Dorota Hałasa dla KAI: beatyfikujmy japońskich męczenników
02 maja 2017 | 10:46 | Warszawa / pb (KAI) / bd Ⓒ Ⓟ
Beatyfikacja jezuitów, którzy przyjechali do Japonii w okresie prześladowań chrześcijan w tym kraju, powinna być odpowiedzią Kościoła na przesłanie filmu „Milczenie” – twierdzi Dorota Hałasa, polska japonistka i dziennikarka, mieszkająca od ćwierć wieku w Japonii.
KAI: Film Martina Scorsese „Milczenie”, a także beatyfikacja „samuraja Chrystusa” Justyna Ukona Takayamy zwróciły oczy katolików na Japonię. Tamtejsza wspólnota katolicka nie jest zbyt duża?
Dorota Hałasa: Kościół katolicki w Japonii jest bardzo mały. Kiedy św. Jan Paweł II przyjechał tam 36 lat temu jako pielgrzym pokoju, mówił, że jest to jego „mała trzódka”. Katolicy stanowią około 0,3 proc., a wszyscy chrześcijanie 0,5 proc. mieszkańców kraju. Ponadto bardzo wielu katolików to cudzoziemcy, głównie z Filipin i Brazylii, którzy przyjechali do pracy. Japonia ma 127 mln mieszkańców, a liczba katolików wynosi około 450 tys. Jest to więc kropelka w morzu.
Myślę, że Kościół w Japonii przyciąga uwagę z powodu atrakcyjności Japonii jako takiej, jej odmienności, ale także ze względu na ogromne cierpienia tego Kościoła, który przetrwał w sposób cudowny – nie można tego inaczej nazwać. Przecież przez 270 lat prześladowań nie było tam księży!
Jaka była geneza tych prześladowań?
– Kiedy w 1549 r. św. Franciszek Ksawery przypłynął do Japonii z dwoma innymi zakonnikami i trzema pierwszymi ochrzczonymi Japończykami, Msza była odprawiana po łacinie. A wiadomo, że językiem urzędowym jest tam japoński, zapisywany ideogramami chińskimi. Chiński był wówczas językiem klasycznym, takim jak w Europie łacina. Tymczasem misjonarze wprowadzili alfabet i słownictwo łacińskie, co było ogromną barierą w głoszeniu Ewangelii. Mimo to Kościół się przyjął i rozwijał bardzo intensywnie. Nie były to spektakularne liczby, ale istniała struktura Kościoła, działały seminaria duchowne.
Po 40 latach pobytu Franciszka Ksawerego i jego następców, którzy prowadzili ewangelizację, w 1587 r. został wprowadzony zakaz szerzenia chrześcijaństwa. Ukon Takayama, pan feudalny, który był największym ewangelizatorem i filarem Kościoła, dostał od walczącego o zjednoczenie Japonii wodza Hideyoshiego Toyotomiego list z ultimatum – albo porzuci chrześcijaństwo, albo musi oddać swój majątek i zrezygnować z pełnionych funkcji. A był on prawą ręką Hideyoshiego w czasie trwającej wówczas wojny domowej. Lecz kiedy otrzymał ultimatum, bez zastanowienia odpowiedział, że nie wyrzeka się wiary, po czym zostawił wszystko i udał się z rodziną na wygnanie.
Czytaj także: „Samuraj Chrystusa” beatyfikowany w Japonii
Hideyoshi nie rozpoczął prześladowań od razu, bo nie miał jeszcze stabilnej sytuacji politycznej. Najpierw wszędzie zostały poustawiane tabliczki informujące, że szerzenie chrześcijaństwa zostało zabronione, gdyż godzi w porządek społeczny, zaś wszyscy misjonarze w ciągu 20 dni mają opuścić Japonię.
Dziesięć lat później, w 1597 r., kiedy jego pozycja była już ustalona (cesarz mianował go regentem, dając mu najwyższą władzę w państwie), Hideyoshi nakazał sporządzić listę najbardziej znanych chrześcijan, obciąć im lewe ucho, nos i oprowadzić po ulicach Kioto, ówczesnej stolicy Japonii. Po czym piechotą musieli oni przejść 800 km do Nagasaki, gdzie ich ukrzyżowano. To było pierwszych 26 japońskich męczenników.
