Tygodnik, portal a potem dziennik – „Idziemy” świętuje 5-lecie
07 września 2010 | 12:22 | awo (KAI)/ms Ⓒ Ⓟ
Przed pięciu laty za zgodą ówczesnego biskupa warszawsko-praskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia na rynku prasy pojawił się tygodnik „Idziemy”. Dzisiaj Eucharystię z okazji rocznicy powstania pisma odprawi w katedrze św. Floriana na Pradze abp Henryk Hoser. Publikujemy rozmowę z redaktorem naczelnym tygodnika „Idziemy” ks. Henrykiem Zielińskim, który dokonuje bilansu pięciolecia, opowiada o planach redakcji: portalu internetowym i pomyśle dziennika katolickiego.
Wywiad z ks. Henrykiem Zielińskim, redaktorem naczelnym tygodnika „Idziemy”
KAI: Jaka jest pozycja tygodnika „Idziemy” po pięciu latach od jego powstania?
Ks. Henryk Zieliński: Z perspektywy 5 lat widać, że tygodnik zdobył sobie już znaczącą pozycję na rynku prasy katolickiej. Według naszych wyliczeń wygląda na to, że jesteśmy wśród tygodników katolickich na trzecim miejscu, gdy chodzi o częstotliwość cytowania przez inne media. Natomiast zaliczamy się w tej chwili do kilku liczących się tygodników katolickich na rynku, które są obecne w obiegu publicznym, także w kioskach, we wszystkich formach kolportażu, nie tylko w parafiach. To jest duży sukces, biorąc pod uwagę, tak krótki czas istnienia tygodnika. Natomiast przyznaję, że jedno z naszych oczekiwań i planów nie zostało zrealizowane do końca. Chcieliśmy, nie tyle zaistnieć na rynku prasy katolickiej, co na rynku tygodników opinii, dlatego nie wpisywaliśmy sobie w tytuł przymiotnika „katolicki”. Chodziło nam o to, żeby nie tworzyć „katolickiego getta”, żeby to nie był tygodnik tylko dla katolików, ale żeby był robiony przez katolików dla szerszej społeczności, w którym katolicy będą się dzielić swoim punktem widzenia na świat i ten świat przemieniać. Temu też służyło włączenie do zespołu redakcyjny tygodnika wielu znanych dziennikarzy świeckich m.in. z Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, „Rzeczpospolitej” czy z innych mediów publicznych. Przyznaję, że tutaj sukcesu jeszcze odtrąbić nie możemy. Niestety, wiadomą rzeczą jest, że na rynku stricte komercyjnym trzeba bardzo duże pieniądze przeznaczyć na reklamę, po to żeby większa była sprzedaż w kioskach niż w parafiach. Praktycznie nie udało się to dotąd żadnemu tygodnikowi katolickiemu, w pewnym sensie osiągnął to „Tygodnik Powszechny”. Natomiast tygodnik „Idziemy” jest chyba jedynym tygodnikiem na rynku, który powstał bez pieniędzy.
KAI: Przed pięciu laty pojawiły się głosy, że rozpoczęcie wydawania tego tygodnika to akt wielkiej odwagi. Jaki jest dziś nakład tygodnika, jego zasięg, kim są czytelnicy?
