Rozpoczęła się konferencja „Ochrona dzieci Bożych naszą wspólną misją”
20 września 2021 | 00:03 | pb (KAI) | Warszawa Ⓒ Ⓟ
„Ochrona dzieci Bożych naszą wspólną misją” – pod takim hasłem rozpoczęła się 19 września w Warszawie międzynarodowa konferencja przedstawicieli Kościoła w Europie Środkowej i Wschodniej. Zorganizowały ją: Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich i Konferencja Episkopatu Polski. Jej uczestnicy, pochodzący z 20 państw, zastanawiają się „jak Kościół reaguje dziś na kryzys wykorzystywania seksualnego małoletnich ze strony członków Kościoła” oraz w jaki sposób może on dać nań jeszcze bardziej adekwatną odpowiedź „na ten ogromny wstrząs, przed którym stajemy”.
Rozpoczynając obrady prof. Hanna Suchocka z Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich przyznała, że początkowo wydawało się, że problem wykorzystywania seksualnego ominął Europę Środkowo-wschodnią. Okazało się jednak, że nie jest to prawdą, dlatego „uznaliśmy, że byłaby wskazana konferencja przedstawicieli tego regionu”. Na jej miejsce wybrano Polskę, bo tutaj ujawniono najwięcej spraw i toczy się najwięcej procesów. Ale konferencja nie skupia się na sprawach polskich, lecz ma charakter międzynarodowy, wyjaśniła była premier. Wyraziła nadzieję, że będzie to początek wspólnej drogi mierzenia się z tym problemem. Przyznała jednocześnie, że w tej części Europy zakorzeniona jest tradycyjna mentalność zachowywania tajemnicy i ukrywania spraw, co zwiększa nieufność do instytucji kościelnych.
Abp Gądecki: dbać o dobro skrzywdzonych, a nie o wizerunek Kościoła
Uczestników konferencji powitał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Zwrócił uwagę na fragment Ewangelii, w którym Jezus objął dziecko ramionami, przytulił je. – Jego gest jest jednak przejrzysty, pełen ojcowskiej czułości, wolny od dwuznaczności – stwierdził hierarcha. Wskazał, że dzieci są „ufne i pokorne, stanowią wzór prostoty dla wszystkich uczniów Chrystusa”. – Jednak te cechy też sprawiają, że dzieci są bezbronne. I dlatego Jezus ostrzega: „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” – przypomniał metropolita poznański.
– Gromadzimy się tutaj, żeby leczyć się z obojętności, a tym bardziej z lekceważenia krzywdy. Jesteśmy wezwani, aby w każdym skrzywdzonym zobaczyć tego, którego mamy wraz z Jezusem ocalić. Czujmy się posłani jak aniołowie, żeby strzec tych małych sióstr i braci – wezwał abp Gądecki. Dodał, że „kiedy mówimy o «ochronie dzieci Bożych”, to nie ograniczamy tej sprawy jedynie do dzieci w sensie ścisłym. Pamiętamy też o młodzieży, ale również o trochę starszych, niejednokrotnie bezbronnych i zmanipulowanych”. Chodzi również o „sprawy nadużycia władzy, podstępu czy przymusu, także wobec osób dorosłych”; nie tylko „o wykorzystanie seksualne, ale także nadużycia władzy i sumienia”.
– Kiedy spotykałem się z pokrzywdzonymi, niejednokrotnie słyszałem historie, w których krzywdę w dziedzinie seksualnej poprzedziła manipulacja mająca na celu uzyskanie bezgranicznego zaufania, a więc także władzy nad życiem człowieka, który wobec takiej manipulacji jest bezbronny. Sprawca – niestety także sprawca w sutannie i koloratce – nierzadko wmawia także skrzywdzonym, że to, do czego ich nakłania i przymusza, nie stanowi żadnego zła i jest czymś właściwym. W ten sposób wykorzystanie seksualne często jest związane z nadużyciem władzy i sumienia, pogłębiając spustoszenie, jakie to przestępstwo czyni nie tylko w psychice, ale i w duszy zranionego człowieka – wyjaśnił metropolita poznański.
