dotyczą”12. Mniemam, że w tym dubio chodzi księdzu profesorowi o moment animacji, chociaż wprost o tym nie mówi.
Łączenie początku człowieczeństwa z animacją trafia tylko do ludzi wierzących, ponieważ dusza dla niewierzących i agnostyków jest pojęciem zarówno metafizycznym jak i arbitralnym. Stąd zgadzam się z profesorem J. Hołówką, który pisze: „W każdym razie bezzasadne jest twierdzenie, że to metafizyka może ustalić, kto jest człowiekiem, a kto nie, że np. że zarodek jest człowiekiem w sensie metafizycznym, choć nie koniecznie w sensie biologicznym, prawnym i funkcjonalnym. Założenia metafizyczne podejmowane są bowiem arbitralnie i pozostają poznawczo bezużyteczne”. „Takim nieweryfikowalnym intersubiektywnie założeniem jest istnienie duszy”. Profesor nie zauważa jednak, że już samo arbitralne ustalanie początku człowieka, nawet bez sięgania do metafizyki, jest również poznawczo bezużyteczne.
Jak pomóc rodzicom po stracie nienarodzonego dziecka? – rozmowa z Magdaleną Kowalewską-Wojtak
Posługiwanie się argumentami metafizycznymi utrwala dość powszechny stereotyp, że stanowisko utrzymujące, że człowiek zaczyna się od poczęcia, wynika z przesłanek wyłącznie religijnych, co nie jest prawdą, ale tak jest przedstawiane, świadomie lub nieświadomie, przez zwolenników aborcji.
Istotne jest przy tym, że w przypadkach, gdy empiria jest wystarczająca, a tak jest przy ustalaniu początku człowieka, nie trzeba sięgać do metafizyki – zniechęcał do tego już w XII wieku dominikanin Albert z Lauingen, mentor św. Tomasza. Warto zwrócić uwagę na jego dwa podstawowe założenia metodologiczne: „Po pierwsze: w naukach przyrodniczych nie należy niczego podawać, co nie zostało experimente probatum”, co wtedy oznaczało obserwacje. Po drugie: „nie wolno zjawisk zachodzących w przyrodzie tłumaczyć czynnikami nadprzyrodzonymi, a wyjaśniać je kauzalnie, zgodnie z prawami rządzącej się przyczynowością przyrody – Scientiae naturalis non est simpliciter narrata accipere, sed in rebus naturalibus inquirere causa” (Rzeczą nauk przyrodniczych jest nie tyle akceptacja wprost tego co zostało opowiedziane, ale wyszukiwanie przyczyn w rzeczach należących do natury)13. Stąd metodologiczne postulaty Alberta skierowane są zarówno wobec ludzi wierzących jak i niewierzących. Jedni i drudzy powinni w tym przypadku opierać się na wiedzy, a nie na przekonaniach, co umożliwia sensowną dyskusję w zróżnicowanym światopoglądowo społeczeństwie. Stąd warto podkreślić, że abp. J. Życiński w ważnym artykule na temat aborcji14, nie odwołuje się do przesłanek metafizycznych, nie wspomina o duszy, nie dyskutuje momentu animacji płodu i krytykuje teologów, którzy przyjmują człowieczeństwo płodu „na wszelki wypadek”.
W jednym z wywiadów M. Żarnecka-Goetz wkracza w filozofię: „Bycie człowiekiem wydaje się czymś zasadniczo biologicznym – jesteśmy przedstawicielami gatunku Homo sapiens. Ale bycie osobą to coś więcej, więc w tym monecie pojawia się pytanie, jakie znaczenie dla bycia osobą mają warunki biologiczne? Czy posiadanie ciała, uformowanego zarodka, wystarczy? (…). Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie bez połączenia biologii z filozofią”15. Badaczka dodaje jednak, że „wkład embriologii jest niezbędny, bo pokazuje moment, od którego życie człowieka bierze początek”. Oczywiście o człowieku biologia nie mówi wszystkiego, ale o jego początku dysponuje już dobrze ugruntowaną, intersubiektywnie weryfikowalną, wiedzą, o czym pisałem wyżej- nie ma w niej żadnego dubio. A co do początku osoby biologia nie ma nic do powiedzenia.
Czym jest aborcja?