– Uruchomienie tygodnika, powiedziałbym, że nie tyle było aktem odwagi, co aktem zawierzenia i zaufania. Z jednej strony zawierzenia, gdyż chcieliśmy, aby tygodnik był takim żyjącym, cyklicznie powstającym jak feniks, co tydzień od nowa, pomnikiem Jana Pawła II. Stąd tytuł „Idziemy” od papieskiego „Wstańcie chodźmy”. Tygodnik jest swego rodzaju wotum za beatyfikację ks. Ignacego Kłopotowskiego, proboszcza dawnej parafii św. Floriana, przy kościele, który jest teraz katedrą. Przyznam, że czuję się spadkobiercą tego błogosławionego księdza, pierwszego błogosławionego z diecezji warszawsko-praskiej. To było więc zawierzenie świętym i Bogu, a z drugiej strony zawierzenie z mojej strony ludziom: zespołowi redakcyjnemu, proboszczom, którzy wyrazili otwartość na ten tygodnik, odbiorcom, ale także dużo było zawierzenia i zaufania ze strony zespołu redakcyjnego pod moim adresem. Teraz mogę powiedzieć, iż przez pierwsze kilka miesięcy cały zespół redakcyjny pracował gratisowo. Warunek był taki: jeśli nam się uda i tygodnik będzie wychodził, to wtedy w tym tygodniku wszyscy będziemy mieć pracę, natomiast jeżeli się nie uda – nie narazimy na wydatki ani na straty diecezji, ani żadnej innej instytucji prywatnej czy państwowej – tylko okaże się, że popracowaliśmy dla idei, nad szczytnym celem. Okazało się, że tego typu myślenie przyniosło pozytywne efekty. Obecnie tygodnik „Idziemy” przestał być jedynie tygodnikiem diecezji warszawsko-praskiej, choć jest na tym terenie rozprowadzany w największym nakładzie. Jest również dostępny w archidiecezji warszawskiej, archidiecezji gdańskiej, a od wakacji także w wielu parafiach diecezji ełckiej. Poszliśmy tam za zgodą księdza biskupa Jerzego Mazura, w ślad za warszawiakami, którzy wyjeżdżają na wakacje. Mamy nadzieję, że tygodnik tam, w znacznym nakładzie pozostanie. Aktualnie, tygodnik jest drukowany w średnim nakładzie 15 tysięcy egzemplarzy. Jego wielkość zależy od bieżących wydarzeń, np. tuż po katastrofie smoleńskiej trzeba było zrobić dodruk, natomiast wakacje w Warszawie są raczej „chudym czasem”, jeśli chodzi o sprzedaż, natomiast już we wrześniu nakład rośnie. Udaje nam się rozprowadzać tygodnik w parafiach, mamy coraz więcej prenumeratorów w całej Polsce, co ciekawe, ostatnio coraz więcej prywatnych prenumeratorów wśród księży i świeckich z archidiecezji przemyskiej. Ufam, że jest to owoc życzliwości, którą czuję ze strony abp. Józefa Michalika i także miejscowego radia. Ponadto tygodnik jest dostępny w kioskach Ruchu, Kolportera, Garmondpressie, Franpressie, w Empikach i w kiosku internetowym na stronie: egazety.pl. Publiczny kolportaż był dla mnie bardzo ważny, bowiem pismo rozprowadzane wyłącznie w kościołach byłoby biuletynem wewnętrznym, nie wchodziłoby w dialog ze światem. Teraz podstawowym wyzwaniem dla nas jest uruchomienie portalu internetowego, który byłby powiązany z tygodnikiem. Trwają prace nad tym przedsięwzięciem. Były też pewne przymiarki i rozmowy na temat wydawania dziennika, jednak dalsze losy tego pomysłu będą zależały od woli księży biskupów.
KAI: Od początku koncepcją tego tygodnika było, aby nie separować rzeczywistości na świecką i kościelną. Czy to udaje się realizować?
–To że założyliśmy sobie od początku, że nie będziemy dzielić świata na sacrum i profanum, a także, że nie będziemy dzielić Kościoła na łagiewnicki i toruński udaje nam się, aczkolwiek koszty tego są dosyć duże. Szczególnie teraz, w gorącej sytuacji politycznej, kiedy politycy zarzucają sobie i Kościołowi uwikłanie po stronie jednej czy drugiej partii, staramy się recenzować tę rzeczywistość z punktu widzenia ludzi wierzących. Zawsze będzie tak, że komuś się narazimy. Gdy recenzujemy pokazując czasami nieuczciwe zachowania jednej czy drugiej strony, a czasami obydwu stron, tak jak np. „konfliktu o pomnik pod hasłem konflikt o krzyż przed Pałacem Prezydenckim” dostajemy z tego powodu protesty i zażalenia z obydwu stron: Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. Może