Zapewnił, że w Polsce „w Polsce od lat staramy się działać” w dziedzinie ochrony dzieci Bożych. Wymienił koordynatora KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, o. Adama Żaka, powołanego na to stanowisko w 2013 roku, który „rok później, wraz z mającą wielkie zasługi na tym polu panią Ewą Kusz założyli Centrum Ochrony Dziecka, które jest z nami już siódmy rok, inspirując wielorakie działanie w dziedzinie szeroko rozumianej prewencji, a także corocznie kształcąc na studiach podyplomowych przy Akademii Ignacjanum specjalistów w tej dziedzinie. To właśnie oni zaproponowali, aby w każdej diecezji i męskim zgromadzeniu zakonnym był delegat do pierwszego kontaktu z osobami skrzywdzonymi i przyjmowania ich zgłoszeń”. Wyraził opinię, że „przez ostatnie siedem lat delegaci wykonali ogrom pracy, aby skrzywdzeni – dziś już dorośli – zostali w Kościele przyjęci i wysłuchani, a ich krzywda została osądzona zgodnie z prawem”.
Jednak, jak zauważył, „prawny wymiar problemu – choć bardzo istotny – nie jest wystarczający. Dlatego w każdej diecezji i zgromadzeniu zakonnym zostali ustanowieni duszpasterze osób skrzywdzonych – by otoczyć tych, którzy tego pragną, duchową opieką, by Kościół zraniony przestępstwem mógł się także stawać miejscem zdrowienia”. Zaznaczył, że „zranionym oferujemy także pomoc psychologiczną, jednak widzimy, że ten dramat ma także wymiar duchowy”.
Podkreślił przy tym, że troska Kościoła obejmuje również sprawcę, gdyż „oskarżony o wykorzystanie seksualne duchowny – także wtedy, gdy jest już skazany – jest często sam w oczekiwaniu na proces i wyrok”. – Samotność rodząca frustrację jest niebezpieczna zarówno dla oskarżonego czy skazanego duchownego, jak i dla jego potencjalnych ofiar. Dlatego stworzyliśmy kolejną funkcję – kuratora duchownych oskarżonych lub skazanych, aby nadzorował te osoby, wymagał od nich zachowania wszystkich nałożonych obostrzeń, ale także wsparł w chwilach depresji czy rozpaczy. Aby nie skupić się tylko na interwencji, ale także na prewencji, został ustanowiony w każdej diecezji odpowiedzialny za nią zespół, złożony z ludzi mających różnorakie zadania na różnych polach. Oprócz wytycznych Konferencji Episkopatu Polski w większości diecezji i zgromadzeń zakonnych zostały przyjęte normy dotyczące dobrych praktyk i zasad prewencji. Wreszcie na poziomie centralnym, zobaczyliśmy, że potrzeba biskupa, pasterza, który będzie znakiem troski Kościoła o osoby skrzywdzone. Dlatego w 2019 roku Prymas Polski abp Wojciech Polak został mianowany delegatem KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, a przy sekretariacie KEP powstało jego biuro. Biskupi polscy zdecydowali także o powołaniu Fundacji Świętego Józefa KEP, która już od dwóch lat przeznacza duże środki finansowe na działania prewencyjne i edukacyjne, ale także na pomoc pokrzywdzonym tam, gdzie z jakiegoś powodu diecezje lub zgromadzenia zakonne nie są w stanie tego zrobić. Ponadto osoby świeckie założyły inicjatywę „Zranieni w Kościele”, w ramach której działa telefon zaufania dla osób skrzywdzonych, a także zespół terapeutów, prawników i ludzi dobrej woli, którzy są gotowi wesprzeć osoby skrzywdzone” – wymieniał abp Gądecki. Wytłumaczył, że robi to po to, aby „ukazać rozmiar wysiłku Kościoła w Polsce, a także po to, żeby podziękować tym, którzy od lat uczynili wiele dobra w tym zakresie”.