Po tych dywagacjach na temat statusu płodu przejdźmy do aborcji. Czym ona jest? Antropolog prof. Andrzej Malinowski pisze: „dla biologa jasne jest, że istota aborcji polega zawsze na tym, że przerywa się bieg ludzkiego życia.”16 Wyraźnie unikając wyrazu „zabicie”, posługuje się jego definicją (zabić, pozbawić życia istotę żywą; uśmiercić, zamordować, Mały słownik języka polskiego, PWN). Nie wyobrażam sobie, żeby jakiś biolog zakwestionował powyższe stwierdzenie. Profesor nie próbuje twierdzić, że uśmiercaniu ulega „potencjalny” człowiek. Stąd słuszny jest jego wniosek, że „usankcjonowanie aborcji oznacza konieczność wyjścia poza klasyczne granice nauki – tu jest miejsce na dyskusję przy tworzeniu prawa”. Dziś w debacie o aborcji pomija się często kwestię ontycznego statusu płodu, zastępując ją rozważaniami o prawach płodu i matki. A. Przyłuska-Fiszer, jak szereg innych autorów, opowiada się za takim postępowaniem i wskazuje „że interesy każdej ze stron są przeciwne, tzn. zrealizowanie interesów matki uniemożliwia zrealizowanie interesów płodu – z jednej strony kształtowania swojego życia według własnych preferencji, z drugiej możliwości kontynuowania życia biologicznego i prawa do życia, które jest podstawą przyznania jakichkolwiek innych praw oraz realizowania jakichkolwiek innych interesów”. Autorka uznaje prawo kobiet do aborcji na żądanie, ale zaznacza, że „rozciąganie tego prawa na okres późniejszy, w którym płód zaczyna mieć swoje własne interesy byłoby bezpodstawnym uzurpowaniem sobie prawa do realizacji własnych interesów kosztem najbardziej istotnych interesów płodu”. Stwierdza dalej, że jeśli inne ważne kwestie nie wchodzą w grę (np. gwałt, życie matki itp.) to interesy i prawa istoty nienarodzonej powinny mieć przewagę nad interesami i prawami kobiety” (…): „te same zasady wolności, sprawiedliwości i użyteczności, na które powołują się liberałowie, wymagają od nas brania pod uwagę – od pewnego momentu rozwoju płodu – nie tylko moralnych konsekwencji przerywania ciąży dla kobiety i jej rodziny, ale także dla płodu. Zaznacza jednak, że w debacie ważne jest ustalenie „granicy, od której powinno się zacząć brać pod uwagę interesy płodu i jego praw”. Sama – za L.W. Sumnerem – stoi na stanowisku, że okresem granicznym przyznawania takich praw powinien być dopiero ten, „w którym kształtuje się wrażliwość płodu na doznawanie odczuć zmysłowych.” „Przerwanie ciąży w pierwszych tygodniach jej trwania – pisze Przyłuska-Fiszer – nie może łamać żadnych praw, ponieważ zarodek, czy wczesny płód nie należy do klasy istot, którym można przypisywać uprawnienia moralne”. Profesor Magdalena Środa stwierdza: „Prawnicy wskazują fakt, że prawo do życia zarodka w konfrontacji z prawem do autonomii i wolności dorosłych osób, nie jest mocniejsze, ale właśnie słabsze, bo dotyczy istoty potencjalnej, nie mającej w istocie praw istoty, która dopiero się narodzi (lub będzie mogła żyć samodzielnie poza organizmem matki), takich praw nabierze”17. Powtarza się mantrę o płodzie jako potencjalnym człowieka, o czym pisałem wyżej.
Przyłuska-Fisher należy do autorów reprezentujących stanowisko umiarkowane. Wielu innych opowiada się za przyznawaniem takich praw znacznie później. Przytaczane jest często skrajne stanowisko M. Tooley’a, że „posiadanie prawa do życia zakłada, że jest się zdolnym do pragnienia kontynuowania istnienia jako podmiot doznań i innych stanów psychicznych. To zaś zakłada, że ma się świadomość samego siebie jako stałego podmiotu doznań i jest się przekonanym, że jest się samemu takim bytem. Tak więc istota, która nie ma świadomości samego siebie jako stałego podmiotu stanów psychicznych nie ma prawa do życia”.
By pomóc lekarzom w rozwiązywaniu problemu moralnego związanego z aborcją Towarzystwo Lekarskie Warszawskie wprowadziło modyfikację w Przysiędze Hipokratesa „adoptowaną do warunków epoki”, co polegało na zmianie sformułowania: „nigdy nikomu na żądanie, ani na prośby niczyje, nie podam trucizny… jak również nie udzielę żadnej niewieście środka poronnego” na „nigdy nikomu ani na żądanie, ani na prośby niczyje, nie podam trucizny ani też nigdy nie udzielę niewieście w b r e w j e j w o l i środka poronnego zagrażającego jej życiu lub zdrowiu”18 . Zwróciło na to uwagę jedenastu lekarzy, w tym siedmiu profesorów medycyny, w liście otwartym do Towarzystwa, przypominając jednocześnie, że Światowe Stowarzyszenie Lekarzy w tzw. Deklaracji Genewskiej (1948) zawierało zadanie: „zachowam najwyższe poszanowanie dla ludzkiego życia od samego jego początku” i że Międzynarodowy Kodeks Etyczny (1948) stwierdza: „Lekarz winien zawsze pamiętać o ważności zachowania życia od chwili poczęcia aż do śmierci”.
„Praktyka przerywania ciąży – piszą dalej autorzy listu – nawet sankcjonowana przez prawo – ma wprawdzie wykonawców, ale nikt nie zaprzecza, że jest to zabijaniem płodu, sprzecznym z podstawowym nakazem poszanowania życia i sprzecznym z przekazem hipokratesowym. Rozbieżność praktyki z podstawowymi nakazami etycznymi zapewne sprawiła, że autorzy zatwierdzonych w 1967 roku zasad etyczno-deontologicznych Polskiego Towarzystwo Lekarskiego Warszawskiego problem ten przemilczeli .Nigdy jednak w całym piśmiennictwie lekarskim nie było odwrócenia nakazu etycznego w jego przeciwieństwo .Dokonało tego Towarzystwo Lekarskie Warszawskie którego władze, choćby przez wzgląd na 168 lat jego chlubnej historii, powinny się poczuwać do przestrzegania tradycyjnych praw etycznych”.