mniej tych zażaleń a więcej zrozumienia jest ze strony Kościoła, którego też nie chcemy dzielić na toruński i łagiewnicki. Z tego, co wiem, na forum Konferencji Episkopatu Polski nasze pismo cieszy się sympatią biskupów utożsamianych zarówno z frakcją bardziej liberalną jak i z frakcją bardziej konserwatywną, ze względu na to, że stoimy po stronie wartości, a nie po stronie interesów grupowych. Przyjęliśmy założenie, że nie chcąc tworzyć „katolickiego getta” trzeba pisać o świecie takim, w jakim ludzie żyją. Nasze pismo jest adresowane do ludzi, którzy są zapracowani i nie mają czasu. Do ludzi może trochę młodszych niż czytelnicy innych tygodników katolickich, którzy wychowani zostali już w innej kulturze medialnej. Nie mają już zwyczaju siadać i czytać sążniste teksty, dlatego staramy się dobierać formy przekazu. W każdym numerze „Idziemy” jest tylko jeden sążnisty tekst – tzw. raport a pozostałe to są teksty krótkie, które dają się przeczytać w przerwie między mieszaniem zupy a przewijaniem dzieci, czy w tramwaju między jedną a drugą przesiadką. Mamy sygnały, że nasz tygodnik bywa czytany nie tylko w zaciszu domu czy zakrystii, ale też w miejscach publicznych. Ludzie uważają go za normalny element rynku prasy. Staramy się redagować pismo, które właśnie dlatego traktuje o wszystkich sprawach, o sporcie, życiu społecznym i kulturze jak również o polityce. Komentujemy również świat polityki. Doniesienia ze Stolicy Apostolskiej są obok doniesień z Brukseli czy Nowego Jorku. Mamy też świadomość, że wielu naszych czytelników nie kupuje i nie czyta już innych tygodników i gazet. Wielu, nawet bardzo wykształconych mówi, że jeśli bierze do ręki ten tygodnik, to im to zasadniczo wystarcza, oprócz wiedzy, którą czerpią z mediów elektronicznych. Na wioskach, gdzie nie ma kiosków, nasz tygodnik jest jedynym, który do nich dociera i dlatego staramy się zapewnić czytelnikom całe kompendium wiedzy.
KAI: A jakie plany na przyszłość? Zwrot w kierunku Internetu? Wspomniał Ksiądz też o dzienniku…
– Mamy za sobą już etap udostępniania wszystkich tekstów w Internecie, z czego wycofują się obecnie również duże światowe media. Byliśmy jednym z pierwszych tygodników umożliwiających prenumeratę elektroniczną w Internecie. Natomiast uruchomienie portalu internetowego, które planujemy nie ma zastąpić tygodnika, ale być medium szybkim, do czasu, kiedy zostanie uruchomiona jakaś forma dziennika katolickiego. Nie chodzi nam o stworzenie portalu społecznościowego ale informacyjnego, na którym byłyby także komentarze, po to, aby zapewnić sobie jeszcze szybszy sposób docierania do czytelników. Wchodząc na rynek, stawialiśmy sobie cel, że będziemy najszybszym tygodnikiem katolickim w Polsce. Niektórzy się z tego śmiali, że Kościół to nie piekarnia i nie trzeba stawać do wyścigów. Okazuje się, że czytelnicy w dobie Internetu chcą mieć świeże informacje. Obecnie możliwości oddziaływania i opiniowania, jakie daje jakakolwiek prasa, niestety zostają w tyle za Internetem a my musimy nadążać.
KAI: Czego więc życzyć tygodnikowi na następne lata?
– Przede wszystkim otwarcia się nowych diecezji na tygodnik. Rynek mediów katolickich niestety nie jest wolnym rynkiem. Jedynie chyba w Warszawie wszystkie tytuły tygodników katolickich są obecne w parafiach, natomiast inne diecezje są hermetycznie zamknięte i ograniczają się do jednego tytułu. Nieraz opinie biskupów były bardzo pochlebne na temat naszego tygodnika, nawet padały słowa, że „taki tygodnik jak nasz Polsce jest bardzo potrzebny”. Gdy pytałem czy również tej diecezji, zapadało milczenie, po czym odpowiedź: no tak, ale my mamy podpisany kontrakt z jedną z gazet na wyłączność. Trzeba nam życzyć otwartości na rynku mediów katolickich na wszystkie tytuły a wówczas „Idziemy” bez obaw sobie poradzi, a przy otwartości wszystkich diecezji jesteśmy w stanie uruchomić nawet dziennik katolicki.
Rozmawiała Anna Wojtas
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.