Przyznał, że „proces zmian zawdzięczamy nie tylko wytrwałej pracy wielu ludzi i instytucji Kościoła, ale również naciskowi opinii publicznej, która słusznie domaga się od nas w tej sprawie jednoznacznych postaw i działań. Dlatego przyjmujemy do serca wezwanie Ojca Świętego Franciszka, żeby nie dbać przede wszystkim o wizerunek instytucji, o «zewnętrzną stronę kielicha i misy», ale skupić się na dobru skrzywdzonych”. Istnieje bowiem „niebezpieczeństwo, że te wszystkie instytucje i zaangażowani ludzie uśpią nasze poczucie odpowiedzialności w złudnym poczuciu, że przecież już tyle robimy. Tymczasem zetknięcie się z dramatem osób skrzywdzonych, którego mogłem osobiście doświadczyć wysłuchując szeregu osób przed watykańskim szczytem w 2019 roku, ukazuje, że wobec ogromu zranień i wielkiej krzywdy wiele heroicznych wysiłków pozostaje niewystarczających. Odkrywane są nowe dramaty, a ilość spraw, jakie z naszego regionu napływają w ostatnich latach do Kongregacji Nauki Wiary, budziła zdziwienie nawet w tej doświadczonej instytucji”.
– Trzeba też uczciwie uznać, że popełniliśmy wiele błędów, a nawet zaniedbań wobec osób zranionych w Kościele. Takie stanięcie w prawdzie nie powinno nas jednak prowadzić do defetyzmu czy rozpaczy. Trzeba duszpasterskiego nawrócenia, o którym mówi papież Franciszek, zmiany myślenia i działania, w której to przyjęcie dziecka, jego ochrona, a także pomoc skrzywdzonym staną się priorytetem nie tylko dla wybranych osób czy instytucji, ale także dla każdej i każdego z nas – wskazał metropolita poznański.
Papież: zachęcam was do wsłuchania się w wołanie pokrzywdzonych
Uczestnicy konferencji obejrzeli i wysłuchali wideoprzesłania, jakie skierował do nich papież Franciszek. Zachęcił w nim do wsłuchania się w wołanie pokrzywdzonych.
Ojciec Święty przypomniał swe słowa ze spotkania przewodniczących konferencji episkopatów świata w lutym 2019 roku w Watykanie, kiedy wezwał ich, by „dobro pokrzywdzonych nie zostało zepchnięte na drugi plan względem źle pojętej troski o wizerunek Kościoła jako instytucji.”. – Wręcz przeciwnie, jedynie przyjmując prawdę o tych okrutnych zachowaniach i szukając pokornie przebaczenia pokrzywdzonych i ocalałych, Kościół będzie mógł odnaleźć swoją drogę, by znowu z ufnością mógł zostać uznany za miejsce, w którym ci, którzy są w potrzebie, mogą być przyjęci i czuć się bezpiecznie. Nasze wyrazy skruchy powinny przemienić się w konkretną drogę reformy, zarówno po to, aby zapobiegać dalszemu wykorzystywaniu, jak i po to, aby zagwarantować, by inni mogli uwierzyć w to że nasze wysiłki doprowadzą do realnej i wiarygodnej zmiany. – stwierdził papież. Wyjaśnił, że jest to także kwestia „przyszłości Kościoła w Europie środkowo-wschodniej”.
Franciszek przyznał, że „uznanie naszych błędów i naszych upadków może spowodować, że poczujemy się istotami podatnymi na zranienie i kruchymi”. – Ale może też stanowić czas wspaniałej łaski, czas ogołocenia, który otwiera nowe horyzonty miłości i wzajemnej służby. Jeśli uznamy nasze błędy, nie będziemy niczego się bać, bo to sam Pan doprowadzi nas do tego momentu – przekonywał papież.
Zachęcił uczestników konferencji, by byli „pokornymi narzędziami Pana, sługami osób pokrzywdzonych wykorzystywaniem, widzącymi w nich towarzyszy i bohaterów wspólnej przyszłości, przyszłości, jedni od drugich ucząc się, jak wzmacniać wierność i odporność na słabości”.
Kard. O’Malley: troska o skrzywdzonych priorytetem duszpasterskim
Troska o skrzywdzonych powinna być priorytetem duszpasterskim Kościoła – powiedział przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich kard. Seán O’Malley w przemówieniu wprowadzającym w tematykę konferencji. Podkreślił „konieczność nawrócenia duszpasterskiego”, które zaczyna się od uznania prawdy o tym, co się wydarzyło i wysłuchania pokrzywdzonych.