Aborcja i aborcja
Zabicie człowieka chyba we wszystkich społeczeństwach jest karalnym przestępstwem. Jednak, co ważne, w nie każdym przypadku. Nie było przestępstwem zabicie człowieka jako kara (nawet w Watykanie była gilotyna), w obronie własnej, czy wroga na wojnie (ale rozstrzelanie tego samego człowieka już jako jeńca było przestępstwem). Przez wieki w krajach chrześcijańskich praktykowano też zabójstwo traktowane jako akt miłosierdzia, jakim było skracanie życia na polu bitwy bardzo cierpiącym rannym. Służył w tym celu nawet specjalny sztylet zwany misericordią.
Jak traktować aborcję?
„Spędzanie płodu jest zabójstwem” – pisze Wolniewicz, „bywa jednak, że zabicie płodu jest złem mniejszym z dwojga (system prawny winien się z tym faktem liczyć).” Problemem etycznym jest to, czy i pod jakimi warunkami wolno dokonać tego dramatycznego aktu”. (…) „Tak dochodzimy” – stwierdza dalej Wolniewicz – „do prostego, lecz kluczowego dla całej sprawy rozróżnienia. Aborcja aborcji nierówna: są aborcje r o z p a c z l i w e i są aborcje l e k k o m y ś l n e.” A jest to bardzo ważne rozróżnienie, bo nawiązuje do zabójstw wspomnianych wyżej.
To o tych rozpaczliwych, związanych często z rożnymi patologiami ciąży, czy szczególnie dramatycznymi warunkami życiowymi, mówią przeciwnicy całkowitego zakazu aborcji (w tym też katolicy), pokazując, jak taki zakaz może być okrutny nie tylko jako akt prawny, ale też moralny. W wielu przypadkach na szali staje pozbawienie życia płodu z jednej strony, z drugiej uchronienie go i jego matki od cierpień, a niekiedy nawet śmierci.
Stanisław Krawczyk zwraca w Kontakcie uwagę, że po uchwaleniu projektu ustawy Kai Godek „nieznana nam liczba kobiet przez wiele tygodni lub miesięcy będzie musiała żyć ze świadomością, że z ich ciąż urodzą się dzieci, które niemal natychmiast umrą. A później kobietom przyjdzie patrzeć na ich śmierć lub cierpienie (albo je sobie wyobrażać). Trzeba to podkreślić: poparcie dla projektu oznacza zgodę na taki przymus”19.
Warto przytoczyć uwagi Marii Jędrzejowskiej, które są reprezentatywne dla wielu, tak jak ona, lekarzy: „Rodzice dzieci z zespołami genetycznymi muszą często mierzyć się z problemami niewyobrażalnymi dla zwykłego śmiertelnika, przy – podkreślmy z całą siłą – braku pomocy państwa.” (….) „Urodzenie i pozostawienie instytucjom chorego dziecka skazuje je na podwójne cierpienie z racji choroby i osamotnienia” (…) „Bardzo mnie bolało, kiedy w moim Kościele zbierano podpisy pod projektem nowelizującym prawo aborcyjne. Dlaczego nie było tego zaangażowania, gdy rodzice dzieci niepełnosprawnych walczyli cztery lata temu w Sejmie o swoje prawa?” I nadal muszą walczyć. „Jeśli powołujemy do życia setki, tysiące ludzi z niepełnosprawnością – pisze Jędrzejowska – bo takie przyjęliśmy prawo, to powinniśmy wziąć na siebie obowiązek troski o życie wszystkich narodzonych bez względu na stan, w jakim się znajdują”20.
Siostra Małgorzata Chmielewska stwierdza często, że do heroizmu nie można zmuszać. Walkę o życie – mówi – trzeba zacząć od wsparcia tych, którzy ciężar takiego trudnego życia mają unieść. Wtedy wybór życia będzie łatwiejszy. Zwłaszcza chodzi tu o los rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi, których los jest dla większości społeczeństwa i rządzących obojętny. Na szczęście istnieją organizacje i instytucje, które kobietom i ich dzieciom udzielają wsparcia.
W takich dramatycznych sytuacjach, o których mówimy, znajdują się nie tylko kobiety, ale także ci lekarze, którzy przeprowadzają aborcję wiedząc, że wiąże się to ze zniszczeniem istnienia, które jest istnieniem ludzkim. Znakomity lekarz, prof. Romuald Dębski, który miał bogate doświadczenie z patologią ciąży, mówił w wywiadzie: „Moje pacjentki to nie są osoby, które chcą uniknąć ciąży, lecz takie, które chciały urodzić dziecko, niejednokrotnie przez lata o to walczyły”21. Są przecież przypadki, w których aborcja oznacza skracanie cierpienia zarówno płodu jaki matki, czasem może uratować kobietę przed śmiercią, w czym złe prawo może lekarzom w tym ratowaniu przeszkodzić. Wiemy, że nie jest to tylko teoria! W końcu to, co jest dla pacjentki sytuacją rozpaczliwą, dla lekarza może być działaniem humanitarnym dla zmniejszenia cierpienia. Lekarze swoje decyzje w tych przypadkach muszą konfrontować z przysięgą Hipokratesa, którą, przynajmniej niektórzy, wciąż traktują poważnie.