Od tej pory trwały prześladowania, prowadzone z różnym nasileniem, także ze względu na to, że Hideyoshi w następnym roku zmarł. W 1614 r. całkowicie zakazano wyznawania chrześcijaństwa w Japonii.
Jakie były prawdziwe powody tych zakazów szerzenia, a nawet wyznawania chrześcijaństwa? Czy rzeczywiście chodziło o burzenie porządku społecznego?
– Tych powodów było wiele. Przede wszystkim od samego początku kler buddyjski, będący główną siłą religijną w Japonii, okazywał wielką niechęć wobec Kościoła. Franciszek Ksawery pisał w swoich listach, że jest oburzony zachowaniem mnichów, którzy prowadzą edukację synów szlachetnie urodzonych wojowników. Wytykał im, że większość z nich utrzymuje przeciwne naturze ludzkiej stosunki z chłopcami, których biorą na wychowanie, wszyscy o tym wiedzą i nikt nie jest oburzony. Uważał, że zwykli ludzie żyją bardziej moralnie niż mnisi, którzy im wyższy posiadali status, tym bardziej ich zachowanie było swobodne i niczym nieograniczone. Mnisi praktykowali też coś, co przypomina kościelną praktykę sprzedawania odpustów: uważali, że za pieniądze mogą wydobyć duszę z piekła. W ten sposób zdobywali finansowanie dla swojej działalności. Natomiast Franciszek przekonywał, że z piekła nikogo nie da się wyciągnąć za żadne pieniądze, a nawet modlitwami. W jednym z listów napisał, że ludzie, którzy to zrozumieli, przestali płacić mnichom i niektóre świątynie mogą upaść. Ta krytyka mnichów nie mogła się spotkać z ich entuzjazmem.
Chodziło też o pieniądze pochodzące z handlu, prowadzonego głównie przez portugalskich kupców, którzy byli katolikami. Hideyoshi brał udział w podbijaniu wyspy Kiusiu, gdzie dominowali panowie feudalni, którzy przyjęli chrześcijaństwo. Siogun (zwierzchnik sił zbrojnych, rządzący krajem w imieniu cesarza), który utracił swą pozycję na rzecz Hideyoshiego, wspierał panów feudalnych przeciwnych chrześcijaństwu, żeby napadli na panów chrześcijańskich. Jeden z nich oddał Nagasaki w lenno jezuitom. Było to więc całkowicie prywatne miasto chrześcijańskie, do którego wszyscy prześladowani przez innych panów feudalnych mogli przyjechać i swobodnie mieszkać. Hideyoshi nie miał nad nim władzy.
Kiedy wiceprowincjał jezuitów poprosił go, by pomógł atakowanym przez zwolenników sioguna panom chrześcijańskim, on rzeczywiście im pomógł, ale zobaczył też, jak wielka jest ich siła. To go przeraziło, bo marzył o tym, że będzie dyktatorem Japonii. Wykorzystał więc jakiś zatarg handlowy z kupcami portugalskimi, do którego doszło zaraz po podboju Kiusiu i wydał edykt antychrześcijański.
Jako pierwszy zarzut postawił w nim to, że chrześcijan wiążą więzy silniejsze od więzów rodzinnych. Stanowi to zagrożenie dla porządku publicznego, bo wszystkie prawa ustanawiane są przez pana. Miał tu na myśli siebie, uznał więc chrześcijan za zagrożenie dla swojej władzy. Napisał też, że statki kupieckie są niezwiązane z chrześcijaństwem, wobec tego mogą przypływać do Japonii bez ograniczeń, o ile nie będą godziły w wierzenia rodzime. To bardzo ważny punkt, bo wielu historyków twierdzi, że misjonarze zajmowali się głównie handlem. Nie jest to prawdą, co potwierdza sam Hideyoshi. Natomiast misjonarze często pomagali kupcom jako tłumacze i dostawali za to jakieś wynagrodzenie, z którego finansowali np. budowę kościołów, działalność seminariów itd. Natychmiast po wydaniu edyktu Hideyoshi przejął Nagasaki pod swój bezpośredni zarząd.