Metropolita Bostonu wyznał, że jego nawrócenie trwało wiele lat, gdy obejmował kolejne diecezje w USA, w których wcześniej wybuchały skandale pedofilskie spowodowane przez księży. Początkiem tego nawrócenia było wysłuchanie ofiar i ich rodzin. Ujawnił, że gdy w jednej z diecezji zastąpił biskupów zdymisjonowanych za wykorzystywanie seksualne, na pierwszym spotkaniu z ofiarami usłyszał pytanie: „Czy ksiądz biskup też jest pedofilem?”.
Kardynał pochwalił media za to, że ujawniając przypadki wykorzystywania bardzo pomogły Kościołowi zrozumieć, że toczy go rak, który go zabija. Ból spowodowany ich upublicznieniem jest, jego zdaniem, źródłem uzdrowienia.
Zwrócił uwagę, że kryzys wywołany przypadkami wykorzystywania seksualnego się szerzy, wychodzą one na jaw w kolejnych krajach, niezależnie od kręgu kulturowego. Świadectwa poszkodowanych stają się podstawą debaty publicznej. Trzeba jednak pamiętać, że ofiary nieraz dopiero wiele lat po wykorzystaniu są gotowe opowiedzieć o tym, co je spotkało. Ostatnio słynny pisarz Mario Vargas Llosa, mający ponad 80 lat, wyjawił, że gdy miał 10 lat był wykorzystany przez księdza w szkole katolickiej, do której uczęszczał. Stracił wtedy wiarę i odszedł z Kościoła. To, co spotkało ofiary ze strony duchownego jest bowiem źródłem wielkiego bólu i wstydu. A gdy wreszcie zaczynają o tym mówić, bywa, że są w Kościele ignorowane lub zamyka się im usta, co jeszcze zwiększa ich cierpienie. Taka reakcja Kościoła jest tak samo odrażająca jak samo przestępstwo wykorzystania.
Kardynał stwierdził, że potrzebne jest nawrócenie na poziomie osobistym i instytucjonalnym. Rozpoczyna się ono od uznania tego, co się wydarzyło. Wyznał, że przez 30 lat spotkał się z setkami ofiar, a ich świadectwa rozdzierały serce. Na pewno nigdy nie zrozumiemy w pełni tego, co to znaczy żyć z konsekwencjami wykorzystania. Musimy przyjąć świadectwo takiej osoby z szacunkiem, bez oceniania – radził hierarcha, tłumacząc, że każdy skrzywdzony ma swój czas na rozpoczęcie procesu uzdrowienia.
Nawrócenie polega na szczerym uznaniu, że doszło do wykorzystywania, że stało się zło, a jego skutkiem jest cierpienie. Chodzi o odejście od postawy obronnej, od źle rozumianej troski o instytucję Kościoła, często instynktownej, zwłaszcza w krajach, gdzie Kościół był prześladowany. – Troska o skrzywdzonych powinna być priorytetem duszpasterskim Kościoła – podkreślił kard. O’Malley.
Zauważył, że Kościół został złamany przez przestępstwa seksualne niektórych swych duchownych. Wskazał na potrzebę regularnej weryfikacji obowiązujących procedur, zaznaczając jednocześnie, że same przepisy nie wystarczą, gdy zabraknie woli ich wprowadzania w życie.
Ofiary wykorzystywania seksualnego: kościelne procesy trwają zbyt długo
Na przewlekłość kościelnych procesów w sprawie wykorzystywania seksualnego, jakiego dopuścili się duchowni, brak informacji o jego przebiegu, a także na potrzebę przyznania pokrzywdzonym statusu strony, a nie jedynie świadka w postępowaniu kanonicznym zwrócili uwagę pokrzywdzeni wykorzystywaniem seksualnym. Ich świadectw wysłuchali uczestnicy konferencji podczas Nieszporów połączonych z modlitwą za zranionych.
Polski franciszkanin o. Tarsycjusz Krasucki opowiedział o wykorzystaniu seksualnym, jakiego doświadczył ze strony ks. Andrzeja Dymera. Zarzucił obecnemu arcybiskupowi szczecińskiemu Andrzejowi Dziędze, że „przez wiele lat intensywnie wspierał” jego krzywdziciela, „powierzając mu odpowiedzialne zadania w imieniu archidiecezji”.