Karanie za aborcję
Niezależnie od aspektów etycznych w tworzeniu prawa dotyczącego aborcji trzeba sobie zdawać sprawę, że człowieczeństwo płodu jest jedną, ale nie jedyną przesłanką, którą trzeba uwzględniać. Wnikliwie pisze o tym Wojciech Giertych OP: „prawo karne nie jest prostą kalką prawa moralnego. Nie może nią być, ponieważ społeczeństwa bywają różne i ulegają przemianom. Powstają w nich nowe wrażliwości etyczne, a dawne ulegają osłabieniu”. W. Giertych z tekstów św. Tomasza wyciąga wniosek, że należy „odróżniać etyczną ocenę ludzkich działań od politycznej sztuki wprowadzania wymogów prawa karnego, która się musi liczyć z danym społeczeństwem” (…) ”W każdym razie – pisze Giertych – przy karalności złych czynów św. Tomasz widział potrzebę uwzględniania faktycznego etosu przewodnich sił społeczeństwa, bo może być tak, że penalizacja niektórych grzechów spotka się z ostrym sprzeciwem”22 W. Giertych zauważa też, że „kompromis polityczny odnośnie do zakresu prawa karnego nie jest kompromisem etycznym. Zło czy dobro nie podlegają politycznej negocjacji i nie zmieniają swej kwalifikacji w wyniku zmian w kodeksie karnym. Zmienia się natomiast sposób reagowania na złe czyny przez prawo.
Dr Czaczkowska: „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie” – przesłanie ks. Popiełuszki
Wywody te wyraźnie korespondują z opinią profesora Nikolausa Lobkowicza[2]. Skrytykował on stanowisko zajmowane przez polski episkopat w debacie o prawnym uregulowaniu aborcji. Nawiązując do filmu, w którym pewna młoda Polska oświadczyła: „Jesteśmy narodem katolickim i dlatego państwo powinno działać według zasad katolickich” Lobkowicz pisze: „Jest to niedopuszczalne uproszczenie problemu, istnieje bowiem, co oczywiste, katolickie stanowisko wobec sprawy aborcji (zresztą o długiej i wcale nie tak jednoznacznej historii, jak się to czasem przedstawia), ale nie ma żadnej katolickiej nauki o tym, jak do problemu aborcji powinno się odnieść państwo”23. „Oczywiście – stwierdza dalej Lobkowicz – Kościół nie może zaniechać przypominania o tym, co uważa za depositum fidei, depozyt wiary (…). Jednak okoliczność, że Kościół uważa coś za ciężkie przestępstwo, jeszcze daleka jest od tego, że mógłby on zobowiązywać państwo do aktywnego działania w myśl stanowiska Kościoła. Tak więc na przykład nigdy nie domagał się od państwa karania cudzołóstwa, mając zapewne na uwadze przypowieść z Ewangelii św. Jana (6,1-11) o kobiecie
przyłapanej na cudzołóstwie. Ponadto, także w duchu ustaleń soborowych, w społeczeństwie pluralistycznym nie jest zadaniem państwa narzucanie ludziom, reprezentujących inne poglądy, katolickich przekonań z mocy prawa.” (…) Jakkolwiek: „Kościół słusznie zapewne otacza czcią kobiety, które wbrew ostrzeżeniom lekarzy zdecydowały się urodzić dziecko pod groźbą utraty własnego życia, ale, choć heroizm jest godny podziwu, to jednak nie wolno żądać go z mocy ustawy”. Po prostu uznanie czegoś za moralnie niedopuszczalne nie jest jednoznaczne z domaganiem się od państwa wprowadzenia zakazu tego.
Profesor uważa też za niezrozumiały zgłaszany przez polskich biskupów protest przeciwko referendum w tej sprawie: „Nie chodzi przecież w głosowaniu o to, czy aborcja jest dopuszczalna pod względem moralnym (jest to zresztą kwestia, która w gruncie rzeczy nie może podlegać głosowaniu), lecz o to, czy większość ludności zgadza się na stosowanie prawa karnego w odniesieniu do aborcji”.
Warto tu przytoczyć opinię abpa J. Życińskiego, że „postacią irracjonalnego działania stanowiłoby karanie matki podejmującej decyzję o przerywaniu ciąży. Mimo, że uzasadnienia tej decyzji mogą być drastycznie różne, rodzice wydający dramatyczny wyrok śmierci na swe dziecko stawiają siebie samych w roli ofiar zabijających naturalną wrażliwość sumienia”. Abp. J. Życiński porównuje tą sytuację do statusu samobójcy stwierdzając, że „wprowadzanie systemu kar dla potencjalnych kandydatów na samobójców stanowiłoby bardzo wątpliwą próbę przekształcenia dramatu w paragraf”.