Na początku XVII w. doszedł kolejny powód. Holendrzy chcieli przejąć handel od Portugalczyków i napadali na ich statki. W 1600 r. u wybrzeży Japonii rozbił się statek holenderski, na którym nawigatorem był anglikanin, William Adams (opowiadał o tym znany serial „Szogun”). Rozbitkowie zostali uwięzieni. Portugalczycy powiedzieli, że to są piraci i należy ich stracić. Ówczesny siogun Ieyasu Tokugawa zrozumiał, że między Holendrami i Portugalczykami istnieje konkurencja. Postanowił więc nie zabijać rozbitków, lecz wykorzystać wiedzę Adamsa, który znał się świetnie na budowie statków. Mianował go swoim doradcą i poprosił o budowę statku (europejskie były o wiele lepsze niż japońskie). Adams go wybudował, ale też przekonywał Hideyoshiego, że misjonarze katoliccy są pierwszą zapowiedzią kolonizacji ze strony Portugalii i Hiszpanii.
O tych oskarżeniach pisali w swych raportach sami misjonarze, m.in. o. Cristovão Ferreira, jeden z bohaterów „Milczenia”. Oczywiście nie mogli oni kogokolwiek reprezentować, bo Kościół działał już wtedy w ukryciu. Ale Holendrzy zauważyli, że jest to świetna okazja do przejęcia handlu od Portugalczyków, więc poprosili swego księcia Maurycego Orańskiego o wysłanie listu do sioguna. Napisał w nim, że Hiszpania i Portugalia prowadzą politykę kolonizacji poprzez wysyłanie misjonarzy i chrystianizację, a Holandii zależy wyłącznie na handlu. Ieyasu dał temu wiarę.
Niedługo potem przypłynął z Filipin ambasador Hiszpanii, który prowadził pomiary głębokości morza, by sprawdzić czy hiszpańskie statki wpłyną do portów japońskich. Gdy Ieyasu zapytał czy taka jest praktyka w Europie, Adams odparł, że tak, ale stosuje się ją wtedy, gdy dąży się do wojny. „Upewniwszy” się po raz kolejny, że kraje katolickie prowadzą politykę zmierzającą do kolonizacji, Ieyasu wprowadził zakaz wyznawania chrześcijaństwa, za którym poszły prześladowania.
Jak Kościół przetrwał te lata?
– Od połowy XVII w. już nie było misjonarzy. Ci, którzy wcześniej przyjechali, zostali zamęczeni. Kościół trwał w milczeniu. Osoby świeckie były odpowiedzialne za udzielanie chrztu. To była wiara rodzinna. Opierała się na bardzo silnym kulcie Maryjnym.
W Japonii panował system, który ja nazywam totalitarnym, bo regulował każdą dziedzinę życia człowieka, nawet małżeństw nie można było zawierać bez zgody władz. Ponadto był on oparty na szpiegostwie. Ludzie na wsi byli podzieleni na grupy pięcioosobowe i kontrolowali siebie nawzajem. Jeśli któryś z nich był podejrzany o chrześcijaństwo lub coś przeskrobał, a drugi z tych pięciu nie doniósł władzom, to wszyscy ponosili taką samą karę. A za denuncjację chrześcijanina dostawało się dużo pieniędzy; najwięcej za księdza.
W „Milczeniu” pokazana jest polityka władz, dążących do tego, by przesunąć punkt ciężkości w walce z chrześcijaństwem z egzekucji wiernych na zmuszanie misjonarzy, żeby się wyrzekli wiary. Egzekucje wzmacniały wiarę. Męczennicy byli świętymi, stawali się obrońcami z nieba. Należało więc doprowadzić do upadku misjonarzy przez poddawanie ich wymyślnym, a przede wszystkim długotrwałym torturom, żeby tracili nadzieję. Służyło temu nadcinanie szyi i wieszanie głową w dół w kloacznej wodzie, żeby człowiek umierał powoli w całkowitym osamotnieniu i zwątpieniu. Kiedy o. Ferreira nie wytrzymał i wyrzekł się wiary (choć nie było to dobrowolne), to jeden z japońskich jezuitów, bł. Julian Nakaura 10 dni umierał w tych straszliwych torturach. Chcąc osłabić japońskich chrześcijan, władze usiłowały pokazać, że misjonarze nie mają mocnej wiary. Mimo to w czasie prześladowań wręcz gwałtownie wzrosła liczba wiernych.