Wspomniał o swej gehennie jako świadka w procesie kanonicznym. Ujawnił, że swe zeznania jako ofiara wykorzystywania seksualnego złożył w 2004 roku. – A potem zapadła cisza. Kompletna cisza. Dopytywałem się, ale znikąd nie otrzymałem żadnej informacji o przebiegu procesu – ubolewał zakonnik.
– Dziś mówię tu świadectwo jako osoba pokrzywdzona. Natomiast w procesie kanonicznym byłem tylko świadkiem, bo prawo kościelne wciąż nie potrafi przyznać osobie wykorzystanej seksualnie specjalnego statusu w postępowaniu. Mój krzywdziciel miał prawo do obrońców, do czytania akt sprawy i aktywnego udziału w procesie. A ja jako świadek miałem prawo tylko opowiedzieć, co mnie spotkało. Dopiero po interwencji władz mojego zakonu – wiele lat po rozpoczęciu procesu – umożliwiono mi skorzystanie ze wsparcia adwokata. Wyraźnie uzyskałem ten przywilej jako duchowny. Wstyd mi zresztą było wobec innych osób pokrzywdzonych, bo one i oni nadal są wyłącznie świadkami, a nie stroną procesów – stwierdził o. Krasucki.
– Gdy skończyłem 45 lat, dotarło do mnie, że zdecydowana większość mojego życia przebiegła w cieniu tej sprawy. Od prawie 30 lat żyję z tym piętnem. Przez kilkanaście lat trwały kolejne przesłuchania, wezwania, posiedzenia, badania, procesy – a każdy taki fakt to dla mnie kolejne upokorzenie – wyznał franciszkanin.
Dopiero Zbigniew Nosowski z „Więzi” „odnalazł i ujawnił sentencję wyroku, jaki zapadł w pierwszej instancji w 2008 roku”. – Okazało się, że szczeciński trybunał uznał winę oskarżonego, choć wymierzył mu symboliczne jedynie sankcje. Wyszło również na jaw, że ks. Dymer odwołał się od wyroku, a Kongregacja Nauki Wiary powierzyła prowadzenie procesu w drugiej instancji archidiecezji gdańskiej. Niestety metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź przez ponad 9 lat nawet nie wszczął tego postępowania. Zaledwie pięć dni po publikacji pierwszego reportażu red. Nosowskiego, gdzie fakty te zostały ujawnione opinii publicznej, trybunał kościelny w Gdańsku zakończył postępowanie dowodowe w procesie drugiej instancji. Trzy miesiące później moja twarz i moja opowieść pojawiły się w reportażu telewizyjnym Sebastiana Wasilewskiego pod tytułem „Najdłuższy proces Kościoła”. Byłem zaskoczony, że reporter świeckiej telewizji rozpoczął swój film od mojej lektury długiej wizji św. Faustyny Kowalskiej o Jezusie opuszczającym zakony i kościoły. Tuż przed publikacją tego reportażu abp Dzięga odwołał ks. Dymera z pełnionych funkcji. Za kilka dni ks. Dymer zmarł. Nazajutrz po jego śmierci okazało się, że pięć dni wcześniej zapadł ostateczny kościelny wyrok w jego sprawie. Do tej pory jednak treść tego wyroku znają jedynie osoby wyjątkowo wtajemniczone. Mnie, rzecz jasna, w tym gronie nie ma. Świadek nie zasługuje w oczach Kościoła nawet na informację o prawomocnym wyroku. Pisałem w tej sprawie do nowego metropolity gdańskiego i do metropolity szczecińskiego. Odpisali mi, że decyzja o ujawnieniu wyroku musi zapaść w Watykanie. A Watykan jest daleko… – stwierdził o. Krasucki.
Obliczył, że od jego „krzywdy minęło już prawie 29 lat. Od rozpoczęcia prób wyjaśniania sprawy – 26 lat. Karny proces kanoniczny trwał 17 lat. Od ostatecznego kanonicznego wyroku na mojego krzywdziciela minęło już ponad pół roku. Wyrok zapadł, ale go nie ogłoszono. Czyli do tej pory Kościół wciąż w żaden sposób nie potwierdził oficjalnie ani mojej krzywdy, ani winy mojego krzywdziciela. Przez te wszystkie lata w Szczecinie urzędowało trzech biskupów. Ze mną nie spotkał się nigdy żaden z nich”.