* * *
„Mogą przecież istnieć i istnieją bardziej właściwe drogi przeciwdziałania aborcji – pisze Lobkowicz – na przykład poszukiwanie sposobów na skłanianie kobiety w ciąży do urodzenia dziecka”. Warto przypomnieć, że w Niemczech decyzją Trybunału Konstytucyjnego kobiety chcące dokonać aborcji w ciągu pierwszych trzech miesięcy ciąży są zobowiązane do skorzystania z odpowiedniej konsultacji i do odstępu trzech dni między nią, a zabiegiem. W konsultacje te zaangażował się też Kościół Katolicki, do czego odniosła się Dominika Wielowieyska pisząc, że „konsultacja psychologiczna może ograniczyć liczbę aborcji”, dodając przy tym: „I tu przyznaję się do swego ideologicznego nastawienia – tak, chciałabym, aby psycholog starał się odwieść kobietę od aborcji, choć ostateczna decyzja będzie należała do niej”24.
Kościół katolicki w Niemczech bardzo zaangażował się w te konsultacje. W poradniach kościelnych udało się odwieść od dokonania aborcji 4-5 tysięcy kobiet. Jest rzeczą ciekawą w jakim stopniu wynikało to z uświadomienia im, że płód jest istotą ludzką, a w przypadku niektórych nawet, że nie jest częścią kobiety. Nie słyszałem, aby w sondażach na temat aborcji pytania o status płodu były stawiane.
Pod naciskiem Watykanu biskupi musieli zaniechać tych konsultacji wbrew opinii 75% katolików świeckich. Po tej decyzji przewodniczący Episkopatu RFN bp. Karl Lehmann oświadczył: „Dla mojej wizji Kościoła pozostanie w państwowym poradnictwie jest kwestią życia i śmierci. Wycofać się do wygodnych nisz i oświadczyć: „Niech świat ginie, co nas obchodzi to bagno” nie wolno nikomu, kto naprawdę jest duszpasterzem”25.
Zamiast popierać projekty karania za aborcję – konstatuje dalej Lobkowicz – „Kościół może skłaniać państwo do działania innymi sposobami: zapewnić właściwe warunki mieszkaniowe, wypłacać zapomogi dziecięce, uświadamiać młodocianych, otaczać szacunkiem i opieką młode matki, tworzyć poradnie i dobre żłobki. Jednym słowem stwarzać klimat, który zdecydowanie ułatwiałby kobiecie utrzymanie nawet niechcianej ciąży”.
„Jeśli jednak Kościół – dodaje Lobkowicz – chce naprawdę pomóc społeczeństwu, które niemal całkowicie odchodzi od wyobrażeń Kościoła o moralności seksualnej, to doprawdy zmuszony jest przynajmniej do innego rozłożenia akcentów. Winien na przykład jasno mówić, że aborcja jest większym złem niż antykoncepcja”. Obecne stanowisko Kościoła – konkluduje profesor – „wywołuje tylko ten skutek, że coraz więcej ludzi się od niego odwraca, a w końcu istnieją w Kościele sprawy ważniejsze, aniżeli jego pogląd na moralność seksualną”. Sądzę, że opinia ta, sformułowana 25 lat temu, nic nie straciła na aktualności.
Aborcja w debacie publicznej
W debacie prawnej o aborcji – stwierdza Wolniewicz – „ścierają się dwa skrajne podejścia. Strona katolicka uważa jakby wszystkie aborcje były lekkomyślne, a liberalna – jakby wszystkie były rozpaczliwe. Pierwsza chce zapobiec lekkomyślnym, zabraniając wszystkich, druga chce dopuścić rozpaczliwe, dopuszczając wszystkie”.
W tym czarno-białym obrazie rzeczywistości jak pisze abp J. Życiński „łatwo przeciwstawiać katolicki fanatyzm bezdusznych obrońców ustawy antyaborcyjnej obozowi postępu i humanizmu, który ujmuje zagadnienie życia poczętego szeroko, tolerancyjnie i realistycznie. Tymczasem postulat ochrony życia nie stanowi specyfiki katolicyzmu, lecz zależy od znacznie bardziej ogólnej filozoficznej wizji świata i człowieka” (…). „Amerykański ruch Pro Life – przypomina J. Życiński – jednoczy bowiem od lat w trosce o ochronę życia chrześcijan różnych wyznań, wyznawców judaizmu i agnostyków, którzy uważają, że zachowanie piątego przykazania określa konieczny warunek humanizmu”. W praktyce wyłania się taki obraz: w sprawie aborcji mamy stanowisko Kościoła i reszty świata. Gdy ktoś wypowiada się krytycznie o aborcji, nawet jeśli posługuje się tylko naukowo zweryfikowaną wiedzą, jest najpierw sprawdzany, czy przypadkiem nie jest katolikiem – jeśli się nim okaże klamka zapadła – idzie na pasku Kościoła. Już nie zwraca się uwagi na złożoność sytuacji (o czym pisze W. Giertych OP) i na to, że ci katolicy dostrzegają zasadniczą różnicę między aborcjami umownie określanymi, za Wolniewiczem, jako rozpaczliwe i lekkomyślne. W pierwszych na szali staje z jednej strony pozbawienie życia płodu, z drugiej uchronienie go od cierpień, także jego matki, a często nawet od śmierci. Osoby te utrzymują tylko, że „zło, któremu ma zapobiec aborcja – jak pisze B. Wolniewicz – nie może być czysto utylitarne, jeżeli ma się je prawnie usprawiedliwiać. Złem tym nie może być więc po prostu jakaś przeszkoda w tzw. samorealizacji” (gdy np. ktoś dokonuje aborcji, bo niespodziewana ciąża psuje mu wspaniałe plany wakacyjne). Nie jest więc tak, że ta strona, w każdym razie nie cała, „chce zapobiec aborcjom lekkomyślnych zabraniając wszystkich”.