Prześladowania trwały przez prawie trzy stulecia, Dlaczego się zakończyły?
– Prześladowania szły w parze z polityką izolacji, z zamykaniem Japonii. Siogun Iemitsu Tokugawa uważał, że zakazanie chrześcijaństwa jest niewystarczające, że trzeba zamknąć Japonię na wjazd wszystkich cudzoziemców. Wydawał prawa, które doprowadziły do całkowitego wyrzucenia kupców portugalskich i hiszpańskich (czyli z krajów katolickich). Przez trzy wieki handel prowadziła tylko holenderska Kompania Wschodnioindyjska, choć jej kupcy wychodząc na ląd w Nagasaki, musieli deptać wizerunek Pana Jezusa.
Tak więc polityka antychrześcijańska szła w parze z polityką izolacji kraju, która trwała do 1853 r., kiedy do Japonii przybyli Amerykanie i wprost zażądali otwarcia na handel ze Stanami Zjednoczonymi. Przypłynęli oni statkiem parowym, co w zamkniętej Japonii, którą ominęła rewolucja techniczna, gdzie nadal jeździło się rykszami i końmi, wyglądało jak dziś przylot UFO. Zapowiedzieli, że przypłyną za rok i albo Japonia podpisze umowy handlowe z USA, albo siłą otworzą Japonię. Czyli stanie się to, czego Japończycy najbardziej się obawiali.
W Japonii rozgorzała w ciągu tego roku wielka debata (opowiada o niej z kolei film „Ostatni samuraj” Edwarda Zwicka), w której przeważyli zwolennicy otwarcia. Przeważająca część panów feudalnych stwierdziła, że nie wygrają w starciu ze statkami parowymi. Doszło więc do podpisania umów ze Stanami Zjednoczonymi, a następnie z innymi mocarstwami, które przysłały swoich przedstawicieli, aby otworzyć swe placówki handlowe. Zawarte pod presją umowy nadawały przywileje prawne i celne kupcom zagranicznym. Japończycy uważali to za potwarz.
Wymogiem zagranicznych przedstawicielstw było też to, że ich pracownicy, którzy są chrześcijanami muszą mieć możliwość chodzenia do kościoła. Powstały w międzyczasie rząd (bo Japonia uznała, że musi ustanowić model rządów podobny do modelu wielkich mocarstw) wprowadził więc pozwolenie na wyznawanie chrześcijaństwa przez cudzoziemców.
Najpierw w Jokohamie, a w lutym 1865 r. w Nagasaki, gdzie znajdowały się porty, do których przepływali cudzoziemcy, zostały zbudowane pierwsze kościoły.
Kto prowadził tam duszpasterstwo?
– Francuscy księża z Paryskich Misji Zagranicznych. Już wcześniej, wiedząc, że polityka japońskich władz się zmienia, szkolili misjonarzy na Okinawie, która wtedy jeszcze nie była japońska. Misjonarze uczyli się tam języka, by w każdej chwili być gotowymi do pracy w Japonii.
Gdy powstał kościół w Nagasaki, ks. Bernard Petitjean chodził po mieście i szukał jakichkolwiek chrześcijan, bo uważał, że musieli gdzieś przetrwać. Upuszczał na ulicy cukierki i patrzył, czy dzieci się nie przeżegnają, gdy będą je podnosić. Spadał z konia, bo myślał, że może ktoś wykona jakiś chrześcijański gest. Już powoli tracił nadzieję. Tym bardziej, że przed kościołem stały straże, żeby Japończycy tam nie wchodzili. Wreszcie 17 marca, gdy straże poszły na obiad, przyszła do księdza grupa 7-8 osób.
