Zmarł Kim Shin-jo – były zamachowiec północnokoreański, później pastor
14 kwietnia 2025 | 12:01 | o. jj, kg | Seul Ⓒ Ⓟ

W wieku prawie 83 lat zmarł 9 kwietnia w Seulu południowokoreański pastor Kim Shin-jo, urodzony w Korei Północnej, który w styczniu 1968 wraz z 30 swymi towarzyszami usiłował zabić ówczesnego prezydenta Korei Południowej Park Chung-hee (1917-79). Był on jednym z dwóch zamachowców, którzy przeżyli starcie z żołnierzami z Południa. Gdyby atak się udał, miała się rozpocząć nowa wojna na Półwyspie Koreańskim.
Śmierć byłego komandosa, który po nawróceniu na chrześcijaństwo został w 1997 pastorem baptystycznym, potwierdziła 10 bm. wspólnota jego Kościoła Seongrak w mieście Namyangju w północno-zachodniej prowincji Gyeonggi na granicy z Koreą Północną.
Przyszły zamachowiec urodził się 2 czerwca 1942 w mieście Seishin (obecnie Chongjin) w dzisiejszej prowincji Hamgyong Północne (Korea Północno-Wschodnia). W wieku 18 lat rozpoczął służbę w wojsku północnokoreańskim i z czasem trafił do komandosów z elitarnej Jednostki 124, powołanej do przenikania na Południe. Odznaczał się dużą inteligencją, urokiem osobistym i innymi cennymi zaletami, toteż przełożeni dwukrotnie wysyłali go na Południe z misjami wywiadowczymi i za każdym razem wracał, wykonawszy pomyślnie swe zadania.
Potem przeszedł dwuletnie szkolenie i w składzie 31-osobowego oddziału wyruszył 18 stycznia 1968 do Korei Południowej z zamiarem zabicia jej prezydenta. Komandosi zdołali przedostać się przez silnie strzeżoną granicę między obu krajami, przebrani za żołnierzy z Południa i chociaż zostali rozpoznani przez miejscowych mieszkańców, udało im się pokonać 40 mil i dotrzeć do Seulu z misją zamordowania Park Chung-hee i jego współpracowników. Udany zamach miał być zarazem sygnałem do rozpoczęcia najazdu wojsk z Północy na ich południowego sąsiada.
Według artykułu wspomnieniowego w „New York Timesie” z 10 kwietnia, 21 stycznia napastnicy „znaleźli się kilkaset metrów od «Błękitnego Domu» – pałacu prezydenckiego, ale zatrzymali ich tam żołnierze południowokoreańscy. Doszło do strzelaniny, w której wyniku prawie wszyscy zamachowcy, z wyjątkiem dwóch, zginęli lub sami odebrali sobie życie”. Jeden z ocalałych powrócił na Północ, stając się tam „bohaterem narodowym”. Drugim był właśnie porucznik Kim, który poddał się. „Przybyliśmy tutaj, aby poderżnąć gardło prezydentowi Park Chung-hee” – powiedział wkrótce po ujęciu go. Później, po rocznym pobycie w więzieniu, niedoszły zabójca stał się płomiennym mówcą antykomunistycznym, wykładowcą i duchownym chrześcijańskim.
Rajd komandosów z Północy na pałac prezydencki w Seulu i zajęcie przez Koreę Północną amerykańskiego okrętu zwiadowczego USS „Pueblo” dwa dni później przeszły do historii jako tzw. „Kryzys Zbrojnej Obrony 21 stycznia 1968” i były jednym z największych napięć na podzielonym Półwyspie Koreańskim od czasu zawarcia rozejmu w lipcu 1953 roku. W ich następstwie władze w Seulu utworzyły armię rezerwistów i wprowadziły szkolenie wojskowe w szkołach średnich i na uniwersytetach. Również 13-cyfrowy dowód osobisty, wprowadzony w tym czasie w celu ochrony przed szpiegami z Korei Północnej, pozostaje do dziś obowiązkowy dla wszystkich obywateli Korei Południowej w wieku od 17 lat.
Część górskiego szlaku za Błękitnym Domem, którą zamachowcy wykorzystali do dostania się do stolicy Korei Południowej, jeszcze kilka lat temu pozostawała zamknięta dla publiczności ze względów bezpieczeństwa.
„Gdyby nasza misja zakończyła się sukcesem, Koreańczycy z Południa żyliby teraz w komunizmie” – powiedział Kim w wywiadzie w 2008 roku.
Jego polegli towarzysze zostali pochowani na „cmentarzu wroga” na północ od Seulu.
Dziennik nowojorski zwrócił uwagę, iż „szpiedzy północnokoreańscy, złapani na Południu, często spędzali całe dziesięciolecia w odosobnieniu w południowokoreańskich więzieniach. Niektórzy z nich odmówili wyrzeczenia się swojej ideologii komunistycznej, po części dlatego, że naraziłoby to na niebezpieczeństwo ich rodziny na Północy. Kim został ułaskawiony po dwóch latach. Skutecznie przekonywał, że nie zabił żadnego Koreańczyka z Południa oraz że wyparł się komunizmu”. Uchodźcy z Północy, którzy znaleźli się na Południu, twierdzili, że gdy władze w Pjongjangu dowiedziały się, że Kim przyjął obywatelstwo południowokoreańskie, straciły jego rodziców i represjonowały jego dalszą rodzinę. On sam przyznawał, że było to możliwe.
Kim Shin-jo pozostawił po sobie żonę Choi Jeong-hwa, którą poznał po aresztowaniu go i którą początkowo uważał za agentkę z Północy, nasłaną na niego, aby go zabić. Ale to ona nawróciła go na chrześcijaństwo. Osierocił również syna i córkę. Został ordynowany na pastora w 1997 roku. Od 2010 roku był też doradcą prezydenta Republiki Korei ds. praw człowieka.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.