– Dziś mówię o tym doświadczeniu podczas międzynarodowej konferencji organizowanej przez Papieską Komisję ds. Ochrony Małoletnich. Rozumiem, że to zaproszenie jest poniekąd nieoficjalnym uznaniem prawdy o mojej krzywdzie. Czy jednak mój Kościół, nasz Kościół, Kościół Jezusa Chrystusa, nie może powiedzieć jasno i publicznie, jaki wyrok zapadł w najdłuższym procesie kanonicznym? Jeśli w takich sprawach nie potrafimy oficjalnie uznać i powiedzieć prawdy, to jak mamy wiarygodnie głosić Jezusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem? – pytał retorycznie zakonnik.
Przyznał, że „sporo się już w Kościele zmieniło, lecz wielokrotnie deklarowane stawianie osób pokrzywdzonych na pierwszym miejscu dokonuje się wciąż tylko werbalnie, a nie realnie. A przecież nie ma prawdziwego dobra Kościoła tam, gdzie jest kłamstwo i ukrywanie przestępców, gdzie przestają się liczyć skrzywdzeni ludzie. W tych ludziach skrzywdzony został nasz Bóg, w którego wierzymy – podkreślił franciszkanin.
W drugim świadectwie, które odtworzono z nagrania, kobieta z jednego z państw Europy Środkowo-wschodniej, która nie chciała ujawniać swego nazwiska, mówiła o wykorzystaniu seksualnym, którego doświadczyła jako sześcio-, siedmioletnia dziewczynka ze strony młodego, charyzmatycznego księdza ze swojej parafii, niekiedy w obecności jej dziadków. Była zawstydzona obmacywaniem, którego doświadczała, a jednocześnie bała się, że ktoś się o tym dowie i ją za to obwini. Przez większość życia czuła się ofiarą, miała depresję. Jej małżeństwo nie było szczęśliwe i skończyło się rozwodem. Po narodzinach córki wpadła w depresję poporodową. Bojąc się, że nie zdoła jej ochronić, tak jak nikt nie ochronił jej, nie pozwalała nikomu zajmować się swoimi dziećmi zbyt długo, nawet najbliższej rodzinie. Nadzorowała każde ich spotkanie z osobą dorosłą i wypytywała, czy ktoś ich w niewłaściwy sposób dotykał. Trudno jej było przebywać w obecności starszych mężczyzn mających władzę: szefa w pracy, nauczyciela, lekarza… Nie lubiła, gdy ktoś ją dotykał lub uściskał. Zarazem nie umiała ludziom mówić „nie”, ze szkodą dla samej siebie, zwłaszcza „w relacjach romantycznych”, w przekonaniu, że ktoś ma prawo do jej ciała. W czasie stosunków seksualnych była jak gdyby nieobecna. Podobnie w czasie stresujących sytuacji jej mózg „zamyka się”, nie jest w stanie myśleć, ciało staje się zimne i nie może się ruszyć. Ogrania ją lęk i panika. Długoletnia terapia pomogła jej przezwyciężyć niektóre z tych objawów.
Dziś nie należy do żadnej religii. Uważa, że ludzie są tylko ludźmi, „doskonale niedoskonałymi”. Znalazła własną drogę do Boga i duchowości bez pośrednictwa innego człowieka. Religię uważa za tradycję.
Także ona przyznała, że kościelne śledztwo trwa bardzo długo, a brak wiedzy, czy „Kościół mi wierzy, czy nie, może być denerwujący”. – Czasem jestem sfrustrowana, mając poczucie, że to się nigdy nie skończy, nigdy nie będzie rozstrzygnięcia, jestem w stanie zawieszenia. Staram się nie myśleć o tym zbyt wiele, bo czuję się bezsilna wobec tego procesu. Powtarzam sobie, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, aby spróbować go powstrzymać, aby nie skrzywdził już więcej dzieci – podkreśliła.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.