W drogę!
06 grudnia 2011 | 09:59 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
„Miasto nadziei” (City of Hope), w którym mieszkam już dwa miesiące, położone jest 12 km od stolicy – Lusaki. Niby blisko, ale chcąc zrobić zwykłe zakupy spożywcze trzeba zarezerwować sobie pół dnia. Najbardziej popularnym środkiem transportu (z którego najczęściej korzystam) są tutaj busy. Biało-niebieskie, jeżdżące lewą stroną jezdni, często wyglądające tak, jakby zaraz miały się rozpaść. Ale jeżdżą. Co chwila. Nie trzeba się więc stresować, że się spóźnimy na przystanek i autobus nam ucieknie. Chociażby z tego względu, że po pierwsze – nie ma tu przystanków (ściśle określone są jedynie przystanki końcowe). Po drugie, nie istnieją tu rozkłady jazdy. Jeśli więc chcesz wybrać się do miasta, musisz poczuć się jak prawdziwy autostopowicz i po wypatrzeniu biało-niebieskiego pojazdu pomachać ręką. Z wyglądu podobne są do naszych starych VANów. Z tą tylko różnicą, że mają około 15 miejsc siedzących. Teoretycznie. Bo praktycznie potrafi się w nich zmieścić 25 osób, a czasem i więcej.
W każdym busie, oprócz kierowcy, jest zawsze chłopak, który zbiera pieniądze za przejazd. Ciekawe jest to, że bilet w jedną i drugą stronę nigdy nie kosztuje tyle samo. Żeby się dostać od nas do centrum musimy zapłacić jedynie 3000K (niecałe 2zł), ale powrót kosztuje już nas prawie dwa razy więcej (5000K). Większość busów, zarówno w środku, jak i na zewnątrz, jest poobklejana różnymi tekstami o treści religijnej np. „zaufaj Jezusowi”, „Chwała Panu”, „Bóg jest dobry”. Zastanawia mnie tylko jaki jest tego powód. Jak na razie znalazłam dwa wytłumaczenia: 1. Takie napisy po prostu ładnie wyglądają na busach. 2. Ludzie liczą na to, że jadąc w tak pięknie obklejonym busie Pan Bóg uchroni ich od wypadków. Bardzo często bowiem kierowcy jeżdżą tu po alkoholu. Zdarza się też, że mają niesprawne hamulce (nie należy więc się dziwić, jeśli kierowca nie zdąży wyhamować przed jakimś przechodniem. On może mieć dobre chęci, ale co z tego, jeśli nie ma dobrych hamulców).
Za każdym razem jadąc takim busem czuję się jak sardynka w puszce (albo raczej „kapenta”- lokalne, bardzo popularne rybki). Ludzie siedzą stłoczeni, niemalże jedni na drugich, a pomiędzy nimi poupychana jest reszta niezbędnych rzeczy: siatki z zakupami, kosze wypełnione po brzegi, kartony itp. Można więc sobie wyobrazić, że z powietrzem w takich warunkach, bywa ciężko. Dlatego najlepszymi i najbardziej wymarzonymi miejscami są te najbliżej kierowcy. Siedząc w miarę blisko ma się większą szansę na trochę świeżego powietrza i całkiem dobre dojście do drzwi przy wysiadaniu. W trakcie jazdy często puszczana jest muzyka, ludzie ze sobą rozmawiają. Nie zawsze się znają, ale to przecież nie jest problem. Wystarczy, że są ludźmi, a to jest już wystarczający powód, żeby ze sobą zamienić parę zdań.
Po załatwieniu spraw na mieście przychodzi czas na powrót do domu. Na postoju trzeba odnaleźć właściwy bus – ten, który jedzie w twoją stronę. Ale trzeba uważać. Jeśli takich jest więcej, kierowcy potrafią pokłócić się o pasażera (a czasem nawet pobić), aby tylko wsiadł do ich pojazdu. Na powrót do domu lepiej przewidzieć więcej czasu. Bus nie odjedzie, dopóki cały się nie zapełni. Zdarza się więc, że może ruszyć od razu jak tylko wsiądziesz. Jeśli masz mniej szczęścia, możesz czekać nawet i godzinę. I zapewniam Cię – będziesz jedyną osobą, która będzie się niecierpliwić, że bus nie rusza. Tutaj nikt się nigdzie nie spieszy.
„This is Africa” – to powiedzenie najbardziej przydaje się w tej sytuacji. Niektórych rzeczy po prostu nie uda nam się tu zrozumieć i trzeba zaakceptować je takimi, jakimi są. Nie jest to proste, ale inaczej ciężko jest tu funkcjonować. Zwłaszcza jeśli bus już ruszy, twoje szczęście jest nie do opisania, marzysz już tylko o zimnym arbuzie, który czeka na ciebie w lodówce i nagle… zatrzymujemy się, bo trzeba zmienić w busie oponę! Oj tak, this is Africa!
Joanna Grubińska, Lusaka, Zambia, 1 grudnia 2011
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.