Chrześcijanie przekazywali sobie proroctwo, że prześladowania w Japonii będą trwały przez siedem pokoleń, po czym przyjedzie kapłan w białej szacie. Wiedzieli, że będzie on podporządkowany papieżowi, żył w celibacie i czcił Maryję jako Matkę Bożą. Zadali więc ks. Petitjeanowi trzy pytania: czy przysłał cię papież, czy żyjesz w celibacie i czy jest tu figurka Matki Bożej? Odpowiedział twierdząco, po czym zaprowadził ich do figurki, a oni się przed nią przeżegnali. Byli to ludzie, którzy nigdy nie widzieli kościoła, figury Matki Bożej ani nawet krzyża.
Władze zaczęły prześladować tych wychodzących z ukrycia chrześcijan. Dlaczego?
– Bo nie zniosły zakazu wyznawania chrześcijaństwa przez Japończyków. Nadal uznawały, że jest ono zagrożeniem dla panującego systemu. Japończycy obawiali się kolonizacji, a chrześcijaństwo uważali za narzędzie w rękach kolonizatorów.
Rząd zachęcał więc chrześcijan do ujawnienia się, żeby ich spisać. Po czym zaczęto ich torturować, by się wyrzekli wiary. W Urakami, tam, gdzie dzisiaj stoi katedra w Nagasaki, niektórzy się jej wyrzekli.
Po roku znów kazano stawić się chrześcijanom do urzędu. Podzielono ich na pięć grup i wywożono na wysiedlenie, gdzie mnisi nauczali ich buddyzmu. Nie zdawało to zupełnie egzaminu, bo chrześcijanie nie chcieli przejść na buddyzm. Zaczęły się więc tortury. Torturowano nawet dzieci, żeby rodziców skłonić do wyrzeczenia się wiary. Znów wiele osób uległo presji i porzuciło wiarę. Ale dość duża grupa te tortury przetrwała.
Ponieważ Japonia nie żyła już w izolacji, informacje o torturowaniu chrześcijan zaczęły docierać zagranicę. Podczas wizyty delegacji rządowej Japonii w Paryżu francuskie władze złożyły w tej sprawie protest dyplomatyczny, odbywały się demonstracje, zbierały się grupy modlitewne. Francuzi mówili, że Japonia to kraj barbarzyński, skoro nie ma tam wolności wyznania. Ten protest podziałał: Japończycy stwierdzili, że nie będą w stanie zmienić narzuconych im siłą, dyskryminujących umów handlowych, jeżeli nie zyskają dobrych relacji z państwami europejskimi. Po fali prześladowań chrześcijan, którzy wyszli z ukrycia, a które przerzedziły ich szeregi, pod presją demonstracji w Paryżu władze japońskie zniosły w 1873 r. zakaz wyznawania chrześcijaństwa.
Ostatnie 150 lat Kościół w Japonii żyje w wolności, a mimo to chrześcijan tak wielu nie przybywa. Co dziś jest przeszkodą w przyjmowaniu chrześcijaństwa przez Japończyków?
– Jezuita, o. Zygmunt Kwiatkowski mówi, że ten „drugi posiew” chrześcijaństwa bardzo dużo wniósł. W końcu XIX w. powstało wiele kościołów. Ludzie masowo do nich przychodzili. Ale później nastąpił kolejny cios – japoński imperializm i II wojna światowa. Chrześcijanie zostali potraktowani jako szpiedzy. Misjonarze, którzy przyjechali do Japonii ze św. Maksymilianem Kolbe, zostali podczas wojny internowani. Ze względu na złe warunki atmosferyczne bomba atomowa została zrzucona na Nagasaki nie na zakłady przemysłowe w pobliżu portu, lecz koło katedry Urakami, budowanej przez 25 lat. Państwo chrześcijańskie zrzuciło bombę, w której wyniku zginęły dwie trzecie japońskich chrześcijan. Z rodziny jednej z sióstr zakonnych śmierć poniosły wtedy 63 osoby.