Skoro nie istnieje możliwość przedstawienia intersubiektywnie weryfikowanego dowodu, iż płód nie jest człowiekiem, arbitralne przyjęcie prawa do aborcji na życzenie do osiągnięcia przez płód określonego wieku oznacza przyjęcie, że wcześniej on nim nie jest. A naturalne obawy, że jednak nim jest „usiłuje się – jak stwierdza J. Życiński – zagłuszyć za pośrednictwem agresywnego krzyku. Jest on ukierunkowany w stronę tych, którzy nie podzielają opinii, że na poczętym dziecku spoczywa obowiązek udowodnienia swego człowieczeństwa i że można czynić wszystko, jeśli obowiązek ten nie został dopełniony”. Krzyk ten wyraża się m.in. zwrotami używanymi na proaborcyjnych manifestacjach: „moje ciało, mój wybór”, „nie chcesz aborcji, to sobie jej nie rób”, czy „wara od mego brzucha”, które, jak zauważa w Kontakcie Maciej Papierski, „stanowią obelgę dla kobiet, które musiały udźwignąć realny ciężar tej decyzji moralnej. To nie jest kwestia wyboru rozumianego jako swobodna decyzja. Mówienie o aborcji w ten sposób na starcie ustawia dyskusję na złych torach. „Wybór”, do którego się odnosimy, rozgrywa się w sytuacji tragicznego konfliktu. Zapominanie o tym jest źródłem patologicznej dyskusji, w której często profanuje się świętość ludzkiego cierpienia26.
Sądzę, że krzyk, o którym mowa, stanowi też obelgę dla kobiet, które urodziły martwe dzieci. Ich traumę opisuje w przejmujący sposób Katarzyna Rodecka. Jest ona szczególnie silna, gdy na tej samej sali leżą kobiety, które urodziły zdrowe dzieci. Okazuje się, że traumę przechodzą też pielęgniarki i położne, które towarzyszyły tym porodom. Jedna z nich (Paulina) mówi wprost: „Kiedy mówimy, że kobieta poroniła, to czasem brzmi jak wyrwanie zęba. Ale gdy powiemy, że kobieta urodziła dziecko w 12 tygodniu ciąży, to wtedy oddaje lepiej sens tej sytuacji i jednocześnie nadajemy temu małemu, zmarłemu dziecku człowieczeństwo”27. Wszystko to ma często miejsce w tym samym budynku, w którym uśmiercane są zdrowe płody. Czy nie doszliśmy do sytuacji schizofrenicznej?
* * *
Rzecznicy zwiększenia prawnej dopuszczalności aborcji często trywializują sprawę, sprowadzając ją do wolności decydowania przez kobietę o sobie i o swoim ciele. Aborcja ma być usługą, do której kobieta ma prawo na równi z usługą fryzjerską. Niedawno takie stanowisko reprezentowały w TVN dwie posłanki na Sejm RP opowiadające się za prawem do aborcji na życzenie, nie pozostawiając żadnych znaków zapytania o ontyczny status płodu, który przecież nie jest bytem duchowym. Parę dni później nowa pani minister z satysfakcją oznajmiała w tej samej stacji, że kobieta nawet nie będzie musiała podać motywacji swojej decyzji, co czyni wszelkie rozważania na temat aborcji rozpaczliwych i lekkomyślnych, o których pisałem wyżej, bezprzedmiotowymi. Decyzja o aborcji w pełni zależy od kobiety, tak jak wizyta u fryzjera. Tylko czy motywacja powinna być także obojętna dla lekarza? Czy w grę wchodzi np. ciężkie uszkodzenie płodu lub zdrowie kobiety, czy perspektywa wspaniałych wakacji lub „szykuje się dziewczynka, a miał być chłopiec”. W końcu, niezależnie od przysięgi Hipokratesa, skracanie czyjegoś życia jest ostatnią czynnością, do której powołany jest lekarz.