Po wojnie znów było duże zainteresowanie Kościołem, który pomimo małej liczby wiernych prowadzi dużo szkół, przedszkoli, uniwersytety, szpitale, mające bardzo dobre notowania. Wielu niewierzących wysyła dzieci do szkół katolickich czy protestanckich, bo uważają, że tam dostaną dobre wykształcenie. Później zdarza się, że pod wpływem tego, że ktoś chodził do przedszkola katolickiego, nagle w wieku dojrzałym trafia do Kościoła.
Myślę, że Kościół w Japonii cierpi na tę samą chorobę, co we wszystkich krajach rozwiniętych: ludzie odchodzą od Kościoła pod wpływem dobrobytu. Niedawno rozmawiałam z potomkinią tamtych ukrywających się chrześcijan, którzy przez tyle pokoleń narażali swoje życie i swojej rodziny, żeby zachować wiarę. Dziś ma ona problem z ochrzczeniem swojego wnuka, a jej mąż przestał chodzić do kościoła.
Często wizyta papieska w jakimś kraju powoduje ożywienie miejscowego Kościoła. Czy po wizycie Jana Pawła II w 1981 r. też się dało to zauważyć?
– Tak. Ludzie, którzy uczestniczyli w Mszach odprawianych przez Jana Pawła II mówią, że to było dla nich niesamowite przeżycie. Poczuli się częścią Kościoła powszechnego. To było spełnienie się tej starej przepowiedni, że przyjedzie biały kapłan – przyjechał sam papież i to pod znakiem Maryi.
Wiele osób wspomina Jana Pawła II jako najbardziej znany symbol chrześcijaństwa. Ale oczywiście nie można mówić o jakichś lawinowych nawróceniach. Herb papieski na Mszę w Tokio zrobiła buddystka, zajmująca się sztuką emalierską. Bardzo przeżyła spotkanie z papieżem. Później ciężko zachorowała. Miała złośliwego raka mózgu. Poddała się operacji i – jak sama mówi – modliła się do Jana Pawła II. Żyje, rak ustąpił. Mówi, że została uzdrowiona przez Jana Pawła II. Nie przeszła na chrześcijaństwo, chociaż figurka papieża stoi w jej gabinecie.
Jest szansa, że teraz przyjedzie papież Franciszek, jezuita, który w młodości marzył o tym, by zostać misjonarzem w Japonii. Zresztą dwaj niedawni generałowie tego zakonu: o. Pedro Arrupe i o. Adolfo Nicolás było wcześniej prowincjałami w Japonii, mówiącymi biegle po japońsku.
Jak Pani ocenia film „Milczenie”?
– Uważam, że ten film odwraca proporcje. Dla mnie bohaterem jest o. Francisco Garupe, który ginie wraz z wiernymi. Jego postać potraktowana jest trzecioplanowo, a to on jest reprezentantem Kościoła męczeńskiego.
Japonia ma około 20 tysięcy męczenników, którzy oddali życie za wiarę. Było wśród nich wielu misjonarzy. Natomiast tylko kilku wyparło się wiary w wyniku tortur. Pamiętajmy, że o. Ferreira był torturowany dwukrotnie. Na początku nie wytrzymał, wyrzekł się wiary, potem przyznał, że nadal jest chrześcijaninem, więc znowu go torturowano i wtedy podobno wypowiedział jakąś formułkę buddyjską. Był tłumaczem podczas przesłuchiwania chrześcijan, więc w pewien sposób współpracował z reżimem. Przebywał w areszcie domowym. Żeby go upokorzyć, dano mu za żonę wdowę po przestępcy skazanym na karę śmierci.
Misja, kierowana przez o. Antonio Rubino, wysłana, żeby zastąpić o. Ferreirę i jego towarzyszy, została podzielona na dwie grupy. Japonia była już krajem zamkniętym i wiadomo było, że duża liczba misjonarzy naraz się tam nie przedostanie. Pierwsza grupa składała się z pięciu misjonarzy (w tym o. Wojciecha Męcińskiego, który jako młody człowiek czytał raporty jezuitów z Japonii i jechał tam w tym celu, żeby tak jak oni oddać życie). Przypłynęli oni w 1642 r., dziewięć lat po tym, jak o. Ferreira wyparł się wiary. Już po trzech dniach zostali rozpoznani. Codziennie przez 200 dni byli poddawani torturom, które miały ich zmusić do wyrzeczenia się wiary. W marcu następnego roku wyzionęli ducha. I w tym samym roku przypłynęła druga grupa misjonarzy z o. Giuseppe Chiarą, który jest prototypem filmowego o. Sebastiana Rodriguesa. Oni też zostali od razu schwytani i to oni nie wytrzymali tortur, choć do dziś nie wiadomo czy wszyscy, czy tylko niektórzy, informacje są sprzeczne. Film przestawia tylko tę drugą grupę misji Rubino…
Dlaczego misja Rubino zaczęła się dopiero po kilku latach od apostazji o. Ferreiry?