Chciałbym w tym miejscu nawiązać do dawnego artykułu Romana Zimanda, dotyczącego eutanazji, w którym kwestionował jej dobrowolność, zwracając uwagę na asymetryczność układu pacjent – lekarz: w owym „dobrowolnym układzie” – pisał – jeden uczynek jest nieodwracalny. Lekarz może po jakimś czasie zmienić zdanie, czy to w sprawie chorego, czy w sprawie eutanazji w ogóle. Nie został natomiast odnotowany ani jeden przypadek zmiany zdania przez nieboszczyka”28. W aborcji tym bardziej o żadnej symetrii nie ma mowy – mamy dwoje – kobietę i lekarza – wobec jednego, który jest niemy.
R. Zimand pisze dalej: „Kultura, w której lekarzowi wolno by zarówno leczyć, jak i zabijać, musiałaby być fundamentalnie różna od tej, w której żyjemy, powiedzmy od czasów Hipokratesa i którą umownie nazywamy kulturą europejską. Rzecz w tym, iż proponowana przez zwolenników eutanazji zmiana roli lekarza nie byłaby wyjęciem z gmachu przypadkowej cegły i zastąpieniem jej przez inną, lecz rozwaleniem całości – zastąpieniem jej przez nieznaną kulturę. Ryzyko, że ta nowa kultura byłaby nie tylko inna, ale gorsza, jest tak wielkie, że nie wolno go podejmować”. R. Zimand kończy swój wywód stwierdzeniem: „Moim zdanie nie jest to ryzyko, lecz pewność, ale bądźmy ostrożni w sformułowaniach”.
Sądzę, że zmiany prawa aborcyjnego prowadzące do tego, że lekarz może uśmiercać kogoś po prostu na żądanie, nawet bez pytania o motywację, niosą jeszcze większe ryzyko znacznych zmian kulturowych. Świadczą za tym zmiany poglądów na aborcję w społeczeństwie i statystka aborcyjna. Dwadzieścia lat po Zimandzie znana francuska filozofka Charlot Delsol widzi sukces zwolenników przerywania ciąży jako przejaw końca trwającej przez szesnaście wieków cywilizacji chrześcijańskiej (christianitas) „inspirowanej, podporządkowanej i kierowanej przez Kościół”29, który zapoczątkowała Rewolucja Francuska. Delsol jest zdania, że wiąże się to z zasadniczymi zmianami kulturowymi, powodowanymi inwersją normatywną, która dla końca tej cywilizacji jest znamienna. Przytacza przy tym zdanie E. Paulot: „Nie jest pewne, czy Bóg przegrał na tej zmianie”.
Tak naprawdę rzeczą, która najbardziej przyczynia się do zniszczenia poprzedniej cywilizacji – pisze Delsol – jest nie tyle prawne przyzwolenie na pewne zachowania, ale wynaturzenie dawnego słownictwa świadomie stawiające sobie za cel przekształcenie sensu świata. Prawo do przerywania ciąży opisywane jest jako działania w ramach „podstawowej opieki medycznej (base medical care), „dysponowaniem własnym ciałem”, „medycznej autonomii” „prawa do prywatności”, „obrony demokracji”. W Anglii i w Walii w ramach „podstawowej opieki medycznej” dokonano 2020 roku 210860 aborcji, z czego 3083 mogłyby być zakwalifikowane jako „rozpaczliwe”. Szczególnym zabiegiem retorycznym jest opisywanie takich przypadków jako realizacji „prawa reprodukcyjnego”, które nie ma nic wspólnego z „reprodukcją”, definiowaną w słownikach jako „posiadanie dzieci” „Po dekadach używania – pisze Michael Cook – ten zwrot stał się tak wytartym (shop-worn), że nikt nie wydaje się dostrzegać jego wewnętrznej sprzeczności. Z definicji, aborcja nie jest reproduktywna; jest ona destruktywna”30.
* * *
Wszystko wskazuje na to, że w kierunku liberalizacji aborcji będzie zmierzać prawodawstwo polskie, co czyni stanowisko Kościoła jeszcze trudniejszym niż w latach 70-tych. Ma on wszelkie podstawy, nie tylko metafizyczne, żeby uznawać aborcje za zło, co nie znaczy, że powinien czynnie ingerować w tworzenie prawa, do czego nie jest powołany i do czego stracił możliwości. Tworzeniem prawa zajmują się politycy, którzy muszą uwzględniać wiele przesłanek, nie tylko człowieczeństwo płodu (o. Giertych, patrz wyżej) stąd oceny prawne i moralne aborcji nie mogą być zero-jedynkowe. Wydaje mi się, że Kościół, zamiast domagać się jej kryminalizacji, będzie znacznie skuteczniejszy w dążeniu do jej zmniejszenia odwołując się do wiedzy naukowej, a także sięgając do retoryki abpa J. Życińskiego, odwołującej się do szeroko pojętego humanizmu, czym może trafiać też do ludzi niewierzących.