– Pewna wiadomość, że o. Ferreira wyrzekł się wiary nadeszła dopiero po dwóch latach. Pierwsze wieści mówiły tylko, że wraz z innymi kapłanami został poddany torturom, więc było oczywiste, że został męczennikiem – statek portugalski wypływał z Japonii akurat kiedy ich torturowano. Później pojawiła się wiadomość ze statku chińskiego, że Ferreira jest teraz Japończykiem, wyrzekł się wiary i bierze udział w przesłuchaniach chrześcijan. To było nie do pomyślenia! Był przecież wiceprowincjałem, a został nim dlatego, że poprzednicy zostali zakatowani. Pisał w swoich raportach: „Czyhają na nas, żeby nas wydać za pieniądze, żyjemy w wielkiej konspiracji”.
Zgłaszali się jezuici, którzy chcieli pojechać w jego miejsce, żeby zadośćuczynić za jego odstępstwo od wiary i być z wiernymi podziemnego Kościoła. Nie zyskało to aprobaty władz zakonnych, które mówiły, że to zbyt wielka ofiara z życia ludzkiego. Trzeba o tym pamiętać, bo wielu mówi: po co było narażać misjonarzy? Nie było na to zgody, to oni sami chcieli jechać i w końcu przełożeni ulegli.
I film to pokazuje.
– Ale fakty historyczne są w nim wymieszane. Na przykład na ekranie pojawia się o. Alessandro Valignano, który jest postacią historyczną, ale nie z tego okresu, wtedy już nie żył. Podobnie jest zresztą w książce Shūsaku Endō, na której podstawie film powstał. Gdy zaczęłam ją czytać, nie mogłam uwierzyć w ten groch z kapustą. W książce przeczytałem, że męczennicy z Nagasaki zostali spaleni, co jest bzdurą, bo oni zostali przywiązani do krzyży i przebici włócznią. Chrześcijanie byli paleni, ale w innych egzekucjach. W gejzerach Unzen ustawiano krzyże i ich tam po prostu gotowano. Na szczęście w polskim tłumaczeniu jest napisane, że książka jest fikcją, jedynie opartą na prawdziwych wydarzeniach.
Mam pretensję o to, że „Milczenie” nie koncentruje się na męczennikach, bo było ich więcej niż apostatów. Po obejrzeniu tego filmu ktoś napisał, że nie dziwi się, iż chrześcijaństwo się w Japonii nie przyjęło, skoro za wiarę umierali japońscy chłopi, podczas gdy misjonarze się wyrzekali wiary. A takie wrażenie może odnieść ktoś, kto nie zna historii.
Zgadzam się z recenzją o. prof. Dariusza Kowalczyka, który napisał, że gdyby misjonarze męczennicy zostali bohaterami tego filmu, to byłby on apoteozą chrześcijaństwa, a do tego raczej Hollywood by nie dopuściło.
Jaka może być odpowiedź Kościoła na „Milczenie”?
– Myślę, że odpowiedzią Kościoła na przesłanie tego filmu powinna być beatyfikacja jezuitów, którzy przybyli do Japonii w pierwszej grupie misji Rubino i wszyscy ponieśli męczeńską śmierć za wiarę.
Rozmawiał Paweł Bieliński
***
Dorota Hałasa, japonistka i dziennikarka, mieszkająca od ćwierć wieku w Japonii, autorka książek „Życie codzienne w Tokio” i (z o. Zbigniewem Kwiatkowskim) „Chrystus w kraju samurajów”.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.