W tym kontekście warto przytoczyć uwagę, którą w podsumowaniu swoich rozważań czyni Lobkowicz, kierowaną do tych katolików, którzy przebierają nogami, aby kryminalizować aborcję oraz do wspierających ich w tym dążeniu hierarchów: „W wielu miejscach świata – pisze – nie można oprzeć się wrażeniu, że Kościół za swe najważniejsze zadanie uważa przeciwstawianiu się temu co grzeszne. Przykład Chrystusa dowodzi jednak innej postawy: oto Chrystus zabiegał o grzeszników, ale nie jako mściciel zła, lecz z miłości i z nieskończoną miłością. Występował ostro nie przeciw grzesznikom, lecz tylko przeciw faryzeuszom, którym zarzucał: „nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami ani jednym palcem ich nie dotykacie” (Łuk. 11,46). Warto baczyć, czy takie ciężary nie są nakładane na niektóre kobiety i ofiarowywać im pomoc, jaką w danej sytuacji potrzebują. Na szczęście są w Kościele ludzie i instytucje, które postępują tą drogą.
Andrzej Paszewski
Przypisy:
- A. Paszewski, „Kiedy zaczyna się człowiek”, Rzeczpospolita, 2.06.2015
- WŁ. Stróżewski, Ontologia (Wyd. ZNAK)) 2003, str.138
- Magdalena Żernecka-Goetz: „I staje się człowiek”, Tygodnik Powszechny 3.2. 1991)
- Zygmunt Kolenda: „Głos fizyka – naruszalność życia poczętego”, Tygodnik Powszechny
3.2.1991
- Jacek Hołówka, „Kiedy człowiek staje się człowiekiem”, Rzeczpospolita, 23.12.2009
- Bolesław Wolniewicz, „Kilka tez do sporu o aborcję” (W „Filozofia i Wartości”, Wyd.
Uniwersytetu Warszawskiego) 2019
- J. Pelc „Odkąd zaczyna się człowiek”, Przegląd Filozoficzny –Nowa Seria, Nr3: 26-29,
2001
- Z prof. Zbigniewem Szawarskim rozmawia Agnieszka Kublik; „Ciemność i błysk żarówki, i
znowu ciemność” Gazeta Wyborcza, 29-30 (2016)
- Luke Gormally, „The moral limits to legislation and public policy govering medicine and
life sciences” Konferencja Kultura Chrześcijańska jutro”, Association Colloques Culturales
Europens , Kraków , 16-21, 1991
- Alicja Przyłuska-Fiszer, „Aspekty etyczne sporu o przerywanie ciąży” Akademia
Wychowania Fizycznego, 1997
- Mariusz Sepiło; „Za murem jest człowiek” (rozmowa z ojcem Aleksandrem Hauke
-Ligowskim OP, Tygodnik Powszechny, 30. 07. 2016
- D. Dudkiewicz i A. Szostek: „Uczestniczyć w losie drugiego”, Wyd. WIĘŻ (2018) str. 44
- za: Adam Paszewski: “Albert z Lauingen o roślinach i zwierzętach” W drodze, Nr 100
(1981)
- Bp. Józef Życiński : ”Zagłskać dramat?”,Tygodnik Powszechny: 3.3. 1991
- https://www.pressreader.com/poland/polityka/20201007/28269475462049416.
16.. Andrzej Malinowski, „Ontogeneza i aborcja”, Forum Akademickie, Nr7-8 (2016)
- Magdalena Środa, „Aborcja? No to zacznijmy debatę? Gazeta Wyborcza, 9-10.7(2011 )
- LIst otwarty do Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, Tygodnik
Powszechny, 24.04.(1988)
19 . https://magazynkontakt.pl/zatrzymaj-aborcje-czemu-trzeba-odrzucic-ten-projekt/
- Maria Jędrzejowska „Mój Kościół i aborcja” Tygodnik Powszechny 15.04 (2018)
- Prof. Romuald Dębski: „Aborcja nie jest OK.” (rozmowa z Aleksandrą Szyłło),
Gazeta. Wyborcza, 17-18.2.2018
- Wojciech Giertych OP, „Kompromis prawny to nie kompromis etyczny”,
WIEŻ (zima 2020).
- N. Lobkowicz: „Kościół nie jest mścicielem zła” Gazeta Wyborcza, 29.06 (1991)
- Dominika Wielowieyska: „Aborcja. Zanim się pozabijamy” GW. 14-15.04 (2018)
- Wojciech Pięciak: „Pragmatyzm czy zasady”, Tygodnik Powszechny 3.10 (1999)
- http:// magazyn kontakt.pl/aborcja- jest-złem-i-co dalej.html
27.Katarzyna Rodacka: „I staje się człowiek”, Tygodnik Powszechny, 20.12 (2023) – 2.01 (2024)
- Roman Zimand: „Moje drugorzędne argumenty przeciw eutanazji”, Tygodnik Powszechny, 2.01.1989
- Chantal Desol: „Koniec świata chrześcijańskiego”, Wydawnictwo WAM, 2023
- https://www.mercatornet.com/abortion-poisons-everything-including-our-language
[1] Luke Gormally filozof, wieloletni dyrektor Linecare Center for Healthcare Ethics, potem dyrektor Anscombe Bioethics Center, były członek Papieskiej Akademii Życia
[2] Nikolaus Lobkowicz, uczeń prof. Innocentego Bocheńskiego, od 1971 do 1982 rektor i prezydent Uniwersytetu Monachijskiego, później rektor uniwersytetu w Eichstatt, jedynego katolickiego uniwersytetu w Niemczech, były członek Papieskiej Rady Kultury.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.